Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


czwartek, 5 marca 2015

Garść refleksji o wieszaku i makaronie

     W przedpokoju Starego Domu miałem na ścianie bardzo charakterystyczny wieszak na ubrania.
    
     Gdy go sobie przypomnę dziś, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ten wieszak wyglądał okropnie. Do szerokich listew, wyciętych ze sklejki, przykręcone były stalowe wieszaki z kolorowymi końcówkami z tworzywa sztucznego, a po kilku latach już nawet bez końcówek i cokolwiek pordzewiałe. I widział to każdy, kto wchodził do mieszkania. Każdy, tylko nie ja i nie reszta domowników. Bo ten wieszak wisiał w tym przedpokoju od czasów, gdy miałem może pięć, może sześć lat. Ja go po prostu nie zauważałem. Wieszak tkwił na ścianie „od zawsze”. Taki po prostu był i koniec. I nigdy go nie wymieniłem, nie dlatego, że mi się podobał, ale dlatego, że w ogóle nie przyszło mi to do głowy. Dopiero gdy zacząłem urządzać się w Nowym Miejscu, pomyślałem o tym, jaki przez całe życie miałem okropny wieszak i mnie samego zdziwił mój całkowity brak reakcji.
    
     Pewne rzeczy tak się człowiekowi opatrzą, że w ogóle ich nie zauważa. Były, są i będą – ot, taki koloryt miejscowego folkloru.
    
     Jestem pewien, że i u Was znalazłoby się coś takiego, jak mój stary wieszak. Coś czego nie zauważacie. Coś do czego przyzwyczailiście się tak, że do głów Wam nie przyjdzie, aby to zmienić, choć każdy, kto znalazłby się na Waszym miejscu, wyrzuciłby to w pierwszej kolejności i zastąpił czymś o wiele bardziej estetycznym, czy funkcjonalnym. A gdyby zwrócił Wam uwagę, że „to-to, to chyba nie ten-teges jest”, pewnie czulibyście się urażeni i nie omieszkalibyście bronić tego czegoś, choć w głębi serca przyznalibyście mu rację.
    
     I dlatego właśnie z sympatią patrzę na Kościół Latającego Potwora Spaghetti.
    
     Czy ministerstwo słusznie odmówiło rejestracji pastafarian jako grupy religijnej? Nie wiem, szczerze mówiąc. Oni sami traktują swoją religię z przymrużeniem oka, więc trudno wymagać innego podejścia przez Państwo. Może to i lepiej dla samych wyznawców. Głupota ludzka jest bowiem czymś nieograniczonym i myślę, że jedynie kwestią czasu byłoby pojawienie się tam osobowości na tyle charyzmatycznej, że potrafiłaby przetworzyć ten ruch w prawdziwy kult. Może nie w tym, może jeszcze nie w przyszłym, ale w następnym – dlaczego nie. W gorsze bzdury ludzie wierzą. Tymczasem jego urok polega właśnie na tym, że żaden z jego wyznawców w istocie nie wierzy w LPS i doskonale zdaje sobie sprawę z absurdalności doktryny swojego Kościoła.
    
     Po co więc on powstał?
    
     Ortodoksyjni katolicy – choć oczywiście nie tylko katolików to dotyczy, niemniej w Polsce to oni grają pierwsze skrzypce – nie mają wątpliwości: aby bluźnić, aby ośmieszać, aby wyśmiewać. Biorąc jednak pod uwagę, że dla nich bluźnierstwem może być niemal wszystko – ostatnio nawet słowa samego, nieomylnego ponoć papieża – trudno ich traktować poważnie. Zastrzegam, że mówię tu nie o wszystkich katolikach, bo pośród nich jest wielu zupełnie normalnych ludzi, ale o pewnym odłamie tej grupy, potocznie zwanym – może niezbyt szczęśliwie – moherami, co stało się już synonimem nietolerancji dla wszelkiej inności. Zapewne niesprawiedliwie, jak wszelkie uogólnienia.
    
     Po co więc powstał ten Kościół?
    
     Ano po to, żebyś wreszcie, człowieku, dostrzegł ten nieszczęsny wieszak, którego w ogóle nie zauważasz, choć używasz go kilka razy dziennie.
    
