- Muszę kupić samochód – oświadczył Drugorodny.
Podniosłem na niego oczy znad książki. Oddaliło to na chwilę groźbę wybuchu wojny atomowej, do której usiłował przekonać mnie Ken Follett i nieco uspokoiło moje myśli, skierowując ich nurt na inny tor. Spojrzałem na swą latorośl i poczułem wzruszenie. Jeszcze niedawno był taki malutki! A dziś, proszę, własny samochód mu się marzy i to nie taki nakręcany! Ech, jak ten czas szybko leci…
- Dopsz – odparłem i wróciłem do lektury, ponownie zajmując się poważną sytuacją międzynarodową i narastającą groźbą globalnego konfliktu, wywołanego przez ludzki upór i brak prób zrozumienia racji drugiej strony.
Stał nade mną jakieś pół minuty, zanim zorientował się, że to koniec rozmowy. Nie wiem, czego się spodziewał. Że co ja mu powiem? Że jest za mały? Jest większy ode mnie, choć akurat to nie jest jakimś przesadnie wielkim osiągnięciem. Mniej więcej 99% pełnoletniej ludzkości zdołało tego dokonać. Że uznam to za wyrzucanie pieniędzy? Nie moich pieniędzy, więc co mnie one obchodzą? Uczciwie sobie zapracował, to ma. A kocha samochody i rzeczywiście potrzebuje czegoś do poruszania się. Właśnie zmienia pracę, będzie musiał bardzo wczesnym rankiem dotrzeć na drugi koniec miasta, a autobusy jeszcze wtedy nie jeżdżą. Latem nie ma problemu – rowerem albo nawet piechotą – ale podczas jesiennej szarugi? Żadna przyjemność siedzieć w pracy przez wiele godzin w mokrych ciuchach. W każdym razie, w zakupie samochodu nie zamierzałem mu przeszkadzać.
- Ale nie chodzi o przeszkadzanie – zaperzył się. – Wręcz przeciwnie, chciałem, żebyś mi pomógł. Bo znalazłem odpowiednie auto, ale ono jest jakieś osiemdziesiąt kilometrów stąd!
Zajęty rozkminianiem skomplikowanej sytuacji międzynarodowej między Chinami i Koreą Północną, nie od razu zorientowałem się, o co mu tak naprawdę chodzi. Normalnie, po prostu wręczyłbym mu kluczyki do swojego samochodu i wróciłbym do lektury. Ale po pierwsze, mój samochód nie ma kluczyków, tylko karty, a po drugie, tę drugą kartę to on w zasadzie już sobie przywłaszczył na dobre, więc nawet tego nie musiałem robić. Co zatankuję do pełna, to po dwóch dniach w baku hula wiatr. Zapewne tylko fakt, że akurat byłem w domu, na zaległym urlopie skłonił go do tego, aby w ogóle dać mi znać, że bierze samochód.
- Tylko dotankuj, bo nie dojedziesz – mruknąłem, żeby w ogóle jakoś zareagować. – A nawet jeśli dojedziesz, to ja nie chce być zaskoczony świecącą kontrolką rezerwy akurat wtedy, kiedy się gdzieś spieszę.
Gębowo okazał brak cierpliwości, wydając z siebie trudny do zdefiniowania dźwięk.
- A co jak zdecyduję się go kupić? – spytał. – To przecież od razu nim wrócę! Musisz jechać ze mną. Bo kto wróci twoją lux torpedą?
Westchnąłem cicho. No tak, miał całkowita rację. Czyli trzeba się zwlec z kanapy i odłożyć książkę na półkę. Wprawdzie oddaliło to groźbę wybuchu globalnej wojny atomowej, ale słabe to pocieszenie. Kiedyś dotrwam do końca lektury i nic mnie przed tą wojną nie uchroni.
Pogoda była ładna, więc w sumie nie narzekałem. Jechaliśmy sobie spokojnie, opowiadając sobie zabawne historyjki i w zasadzie wspominam ten czas jako bardzo udany. Z wyjątkiem przejazdu przez sąsiednie, niesamowicie zakorkowane miasto, w którym moja samochodowa kamerka zebrałaby trochę materiału do „Stop Cham”, gdybym tylko nie zapomniał jej włączyć.
