Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


piątek, 3 marca 2023

O czarodziejach ze wschodu

     Z racji swojej profesji, mam częsty kontakt z przedstawicielami różnych narodowości. Służbowy telefon na moim biurku (choć w erze Internetu nie pamiętam już, kiedy go ostatnio używałem) nie ma żadnych systemowych ograniczeń i mogę się połączyć z dowolnym numerem na całym świecie. Bywało, że rano rozmawiałem z Hindusem, potem z Rosjaninem (oczywiście, zanim wybuchła wojna), w dzień z Irlandczykiem, Francuzem i Niemcem, a po południu z Meksykaninem, Brazylijczykiem, czy Amerykaninem. Rozmawialiśmy zawsze o konkretnych, zawodowych sprawach, widziałem więc jak różne podejście do tych spraw mogą mieć przedstawiciele różnych nacji.

     Amerykanie zwykle byli bardzo rzeczowi, skoncentrowani na efekcie pracy. Lubiłem u nich to, że po każdej rozmowie zapadały konkretne decyzje i wiedziałem co robić. Podobnie było z Meksykanami, tylko oni zawsze byli bardziej niecierpliwi i wszystko chcieli „na już”. Z Brazylijczykami w ogóle trudno było się dogadać, bo zawsze robili wszystko na ostatnią chwilę i w trybie awaryjnym.

     Europejczycy tak bardzo się od nas nie różnili. Owszem, u Francuzów rozmowa trwała trzy razy dłużej – oni chyba uwielbiali telefoniczne rozmowy – a wnioski były nieco bardziej rozmyte, niż na przykład u Anglików. Niemniej nie były to jakieś znaczące różnice. Te pojawiały się dopiero, gdy kontaktowałem się z Azją.

     Muszę tu nadmienić, że moja branża (przemysł motoryzacyjny) jest dość specyficzna i na całym świecie obowiązują w niej podobne, od wielu lat ugruntowane zasady. Stąd różnice między przedstawicielami poszczególnych krajów, aczkolwiek istnieją, bywają raczej subtelne. Na przykład, Chińczykom nie wolno było zdradzać żadnych szczegółów technicznych – bo wiadomo, że zaraz skopiują. Poza tym, zadziwiła mnie ich terminowość i słowność, przecząca powszechnej opinii, że „Chińczyk zawsze kłamie, nawet kiedy się przedstawia”. Hindusi byli konkretni do bólu, ale trudno było się z nimi porozumieć, ze względu na specyficzną wymowę i szybkość mówienia. Natomiast u Japończyków wciąż jeszcze żywy był kodeks Bushido i feudalne stosunki między klientem i dostawcą. Klient jest tam panem, dostawca jest nikim. O wystąpieniu nagłej przeszkody i opóźnieniu dostawy prototypu choćby o godzinę nawet nie było mowy. Tak umówiono – tak być musi! Nie warto było rozpoczynać tematu, nawet jeśli opóźnienie powstało z winy klienta bo w ostatniej chwili zmienił coś w swoim zamówieniu. Ciekawe, czy gdybym nie zdążył, musiałbym popełnić seppuku i wysłać im z tego film na dowód.

     Rosjanie natomiast zaskoczyli mnie swoim swobodnym podejściem do procedur i specyfikacji. Niby podobnie było kiedyś u nas, ale jednak gdy w grą wchodziły kontrakty z poważnymi firmami, pewne procedury musiały być bezwzględnie przestrzegane. Tymczasem tam wciąż odbywały się wielkie improwizacje, niczego nie planowano, a wszystko działało na zasadzie „jakoś się zrobi”. Gdy próbowałem wyciągnąć od nich bardzo konkretne dane do pewnego testu walidacyjnego, dostawałem luźno rzucone uwagi. Pewne testy laboratoryjne trzeba przecież wykonywać w ściśle określonych warunkach. Na przykład, gdy pytałem o temperaturę, odpowiadali: „A, niech będzie minus dwadzieścia. U nas zimno…”. Czyli specyfikacja testu w ogóle nie była opracowana, a od jego wyników zależało zatwierdzenie części do produkcji! Tymczasem różnica nawet dwu-trzech stopni zupełnie fałszowała wyniki próby.

     No, ale taki ich urok. Gdy stamtąd przychodziła do nas jakaś część, musiała zostać u nas gruntownie sprawdzona, bo nigdy nie było wiadomo, w jakim jest stanie i czy w ogóle jest to ta część, którą zamówiliśmy. Może nie była wcale przechowywana w szczelnym opakowaniu, dostosowanym do jej kształtu, tylko stała luzem, porzucona w jakimś baraku, w którym jeszcze zagnieździły się gołębie? To wcale nie odosobniony przypadek. Może ktoś na nią nadepnął i potem odginano ją na kolanie? Może to wcale nie ta część, tylko inna, podobna – różnie bywało, a nie zawsze można było sobie pozwolić na opóźnienie, związane z reklamacją. Zwłaszcza, jeśli miała ona być wykorzystana w urządzeniu do Japonii…

     Stąd wiem, że Rosjanie mentalnie trochę mocniej odstają od reszty świata. Wydawało mi się, że nie są w stanie mnie zdziwić. Ale czegoś takiego się nie spodziewałem.

