Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


sobota, 19 czerwca 2021

Dawno nie było remontu - cz.II

      Uprzedzam, że tu trochę jak w różańcu - część II jest bolesna.


     Jeśli chodzi  zasilacze i ładowarki, pierwszy krok uczyniłem osobiście – wszystkie uszkodzone i z pozrywanymi kabelkami umieściłem w jednym worku na śmieci. Potem przyszła pora na eksperymenty. A właściwie – nie przyszła, tylko ją wydarłem, bo niestety, czas nas gonił, a dlaczego, wyjaśnię później. Eksperymenty polegały na tym, że spróbowałem dopasować do stosu komórek odpowiednie ładowarki i nawet kilkakrotnie mi się udało. Przypominam, że zintegrowany system, kiedy to do każdej komórki pasuje jedna, uniwersalna ładowarka, pojawił się stosunkowo niedawno. Kilka z tych komórek nawet udało się naładować, co koniecznie chciałem zrobić, żeby sprawdzić zawarte na nich dane. Zwłaszcza zdjęcia.

     Znalazłem kilka zdjęć na tyle mi bliskich, że postanowiłem je skopiować. Co wcale nie było łatwe i udało mi się zaledwie w dwóch przypadkach – bo do zgrywania zdjęć służył inny kabel, równie specyficzny jak ładowarka, który trzeba było najpierw znaleźć i dopasować. A nie zawsze się udało.

     Potem przyszedł czas na zabawki, konsole i inne tego typu rzeczy. Sukces też tylko częściowy. Udało mi się dopasować kabel do aparatu fotograficznego (skarbiec fotografii!) i do małego drona, który Pierworodny dostał kiedyś na Gwiazdkę. Reszta wciąż stanowiła zagadkę. Próbowałem robić zdjęcia końcówek i wysyłałem je chłopakom – ale to nie przynosiło skutku, bo żaden z nich tego nie pamiętał.

     Nie mogąc bardziej zmniejszyć stosu, zająłem się innymi rzeczami.

     Niestety, tu czekała mnie droga przez mękę – i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Musiałem wziąć do ręki każdy przedmiot, każdy kawałek papieru, każdą książkę, zeszyt, czy blok rysunkowy, każdą pamiątkową figurkę z wakacji, kubeczek, rysunek, bazgroł, zdjęcie, czy przedmiot zdający się nie służyć niczemu. I ocenić, czy zostawić, czy pozbyć się tego w ten, albo inny sposób.

     Każdy z tych przedmiotów budził wspomnienia. A ze wspomnieniami przyszła nostalgia, która szybko zamieniła się w nieopisaną tęsknotę. Zatęskniłem do czasów, gdy spędzaliśmy czas razem. Zatęskniłem do naszych wspólnych rowerowych wycieczek, do wspólnych wyjazdów na wakacje, do wypadów nad jezioro, do wspólnych gier w remika, szachy, chińczyka, czy jakąś inną planszówkę, odkrytą właśnie przez Pierworodnego – zapalonego wielbiciela takich gier. I uzmysłowiłem sobie z całą świadomością, że to już się skończyło. Na zawsze. Te radosne chwile już nigdy nie wrócą. Pokulały mi się łzy.

     Gdy zacząłem demontować pierwszą szafkę, szlochałem już na całego.

     Dopóki istniał ich pokój – w nienaruszonym stanie, z biurkami i szafkami wypchanymi ich rzeczami, pamiątkami, przedmiotami, których używali, lub którymi się bawili – można było się jeszcze oszukiwać. Wszystko wyglądało, jakby tylko na chwilę wyszli i zaraz mieli wrócić. Zdawałem sobie oczywiście sprawę, że to iluzja. Wiedziałem, że oni już nie wrócą, że mają własne życie i towarzystwo znacznie dla nich ważniejsze, niż rodzice z poprzedniej epoki. Ale gdy ten pokój zaczął stopniowo zanikać, świadomość tego faktu jakby przedarła się przez zasłonę iluzji i ujrzałem to w całej okazałości: najszczęśliwszy okres w moim życiu bezpowrotnie się skończył. Nie jestem im już potrzebny. Dorośli, usamodzielnili się, wyfrunęli z gniazda.