     Po to, aby uzmysłowić coś katolikowi, że wprawdzie z jego punktu widzenia Kościół Katolicki i jego nauczanie jest czymś absolutnie wyjątkowym, ale dla kogoś spoza tej organizacji, wcale tak być nie musi. Dla niego religia chrześcijańska jest jedynie prawdziwa i często on po prostu nie rozumie, dlaczego ktoś nie chce żyć według nauk Kościoła. Odejście od niego tłumaczy jedynie złą wolą. Bo jak inaczej można odrzucić miłość? Przecież Bóg to miłość! Odrzucasz Boga, odrzucasz miłość – proste! Skoro odrzucasz miłość, wybierasz nienawiść – i jak ja cię mam szanować? Ciebie, który wybierasz zło. Powtórzę to jeszcze raz, aby mieć pewność, że zostałem dobrze zrozumiany: on nie nienawidzi ateistów, ani innowierców tak po prostu, bez powodu – on po prostu ich nie rozumie!*
    
     Następnym krokiem jest całkowity brak zrozumienia dla oporu, z jakim coraz większa grupa ludzi przyjmuje próby wprowadzenia wartości religijnych do prawa stanowionego. Katoliccy aktywiści nie dostrzegają faktu, że dla ludzi spoza Kościoła, założenia ich religii nie są ani trochę mniej absurdalne od innych wierzeń, które sami katolicy uważają za wierutne bzdury. No bo jak rozsądny człowiek może wierzyć, że po śmierci powróci na ziemię, jako jaszczurka? No bo jak można wierzyć w to, ze w raju czeka na człowieka siedem dziewic, które będą się z nim kochać do upadłego? Bo jak można wierzyć, że ludzie zostaną porwani w kosmos, albo że przejechanie krowie batem po grzbiecie to grzech śmiertelny?
    
     I tu wkraczają pastafarianie. Domagając się szacunku dla własnych „dogmatów”, jednocześnie ośmieszają taką postawę u katolików. Nie ich wiarę – bo to sprawa osobista – ale chęć uczynienia jej sprawą publiczną. Pokazują im, jak czuje się człowiek, pozbawiony wyboru, w imię nie swoich, niepoważnie w jego uszach brzmiących wartości. I powtórzę – nie chodzi o religię! Chodzi o prawo, ustanowione zgodnie z jej założeniami, ale sprzeczne z wartościami wyznawanymi przez pozostałych ludzi. Chodzi o konkrety, jak finansowanie przez Państwo nauki religii w szkołach, o utrzymywanie przez nie kapelanów, w rangach generalskich, o próby wprowadzenia zakazów stosowania in vitro, antykoncepcji innej niż naturalna**, aborcji poważnie uszkodzonych płodów, nawet gdy zagraża to życiu matki***, „klauzuli sumienia”, powodującej, że człowiek, którego obowiązkiem jest pomóc, tej pomocy odmawia, w imię WŁASNYCH wartości, nie wartości pacjenta.
    
     Dopóki religia jest osobistą sprawą każdego człowieka, wszystko jest w porządku. Nikt nie ma prawa zabraniać mu wiary, czy obrzędów, dopóki nie szkodzą one innemu człowiekowi. Ale gdy religia staje się sprawą państwową, zaczynają się konflikty.
    
     I to właśnie próbują pokazać nam członkowie Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. To właśnie: Tak czują się niekatolicy, gdy próbujecie przeforsować katolickie prawo. To właśnie niekatolicy myślą o katolickich dogmatach, co Wy myślicie o naszych.
    
     No i poza tym wszystkim, są sympatyczni, a jeśli chodzi o poczucie humoru i umiejętność śmiania się z siebie samego i własnej religii, przeciętny katolik nie ma najmniejszych szans, by im dorównać.
    
    
    
_____________________
*Tutaj mam wielki żal do kleru, że nie potrafi, lub, co bardziej prawdopodobne, nie chce tego wytłumaczyć swoim wiernym.
    
**Panie pośle Niesiołowski – do końca Pańskiego życia będę to Panu wypominał, aby nie zapomniał Pan, jakim to jest Pan „liberałem”!
    
***Ciekawe, jak pan Marek Jurek czułby się, gdyby chodziło o jego matkę i to jeszcze przed jego urodzeniem. I czy w ogóle kiedykolwiek by coś poczuł?


