A jeszcze tak niedawno o nim wspominałem. Fakt, tylko raz na tych łamach. W dodatku wymieniłem go, jakby był przestępcą: Andrzej M. Opowiadałem Wam o jego mrożącej krew w żyłach przygodzie z wilkami.
Rozmawiałem dziś z Leśniczym - też tym samym, co poprzednio. Przekazał mi niewesołą nowinę. Andrzej zmarł w sobotę.
A taką miałem nadzieję, że sam mi o tych wilkach opowie. Zawsze to wiadomość z pierwszej ręki. W dodatku dokładna, bo on również był leśniczym i również o lesie wiedział wszystko. To była bardzo barwna postać. Człowiek obdarzony ogromnym poczuciem humoru, zawsze roześmiany, z tym filuternym błyskiem w oku. Z powodu fizycznego podobieństwa do Ryszarda Filipskiego, niektórzy mówili na niego Hubal.
Pełnił ostatnio funkcję łowczego, choć sam już nie polował. Zdrowie nie pozwalało mu na długie włóczęgi po lesie. Brakowało mu już sił. Jedynie w oficjalnych polowaniach brał udział, ale też tylko urzędowo, z obowiązku, bez broni. Siadał siebie gdzieś z boku i obserwował. Na propozycję Leśniczego, żeby poszedł z nim, uśmiechał się tylko i machał ręką.
- Zanim ja tam dojdę, tę gęsi już odlecą.
Leśniczy był z nim bardzo zżyty. Ba, nawet w niego zapatrzony, jako że Andrzej był o kilka lat starszy. Znali się przecież od lat chłopięcych. Potem uczeń przerósł swego mistrza i Andrzej stał się jego zastępcą. Nadal się przyjaźnili i szanowali, a jedyne reprymendy, jakie dostawał od Leśniczego, były o palenie papierosów. Leśniczy nie palił nigdy i nie znosi tego zapachu.
- Andrzej - mawiał, - rzuciłbyś te papierochy! Zdrowie sobie zrujnujesz.
- Próbowałem - wzruszał ramionami. - Nieraz próbowałem. Ale to nie tak łatwo...
Kto wie, czy to ten nałóg tak bardzo nie skrócił mu życia.
Przed oczy powraca mi dziś obraz, jak idzie leśną polaną w kierunku wału nad rzeką. Długi płaszcz, sztucer na ramieniu, nad nami Księżyc w pełni, wokół nas dzika przyroda. I opowiada Leśniczemu o swej ostatniej przygodzie - szeptem. Bo las nocą jest jak świątynia - udziela się człowiekowi ten nastrój. Wszechobecna cisza, w której każdy obcy dźwięk brzmi jak hałas. A ja drepcę za nimi, przysłuchując się tym barwnym i ciekawym historiom.
Tak go zapamiętam.
Przykre, choć człowieka nie znałam. Pocieszające- wszyscy zmierzamy w tę samą stronę, kiedyś się spotkamy by znów odrobić zadaną lekcję.
OdpowiedzUsuńLas w nocy nieco straszny jest- przynajmniej dla mnie.
Las w nocy to najpiękniejsze zjawisko jakie znam. Trudno mi uwierzyć w życie po śmierci, ale jeśli istnieje, to chciałbym znaleźć się w ogromnym lesie. Myślę, że tam umiałbym być szczęśliwy.
UsuńTaka wiadomość jest zawsze rozstrajająca...
OdpowiedzUsuńZwłaszcza, gdy się kogoś znało.
UsuńNapisałeś to jak Herbert w "Panu od przyrody", pięknie Ci wyszło to wspomnienie.
OdpowiedzUsuńPamiętam. "Zabili pana od przyrody łobuzy od historii". Mam deja vu...
UsuńKońcówka przypomniała mi pewną mądrość włożoną w usta mistrza Yody z epizodu 5 "Gwiezdnych wojen": NIE PRÓBUJ! RÓB ALBO NIE RÓB! To z pozoru błahe zdanie niesie w sobie naprawdę dużo sensu.
OdpowiedzUsuńPiękne i mądre...
UsuńGdyby Yoda jeszcze był łaskaw wyjaśnić, jak to zrobić.
UsuńMyślę, że po prostu Yoda miał na myśli, że trzeba być szczerym ze sobą w temacie "co chcę zrobić". Jeżeli ktoś przez "spróbuję" ma na myśli "zrobię to, jeśli będzie mi dobrze szło", to marne ma szanse na osiągnięcie czegoś dużego, n.p. wyjścia z nałogu, które może osiągnąć jedynie, gdy powie "zrobię to nawet, jeśli będzie mi to ciężko szło".
UsuńNiewiele mozemy zrobic w obliczu smierci znajomych i drogich nam osob ale dobrym i trwalym sposobem jest nasze uznanie dla nich i nie ginace wspomnienia.
OdpowiedzUsuńZycze sobie by kiedys dobrze o mnie mowiono i wspominano - pieknie z Twej strony ze masz duze i wrazliwe serce.
Andrzej nie był moim przyjacielem - za rzadko się widywaliśmy. Ale ja zawsze miałem wielki szacunek dla leśników i podziw, jak dla kogoś z innego świata, kogoś, kto posiadł wielką tajemnicę. On był częścią tego świata, w dodatku wrośniętą w niego bardzo głęboko.
UsuńPieknie napisales, pieknie wspominasz Andrzeja,
OdpowiedzUsuńa w lesie w nocy rzeczywiscie mowi sie szeptem.
I wystarczy ten szept, żeby słyszeć się doskonale.
UsuńWielka szkoda takiego czlowieka, bo wymiarem tego jakimi bylismy ludzmi jest to, jak nas wspomianaja ...I to nie encyklopedie, ale ludzie z ktorymi naprawde sie stykalismy.
OdpowiedzUsuńTwoje wspomnienia sa piekne, wiec Andrzej musial byc pieknym czlowiekiem. Pozdrawiam
Pięknym? Nigdy bym tak o nim nie pomyślał. Ale tajemniczym - to też swoisty rodzaj uroku.
UsuńPiekno sie roznie wyraza:)
UsuńUrok mial na pewno, a skoro o nim i pamietasz i piszesz - duzo z niego pozostalo.
A tak a propos, ale wlasciwie z innej manki, to bardzo lubie wilki. Fascynuja mnie. To sa nieslychanie inteligentne zwierzeta.
Nie chcialabym stanac mu na drodze, podziwiam je z daleka.
Drogi Nitagerze!
OdpowiedzUsuńWartościowych ludzi zawsze żal, kiedy odchodzą.
Szanujmy ludzi póki żyją!
Pozdrawiam i łączę się w smutku.
Szanowaliśmy go za życia, ale tym bardziej żal, że go już nie ma.
UsuńCóż powiedzieć... smutne, jak człowiek odchodzi.
OdpowiedzUsuńPozostanie las i jego demony...
OdpowiedzUsuńPracował w najlepszym dla siebie środowisku i do końca mógł się tym cieszyć. I chociaż nie zadałeś mu wszystkich pytań i zawsze będziesz tego jakąś częścią żałować, to on chyba żył spełniony...
OdpowiedzUsuń