     I wtedy zaczęło mnie gnieść w piersi. Wtedy coś we mnie pękło i zaczęło się ze mną dziać coś złego.

     Koleżanka Małżonka próbowała mnie pocieszyć.

     - Wszystko ci się skumulowało – stwierdziła. – Od Wielkanocy siedzisz w domu i nie masz kontaktu z ludźmi. Przez tę pandemię z nikim się nie spotykasz, nigdzie nie wyjeżdżasz, nawet w rodzinie przestaliśmy się spotykać przy stole. Poza tym przecież śmierć Przyjaciela bardzo cię przygnębiła. Nie wiadomo nawet, czy mieliśmy tego Covida, który mimo, że rzekomo bezobjawowy, robi ponoć spustoszenie w mózgu. Pogoda też ostatnio działała przygnębiająco.

     Pewnie miała rację, ale nic z tego nie pomagało. W chwilach napięcia zacząłem brać leki uspakajające, żeby chociaż trochę wyciszyć szalejące emocje. Apetyt straciłem zupełnie. Na jedzenie nie mogłem nawet patrzeć. O śnie w ogóle nie było mowy. Kilkuminutowe drzemki w nocy – poza tym ciągłe gapienie się w sufit. I skoro tylko zaczynało się robić jasno – oczy w słup i o spaniu nie było mowy.

     Czułem się okropnie, a przecież najgorsze było przede mną. Trzeba było większość z tych rzeczy wynieść na śmietnik, bo co z tym zrobić? Nie mam komu ich podarować, zresztą kto by chciał takie starocie. Najgorzej było z pluszakami, z którymi Pierworodny miał zwyczaj kłaść się do snu. Były spakowane w siatkową torbę, zakurzone jak wszystko, zapomniane, a przecież wciąż żywe w moich wspomnieniach. To jest Tomuś – zielony miś, z którym zasypiał jeszcze zanim poszedł do przedszkola. To Marmoladek – kolorowy króliczek. To Clifford – wielki, kolorowy pies, na którym nieraz kładł się jak na poduszce i który zawsze spał w nogach łóżka…

     Z ciężkim sercem wyniosłem to na śmietnik, ale nie potrafiłem zmusić się do tego, aby wrzucić to do pojemnika. Owinąłem folią i pozostawiłem obok. Może znajdzie się tu ktoś, komu to się spodoba? To samo zrobiłem z zabawkami i niektórymi planszówkami, w które i tak już grać nie będziemy. Część zostawiłem, w złudnej nadziei. Może jeszcze kiedyś będzie okazja zagrać?

     Udało mi się z książkami dla dzieci. Właśnie do pojemnika na makulaturę wyrzucałem stare podręczniki, z gimnazjum – dziś już nikomu niepotrzebne – ćwiczenia, stare zeszyty ze szkoły. Przechodząca obok Starsza Pani widząc że wyrzucam przedmioty książkopodobne, zapytała mnie o nie. Okazało się, że chętnie zabrałaby jakieś bajki dla dzieci.

     - Mam dużo wnuków – oznajmiła.

     Poprosiłem ją, żeby chwilkę poczekała. Pomknąłem na czwarte piętro, szybko spakowałem stojące na stosie bajki do dużej torby. To była jedna szczęśliwa chwila w całej tej drodze przez mękę, gdy wręczyłem jej tę torbę pełną książek, szczęśliwy, że jeszcze komuś przyniosą one radość.

     A potem dalszy ciąg tej smutnej historii. Kolejna szafka, kolejny przegląd, kolejna segregacja, kolejna wizyta na śmietniku i znów w rękę wkrętarka, przestawiona na lewe obroty – do rozkręcania.