38 komentarzy:

  1. wydaje mi się, że jeśli chodzi o kwestie wiary i wyznania (jakiegokolwiek) to jestem bardzo tolerancyjna, oczywiście dotyczy to samej wiary a nie tego, ze ktoś chce mi ją na silę narzucać... no i nie wtedy, gdy się w imię tej fanatycznej wiary zabija... sama jestem ateistką, tak mi się wydaje, choć wygodną... co to znaczy?... ano to, że dzieci są ochrzczone, były u pierwszej komunii...bo tak trzeba, bo co ludzie powiedzą, bo będzie im łatwiej wśród innych... potem same zdecydowały, że nie pójdą do bierzmowania i że nie chcą chodzić na religię... kościół katolicki sam odstrasza od siebie ludzi (nazwijmy ich "normalnymi"), zniechęca ich właśnie tym, że się wszędzie pcha, że chce tylko nakazywać i zakazywać, we wszystkich sprawach wedle jedynej słusznej reguły...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam bardzo mieszane uczucia, zgadzając się, by moje dzieci chodziły na religię i do kościoła. No cóż, ale to nie są tylko moje dzieci. Pocieszam się tym, że gdybym ich tam nie posłał, przez całe zycie sądziłyby, że coś straciły. A tak, wiedzą, o co w tym chodzi i zadziwiająco trzeźwo to oceniają.

      Usuń
  2. po prostu prawo stanowione nt. rejestracji związków wyznaniowych zawiera ukryte założenie, że doktryna religijna wyklucza dystans do siebie samej... aż się dziwię, że zarejestrowano buddyjskie związki wyznaniowe, może dlatego, że buddyści o swoim dystansie do buddyzmu niewiele głośno mówią?... zaś pastafarianie mówią o tym dystansie głośno i otwarcie...
    ...
    natomiast niezależnie od tego, masz po prostu rację w temacie meritum posta i fajnie ją zilustrowałeś... zaś państwo /mimo, że KLPS jest "w prawie"/ otumanione przez K.Rz.-kat. z braku jakiegokolwiek argumentu zadziałało na zasadzie "nie, bo nie"...
    ...
    zaś kompletnie inną kwestią jest, po jaką cholerę w ogóle rejestrować jakiekolwiek związki wyznaniowe, ale to już jest kompletnie nie na temat...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. p.s. apropos aborcji /też nie na temat, ale skoro to padło/... zaczyna mnie powoli przerażać, jak wielu durni dało się opętać, zindoktrynować /"wychowawcza rola prawa"/, uważając obecne prawo aborcyjne za coś oczywistego, "myśląc" narzuconymi kategoriami i zamiast zdecydowanie stanąć za tym, by je odkręcić, nieśmiało i piskliwie jedynie próbują oponować, by bardziej go nie zaostrzyć...
      "totalitaryzm pełzający" to się nazywa...

      Usuń
    2. Niedawno, dosłownie kilka dni temu przeczytałem o tym, ż ewiększą zbrodnią jest zabić muchę, której sam centralny układ nerwowy składa się ze 100 000 komórek, podczas, gdy zarodek zaledwie z kilkudziesięciu.
      No cóż, ładnie brzmiące i dość chwytliwe, ale jednak demagogiczne. Sam jestem przeciwnikiem aborcji, choć z powodów całkowicie pozareligijnych - raczej logicznych. Jednocześnie jestem zwolennikiem jej legalizacji, bo tylko wtedy mamy nad nią jakąkolwiek kontrolę.
      Co do rejestracji związków wyznaniowych - ne znam się na administracji aż tak dobrze, ale wydaje mi się, że ma to sens i jest pomocne w organizowaniu wszelkich obrzędów.

      Usuń
    3. nie przeczę, że rejestracja związków wyznaniowych ma pewien sens, tak jak rejestracja jakiejkolwiek innej grupy hobbystycznej /np. filatelistów/, bo ułatwia relacje z państwem, upraszcza pewne procedury administracyjne itd, itp, etc...
      tak tylko sobie rozważałem temat, zważywszy na fakt, że religia to sprawa prywatna /w swoje istocie prywatna/...
      to trochę jest jak z kwestią "wolny, nieformalny związek, czy zarejestrowany związek partnerski"?...
      ...
      jestem za legalizacją aborcji /do pewnych granic/, ale by nie rozwijać o tym dyskusji odpuszczę sobie uzasadnienie... niemniej jednak ten argument o ilości komórek wydaje mi się tak samo płytki, jak rozstrzyganie o tym, który dyktator był większym sukinsynem na podstawie TYLKO ilości nieboszczyków, które naprodukował system przez niego zarządzany...

