Tak się złożyło, że gdy pochwaliłem się, dokąd jadę na urlop, pewna osoba stwierdziła, że wybiera się dokładnie w to samo miejsce. To jedna z moich komentujących, która za żadne skarby nie chce zamienić się w tzw. „linkową”. Czyli po prostu, nie chce jej się pisać bloga. Ta dzisiejsza, leniwa młodzież! Przez jej lenistwo, nie mam możliwości wymądrzania się pod jej postami, czego nie mogę odżałować.
Ale i tak uznałem za pewnik, że się tam spotkamy. Bez żadnego umawiania, zupełnie przypadkiem. Ot, przeznaczenie!
I dlatego zaraz po zakwaterowaniu, udaliśmy się najpierw na stację kolejową, a stamtąd kolejką na Stare Miasto, a konkretnie, na Długi Targ. W końcu, to właśnie jest centrum Gdańska, nad którym duchy Uphagenów i Heweliusza wciąż trzymają pieczę i czuje się to w każdym jego zakątku.
- A jak ona ma na imię? – spytała Koleżanka Małżonka.
- Nie mam pojęcia – odparłem zgodnie z prawdą. – W sieci mówimy na nią Kitty.
- A jak wygląda?
- Poproszę inny zestaw pytań.
- Nie wiesz?
Pokręciłem głową.
Wiele razy wspominałem, że gdy Koleżanka Małżonka zrobi tzw. „wielkie oczy”, widok jest spektakularny. Prawdopodobnie z powodu okularów („plusów”).
- No a wiesz chociaż, czy młodsza, czy starsza? – spytała zdumiona. – Wysoka, niska? Brunetka, blondynka?
- Nic o niej nie wiem – odparłem. – Poza tym, że mieszka gdzieś w Wielkiej Brytanii. To tam, gdzie wciąż leje, więc może jeszcze mieć mokrą głowę…
Przyznam, że sam nie do końca wierzyłem w tę koncepcję. W samolocie na pewno włączono wentylację, więc fryzura mogła jej wyschnąć. Ale wciąż wierzyłem, że:
1. Spotkam Kitty.
2. Poznam ją po… sam nie wiem, po czym.
3. Przywitamy się serdecznie i radośnie, po czym razem pójdziemy na jakiegoś drinka, dla uczczenia owego spotkania.
Wiara moja padła na bruk, gdy tylko znaleźliśmy się w miejscu docelowym. Na Długim Targu spacerowały tłumy. Nie ma mowy, żeby odnaleźć w nim własną żonę, a co dopiero kogoś zupełnie nieznajomego.
- A czy umówiliście się chociaż w tym miejscu?
- Ależ skąd – dołożyłem jeszcze jedną cegiełkę do coraz bardziej majestatycznej budowli, zwanej Wielkim Zdumieniem Koleżanki Małżonki. – Ale sama rozumiesz, przeznaczenie na pewno sprawi, że padniemy sobie w ramiona.
- A ona wie, jak ty wyglądasz?
- Nie wydaje mi się – przyznałem, co Koleżanka Małżonka uznała już nie za cegiełkę, tylko wręcz za płytę żelbetową. – Dlatego muszę wydawać jakieś sygnały.
Podrapałem się po głowie. Ale jakie sygnały? Niczego nie ustaliliśmy (kolejna cegiełka). Po czym ona może poznać, że to właśnie ja?
I stąd właśnie wzięły się te fałszywe legendy, jakoby po Gdańsku łaził jakiś gość i do każdej napotkanej kobiety wołał „Hello, Kitty!”. Jest to oczywista nieprawda! Choćby dlatego, że musiałbym wołać to z częstotliwością kilkunastu razy na sekundę, co jest fizycznie niemożliwe.
Zbliżając się do Zielonej Bramy, poczuliśmy nagłą potrzebę gospodarczego wsparcia Ukrainy, zatem wstąpiliśmy do lokalu pewnej znanej, ukraińskiej sieciówki, na małego drinka. W końcu, jesteśmy na wakacjach, możemy sobie na to pozwolić. Nic więcej o tej firmie nie powiem, bo byłoby to lokowanie produktu, ale wiśniówkę robią świetną! Prawdziwa nalewka, nie żaden słodki i ciężki likier. Oczywiście, nie tak dobra, jak moja, ale i tak warto było się nią poczęstować. Zajęliśmy miejsca na zewnątrz i wciąż wypatrywaliśmy Kitty w przesuwającym się nam przed oczami tłumie.
Sam nie wiem, na co liczyłem. Może na to, że nagle tym wszystkim ludziom pojawią się nad głowami napisy z ich imionami? Jak w jakiejś fabularnej grze komputerowej?
- Przecież nie wiesz, jak ma na imię! – Koleżanka Małżonka sprowadziła mnie na ziemię. – To jak byś ją poznał?
Ech te kobiety! Niczego nieświadome istoty! Jak można nie wiedzieć, że w grach nie pojawia się prawdziwe imię, tylko nick!?
Miałem kiedyś spotkanie z Krakowie pod Galeria Kazimierz z Magd a Italiana komentatorką mojego bloga. Jak spytałem po czym ją poznam, powiedziała - Jak mnie zobaczysz to będziesz wiedział że to ja. Miała rację poznałem ją, a spotkanie było z gatunku udanych
OdpowiedzUsuńRozczuliłeś mnie tą wiarą, że na pewno się poznacie!!!!!!
OdpowiedzUsuńByło wziąć ze sobą balon Hello Kitty. ;)
OdpowiedzUsuń