     A przecież tak niedawno te meble skręcałem! Tak niedawno urządzałem pokój moim małym chłopcom. Pamiętałem doskonale chwile, gdy montowałem te meble – z radością! Bo robiłem to dla tych, których kochałem.

     Stopniowo pokój chłopców przestawał istnieć. A wraz z nim spora cząstka mnie samego.


C.D.N.

Obiecuję, że następny odcinek nie będzie już taki płaczliwy.


12 komentarzy:

  1. A to wszystko Twoja własna wina - u nas gdy tylko któraś z zabawek "wypadała" niezniszczona z obiegu zaraz "wychodziła z domu"- albo do ludzi albo na śmietnik. Był prikaz - w pierwsze dni każdego nowego roku robimy remanent w swoich rzeczach- notatkach, zbiorach, zapiskach zabawkach. Komórka już nie przydatna- kup nową , z tej ściągnij dane i ją zutylizuj. "Kapownik" - sprawdź czy jeszcze z tymi wszystkimi osobami utrzymujesz łączność, załóż nowy i przepisz do niego to co ważne, resztę podrzyj i wyrzuć. Nie śpisz już z misiem czy pieskiem pluszowym - no to podaruj komuś, gdy nie jest zniszczony, ale nie wpychaj go do szafy- no chyba, że nie kupimy nowych bluzek czy innych ciuszków bo nie będzie gdzie ich trzymać, bo półkę zajmują nieużywane zabawki. Książeczki dla dzieci - co roku wychodziły z domu do szkolnej biblioteki.I tym sposobem gdy dziecię wyszło z domu poczułam tylko "ooo, jest więcej miejsca" a nie żal, że wyjechała i to od razu bardzo daleko od domu.
    Trzymaj się Nitagerze, wkrótce wrócisz do formy psychicznej.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stara komórka zostawała - od kiedy raz nową przytrzasnąłem klapą od bagażnika. Musiałem potem szukać po kolegach, czy mi ktoś pożyczy używaną, bo nowa to jednak spory wydatek i nie mogłem sobie na to zbyt często pozwolić. A rzeczy chłopców - to ich rzeczy, nie miałem prawa nimi rozporządzać. Namawiałem ich na to, żeby się pozbywali starych, ale oni za bardzo nie chcieli. Toteż urosło to potem do zbiorów niemal muzealnych.

      Usuń
  2. Aż w pewnym momencie zacząłem żałować, że nie miałem takiego ojca, który by ze mną spędzał czas grając w różne gry. Mój, niestety, był tak nadęty, że miał wgraną selekcję, które gry są warte grania, ale które powinny być zakazane (za te dziecko mogło dostać w ryj od kochającego tatusia, przy milczącej aprobacie kochającej mamusi). Obydwoje byli bowiem "wszystkowiedzącymi" inżynierami, którzy wyrwali się z małych miasteczek, prawie nie różniących się od wsi, z kurami, królikami i kaczkami hodowanymi przy domach, z biednych rodzin, których nawet nie stać było na własną ziemię. Awans społeczny wpłynął na ich ego dość napuszająco.
    Ciekaw jestem, jak to sprzątanie podziała na Ciebie długofalowo. Usunięcie dziecięcych mebli, to swojego rodzaju pożegnanie z dawnymi czasami i przejście do tu i teraz, więc według mojej wiedzy, powinno podziałać na Ciebie oczyszczająco i z czasem powinieneś odczuć poprawę nastroju, czego Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałem takich doświadczeń, choćby dlatego, że ojca straciłem bardzo wcześnie, gdy zabrał mi go nowotwór. Też był inżynierem z awansu. Jakoś nie potrafię sobie jednak wyobrazić, by mógł mnie zdzielić w twarz. Myślę, że mimo całej swojej mądrości, wciąż masz na nie serca spore pokłady żalu, od których nie potrafisz się uwolnić. Czy ojciec żyje? Jeśli tak, wciąż masz sporą na to szansę. Jeśli nie, może spróbuj mu wybaczyć? Mimo wszystko, to ktoś, kto Cię kochał - bo nie da się inaczej, o ile nie jest się psychopatą.