      Usuń
  3. Według Wikipedii:

    Według polskich religioznawców, m.in. dr. Pawła Bonieckiego, deklarowanie wiary w Latającego Potwora Spaghetti zyskało popularność wśród ateistów i agnostyków.

    Ateizm okazuje się jednak dla niektórych zbyt przerażającym doświadczeniem, wybierają przynajmniej sympatyczną namiastkę religii. Mogą to niektórzy nazywać parodią, ale ja odnoszę się do pastafarian z sympatią. Osobiście nie mam nic przeciwko rejestracji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chylę czoła przed pomysłowością. Kaźmirz Pawlak nie wytłumaczyłby tego lepiej - a dla mnie był aabsolutnym mistrzem w tej dyscyplinie.
      Oczywiście, że jest to "religia" ateistów i agnostyków. Ten ruch przecież powstał po to, by promowac państwo świeckie.
      I powiem Ci w zaufaniu, że ci rozesmiani i żartujący sami z siebie ludzie w ogóle nie wygladają na przerażonych.

      Coś jednak w tym jest, choć nie ma to nic wspólnego z pastafarianami. Czasami ateizm spada na człowieka nagle. Nagle coś sobie uświadamia - i prawda, bywa, że to jest przeżycie traumatyczne. Czuje się wtedy jak bohater "Matrixa", żałujący, że wybrał niewłaściwą pigułkę - bo powrotu juz nie ma. Może nadal zachowywać się jak katolik, brać udział w obrzedach, a nawet potępiac głośno ateistów - ale wiary nic mu już nie wróci.

      Najczęsciej jednak jest to proces długotrwały i wtedy doznania są całkowicie przeciwne - człowiek czuje, jakby się uwolnił z niewygodnego ubrania, które najwyraźniej uszyto nie na jego miarę.

      Usuń
    2. może nie sam ateizm jest przerażającym doświadczeniem, bo to już produkt finalny... o przerażeniu też mowy nie ma, raczej o chwilowym zagubieniu, gdy ateizm pojawi się nagle, jak satori, ale jak znam relacje z takich doświadczeń, to jest to chwila, po której następuje ulga, odprężenie, luz...
      ale jak napisał Nitager, może to być też dłuższy proces /za dużo czynników, by określić jeden wzorzec/ i wtedy ewentualne lęki są przepracowywane i eliminowane w zarodku, wręcz się w ogóle nie pojawiają...
      ...
      natomiast wiem, że istnieje taka kościelna interpretacja "potępienia" po śmierci jako kary /de facto za nieposłuszeństwo, choć oficjalna propaganda inaczej to nazywa/ wiecznego pobytu w "świecie bez Boga", co ma być straszakiem na potencjalnych "nieposłusznych"...

      Usuń
    3. @Nitager
      Utożsamiasz religię z jej atrybutami, które uważasz za absurdalne:

      "Katoliccy aktywiści nie dostrzegają faktu, że dla ludzi spoza Kościoła, założenia ich religii nie są ani trochę mniej absurdalne od innych wierzeń, które sami katolicy uważają za wierutne bzdury."

      Dlatego wiarę uważasz za głupotę:

      'Głupota ludzka jest bowiem czymś nieograniczonym i myślę, że jedynie kwestią czasu byłoby pojawienie się tam osobowości na tyle charyzmatycznej, że potrafiłaby przetworzyć ten ruch w prawdziwy kult.'

      Tym zdaniem niechcący potwierdziłeś moją tezę, oduwając tylko jej realizację w czasie.

      Dla mnie i nie tylko dla mnie wiara to coś głębszego niż atrybuty religijne. Wiarę porównałbym do powietrza. Bez niej nie czułbym się wolny, tylko raczej przyduszony. Dlatego absolutnie nie przekreślam prawa pastafarian do wiary. Buddyzm też zaczął jako religia bez Boga, a z czasem Budda pojawił się jako bóg, a nawet wielu bogów.

