Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


poniedziałek, 27 kwietnia 2015

O zalesianiu parapetu

     Na łamach tego bloga wspominałem nieraz o drzewkach bonsai. Ktoś kiedyś nawet zaproponował, żebym pokazał zdjęcia. Niestety, było to jesienią, kiedy dwa z nich przypominały już miotły, którym dozorca zamiata podwórze, a na trzecim zostało zaledwie kilka mizernych liści. Nie przedstawiały ładnego widoku. Postanowiłem więc pokazać je wiosną.
     
     Właśnie teraz, z dnia na dzień, stają się coraz bardziej zielone. To mój ulubiony moment, gdy już się przebudziły, ale jeszcze nie rozwinęły liści do końca. Dlatego uwieczniłem je teraz, a za jakiś krótki czas, gdy rozwiną się całkowicie, wrzucę kolejne zdjęcia.
     
     Od razu uprzedzę, że forma tych drzewek jest absolutnie niezgodna ze wszelkimi kanonami sztuki boinsai, więc rasowy hodowca niech tu lepiej nie zagląda. Jest ona bowiem wynikiem skomplikowanego systemu projektowania zieleni, zwanej No-tak-mi-wyszło.
     
     Czym jest bonsai? Czy to jakiś szczególny gatunek? Czy istnieją nasionka takich miniaturowych drzewek? Niestety, nie. Bonsai to są rośliny kształtowane w specjalny sposób, które bez tej szczególnej pielęgnacji w ogóle nie przypominałyby drzew. Na bonsai nadaje się teoretycznie każda roślina wieloletnia o zdrewniałej łodydze. Mamy więc ogromny wybór drzew i krzewów, zarówno egzotycznych, jak i krajowych. W praktyce, nie każdy gatunek wytrzymuje taką pielęgnację. Poza tym, preferowane są rośliny o małych liściach. Chodzi o to, że przy kształtowaniu trzeba przecież utrzymać proporcje. Jeśli drzewko będzie miało trzydzieści centymetrów wysokości, a liście długie na dwadzieścia, to nie będzie to wyglądało przekonująco. Owszem stosuje się je także, ale drzewka, uzyskane np. z kasztana, czy dębu, powinny być proporcjonalnie większe, co najmniej metrowe, podczas gdy z ligustra, czy brzozy, możemy sobie stworzyć prawdziwe miniaturki. No i są rośliny, które kształtowaniu poddają się stosunkowo łatwo, jak i takie, których wyginanie jest niezwykle kłopotliwe. Spróbujcie wygiąć gałąź dębu i nie złamać! Aczkolwiek można, tyle że sposobem…
     
     Jak kształtuje się takie drzewka? Przycinając gałązki, skracamy je i prowokujemy do rozgałęziania. Owijając gałązki miedzianym drutem, umożliwiamy ich wyginanie. Odrutowane gałązki muszą przez jakiś czas nosić ten szczególny opatrunek, aż gałąź „zapamięta” kształt – najczęściej, poprzez narastanie kolejnych pierścieni przyrostu rocznego. Jak długo? Zależnie od gatunku. W niektórych wystarczy kilka tygodni, w innych konieczne jest utrzymanie drutu przez kilka lat. Świeże, zielone odgałęzienia których sobie nie życzymy, możemy oskubać paznokciami. Jeśli chcemy pozbyć się jakiejś gałązki, która psuje nam formę, wystarczy ją odciąć, a ranę zabezpieczyć specjalną pastą.
     
     Drzewka sadzimy w niedużych, płaskich doniczkach. Stąd konieczne jest ukształtowanie płaskiej bryły korzeniowej. Nie zawsze jest to możliwe. Ja popełniłem pewien błąd przy kształtowaniu jednego z drzewek, co można poznać poniżej po wysokiej, jak na bonsai, doniczce.
     
