Strasznie denerwuję się przed wszelkimi rozmowami. Nieważne, czy online, czy w realu. Oglądam czasem dyskusje w studiu, występy na scenie, czy nawet debaty w Sejmie i bardzo zazdroszczę tym ludziom, że potrafią wypowiadać się z taką swobodą. Mnie taka sytuacja paraliżuje. Nawet, jeśli rozmawiam tylko przez telefon. Jak twierdzą moi znajomi – niemowa jest w stanie mnie przegadać.
No, taki już mój charakter i nieuchronnie spleciony z nim los – zawsze w cieniu. Nie, żeby mi ten cień przeszkadzał – o nie! Dobrze czuję się zlany z otoczeniem, nie rzucając się w oczy. Cóż, nie mam w sobie tego rodzaju odwagi, jaka jest potrzebna w chwili, gdy cała uwaga jest skupiona na mnie. Zamiast zabierać głos, wolę się przysłuchiwać.
I to ja miałem uczestniczyć właśnie w negocjacjach, dotyczących ulgi w spłacie kredytu mieszkaniowego – tego, który zmuszony byłem zaciągnąć lata temu, który zrujnował moje finanse i sprawił, że do dziś muszę na wszystkim oszczędzać! To przez niego, zamiast nowym samochodem, jak moi koledzy, na zjazd przyjeżdżam kilkunastoletnim skrętkiem! Tak, przyznaję, nienawidziłem tego kredytu. Kosztował mnie nie tylko kupę kasy, ale przede wszystkim nerwów. Kiedyś nawet o tym napisałem.
Ale mimo wszystko, przed tą rozmową czułem się tak, jakbym miał wstąpić na szafot. Na ten szafot, na którym oczy całego tłumu byłyby skierowane na mnie. O nie, na coś takiego się nie piszę! Wolałbym już kameralnie, dyskretnie, w katakumbach, strzałem w tył głowy…
- To przecież tylko rozmowa! – jęknęła Koleżanka Małżonka. – Musisz tak panikować? Nawet decyzji nie musimy dziś podejmować.
- A w sumie, po co nam ta ugoda? – odezwałem się nieśmiało. – Spłacamy ten kredyt tak długo, że bez niego czegoś będzie nam brakowało i nasze życie stanie się niepełne. Ja już do niego przywykłem. Mnie on się nawet podoba! Bez niego moje życie stanie się wyprane z jakiejś wartości, która towarzyszyła mi już od wielu lat.
- Co ty bredzisz?
- No, wiesz – wykonałem gest, który w zasadzie mógł oznaczać wszystko, od „los ludzki jeno w gwiazdach zapisany” do „ale mnie brzuch boli!”. – Przyzwyczailiśmy się do niego, jakoś tam on nas scalał, niby wspólny wróg. Przecież wiesz, jak wspólny wróg potrafi zjednoczyć ludzi! I boję się, że bez niego nasze małżeństwo się rozpadnie. Bywały takie przypadki! – dodałem szybko.
Koleżanka Małżonka również wykonała wieloznaczny gest, tak mniej więcej od „muszę powiesić firany” do „gdzie ja miałam oczy jak za niego wychodziłam?”.
- Usiądziesz przy mnie i będziesz negocjował - oznajmiła. – I to twardo! Tak twardo jakby chodziło o twoje życie!
Wzruszyłem ramionami.
- W sumie, to ja już całkiem długo żyję. Nie wiem, czy chcę więcej. Sama wiesz, zaczną się kłopoty ze zdrowiem, bóle krzyża, ischias, podagra… O, już mnie kolano boli!
Jej spojrzenie sprawiło, że nie dokończyłem.
Im bliżej było do wyznaczonej godziny, tym silniej dawała o sobie znać moja wrodzona panika. Gdy usiedliśmy już razem na kanapie przed tabletem, serce waliło mi jak nie zamknięte drzwi od stodoły przy porywistym wietrze, tylko bardziej regularnie. Zwłaszcza, że przy próbie uruchomienia telekonferencji, trzeba było na gwałt zawołać Młodego, bo żadne z nas nie umiało włączyć odpowiedniej opcji. To mnie jeszcze bardziej zdenerwowało. Ot, stare my dziady!
Wreszcie jest połączenie! Coś tam zamrugało, zapiszczało i na ekranie pojawiły się twarze dwu uśmiechniętych pań. Od razu mnie sparaliżowało. Mimo to, udało mi się wydukać kilka słów powitania.
Jedna z nich była mediatorem, druga reprezentowała bank.
I wtedy dotarło do mnie, że już nie ma odwrotu…
Na szafot wstąpiłem pogodzony z losem…
Takie rozmowy sa stresujące, ja też zaczynam wtedy myśleć : a może jednak nie, może tak zostawić, może coś tam. Przekonuję się, że to przecież żeby mi się poprawiło!
OdpowiedzUsuńNie lubię rozmów na SKYPE itp. komunikatorach, bo jestem niefotogeniczna. Ale gdy rozmawiałeś ze mną przez telefon to nie wyczuwałam w Twym głosie paniki, Ty się tylko dziwiłeś, że jestem na FB i jego komunikatorach. A ja co roku muszę udowadniać przez SKYPE ZUSowi, że jeszcze żyję i nadal muszą mi płacić emeryturę. To jednak dla mnie wygodniejsze niż gnanie do polskiej ambasady. Serdeczności;)
OdpowiedzUsuńRozmawialiśmy przez telefon? Teraz to mnie przeraziłaś! Jestem pewien, że pamiętałbym tę rozmowę.