      Usuń
    4. @Dibi...
      uściślijmy... buddyzm na początku w ogóle nie był religią, dopiero potem obrósł w rytuały typu religijnego... sam Buddha zaś nie zawracał sobie kwestią istnienia bogów, uważając to za najmniej istotny problem w ludzkim życiu... potem buddyzm obrósł w nauki o bogach i innych bytach nadprzyrodzonych jako ilustracyjnych metafor... dalej poszło dwutorowo... w nurcie "hinajana" Budda został zdeifikowany, w nurcie "mahajana" również jest na ołtarzach, ale jako wyraz szacunku, uznania dla tego niego jako człowieka, oraz jako pewien typ, najwyższe stadium rozwoju umysłu... kwestię odmiany tybetańskiej /"wadżrajana"/, miksu "mahajany" z miejscowym szamanizmem już dla uproszczenia pominę... choć w buddyzmie nie wartościuje się, która odmiana jest "lepsza", jednak tak "po cichu" uważa się nurt "hinajana" za prymitywniejszy, adresowany do plebsu...
      ...
      rozgadałem się być może w połowie niepotrzebnie, ale dla mnie to wszystko daje przesłanki do myślenia, że istotniejszą rolę w tym wszystkim gra potrzeba rytualizacji życia, zaś potrzeba wiary w byty nadprzyrodzone jest domeną umysłów prostych, którym wystarczają proste wytłumaczenia i uzasadnienia...

      Usuń
    5. @Peter
      Jestem może umysłem prostym, ale Twoje proste wytłumaczenie mi nie wystarcza...

      Usuń
    6. Dibelius,
      Co do pierwszego cytatu, nie wiem, o co Ci chodzi. Czyż sam nie uważasz założeń innych religii za nieprawdziwe? Czasami wręcz absurdalne? Niuekatolik tak samo widzi religię katolicką.

      Co do drugiego - za głupotę uważam wiarę w oczywiste, wymyślone na potrzeby parareligijnego ruchu absurdy. Przecież pastafarianie doskonale wiedzą, że żaden LPS nie istnieje. Wiedzą, że to jest absurd, wymysł - i dlatego transformację tego ruchu w prawdziwy kult uważam za głupotę. Mam jednak nadzieję, że pastafarianie sa na tyle rozsądnymi ludźmi, że do tego nie dojdzie.


      Buddyzm zaczął bez boga i nadal jest religią bez boga. Budda został obwołany bogiem, ale nie w buddyzmie, tylko w hinduizmie, który wchgłania elementy innych religii. Jezus zresztą również figuruje w ich panteonie, jako bóg od uzdrowień - gdy ich coś boli, rozkładają ręce i powtarzają "swami Jesus". Buddyści nie uważają Buddy za boga i w ogóle się bogami nie zajmują. Dla nich to tylko jeden z poziomów świadomości i to wcale nie najwyższy.

      Usuń
    7. "Za tymi wyszukanymi naukami stoją nauki znane w hinduizmie: reinkarnacja, karma, maja, i tendencja postrzegania rzeczywistości jako panteistycznej. Buddyzm oferuje również złożoną teologię bóstw i istot wywyższonych. Rozumienie istoty boga w buddyzmie, podobnie jak i w hinduizmie, trudno jest opisać. Niektóre odłamy buddyzmu można uznać za ateistyczne, natomiast inne za panteistyczne, a jeszcze inne za teistyczne, np. Szkoła Czystej Krainy (tłum. częściej jako Szkoła Czystej Ziemi). Klasyczny buddyzm jednak zdaje się milczeć w kwestii rzeczywistości istot nieskończonych, dlatego uważany jest za nurt ateistyczny."

      http://www.gotquestions.org/Polski/Buddyzm.html

      Usuń
    8. Chrześcijaństwo też zajmuje się szatanem, o którym wspomina się w Biblii wielokrotnie, ale przecież nie o Szatana chodzi w chrystianizmie. Generalnie, jak juz stwierdził pkanalia, bogowie są tam tłem i w samej idei buddyzmu można się bez nich doskonale obejść. Bogowie nie są istotami, na których buddyści się koncentrują. Zresztą, istnieje wiele emanacji aspektów Buddy, które przez ludzi nie znających tej religii, brane są za bogów, choć wcale nimi nie są. Czytałem już o "bogini Zielonej Tarze", czy o "bogu" Wadżrasattwa.

