Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


poniedziałek, 21 czerwca 2021

Dawno nie było remontu - cz. III

     Po pewnym pracowitym czasie, wszystkie manele z pokoju chłopców zostały posegregowane, opłakane łzami rzęsistymi i zaniesione na przechowanie do dużego pokoju, bądź na śmietnik. Meble rozebrałem na czynniki pierwsze, częściowo przy użyciu wkrętarki, częściowo młotka, a częściowo brutalnej siły. Moje ręce wyglądały po tym jak po walce z bengalskim tygrysem. Płyty mebli pracowicie posklejałem taśmą na wygodne do przenoszenia pakiety.

     Nie bardzo było wiadomo, co z nimi zrobić. Miejski Zakład Oczyszczania ma bardzo surowe reguły na czas pandemii – trzeba się umówić na konkretną datę i godzinę. A tę wyznaczono mi – za trzy tygodnie! Wcześniej się nie da, bo kolejka jest naprawdę długa.

      To była katastrofa. Przez trzy tygodnie te dechy miały mi zalegać w mieszkaniu? Przecież już za tydzień mają nam przywieźć nowe szafy! Gdzie ja je tu zmieszczę? A jeszcze muszę odmalować ściany!

          Z pomocą niespodziewanie przyszła mi moja własna, rodzona matka, która załatwiła nam miejsce tymczasowego przechowania we własnej piwnicy. Mieszka niedaleko - jakieś dwadzieścia minut piechotą. Rozpoczęło się znoszenie pakietów desek do samochodu. Z czwartego piętra! A mebli było sporo! Razem z Koleżanką Małżonką musieliśmy obrócić kilkanaście razy tam i z powrotem, aż do zapełnienia bagażnika samochodu. A potem jeszcze raz i jeszcze raz. I na co komu siłownia?

     Szpachlowanie i malowanie ścian i sufitu zajęły mi prawie cały tydzień – bo mogłem robić to tylko po pracy. Najpierw szlif zgrubny, niwelujący większe nierówności i generujący nieopisane ilości żółtego pyłu, który można było znaleźć dosłownie wszędzie. Potem szpachlowanie, które spaprałem koncertowo i szlif wykańczający, po którym trzeba było odkurzyć całe mieszkanie. Ale nie odkurzaczem - zapchał się biedak już po pierwszej minucie. Miotłą, mopem, miotłą, mopem, miotłą mopem, mopem, mopem i mopem, A nazajutrz jeszcze raz mopem. Potem malowanie podkładem i dwie warstwy farby.

     Cudem wyrobiłem się na czas.  Mam oczywiście na myśli cud dialektyczny! ("Rzeczpospolita babska") Następnego dnia przywiozą nam szafy.

     - Może załatwimy sobie kogoś do pomocy? – zaproponowałem. – To może być ciężkie, na pewno będzie długie, a klatka schodowa wąska.

     - Damy radę – skwitowała Koleżanka Małżonka. – Przecież to nie pierwsze meble, które tu wnosimy. Wypoczynek wnieśliśmy, to rozmontowanych szaf nie damy rady?

     Miałem wątpliwości. Wątpliwości zamieniły się w samospełniającą się przepowiednię.

     To były szafy do samego sufitu, z rozsuwanymi drzwiami. Jedna długa na sto osiemdziesiąt centymetrów, druga na dwa metry. I każda była bowiem spakowana w trzy kartony. Trzy! I w tych kartonach mieściły się górny i dolny wieniec (długi na dwa metry), ściany boczne i środkowa (prawie dwa i pół metra), półki, drzwi i wiele innych drobiazgów. Gdy zdjęliśmy z samochodu pierwszy karton, w naszych oczach ukazało się przerażenie. Te kartony nie ważyły bowiem przepisowych pięćdziesięciu kilogramów. Ważyły o wiele więcej. Jeden, jak się później okazało zawierający rozsuwane drzwi z lustrami, prawdopodobnie ze dwa razy więcej! 

     Ledwo daliśmy radę dotargać go z parkingu pod klatkę schodową!

     A tu trzeba wtargać to na czwarte piętro, po wąskich schodach, na których nie da się tego nawet obrócić! I takich kartonów jest aż sześć!

     Mało?

     To przyjmijcie do wiadomości, że właśnie niebo zaczęło zasnuwać się chmurami i zbierało się na burzę. Nie tylko trzeba te ciężary wtaskać na czwarte piętro, ale jeszcze trzeba to zrobić SZYBKO!

     - Nie damy rady – jęknąłem. – Nie jesteśmy w stanie. Dzwoń do brata.

     Ale brat był z rodziną w innym mieście, jakieś sto kilometrów dalej.

     Szwagier to jednak bardzo pożyteczny człowiek. Wprawdzie ręce ma jak z drewna i na pomoc we wszelkich pracach ręcznych liczyć na niego nie można, ale za to jest niesamowicie obrotny i wszystko potrafi załatwić. Nie mógł przyjechać, ale po kilku jego telefonach pod naszym blokiem pojawił się kuzyn, kolega i jego kolega, którego nie znałem. No, mistrzostwo świata!