Samochód, który na nas czekał, wyglądał ładnie, aczkolwiek moje techniczne oko dostrzegło kilka potencjalnych ognisk rdzy i przetartą osłonę dźwigni zmiany biegów. Pod maską sucho, silnik pracował równo… Pora na przejażdżkę.
No i wyszło szydło z worka!
- Wrzuć na chwilę na luz – zaproponowałem. – Posłuchajmy łożysk.
No, nie dało się ukryć. Łożyska hałasowały jak rozochocona publiczność na koncercie gwiazdy disco-polo. Ale milczałem do samego końca. To Drugorodny musiał sam zdecydować. No i zdecydował.
W drodze powrotnej zadzwonił do Koleżanki Małżonki
- Będziesz ze mnie dumna – oznajmił. – Nie kupiłem pierwszego lepszego, jak się obawiałaś. Wykazałem się rozsądkiem i daleko idącą przezornością! Poszukam innego.
I tak, na parę tygodni został bez samochodu, systematycznie rujnując mój. Kontaktował się jeszcze z kilkoma sprzedawcami. Ja sam spytałem kolegę, który sprowadził mi moją obecną lux-torpedę – ale on nie sprowadzał tanich samochodów, na kieszeń Drugorodnego.
- Jak doliczę koszty transportu i podatki, to z taniego zrobi się drogi – rozłożył ręce. – Dlatego kupuję droższe, bo wtedy to ułamek ceny.
Wczoraj Drugorodny znalazł odpowiedni samochód u sąsiada z naprzeciwka. Z tego samego piętra! Zza ściany! Bliżej już się nie dało. Nawet nie musiał do niego wychodzić, bo przy akustyce mieszkań z wielkiej płyty, mógł sobie z nim porozmawiać przez ścianę, nie wstając z łóżka.
Obejrzeliśmy, obmacaliśmy, obkopaliśmy opony, przejechaliśmy się... Po czym Drugorodny stał się właścicielem całkiem użytecznego autka.
- Pamiętaj - zagroził sąsiadowi - jeśli mnie oszukałeś, to ja cię znajdę!
I tak wreszcie dał mi powód, abym swoją lux torpedę doprowadził do porządku i zatankował do pełna, bez obaw, że za dwa dni znajdę ją z pustym bakiem i zaśmieconą papierkami od cukierków.
Straszliwie się te dzieci starzeją, wnuki zresztą też- dopiero co to się urodziło a teraz starszy skończył 15 lat a młodszy w lutym skończy 13. A skoro czytujesz Folleta to polecam jego "trylogię"- "Filary Ziemi," "Słup Ognia", "Świat bez końca"- przeczytałam te trzy tomy jednym tchem. Teraz na polski przetłumaczono też tom IV pt. "Zbroja światła". Uwielbiam książki Folleta .A z awanturniczych powieści to Ci polecam "Shantaram", która napisał przestępca siedząc w więzieniu, czyli Gregory Dawid Roberts.
OdpowiedzUsuńanabell
Gwoli ścisłości, owa trylogia (czytałem) stała się już wcześniej tetralogią, bowiem dopisano do niej prequel "Niech stanie się światłość" (też czytałem). Na piątą część jeszcze nie trafiłem, ale jak trafię, to na pewno przeczytam.
Usuńto tak czasami jest... kiedyś chciałem zmienić swój sposób zarabiania na życie, który z uwagi na zmiany na rynku przestawał być rozwojowy, trochę też już męczyło prowadzenie biznesu i zacząłem się rozglądać za jakimś klientem na mój czas, innymi słowy zachciało mi się pracować u kogoś, szukałem tu i tam z marnym skutkiem zresztą, a tu nagle własny brat zapytał mnie, czy nie myślałem o jakiejś zmianie, bo okazało się, że wakuje się miejsce w firmie, której on sprzedawał swój czas...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Przypomina mi się tytuł jednego z rozdziałów "Dwadzieścia lat później" A.Dumasa, "W którym d'Artagnan, szukając Aramisa bardzo daleko, ujrzał go siedzącego na koniu, z tyłu, za Blanchetem".