     Nie wiem, skąd wziął się rozpowszechniony przesąd, że drzewek bonsai nie należy podlewać, tylko zraszać, bo inaczej rosną za duże. A już Dadźbóg broń nawozić! Jest to wierutna bzdura. Bonsai jest stosunkowo dużą rośliną, w małej doniczce, więc nie tylko TRZEBA je podlewać, ale nawet trzeba to robić bardzo często. W czasie letnich upałów, robię to czasem dwa razy dziennie! A nawóz? Oczywiście, że trzeba je nawozić i to regularnie. Musimy pamiętać, że choć w naturze drzewko samo sięgnie korzeniami do pokładów mineralnych, w małej doniczce nie ma takiej możliwości. W czasie kształtowania, gdy zależy nam na tym, aby drzewko wypuszczało nowe gałęzie, można to robić zwykłym nawozem do roślin zielonych. Później, gdy drzewko jest już ukształtowane i zależy nam na zachowaniu formy, lepiej używać specjalnych nawozów do bonsai, niskoazotowych, które nie powodują szybkiego wzrostu.
     
     A teraz przedstawiam Wam mój miniogródek dendrologiczny. Składa się z samych "outdoorów", czyli drzewek, hodowanych na wolnym powietrzu, jako że są to gatunki z naszej strefy klimatycznej.
     
     To pierwsze, to ligustr. Pospolity krzew, powszechnie używany na żywopłoty. Korzonek ma całkiem udany, rozłożysty, ale korona trochę mi nie wyszła. Muszę nad nią jeszcze trochę popracować. Planuję nieco zaburzyć tę równą linie korony na samej górze, tworząc kilka „garbów”. Jest to młode drzewko, co widać po niezbyt grubym pniu. Wyhodowane w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przeze mnie. Pomógł sąsiad na działce – zasadził żywopłot. Pewnej wiosny oderwałem sobie od niego kilka gałązek i zasadziłem. To jedna z nich. Ligustr rozmnaża się bardzo łatwo. Trzeba w maju, najpóźniej czerwcu, oderwać zieloną gałązkę – koniecznie zieloną – w taki sposób, aby na jej końcu powstała „piętka”, jak nazywał to znajomy ogrodnik. Po prostu, trzeba ją odłamać „pod prąd” – czyli w kierunku przeciwnym do rośnięcia. Zwykle, znaczy to na dół. Wtedy na końcu zostaje trochę gałęzi macierzystej. I to trzeba wsadzić w piach. Wszystko! Taka gałązka ukorzenia się bardzo szybko. Potem tylko trzeba ją odpowiedni przycinać, aby się rozgałęziła, a gdy już pokaże gałązki, odpowiednio je powyginać i poprzycinać.
     
     To drugie to lipa drobnolistna. Wyhodowana z sadzonki, którą dostałem kiedyś od wspominanego czasem na blogu Pana Leśniczego. Zasadziłem ją najpierw w sporym wiadrze, aby umożliwić rozrost pnia. I to był błąd! Korzeń ukształtował się bowiem tak, że ni czorta nie dało się go przyciąć do płaskich rozmiarów. Widoczne powyżej poziomu gruntu rozgałęzienie prowadzi na piętnaście centymetrów wgłąb ziemi i dopiero tam wypuszcza prawdziwy korzeń. Uciąć go, to zabić roślinę. Udało mi się go nieco zgiąć, aby zmniejszyć wysokość, ale o wiele za mało, niż bym chciał. Nie było rady, trzeba było zasadzić je w wyższej, niż wynikałoby to z konwencji, doniczce. 
     
     To trzecie jest siostrą drugiego – też lipa i też z sadzonki od Leśniczego. Forma sadzonki pozwoliła na dość umiarkowaną ingerencję w kształt korony, zatem udało się je ukształtować już po dwóch latach. Niestety, w czasie zimowania na działce, jakiś pampoń, wałęsający się po ogródkach, wlazł mi w dół z drzewkami i odłamał całą górę. Zauważyliście zapewne, że jest mocno niesymetryczne. Zostało pozbawione całej prawej strony. Co miałem zrobić? Załamałem ręce, ponarzekałem na ludzką głupotę, przy okazji na pogodę, na rząd, na opozycję, na ekologów, na Kościół, na szefa, na swoją nadwagę i parę innych rzeczy, po czym zacząłem kształtować je od nowa. Pozostałe gałązki z okolicy powypadkowej powyginałem tak, aby choć trochę zasłoniły kalekie miejsce. Teraz wygląda to nieszczególnie, ale gdy liście się rozwiną, zakryją to miejsce i da się na to patrzeć bez obrzydzenia.
     