UsuńRozmawialiśmy dość dawno, nim poprzednim razem jechałeś służbowo do Niemiec. I nie była to długa rozmowa ani przerażająca;)
UsuńTo musiał być dla mnie ogromny stres. Na tyle ogromny, że nastąpiło wyparcie tego wydarzenia - bo ja tego nie pamiętam. Czy to możliwe, że jednak się pomyliłaś?
UsuńŚwietnie opowiadasz, pozdrowienia dla koleżanki małżonki:-)
OdpowiedzUsuńTakich rozmów tez nie cierpię, niby chodzi o moje prawa i mój interes, ale nie umiem być waleczna...
Mam niską przebojowość. Na samym dole skali.
UsuńKiedyś czytałem opowiadanie o człowieku, który nagle zaczął wygrywać wszystkie negocjacje. Powodem był uporczywy ból zęba, nie mógł go powstrzymać i wył tak żałośnie, że druga strona nie tylko ustępowała, ale dawała znacznie więcej, niż przed negocjacjami bohater mógł sobie wymarzyć. Dzięki temu m.innymi wysoko awansował. W końcu jednak poszedł do dentysty i się skończyło. "To ci kwiatki" - Adam Ochocki. To zdaje się w tym zbiorze opowiadań powinieneś szukać natchnienia.
OdpowiedzUsuńJa tylko raz doprowadziłem do szybkiego rozwiązania i zakończenia dyskusji - strasznie chciało mi się wtedy do toalety.
Usuń
OdpowiedzUsuń"Czy walczyłeś raz?
Czy choć raz wygrałeś?"...
/R.Kostrzewski/...
a na razie, to czekamy na dalszy rozwój akcji...
p.jzns :)
Na oba pytania odpowiem wkrótce.
UsuńJesooo Nit, dawaj ten tajemniczy ciąg dalszy. Ja mam od wczoraj nerwy na postronkach😔
OdpowiedzUsuńTo nic w porównaniu do moich nerwów ;) Muszę trzymać w napięciu, bo inaczej nie potrafię przekazać, co wtedy czułem.
UsuńZnajac Twoj wspanialy blog ciezko uwierzyc w Twoj brak swobody i latwosci wyrazania sie. Jednak wierze bo mam inaczej ale podobnie - tresc bloga, bo nie robie brudnopisu, pieknie i nawet dowcipnie uloze sobie w glowie , z zadowoleniem a nawet duma trzymam w niej do momentu przelania w tresc blogowa - i to wszystko bo tylko zaczne pisac wychodzi mi nudna, monotonna, plaska zamiast 3D notka.
OdpowiedzUsuńDo rozmow/negocjacji lepszy jest moj maz niz ja, powiedzialabym nawet ze chetnie czyha na takie okazje bo zazwyczaj zwycieza i nawet nie chodzi mu o wytargowanie forsy tylko sam fakt ze potrafi.
Faktycznie Nitager - przyjemnosc masz w torturowaniu nas czy co wciaz zmuszajac do czekania na ciag dalszy?
To nie torturowanie - to budowanie napięcia! A jak jest napięcie, można podłączyć kilka ledów i mamy darmowe światło. To moja odpowiedź na elektrownie wiatrowe.
UsuńO swoje to ja mogę powalczyć, chociaż nie powiem, żeby to była przyjemna sprawa, ale też nie przez jakieś komunikatory czy insze telewizory - już i tak dobrze, że nauczyłam się dyskutować przez telefon. Ale zdecydowanie preferuję kontakt bezpośredni.
OdpowiedzUsuńW temacie wpływu kredytu na małżeństwo to masz rację: niektórzy twierdzą, że nic małżeństwa tak nie cementuje, jak kredyt hipoteczny.
No dawaj ten ciąg dalszy, bo popcorn się kończy!
Ja zaś preferują brak kontaktu i unikanie sytuacji, w których jakikolwiek kontakt jest potrzebny. Za dużo nerwów mnie to kosztuje.
UsuńJa kiedyś byłam bardzo nieśmiałą dziewczyną, a teraz odwagi mi nie brakuje, gadam...
OdpowiedzUsuńCzekam na cd:)
Pozazdrościć. Mnie z wiekiem tylko się pogarsza.
UsuńSłyszałam o tym, że ludzi paraliżuje strach przed wystąpieniami publicznymi. Ale nie wiedziałam, że jesteś wśród nich Nitagerze.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co napisać, bo współczuję brzmi jakoś tak pobłażliwie, a to nic innego jak twoja cecha, która wprawdzie przeszkadza w życiu, ale nie jest niczym, czego należałoby się wstydzić.
Czekam na ciąg dalszy tych rozmów.
Mimo wszystko mam nadzieję, że rozmowy poszły lepiej, niż się spodziewałeś....
Powiem nieskromnie, że potrafię jako-tako pisać - i stąd pewnie wrażenie, że w kontaktach bezpośrednich jestem taki sam. Otóż - no cóż - nie jestem... Chociaż chciałbym.
Usuń