UsuńOj tak dzieciaki szybko dorastają: do własnych aut, do swoich mieszkań, do dorosłości.
OdpowiedzUsuńMiło się zdarzyło, że znalazł tak blisko :)
Niech mu dobrze służy!!!!
P.S. A jak tam granie? Przecież masz już fesiek? (feśka?)
Fesiek służy, dziękuję. Musiałbym jednak chyba podkleić jego nogi jakąś gumą, bo troszkę się ślizga na podłodze.
UsuńTo i tak nieźle, bo u nas to częściej bywa tak, że do wspólnej wyprawy po nowe auto znajdują się koledzy z własnymi pojazdami, ale problem jest nie w tym, że daleko, tylko że drożej, niż było zaplanowane, czyli kochane pieniążki dajcie rodzice. A że mąż - fan samochodów, to zawsze daje się naciągnąć.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, jak się sprawia fesiek?
Fesiek sprawuje się na medal. I właśnie przyszło mi do głowy, że mógłbym taki medal zaprojektować. "Za wzorowo pełnioną służbę".
UsuńNo masz, ja też szukam samochodu, najlepiej całkiem blisko. Hałasujące łożyska w swoim starym wymieniłem, gdy okazało się, że jest jeszcze coś - zepsute zawieszenie, do tego stopnia, że wymaga wymiany tylnej osi, co czyni naprawę nieopłacalną. Cóż..., nici z wyjazdu na Kanary, nie będzie słońca na Wielkanoc, będzie inny samochód.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza, że na Kanary niełatwo dojechać samochodem, prawda? Może skusisz się na jakąś tańszą miejscówkę, jakiś Afganistan, albo coś w trym rodzaju? Też mają ciepło.
UsuńAfganistan odpada z powodów następujących:
Usuń1. Zbyt drogie bilety.
2. Zbyt długa podróż.
3. Zbyt duże ryzyko "kęsim" i innych przykrości.
4. Zbyt duże rozbieżności światopoglądowe, nawet z umiarkowanymi mieszkańcami.
Sam pobyt na Kanarach i dostanie się tam nie są takie drogie, problemem w takiej wycieczce jest to, że na jej koszty nakłada się redukcja dochodów - tej składowej nie zmieni inna lokalizacja.
Żeby jednak nie było tak pesymistycznie, umiemy sobie sprawiać drobne przyjemności i w naszej wsi, więc nie łączmy odłożenia wyjazdu z cierpieniem. Na razie najbardziej cierpię z powodu stresu związanego z koniecznym zakupem, zmianą dokumentów, ubezpieczeń, pośpiechem spowodowanym przerwą w pracy (bez bryki ani rusz).
Nie zawsze lepiej tam daleko gdzie nas nie ma.
OdpowiedzUsuńAle o tym przekonujemy się dopiero, gdy jesteśmy daleko.
UsuńPod latarnią najciemniej - jak to stare przysłowia sprawdzają się w życiu!
OdpowiedzUsuńPierwsze auto kupiliśmy używane, miało ukryta wadę w silniku, Poszło na złom, ale kolejni fachowcy opróżnili nam konto. Od tej pory tylko nowe, na kredyt!
Zdradź jeszcze proszę, jak Cię było stać na nowy samochód, po opróżnieniu konta. Bo ja liczę i liczę i wychodzi mi, że mogę kupić jedynie koło zapasowe, hak, lewarek i zapachową zawieszkę na lusterko.
UsuńTo nie było tak od razu, zaciskaliśmy pasa parę lat, potem wzięliśmy auto w kredycie 50/50, od tamtej pory mamy już trzecie, poprzednie oddaliśmy w rozliczeniu. Warto, bo jest gwarancja i wlewasz tylko paliwo.
UsuńTo na początku wydaje się nieosiągalne, a zarabiamy poniżej średniej krajowej.
My-nie mamy auta, ale dzieci owszem, wymarzone, komfortowe i najważniejsze za swoje kupione:)
OdpowiedzUsuńTak-da się żyć bez samochodu!