     Jest jeszcze jeden ligustr, ale ten dopiero się kształtuje i bardziej przypomina nagryziony łogigok, niż drzewo. Jego portret na razie sobie daruję – poczekam jakieś pięć lat. Tak długo trwa kształtowanie drzewek – to się robi latami. Ale przynajmniej wiem, że bryłę korzeniową będzie miało zwartą i płytką – od początku jest hodowane w doniczce!
     
     

     Fot.1 Ligustr pospolity.
     
     
     Fot.2 Lipa drobnolistna. 
     
     
     Fot.3 Lipa drobnolistna. Ma na imię "Telperion" - bo to moje pierwsze drzewko, a jak pamiętamy z "Silmarilliona" tak miało na imię starsze z dwóch drzew Amanu.

29 komentarzy:

  1. Świetne! Podoba mi się takie hobby :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza, gdy już w tunelu widać efekt końcowy, co? ;)

      Usuń
  2. Ze skruchą przyznaję, że nie potrafię się zająć roślinami. Wszystko idzie świetnie, aż do momentu, gdy mi się trafia jakiś dłuższy wyjazd. Wracam i zastaję zasuszone okazy. Co najgorsze, naprawdę jest mi wtedy przykro i w związku z tym, sam nigdy nie kupuję sobie roślin ozdobnych. Niestety, raz na jakiś czas, dostaję taki prezent, wtedy próbuję, ze skutkiem wcześniej opisanym.
    Podoba mi się Twój pomysł nazywania roślin. Jest zgodny z moim tym, co czuję gdzieś głęboko, gdy widzę usychające z mojej winy rośliny, że jednak to nie było takie całkiem nic, to przecież żyło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, ja na wakacje też je podrzucam rodzince. A co im najpierw naopowiadam, ile mnie one pracy kosztowały, jak są cenne, jak bardzo dla mnie ważne - że rodzinka pięć razy dziennie sprawdza, czy drzewka mają mokro. Niemowląt nie sprawdzają tak często!
      Ale zawsze jest obawa, że Rodzinka coś zrobi nie tak i drzewko uschnie.

      Usuń
  3. Bardzo interesujące i zachęcające. Myślałem, że bonsai to nieosiągalny kunszt. Zaskoczył mnie zwłaszcza ligustr - u mnie w ogrodzie rośnie jak wściekły, gałązki bywają dwumetrowe.
    Mnie trudno osiągąć taki kunszt - teraz jestem np. w trakcie rozwożenia taczką 5 ton czarnoziemu, aby np. ustabilizować świerki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet z dwumetrowego da się zrobić drzewko. Zwłaszcza z dwumetrowego! Bo ma on już gruby pień, który wystarczy uciąć na wysokości mniej więcej 15 cm i poczekać, aż wypuści odgałęzienia. A jeśłi je już ma na takiej wysokości - to tym łatwiej. Potem tylko, ale to już na drugi rok, trzeba odpowiednio ukształtować to cięcie, zależnie od tego, jak ukłądają się gałązki. Trzeba kanty obciąć tak, aby pień płynnie przechoził w gałązkę - a samą gałąź naprostować lekko, żeby wyglądała jak przedłużenie pnia. Lipa nr 2 ma tak właśnie kształtowane konary. Były długie, na pół metra. Uciąłem je przy pierwszym odgałęzieniu.

      Usuń
  4. Kiedyś dostałam od kogoś jakiś iglaczek już ukształtowany. A potem na czas wyjazdu dałam komuś pod opiekę i nie przeżył biedak tej troski- usechł. I w ten sposób nie stałam się hodowcą bonsai. Wiesz, to wymaga 100 razy więcej cierpliwości niż robienie pierścionków, naszyjników itp. rzeczy. I na efekt trzeba znacznie dłużej czekać.
    Ale Twoja hodowla bardzo mi się podoba. Podobno można sobie wyhodować bonsai z pestki pomarańczy lub cytryny.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezwykła umiejętność Rodzinki w marnowaniu drzewek bonsai stała się już przysłowiowa. Rodzinka nie da sobie powiedzieć, że ta roślina wymaga innej pielęgnacji niż kaktusy i filodendrony. Raz na jakiś czas je podleją kranówą, a potem dziwią się, że drzewko gubi liście.
      Miałem drzewko cytrynowe, wyhodowane z pestki. Niestety, dostąło jakiejś choroby, z której nie zdołałem go wyleczyć. Nagle, po 10 latach, zrzuciło wszystkie liście i uschło. Cytryna tak miewa, że bez żadnego ostrzeżenia zaczyna jej usychać gałąź. I nic nie można z tym zrobić, tylko obserwować, gdzie się to usychanie skończy. Czasem kończy się na jednej gałęzi, czasem na kilku, a innym razem, jak u mnie, uschło całe drzewko.