      Usuń
  4. Dla mnie - każdy może wierzyć w co tylko chce- w jakiegoś boga, drzewo, chmurę czy też w złotego cielca- jest tylko jeden warunek- by nie narzucał swych poglądów, swej wiary, innym. Polska pomału staje się krajem fundamentalistów- katolików. A do tego zakłamanych fundamentalistów. Bo ci, co tak głośno narzucają innym swą "jedyną słuszną opcję wiary" - w zaciszu swych czterech ścian niewiele przestrzegają z tego, co usiłują narzucić innym.Chcę tylko przypomnieć, że nie było chrześcijaństwa a normy etyczne były - wystarczy trochę poczytać starożytnych autorów.
    Nie bardzo mogę się zgodzić, że ateizm jest dla niektórych tak przerażającym doświadczeniem, że wybierają jakąś namiastkę religii. To raczej nie przerażenie a wygodnictwo - zapewne łatwiej jest niektórym żyć ze świadomością, że jakaś "boska osoba" podejmuje za człowieka ważkie decyzje, kieruje jego czynami. Z pewnością łatwiej powiedzieć sobie "zrobiłem coś złego, ale Bóg tak chciał" , niż powiedzieć o sobie - jestem podły i durny i dlatego zle postąpiłem.
    Też miałam przedtem paskudny wieszak do tego pogryziony przez pierwszą sukę.Teraz mam "kombajn" -szafkę wysoką z lustrem, skrzynię na buty no i fajny wieszak z półką na kapelusze i czapki.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnościa nie strach pcha ludzi do grupy pastafarian - tego jestem pewien. Choćby dlatego, że każdy z nich zdaje sobie sprawę z absurdalności tego kultu i żaden z nich nie wierzy w LPS.

      Nie wiem, co robią w swoich czterech ścianach najgłośniejsi religijni aktywiści. Z pewnością zdarzają się przypadki, opisane przez Ciebie, ale nie sądzę, by było to regułą.

      Usuń
  5. Właśnie to powoduje wrogość wojujących katolików wobec pastafarian- ukazanie komizmu domagania się szacunku dla cudacznych obrzędów i dogmatów od osób, które są jak dalsze od ich wyznawania i odprawiania. Władza ludowa nie kochała Pomarańczowej Alternatywy, a władza kościelna nie kocha wyznawców kościoła Latającego Potwora Spaghetti.
    Niedawno posłanka Pawłowicz popełniła kolejną w swoim marnym życiu niedorzeczność, nazywając ateistów, więc i mnie, "nieprzyjaciółmi Boga". Czy to, że nie wierzę w kapitana Klossa, kaczora Donalda, czy Żwirka i Muchomorka, czyni mnie ich nieprzyjacielem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ten propagandowy, alogiczny nonsens o "nieprzyjaciołach Boga" jest dość często kolportowany, co więcej, bywa dość chwytliwy wśród ludzi o nieszczególnie wysokim poziomie umysłowym, stanowiących kościelny target...
      pochodzi on z tego samego pnia, co nazywanie antyklerykała "ateistą"... nawet gdy powiesz takiej Pawłowicz, że 90% antyklerykałów wierzy w jakąś bozię /a 99% w wersji chrześcijańskiej/, to i tak nie dociera, bo u niej działa przełożenie "nie chodzi do kościoła, nie słucha klechów, nie płaci im, znaczy że... ATEISTA"...
      ...
      porównanie "PA vs. PRL" z "KLPS vs. K.Kat." nadzwyczaj trafne...
      czytałeś "Imię Róży"?... tak jest fragment, wywód, że gdy ludzie odkryją, że Bóg może byś śmieszny, przestaną się słuchać...
      /kogo słuchać?... no, toć wiadomo, że nie Boga/...

      Usuń
    2. "Skoro nie wierzycie w Boga, to dlaczego tak bardzo go nienawidzicie?" - często spotykany slogan na różnych forach.

      Zgadza się, to jest powód, dla którego kler nie chce przyjąć do wiadomości istnienia KLPS. I nie spocznie, dopóki teego ruchu nie zniszczy. Mówi się, że Kościół jest dziś atakowany z wielu stron. I ja zgadzam się z tym stwierdzeniem - rzeczwyiście JEST atakowany. Pytanie, jak nalezy zadać, powinno brzmiec inaczej - czy jest atakowany SŁUSZNIE?