To zależy. Pewnie, ze da się żyć bez samochodu - ale we współczesnym świecie, młody, czynny zawodowo facet zwyczajnie go potrzebuje. A jeśli nie ma, musi zgodzić się na pewne niedogodności. Może się zgodzić, ale po co, jeśli nie musi?
UsuńPisałam, że my- żyjemy bez auta.
UsuńDzieci mają, używają:)
Rozsądny Drugorodny. :)
OdpowiedzUsuńBTW, ja już tego Folletta przeczytałam. Uwielbiam jego pisanie, ale ta była najlepsza jak dotąd. Nie mogłam się oderwać. Miłej lektury :)
Unia Europejska, rządy i samorządy walczą o wykluczenie samochodów - mnożą się strefy czystego transportu, buspasy, ulice w miastach są zwężane, parkingi likwidowane.
OdpowiedzUsuńJakbym mieszkał gdzieś w centrum miasta i miał pracę w zasięgu dogodnej komunikacji, to pewnie bym tę politykę popierał.
Jak jednak sprawdziłem empirycznie - dojazd do pracy środkami komunikacji publicznej zabierałby mi dwukrotnie więcej czasu (przy standardowym zakorkowaniu), lub czterokrotnie więcej czasu (bez korków)...
Może i się mnożą, ale ja na strefę czystego transportu nie trafiłem, za to w Dublinie buspasy przyspieszają transport autobusowy. Zwężenia ulic nie są robione przeciw kierowcom, a przeciw wypadkom śmiertelnym (na szerokiej ulicy zawsze znajdzie się idiota, który nie respektuje ograniczeń prędkości, a jak ma wąsko i kręto, to kupa w majtach ułatwi mu zdjęcie nogi z gazu - na tej zasadzie opierają się "miasteczka holenderskie"). Nie spotkałem się z masową likwidacją parkingów, ale ich ceny sprawiają, że pracownicy często wolą do centrum dojechać autobusem, pociągiem lub tramwajem, co w jakimś stopniu rozładowuje ruch. Też bym wolał, gdybym miał płacić 35 euro za dzień, bo w tej cenie mógłbym wynająć pokój, przy najmie długoterminowym.
UsuńAby pogodzić interesy mieszczuchów i dojeżdżających powinny być pojemne i dogodne parkingi park and ride. W Warszawie niby są, ale nawet nie próbuję z nich korzystać.
UsuńOdkad Cie znam czyli jakichs 14tu lat, zycze sobie miec choc krople Twego daru opowiadania.
OdpowiedzUsuńUmiesz stworzyc swietna historyjke z codziennych wydarzen, upieknic, wkrecic w nie ciekawe dygresje, nadac forme i napiecie a czesto puente.
W tej puenta jest ze nie warto sie napalac co u przyszlego a takiego "pierwszy raz" mlodzienca mogloby sie zdarzyc. I ogladajac uzywany samochod powinno sie miec doradce a moze nawet znajomego mechanika ze soba. Syn zrobil wiec bardzo rozsadnie rezygnujac z pierwszego.
Gratuluje - teraz swoj bedziesz mial tylko dla siebie nie mowiac o rzadszym tankowaniu. Pelny komfort - ja mam tylko dla siebie wiec wiem. Nawiasem mowiac co tylko dyskutowalismy i porownywalismy ceny bezyny u nas na przestrzeni dekad bo konczy sie nam czwarta - i orzeklismy ze nawet gdy podskoczy to jest tania w stosunku do zarobkow. Np moj maz na pelny bak, 18 galonow , (galon = 3.8 L), musi pracowac 20 minut, nie wliczajac emerytury, a starcza mu to na 2 tygodnie. Inni maja inaczej jezdzac wiecej ale nie mozemy narzekac, co nie?
Ja tez czytalam tego Folletta, jak i inne jego ksiazki ale to bylo dawno temu wiec zdazylam zapomniec.
Feskowi podloz gumiana mate, obejdzie sie bez podklejania.
Synowi tez gratuluje i zycze przyjemnej a bezpiecznej jazdy.