      Usuń
  5. bardzo fajne hobby Nit ... :)
    u mnie królują same bluszcze, w różnych odmianach, gdyż tylko na ścianach mam miejsce, żeby jakieś kwiaty umieścić... kilka razy próbowałam z kwitnącymi, ale .... jakoś tak, zupełnie nie wiem dlaczego, nie przeżyły...
    oraz nie mam zielonego pojęcia o co chodzi z tymi imionami, ale jestem pewna, że jakoś przeżyję bez tej wiedzy... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajne? Koleżanka Małżonka jest innego zdania. Twierdzi, że tylko z tym kłopot i że wciąż ma przez to brudne szyby (nieprawda - tylko wtedy, gdy pada deszcz).

      Usuń
    2. hmmm, możesz mi wytłumaczyć związek pomiędzy drzewkami bonsai, padającym deszczem i brudnymi szybami?... jestem w stanie zrozumieć deszcz i brudne szyby, ale żeby winą obarczać za to Twoje hobby?... :)

      Usuń
    3. Jak nadmieniłem, to są drzewka, hodowane na zewnątrz, na wolnym powietrzu. W blokowisku jest tylko jedno miejsce odpowiednie do hodowli takich drzewek - to balkon. A na balkonie tylko jedno miejsce, gdzie mogę je postawić - parapet. Gdy deszcz pada, w doniczkach robi się błoto. Gdy mocno pada, błoto rozbryzguje się na wszystkie strony. Staram się zestawiać je z parapetu, gdy ma się na deszcz, ale nie zawsze jestem w domu inie zawsze przewidzę deszcz, więc szyby są nieco... zapiaszczone.

      Usuń
  6. hodowla konopi z odmiany rozrywkowej obecnie nie jest legalna /stan przejściowy do czasu, gdy wróci normalność/, ale wtedy akurat nie było obawy, że głupi sąsiad zakapuje, więc można było wysiać co nieco na działce... otóż elitę nasion do siewu stanowiła jedna/!/ sztuka ówczesnej odmiany zwanej "baobab"... staranne zabiegi agronomiczne zostały nagrodzone drzewkiem /pierwszy i ostatni raz widziałem taki zdrewniały pień u konopi/ o wzroście do pasa, nabite żeńskimi kwiatostanami niczym kalafior...
    to ma się nijak do tematu tekstu posta, bo wyrosło samo, ale skojarzyło mi się, gdyż drzewko dostało na imię "Bonsai" właśnie...
    /pień posłużył do wystrugania fajeczki, ale włókniste drewno nie okazało się zbyt dobrym materiałem do tego celu/...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, nijak ma się do tematu posta...
      Konopie to, zdaje się, roślina jednoroczna, więc nawet pomimo częściowo zdrewniałego pnia, nie interesuje mnie jako materiał na bonsai. Interesowałoby mnie jako surowiec na trwały papier, znacznie lepszy od drzewnego.
      W dyskusję na temat legalizacji ziela nie dam się wciągnąć.

      Usuń
    2. to ja nie dam się wciągnąć... bardzo dobrze, że nie próbujesz mi tego robić, bo to nie miejsce i czas...

      Usuń
  7. Witaj
    Własnoręcznie wyhodowane, zatem bezcenne, brawo Drogi Nitagerze !
    Taki żywy prezent otrzymać, to zaszczyt, może kiedyś go dostąpię :)
    Pozdrawiam najserdeczniej i dalszych sukcesów życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, mam nadzieję, że dalsze sukcesy będą - to jest, uda mi się te drzewka zachowac przy życiu ;)

      Usuń
  8. Wójt z Krościenka nad Dunajcem mówił o przystrzyżonych drzewach - zamęczone modrzewie. To by się zgadzało w przypadku i tych miniaturek chociaż efekt końcowy jest wspaniały. Podziwiam cierpliwość ogrodnika
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego trzeba się spieszyć, zanim ktoś "mądry" - np. ekolog, poszukujący niszy, nie zacznie się domagać zakazu uprawiania tej sztuki. Myślę, że to będzie miało miejsce zaraz po wprowadzeniu zakazu strzyżenia trawników - bo przecież trawa cierpi.