      Usuń
    3. @Pkanalio,
      W ogóle protest budzi we mnie definicja antyklerykała. Włącza ona bowiem w szeregi antyklerykałów ludzi, którzy są przeciwni finansowaniu kleru z budżetu, czy przeciwni wpływom politycznym kleru- czyli zwolennikom obrony swoich prywatnych granic przed klerem. Nazwa zaś "ANTYklerykał" sugeruje nie obronę, a atak.
      Oczywiście czytałem "Imię róży", jest tam cała masa smaczków, n.p. geneza konfliktu w sprawie dogmatu o ubóstwie Chrystusa, którego to dogmatu zwolennicy zaczęli płonąć na stosach, bo uznano ich za bluźnierców, lecz nie poinformowano mnichów żebrzących, że ich nauki od tej pory są bluźnierstwem- "wielu braciszków wówczas spłonęło"- bodajże takimi słowy skwitował to Eco.
      @Nitager,
      III Rzesza też była atakowana z wielu stron, bo rozpoczęła wojnę na wielu frontach. W wypadku kościoła, chodzi o poważne przestępstwa: finansowe, seksualne, wyborcze, przeciw Konstytucji, przeciw wolności wyznania i sumienia, przeciw prawu do pracy (ostatnie nagonki na Nergala i Czubaszek, wcześniej na Nieznalską).

      Usuń
    4. @Woland...
      szczerze mówiąc, to aż w takie niuanse słowne z tym "antyklerykałem" się nie wgłębiam... jakby nie było, na ten przykład, "antyrakiety" też są środkami obronnymi, zaś herbata zielona ma działanie "antyrakowe", choć de facto jest to tylko element profilaktyki...
      ja definiuję "antyklerykała" jako kogoś, kto jest przeciwny obecnej roli kleru jako takiego /w Polsce akurat katolickiego w Polsce, ale gdy np. jego miejsce zajmie kler rodzimowierczy, to nic to nie zmieni, zaś w Iranie może to być dla odmiany kler szyicki/ i konsekwencjom tego wpływu...
      natomiast bywają różne odmiany antyklerykalizmu pod względem stopnia aktywności, ekspresji, rodzaju metod lub samych stawianych celów... do tego nie ma w tym jednogłośności, np. skrajny ultras antyklerykał postulujący palenie kościołów i wieszanie klechów, do tego jeszcze próbujący to realizować, dla mnie będzie rodzajem odwetowca, do tego "psującym robotę" z punktu widzenia celów mojego antyklerykalizmu, niemniej jednak za antyklerykała go uznam /choć już nie za sojusznika/...
      natomiast rzeczywiście nie nazwałbym tak kogoś , kto nie aprobuje np. tylko i jedynie kwestii tego finansowania z budżetu, natomiast inne tematy /np. nadmierny wpływ na kształtowanie prawa, nadmierny ponad poziom wpływu dostępny dla "szarego" obywatela/ akceptuje lub wręcz popiera... ale znając /sur/realia typu Krystyna Pawłowicz, nie zdziwiłbym się, gdy ktoś takiego nazwał "ateistą wojującym" :)...

      Usuń
    5. Coraz więcej ludzi wypowiada się w tonie: "Wierzę w Boga, ale nie wierzę w Kościół i mam ochotę pogonić tę czarną zarazę, gdzie pieprz rośnie!". Na każdym forum, poświęconym religii, lub Kościołowi. To chyba najlepszy dowód na to, ze antyklerykał wcale nie musi być ateistą. Ateiście jedynie łatwiej nim zostać.

      Usuń
  6. Oni uczą nas dystansu do życia. W Polsce to idzie kulawo, ale w Czechach całkiem dobrze. Podziwiam zresztą Czechów za ten ich dystans do siebie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgoda, za to też podziwiam Czechów. Za złe mam im opryskliwość wobec klientów, ale to zupełnie inna para kaloszy. Czesi jednak, w przeciwieństwie do Polaków, potrafią smiąć się sami z siebie - nawet jeśli to dowcip nieco siermiężny.
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Kiedyś w sieci znalazłam takie zdanie, które moim zdaniem doskonale odzwierciedla problem:
    Człowiek naprawdę wierzący jest gotów oddać życie za swoja wiarę. Fanatyk w imię swojej wiary jest gotów zabijać innych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, oddaje istotę rzeczy.
      Podobne zdanie przeczytałem kiedyś u Wolanda, ale dotyczące patriotów:
      "Patriota myśłi o tym, co może zrobić dla swojego kraju. Nacjonalista myśli o tym, co ktoś inny powinien zrobić dla jego kraju"