     Żeby nie było, że sam to wymyśliłem, artykuł znajduje się TUTAJ. Czytelnikom, którym nie chce się w niego zagłębiać, wspomnę tylko, że w Rosji utworzono właśnie specjalny oddział, który ma wspomóc wojska walczące w Ukrainie. A oddział to nie byle jaki – bo magiczny! Otóż, utworzono oddział magów bojowych, których zadanie polega na krążeniu wokół ogniska i rzucaniu uroków. Głównie, w celu odczyniania zaklęć „ukraińskich wiedźm”, przez złośliwość których druga armia świata wciąż nie może wkroczyć do jakiejś zafajdanej wioski. Przypadek? Taka potęga, a jakiejś dziury zabitej dechami nie potrafi zdobyć! To muszą być czary, nie ma innego wytłumaczenia! Podobno wiara w magię jest w Rosji powszechna – tak przynajmniej twierdzi autor artykułu – i to nie tylko wśród prostego ludu z krańców Syberii, ale również pośród najwyższych rangą oficjeli na Kremlu.

     O ile nie jest to jakaś kaczka dziennikarska, to doprawdy mowę odejmuje.


     Ale tylko do czasu. Szybko człowiekowi przechodzi, gdy przypomni sobie, że niegdyś w polskim Sejmie, w czasie katastrofalnej suszy, zamiast zająć się ustawami o melioracji, sztucznym nawadnianiu i zapobieganiu wysychaniu jezior, zorganizowano powszechną modlitwę o deszcz.

16 komentarzy:

  1. Skoro są kapelani wojskowi, co było już opisane w Przygodach dobrego wojaka Szwejka, to nie dziwi mnie, że współcześnie dołączyli magowie bojowi. Jest to zgodne z głównym nurtem popkultury, który nie omija nawet Rosji. Europa jest jednak tak dekadencka, że nie wierzy nawet w popkulturę, w odróżnieniu od szczerej duszy rosyjskiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, kiedy słyszę, jak ta szczera rosyjska dusza z całym przekonaniem twierdzi, że Ukraińców trzeba wybić do nogi, włącznie z niemowlętami, a Polaków najlepiej też, to już wolę tę europejską dekadencję.

      Usuń
  2. W sumie jesteśmy do nich zatem podobni, mamy wszak przenośne ołtarze polowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko u niech jakby większy wybór jest. U nas tylko te koronkowo-firankowe.

      Usuń
  3. Miałam "zaszczyt" współpracować z nimi w ramach JSMC- gdy przyjeżdżali do nas było różnie, różniście. Najbardziej ich interesował bazar Różyckiego w Warszawie, bo tam można było wszystko kupić i to "z Zachodu".No ale to było jeszcze w ub. wieku, czyli XX.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy to chyba tak bardzo się od nich nie różniliśmy. Tylko czy to my się zmieniliśmy, czy oni?

      Usuń
  4. Wychodzi różnica między północą a południem. Mam znajomych we Francji jedni mieszkają w Strasburgu inni koło Tuluzy. To są dwa różne światy w podejściu do tematu

    OdpowiedzUsuń
  5. To TY jesteś uzdolniony językowo Nitagerze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ skąd! W przemyśle obowiązuje jeden język - wystarczy dogadać się po angielsku.

      Usuń
  6. Ja też pracuję z wielokulturową mieszanką i powiem tak z Niemcami czy Francuzami nigdy nie miałam problemów, Czesi są specyficzni ale też nie miałam większych problemów ale pracowałam z Ukraińcami i Boże Broń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem dlaczego, ale komentarz wylądował w spamie. Dobrze, że zawsze sprawdzam, zanim usunę cały spam.

      Usuń
  7. Bardzo ciekawe obserwacje - przy okazji milo mi uslyszec o amerykanskiej rzeczowosci - tym bardziej ze moj maz tez ma do czynienia z "innymi" i swe wlasne oceny. Najmniej lubi tych z South Africa bo majac niewiele wiedzy i doswiadczenia tuszuja je pustymi, dlugimi wywodami.
    Jak Ty mysle ze Japonczyki i Chinczyki sa rzetelnymi fachowcami, nawet w drobnych sprawach.
    Z poczatku pandemi, gdy zaczely sie opoznienia w dostawach artykulow ktore otrzymujemy "skads", nie zdajac sobie jeszcze sprawy z powagi sytuacji, zamowilam u Chinczykow absolutnie potrzebne mi buty a mialy byc przez nich robione na specyficzne zamowienie. Nie nadchodzily a okazja uzycia ich nadeszla wiec napisalam im ze rezygnuje i zadam zwrotu kosztu. Zwrocili bez slowa a po jakims czasie (pewnie po pol roku) te buty nadeszly ! I nie zadali juz zaplaty. Ale i tak nie umie im wybaczyc pandemii.
    Zgadzam sie rowniez ze stwierdzeniem iz po angielsku z kazdym sie dogadasz.
    Nigdy nie lubilam Rosjan i nie mam do nich zaufania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowieka z RPA znam tylko jednego - pracuje u nas. Zbyt słabo go znam i zbyt mała to próbka, abym mógł powiedzieć o nich coś więcej.
      Co do Rosjan - przyznam, że miałem co do nich nadzieję. Sądziłem, że gdy raz posmakują wolności, już z niej nie zrezygnują. Niestety, ten naród nie lubi być wolny - on musi czuć bat na plecach - wtedy jest szczęśliwy.

      Usuń
  8. To jest obiecujące, Rosja uruchamia magów, a my wciąż mamy w odwodzie egzorcystów, zaklinaczy deszczu, a nawet uzdrowicieli, nie mówiąc już o wzmocnionych przez Macierewicza oddziałach kapelanów. No i mamy poświęconą szambiarkę, figurki Andrzeja Boboli i inną broń masowego rżenia (nie poprawiać).

    OdpowiedzUsuń