Wspominałem już zapewne, że hotel był bardzo nowoczesny? No cóż, był wręcz nieprzyzwoicie nowoczesny, o czym przekonałem się już pierwszego wieczora.
Cóż, jak to mawiał Kaźmirz Pawlak, wszystko mnie można zarzucić, ale nie to, że ja nowoczesny! Dlatego zupełnie nie rozumiem fenomenu programów typu „Big Brother”, czy podobnych. Mnie podglądanie życia innych ludzi nie tylko nie interesuje, ale wręcz czuję obrzydzenie do takiego postępowania. A już zupełnie nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy zgadzają się na udział w tego typu wątpliwych przedstawieniach. Natomiast pojęcia „gwiazda big-brothera” budzi we mnie już nie zdziwienie, nawet nie pusty śmiech, co żałość z powodu niesamowitej inflacji, jakiej poddano tytuł gwiazdy. Dla mnie gwiazdami zawsze byli artyści, którzy osiągnęli coś ponadprzeciętnego, którzy zadziwiają świat swoimi umiejętnościami. A tu, wystarczy że włączysz kamerę we własnym domu i puścisz sygnał w świat. I wszyscy patrzą z wypiekami na twarzach, jak dłubiesz w nosie, drapiesz się po brzuchu, czy łazisz po mieszkaniu w samych niewymownych, albo i bez. To jest gwiazda?
No, ale takie są te nowoczesne czasy (nie mylić z głośnym filmem Charliego Chaplina), że wszystko jest na sprzedaż, a prywatność ponoć wciąż jeszcze w pewnych kręgach osiąga atrakcyjną cenę.
Tyle tylko, że ja się do roli „gwiazdy” tego typu zupełnie nie nadaję. I psychicznie – bo budzi to we mnie panikę i paraliż, i fizycznie – bo pokazać coś, co mogłoby kogokolwiek zainteresować, to ja mogłem może trzydzieści lat temu, ale nie teraz.
I dlatego właśnie czułem się tak nieswojo w pokoju na parterze, z którego można było wyjść prosto na ulicę, przez coś, co przypominało drzwi od balkonu w moim mieszkaniu. Otóż, jedna ze ścian to było po prostu jedno wielkie okno, wychodzące prosto na połączony z ulicą wąski chodnik, gdzie stały sobie drewniane ławeczki. Okno było dzielone i jedną jego część można było otworzyć uchylnie, albo po prostu jak drzwi – i wyjść sobie na zewnątrz.
Problem w tym, że jeśli ktoś przechadzał się tym chodnikiem, albo wręcz usiadł na ławce, miał przed sobą imponujący widok na nasz pokój. W dzień czułem się zaledwie nieswojo, wiedząc, że firana potrafi rozproszyć światło do tego stopnia, że z zewnątrz niewiele widać. Ale po zmroku? Gdy w pokoju pali się światło? To po prostu mimowolny występ w Big Brother dla zgromadzonej przed oknem publiczności!
- Przecież tu nikogo nie ma – uspakajała mnie Koleżanka Małżonka.
- Ale w każdej może przyjść – burknąłem, starannie zasuwając zasłony. – Tu ludzie wychodzą na papierosa.
- Ale udusimy się za tymi zasłonami!
Fakt, mimo otwartych uchylnie drzwi „balkonowych”, przez grube zasłony wpadało bardzo niewiele powietrza.
- Ale ja nie znoszę, gdy ktoś mnie podgląda! – byłem bliski płaczu. – Ja nawet wśród ludzi czuję się nieswojo, a co dopiero, gdy wszyscy się na mnie gapią. Ja się chcę czuć swobodnie.
- A kto się będzie na ciebie gapił? – wzruszyła ramionami. – Przejdzie obok, najwyżej zerknie i pójdzie dalej.
- Ale ja nie lubię, gdy ktoś na mnie zerka! – odparłem, usiłując zlikwidować upartą szparę między zasłonami, która nijak nie chciała zniknąć. – A poza tym, skąd wiesz, kto tu się kręci? Jeśli nie zboczeńcy, to może złodzieje? Albo psychopaci! Albo jakaś sekta, która składa ofiary z ludzi. Chcesz się wykrwawiać do ceremonialnej misy przez poderżnięte gardło? Już nigdy nie wezmę pokoju na parterze!
Pierwsza noc była nerwowa. Budził mnie każdy szelest. Nawet każdy, przechodzący chodnikiem kot. No i dość szybko zrobiło się duszno. Mimo to, jakoś dotrwałem do rana, choć nazwać mnie wypoczętym byłoby poważnym naciąganiem faktów.
Następnego wieczora Koleżanka Małżonka zdecydowała, cytując Mistrzów: „Ferdek, tak być nie bedzie”. Po zmroku wyszła na zewnątrz i przyjrzała się naszemu pokojowi, oceniając widoczność tej szczególnej sceny.
- Stąd naprawdę nic nie widać – odezwała się. – Widzę tylko niewyraźne światło lampy. Ciebie w ogóle nie widzę.
Nie wierzyłem. Jak można, stojąc na zewnątrz, o zmroku, nie widzieć nic w skąpanym w świetle pokoju? Chyba włożyła nie te okulary!
Ale, powodowany ciekawością i podejrzliwością, również wytoczyłem się na chodnik. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że wnętrza pokoju zwyczajnie nie widać. Nawet jasno świecąca lampa jawiła mi się jedynie jako nieco jaśniejsza, niewyraźna plama na tle zupełnie niewidocznej, ciemnej szarości.
- Jak to możliwe? – podrapałem się po nosie. – Czym oni te okna powlekli, że działają tylko w jedną stronę?
Było to dziwne, bo nawet słynne weneckie lustro zawsze działa w obie strony, zależnie od tego, która jest lepiej oświetlona. A tu jakiś cud techniki sprawiał, że szyba stała się jednokierunkowa.
Trochę mnie to uspokoiło, ale i tak zasłony zaciągnąłem, tylko mniej starannie. Strzeżonego… i tak dalej…
Ja trafiłam na toaletę w restauracji, zupełnie przezroczystą, dopiero po zamknięciu drzwi szkło robiło się matowe i nic nie było widać z zewnątrz. Choć wrażenie dziwne...
OdpowiedzUsuńMoże to podobne szyby były?
formuły reality shows bywają rozmaite, więc nie mogę wrzucać wszystkich do jednego wora, z drugiej zaś strony widziałem tych programów bardzo niewiele, więc tym bardziej nie mogę ich oceniać en bloc... w sumie to był tylko jeden, nawet sporo odcinków, tak trochę raczej dla towarzystwa mojej ex - K.M. i ciekawa w tym była obserwacja, jak wtedy z ludzi spadały maski za sprawą codziennego obycia z taką sytuacją... pamiętam, że bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie pewna artystka, znana do tej pory, której twórczości fanem akurat nie jestem, przez jednych uwielbiana, przez drugich hejtowana i do tej pory patrzę na nią zupełnie inaczej, niż usiłują wymóc na ludziach ludzie zawistni i sfrustrowani...
OdpowiedzUsuń...
brawo dla Twojej K.M., że zamiast ulec Twojej paranoi uznała, że lepiej po prostu sprawdzić, jak się sprawy mają realnie, zwłaszcza, że wielkiego wysiłku to nie wymagało...
p.jzns :)