      Usuń
  8. Wiesz co, masz rację: katolicy po prostu nie rozumieją niekatolików. ostatnio musiałam komuś tłumaczyć, że ja nie mam nic przeciwko religii itd. - kto chce niech sobie chodzi do kościoła nawet trzy razy dziennie, ale niech mnie do tego nie zmusza. fakt że musiałam to TŁUMACZYĆ dowodzi jasno, że oni w ogóle sobie nie potrafią wyobrazić, że ktoś może nie chcieć się podporządkować ich zasadom i że jest to dla niego - że to łagodnie ujmę - niekomfortowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że kler obawia się uniezależnienia swoich wiernych i dlatego wiesza psy na wszystkich, którzy nie zgadzają się na dominację Kościoła. Boi się utraty wpływów - ot, i wszystko. I dlatego katolicy, którzy regularnie słuchają jego kazań, są przekonani, że życie bez Boga jest bezwartościowe, a kto nie chodzi do kościoła, ten jest wrogiem Pana Boga.

      Usuń
  9. Nitagerze
    Owe kolorowe wieszaki były chyba w każdym domu, oprócz mojego rodzinnego. Mój Tata "złota rączka" zrobił inny, śliczny.
    Ja, jak Ci pewnie już wiadomo, stare rzeczy wyrzucam ku smutkowi Męża. On sam wciąż powtarza, że "gdyby tak każdy wszystko stare wyrzucał, jak ja- nie byłoby na świecie żadnego muzeum".
    A na koniec, co do wiary, to należy tak żyć, aby nie upokarzać innych i nie szkodzić im.
    Pozdrawiam :)



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To moja życiowa dewiza, jednak do tego niepotrzebna jest żadna wiara i nie sądzę, by te dwie sprawy cokolwiek łączyło.

      Usuń
  10. Miałam kiedyś identyczne odczucie dotyczące domowego chlebaka - zupełnie nie zauważałam, jego stanu do momentu, kiedy świeżo upieczona małżonka mego brata podarowała mojej mamie nowy. Dopiero wtedy dostrzegłam, jak był potrzebny. To było zdumiewające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdumiewające? Ludzkie. Coś, co było od zawsze, uznajemy za wieczne.

      Usuń
  11. Ja mam taką solniczkę, okropna, plastikowa.....czerwona:) Kiedyś cud nowoczesności,, dzisiaj....brrr....Ale jest.
    Co do kościoła i katolików, dobrze że zastrzegłeś, że Twoje słowa dotyczą tylko grupy. Nie warto uogólniać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dotyczy to grupy, bo katolicy nie są jednolitą masą. Część z nich, którą nazywam dla odróżnienia "katolami", ma klapki na oczach i całkowitą niezdolność do jakiegokolwiek dialogu. To dotyczy zresztą nie tylko katolików, bo religia nie jest jedyna ideą, która gromadzi wokół siebie fanatyków. Zapewne słyszałaś o ekoterrorystach?

      Usuń
  12. Podstawą wiary katolickiej jest miłość:" 2- będziesz miłował bliźniego swego, jak siebie samego". Miłość- to poświęcenie, wybaczenie,zrozumienie itd. Nie można okazywać miłości tylko w kościele, domu , życiu prywatnym, a w publicznym już nie. Właśnie na tym polega problem : katolicy co innego wyznają, a inaczej żyją, stąd moherowa fala nienawiści , stąd próba dominacji w życiu publicznym, ale z prawdziwą wiarą nie ma to nic wspólnego. Kościół jest instytucją ,ale jest t ustanowiony, działają w nim ludzie, którzy nie są nieomylni. Znam wspaniałych duchownych, światłych, wykształconych, którzy gromadzą wokół siebie wielu katolików, ale są także oszołomy i przykre to,że właśnie ta grupa ma wpływ na definiowanie kościoła w Polce i na podstawie ich zachowań wygłaszane są opinie o katolikach. Ha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego właśnie rozgraniczam katolików i katoli. A swoją drogą, skoro tych najbardziej zaangażowanych nie udało się dotąd nauczyć miłości, to może kiepskich mają nauczycieli?

      Usuń