      A ja wciąż nie mogę odżałować, że nie poświęcałem im więcej czasu. Jak dziś pamiętam wieczór, gdy byłem tak zmęczony i śpiący, że marzyłem tylko o przyłożeniu głowy do poduszki. A Pierworodny właśnie czekał, aż przeczytam mu bajkę na dobranoc. Sam jeszcze czytać nie umiał. Nie miałem siły. Rozpłakał się wtedy. Dziś bardzo tego żałuję. I nie jest ważne, że następnego dnia, chcąc mu to wynagrodzić, przeczytałem mu ich kilka - tego wieczoru zawiodłem go. A to wcale nie był jednorazowy wypadek.

      Usuń
  3. Bardzo przykre momenty taka likwidacja. Wcale Ci się nie dziwię, że Cię rozłożyło. Trzymaj się przy tej robocie. I skupiaj sie na pozytywach, jak z tymi.książkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już jest lepiej. Deprecha nie trzyma mnie permanentnie, ale jeszcze od czasu do czasu zagniecie w piersi. Mam nadzieję, że najgorsze za mną.

      Usuń
  4. Drogi Nitagerze, wiem, że masz małe mieszkanie, ale może znajdziesz odrobinę miejsca na karton, w który włożysz najfajniejsze pamiątki z dzieciństwa Twoich chłopców, żeby w przyszłości przekazać je wnukom?
    Moja córa ma dopiero 12 lat, a ja już zbieram co fajniejsze ubranka po niej, żeby kiedyś podarować jej dzieciom 🙈
    A co do planszówek to myślę, że również z wnukami będziesz miał możliwość, żeby wrócić do tego typu zabaw ;)
    Życzę Ci z całego serca, żebyś poradził sobie z tą straszną tęsknotą, mogę się tylko domyślać jak trudne chwile przezywasz... Przesyłam moc pozytywnej energii i serdeczne pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, boję się że wnuki pogardzą takimi pamiątkami - to już będą dzieci z innej epoki. Po drugie, ja przecież nie wszystko wyrzuciłem. Niektórych rzeczy nie dałem rady, jak choćby ich niezdarne rysunki z przedszkola, czy laurki z papieru w kratkę, z napisem "dla taty". Zachowałem też ich pamiątki z wakacji - figurki rycerzy, żołnierzy, niektóre szczególnie drogie im zabawki, o ile nie były za duże. Mam takich kartonów kilka. Może kiedyś spotkam kogoś, komu mógłbym to dać.

      Usuń
  5. Przechodziłem już kilkakrotnie takie bolesne autodafe, więc znam ten ból. Współczuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ale już jest trochę lepiej i mam nadzieję, że to najgorsze już nie wróci.

      Usuń
  6. U mnie pożegnanie z meblami córki musiało się odbyć szybko, bo w ciągu miesiąca czekał mnie wyjazd i opuszczenie bezpowrotne tamtego domu. Może tak było nawet łatwiej.
    Pluszaki udało mi się oddać książeczki poszły do czytelni szpitalnej, bo nowa właścicielka pracowała w szpitalu...
    Ech, nie miałam nawet kiedy tego opisać.
    W każdym razie pozostanie w takim mieszkaniu i likwidacja tych mebli i rzeczy potem faktycznie musi być dość bolesna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałem czasu na szukanie miejsc, w które mógłbym oddać te rzeczy. Zresztą, były dość sfatygowane. Zachowałem tylko część książek, które mam nadzieję przekazać miejskiej bibliotece. No i jedno z biurek - które zachowałem dla siebie.

      Usuń