Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


poniedziałek, 28 czerwca 2021

Dawno nie było remontu - cz.IV

     Tak szybko ten temat się nie skończy. Muszę Was jeszcze trochę zanudzić. Musicie poczuć ten niekończący się ciąg wydarzeń, żeby odczuć nim znużenie – wtedy dopiero będę mógł powiedzieć o sobie, że potrafię słowami przekazać emocje. A że bardzo mi na tym zależy, no to nie mam wyjścia…

     Wykręciłem koszulkę i wrzuciłem ją do kosza na pranie. Pod prysznic na razie nie poszedłem, bo i tak czekał mnie następny etap prac, przy którym przewidywałem wzmożoną aktywność gruczołów potowych. Przynajmniej jedna, ta mniejsza szafa, musiała zostać skręcona jeszcze dziś. Inaczej posypie mi się cały pracowicie przygotowany harmonogram, dograny z dostawami nowych mebli. Ograniczyłem się więc do wytarcia twarzy, bo lejący się z czoła pot już dawno przestał zwracać uwagę na brwi, które rzekomo mają chronić przed nim oczy – i lał mi się strumieniami na moje biedne gałki, szczypiąc jak gaz pieprzowy.

     Najpierw trzeba było zrobić miejsce na prace montażowe, jako że szafa spora. A ciężkie kartony z częściami poukładane jeden na drugim. Trzeba było je teraz zidentyfikować, głównie przy pomocy intuicji, bo szyfrem opisane i poukładać jakoś tak, żeby te z elementami do pierwszego montażu znalazły się na wierzchu.

     Poczułem się jak Wielki Szu – ale tylko przez chwilę, bo on nie musiał tasować tak ciężkich kart, wyrywających ręce ze stawów.

     Co mnie podkusiło, żeby kupić takie małe mieszkanie!* Dobrze, że nie miałem już na sobie koszulki, bo musiałbym ją znów wykręcić. A tak wystarczyło potraktować podłogę suchą ścierą. Zabrałem się za montowanie.

     Mam jako-takie doświadczenie w montażu wyrobów tej firmy. Dopiero co rozkręcone meble chłopców pochodziły zresztą z tej samej fabryki. Tylko tamte były mniejsze – można było je położyć i montować w wygodnej pozycji na podłodze, a po zmontowaniu podnieść je do pionu. Tutaj było to niemożliwe i to aż z dwóch powodów. Po pierwsze, szafa była tak wysoka, że sięgała niemal sufitu. Ani gdzie tego położyć, bo pokój za wąski, ani jak podnieść, bo w pewnej pozycji zahaczyłaby o sufit. Po drugie – była przecież niesamowicie ciężka. Nie dalibyśmy rady jej podnieść, nawet gdyby sufit na tę chwilę usłużnie nam się przesunął o te paręnaście centymetrów w górę. Nie zdradzał wprawdzie takich intencji, ale kto wie? Może on tylko z pozoru taki sztywny. Jedyna możliwość to montaż w pionie, tak jak miała stać.

     Do tej operacji potrzeba było około siedmiu rąk, aby przytrzymać przewracające się ściany i jednocześnie montować usztywniające je półki. W dodatku, ręce musiałyby mieć po półtora metra długości, żeby sięgnąć tam, gdzie akurat istniała potrzeba. Jakoś sobie jednak poradziliśmy. Byłem tak zmęczony, że nie pamiętam jak. Zdaje się, że przy pomocy magii, bo innego wytłumaczenia nie mam. Potem pracowite obijanie jej młotkiem od tyłu, podczas przybijania tylnej ściany z dykty. W późnych godzinach wieczornych, kiedy to w bloku z wielkiej płyty można się spodziewać ataku wściekłych sąsiadów!

     Muszę tu uczciwie przyznać, że tej szafy nie zdołałbym zmontować sam, bez pomocy Koleżanki Małżonki, jak to zrobiłem przed laty z meblami chłopców.

     Teraz nastąpiła dość długa przerwa na sen i pracę zarobkową. Pierwszą pozycję dało się ograniczyć, drugiej nie. Późnym popołudniem znów zabrałem się za remont.

     Zmarszczyłem brwi nad harmonogramem, co z pewnością dodało mi powagi i specyficznego uroku, jaki miewają tzw. „ważni ludzie”. Mam nadzieję, że choć trochę wyrównało to minusy, wynikające z mojego wyglądu (bez koszuli, w poplamionych farbą spodenkach, spocony, zakurzony, ciężko dyszący). Wynikało z niego, że najpierw czeka nas przekładanie maneli ze starych szaf w naszej sypialni, do nowo zmontowanej w pokoju chłopców (wciąż nie umiem go inaczej  nazywać). A potem rozbieranie tychże (znaczy, szaf).

     Stare szafy wykonano starą technologią. Widać było, że zbudował je stolarz, a nie fabryka mebli. Nie były skręcane, lecz klejone i to klejone bardzo solidnie. Nie dało się więc ich rozkręcić, a jedynie rozwalić – jak mawiał nieodżałowany Jan Kobuszewski – „siłom i godnościom osobistom”. Pokonać je w walce, jak wiedźmin, walczący z potworami.

     Najgorsze, że nie było jak tej pierwszej szafy rozkiwać.

Kiwanie to jedna z wymyślonych przeze mnie operacji tego specyficznego procesu technologicznego. Jest to jednak tak intuicyjna czynność, że nie będę miał pretensji, jeśli ktoś zakwestionuje moje autorstwo, ponieważ zapewne wiele osób wpadło na ten sam pomysł. Tu niezorientowanym przybliżę nieco proces destrukcji.