      Usuń
  9. Podziwiam, ale jakbym sama miała drutować, to bym oszalała. Stanowczo stawiam na dzikie ogrody i sukulenty w doniczkach czyli samoobsługę florystyczną ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś nie znajduję korelacji pomiędzy drutowaniem drzewek a schizofrenią. Może jestem jakoś uodporniony? ;)
      Małe ogrody podobają mi się, gdy wyraźnie czuć w nich rękę człowieka. Duże wolę lekko zdziczałe.

      Usuń
  10. Witaj, Nitagerze! Cieszę się, że nadal jesteś aktywny w blogosferze i że nadal jest miejsce, gdzie mogę odetchnąć i uśmiechnąć się. Jejku, to czas od moich ostatnich odwiedzin można już liczyć w latach? Mam sporo do nadrobienia, ale obiecuję, że nie uronię ani słowa!
    Niesamowite, że znalazłeś czas na jeszcze jedno (i to wymagające!) hobby. Ligustr mnie urzekł najbardziej - od razu wyobraziłam sobie mini-huśtawkę zawieszoną na najniższej pojedynczej gałęzi.
    Pozdrawiam gorąco! I szzerze przepraszam za kompletny brak oznak życia.
    Catherine'S

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie! Zmartwychwstała!
      A ja już Cię pochowałem, opłakałem, za spokój duszy wypiłem i odchorowałem!
      Co się z Tobą działo?

      Usuń
    2. Hmmm... trudno mi samej to określić. Chyba po prostu odcinałam pepowinę ;) A dojrzewanie to niełatwy proces tym bardziej, że wymaga odarcia się ze złudzeń. Zbyt mało znaków, by się rozpisać ;)
      A poza tym za dwa lata mam do nadrobienia i ciekawość mnie zżera, cóż żeś za teksty popełnił :)

      Usuń
    3. A'propos - przypomniałbyś mi, z jakiego adresu mailowego do Ciebie pisałam? Bo ten, co mi się wydaje, nijak nie wchodzi... Z góry dziękuję! ;)

      Usuń
  11. Uwielbiam drzewa i sama mam parę w doniczkach, poza innymi roślinami. Chętnie wysiewam nasiona, także cytryny. Ale - wybacz - to, co Ty robisz, podpada mi pod okaleczanie drzew. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i okaleczanie, ale dzięki małym rozmiarom żaden ekolog mi się do tego drzewa nie przykuje. Zresztą, nie wpuszczam ich na balkon.
      Cytrynę też miałem, wyhodowaną z pestki. I to wiele lat. Rosła sobie rozłorzysta i wysoka. I nagle, ni stąd, ni zowąd sobie uschła - nikt nie wie, dlaczego.

      Usuń
    2. @Kira...
      mam nieco odmienne zdanie w kwestii tego "okaleczania"... tak samo, jak nie nazwę "okaleczaniem" przycinania drzewom gałęzi, ani nacinania ich, by uzyskać z nich sok /czy żywicę /...
      za to okaleczeniem drzewa nazwę takie uszkodzenie, które spowoduje jego uschnięcie lub inną chorobę ze śmiertelnym skutkiem...
      po prostu wydaje mi się, że świat roślin to inny krąg pojęciowy, niż świat zwierząt, tylko ludzie nadmiernie im przypisują zwierzęce cechy...
      czy jeśli roślina w doniczce zdrowo, mocno się rozwija pod wpływem jakiegoś rodzaju muzyki /akurat takie doświadczenia są notowane/, to czy to znaczy, że tej muzyki słucha?...

      Usuń
  12. Bardzo ładnie wyglądają. :)
    Ja robię drugie podejście do tego samego bonsai. pierwsze zamieniło mi się w pień z mnóstwem suchych gałęzi, od których odchodziła burza żywych gałęzi z liśćmi dwa razy za dużymi do tego drzewa.
    wycięłam wszystko, a z tych zielonych odrostów zaczęłam hodować nową roślinę. większość padła, ale trzy odnogi puściły korzenie, rosną powolutku już drugi rok, myślę, że niedługo będę mogła zacząć myśleć o kształtowaniu.
    żeby mi tylko znów miotła nie wyszła ;p

    OdpowiedzUsuń