     I wiecie co? We czterech LEDWO daliśmy radę! I to po rozpakowaniu najcięższej paczki i wniesieniu ich elementów osobno. A miałem to zrobić sam, z pomocą Koleżanki Małżonki. Doprawdy, to byłoby jak wyprawa z motyką na słońce.

     Ponieważ trafnie przewidzieliśmy, że nikt z nich nie weźmie od nas zapłaty za tę ciężką robotę, w pocie czoła (nie tylko czoła – zostawialiśmy za sobą mokrą strugę), Koleżanka Małżonka zakupiła dla każdego po czteropaku dobrego i przyjemnie schłodzonego piwa, żeby choć trochę się odwdzięczyć. Ale tego też nie przyjęli, pozostawiając nas w głupiej sytuacji. Szwagier jednak zapewnił przez telefon, że "to załatwi". Pod tym względem ufam mu całkowicie.

     Piwo musiałem wypić sam. Co zrobić, przecież nie wyleję! I wiecie co? Życie bywa całkiem przyjemne, od czasu do czasu.


11 komentarzy:

  1. Nienawidzę mebli w paczkach. Gdy zmienialiśmy meble to zakupiłam "komplecik" z tzw. "wystawki", czyli te, które stały w sklepie meblowym już złożone, stabilne, wszystko było tip-top, wiadomo było,że nie zabraknie nagle jakichś śrub czy podkładek czy listewek, a wszystkie drzwiczki się domykały, szuflady suwały bez zacinania i nóżki mebli były tej samej długości. A ponieważ dopiero zaczynał się u nas remont i ekipa remontowa miała jeszcze co nieco do skończenia go, umówiłam się z kierownikiem piętra (bo to było w tzw. "Domu Meblowym Anna", że przechowają mi ten zestaw w magazynie aż do zakończenia u mnie remontu. No i jak się remont skończył to pojechaliśmy do tego meblowego sklepu, obejrzeliśmy, czy wszystko w porządku i na drugi dzień mieliśmy meble w domu, ja tylko pokazywałam co gdzie należy postawić. A ponieważ meble kuchenne były tylko w paczkach, to ekipa remontowa nam je skręciła i ustawiła wg narysowanego planu. Miałam szczęście, cały remont przeżyłam mieszkając w mieszkaniu przyjaciół, nad naszym remontowanym właśnie mieszkaniem, no ale u nas to był remont generalny-wymiana łazienki, kuchni i całej elektryki bo mieliśmy instalację na przewodach aluminiowych, jak całe nasze osiedle. W Niemczech nikt nie wnosi mebli na piętro schodami lub windą- są wprowadzane do mieszkania ( lub wyprowadzane) dźwigiem, przez okno lub balkon.No to teraz się narobisz ze składaniem tych szaf - naprawdę ogromnie Ci współczuję. To mało fajne, nawet gdy nie zabraknie śrub lub innych "składników". Utylizacja starych mebli tu też jest gehenną, trzeba je rozłożyć na czynniki pierwsze a potem stać w kolejce do punktu składowania.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samodzielny montaż to jednak oszczędność pieniędzy. Niestety, wciąż musze się z tym liczyć.

      Usuń
    2. Ale meble z tzw. "wystawki" mają tę zaletę, że są zawsze przecenione- są traktowane jak meble używane.

      Usuń
  2. Znaczy następnym razem relacją że skręcania? Już się nie mogę doczekać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na przyszłość nauczka- nie gromadzić!
    A synowie nic się nie przyczynili do sprzątania? nieładnie🤔

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przyszłości nie będzie miał kto gromadzić. Synowie już z nami nie mieszkają, pracują w innych miastach. Gdy mogą, przyjadą pomóc, ale rzadko się tak zdarza, żeby akurat pasował im i nam. Drugorodny zresztą bardzo nam pomógł, o czym będzie później.

      Usuń
    2. Widzę, że nie wyświetlają się u Ciebie w linkach moje nowe 2 posty:(

      Usuń
  4. Jednym słowem, Świat i Ludzie są przychylni Tobie.

    OdpowiedzUsuń
  5. No nie, na wnoszenie mebli, nawet w paczkach, po piętrach, nawet na drugie, to już nikt by mnie nie namówił! Zawsze jednak wolałam opłacić wnoszenie.
    I składanie. Nie mam tu zresztą ani szwagra, ani nikogo, na kogo mogłabym w taki spontaniczny sposób liczyć.

    Podziwiam część z oczyszczaniem ścian i szpachlowaniem. Pyłem ze starych farb można się nieźle otruć, a latanie ma mopie zaliczyłam, kiedy miałam remont w domu - wielokrotnie.
    Wręcz czuję, jak to pachniało!

    OdpowiedzUsuń