     Oczywiście, najpierw należy odkręcić wszystkie drzwi. Zawiasy najlepiej też. A potem trzeba zlikwidować ten element, który najbardziej nasz mebel usztywnia. Czyli – o dziwo – tylną ścianę z dykty. Trudno w to uwierzyć, ale tak właśnie jest – to ta cieniutka, licha, wyginająca się na wszystkie strony płyta pilśniowa pełni rolę żebra i trzyma całą szafę w kupie, zapobiegając jej chwianiu się na prawo i lewo. Gdy jej zabraknie, szafa zachowuje się jak huśtawka i zaczyna kołysać się na boki. Wystarczy jej teraz trochę pomóc, naciskając na boczne ścianki i deformując ją aż do momentu, w którym puszczą łączenia, a szafa rozleci się sama.

     No, ale rozchwiej tu szafę, jak z jednej strony druga szafa, a z drugiej ściana! Luzu najwyżej trzy centymetry, a to o wiele za mało. Trzeba by ją wysunąć z szeregu, ale nieznośny parapet za bardzo wystaje i nie pozwala na takie ekstremalne manewry. Musiałem znów naciągnąć kilka praw fizyki, nagiąć betonowe ściany i przesunąć na chwilę podłogę do sąsiadów na dole. Teraz wystarczyło jedno popchnięcie – i sama zawaliła się z hukiem, pod własnym ciężarem, przy okazji dostarczając mi kilku nowych, wspaniałych ran. Cóż, głupie dechy nie mają pojęcia o etykiecie i zamiast kulturalnie spaść na podłogę, spadły najpierw na mnie i to ostrymi krawędziami**. Ale to nic poważnego – draśnięcia. Wiedźmin nawet nie zwróciłby na to uwagi. A ja nie miałem czasu na umieranie. Poumierałem tylko tak trochę, żeby podkreślić własny heroizm, ale wcale z tym nie przesadzałem i nie należy wierzyć w to, co mówią o nas najróżniejsze Koleżanki Małżonki. W końcu, bohaterowi nie wypada lamentować nad swoim losem. Ale wypada prowokować do lamentu innych…

     Tak postąpiłem z każdą z trzech szaf. Potem ich elementy zostały pozbierane, oklejone w pakiety i wywiezione do gościnnej piwnicy mojej matki. Rany zostały opatrzone, siniaki rozmasowane, tylko nie miał się kto nade mną poużalać, co z pewnością by mi pomogło – bo Koleżanka Małżonka wyglądała niewiele lepiej ode mnie.

     Cóż, mnie, pełnowymiarowemu bohaterowi, prawie wiedźminowi, rany na ramionach, nogach i czole ujmy nie przynoszą. Z Koleżanką Małżonką było trochę inaczej. Zmuszona była schować swoje krótkie sukienki i wciągnąć długie spodnie. Jestem jej za to wdzięczny, bowiem gdyby ktoś zobaczył jej pokancerowane kończyny, nie obroniłbym się przed oskarżeniem o przemoc domową. Może i Ziobro nie skazałby mnie na więzienie, bo z jego wypowiedzi wynika, że zakaz przemocy domowej to atak na polską tradycję i cios wymierzony w polską rodzinę. Ale sąsiedzi mogliby zareagować inaczej. Na przykład wtłuc mi na ciemnej klatce schodowej, złamać mi nos, palce, rękę, albo nawet – oz zgrozo – porysować mój samochód i poprzebijać opony!

     No, dobra, pokój zamieciony, odkurzony, pora na odnowienie ścian…


C.D.N.

________________________

*Tak naprawdę, nie dano mi wyboru – podaż i finanse zadecydowały za mnie.

**Ponieważ ich końcówki połamały się na łączeniach, sterczało z nich wiele ostrych kawałków.


9 komentarzy:

  1. Nigdy nie rozmontowywałam szafy metodą "na kiwanie". Jest całkiem sensowna. :)
    Wyobrażam sobie problem miejsca do montazu. Ja niecały rok temu składałam dwa nieduże stoliki i cały salon był zajęty. ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Gloria victis
    https://www.youtube.com/watch?v=BjZf-bB2qWg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To do mnie, czy do miłościwie nam panującego?

      Usuń
    2. Przykro mi, ale do "miłościwego". Priorytety, rozumiesz...

      Usuń
  3. Nitager, czyli wszystko pieknie poszlo, a zabraklo ci tylko " ojojania" 😁To ja Ciebie i rany Twoje niniejszym ojojam ( lub ojojuje?🤔) .. i Kolezance Malzonce tez. Terapia silowa ma swoje zalety 👌🤗

    OdpowiedzUsuń
  4. Uffff, zmęczyłam się czytając o rozbiórce tych starych szaf! I współczuję ran ciętych i drapanych. Mam nadzieję, że bohater wydobrzeje i będzie miał co wspominać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Po śmierci męża postanowiłam całkowicie zmienić meble w pokoju, w którym On urzędował no i trzeba było je właśnie rozwalać, bo były solidne, klejone a nie skręcane. Bardzo przydatnym narzędziem było duuuże dłuto i ciężki młotek. Było nieco hałasu i kurzu, ale ładnie udało się je wszystkie rozdziewiczyć- a były to cztery regały dziewięćdziesiątki (wszystkie półki też sklejane a nie na bolcach i dwudrzwiowa szafa oraz również nie skręcane biurko.Na szczęście u mnie jest winda, choc budynek jest rodem z 1900 roku, no ale jest zrewitalizowany, wiec do pokonania pieszkom było tylko pół pietra, bo winda jest w szybie na zewnątrz budynku i zatrzymuje się na półpiętrach.Dzięki temu po schodach tylko schodzę w dół, niezależnie czy wjeżdżam do góry czy zjeżdżam w dół- mieszkam na III piętrze. A do wywiezienia musieliśmy po prostu wynająć odpowiedni samochód.

    OdpowiedzUsuń