Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 19 sierpnia 2025

Wspomnienia z wakacji - część II: "To nie jest kraj dla starych ludzi"

     Mój przyjaciel zwykł mawiać: „Jak cię nie ma w Google, to cię nie ma w ogóle”. Mawia to w taki sposób, że mu się to rymuje. Zrozumiałe więc, że w przypadku naszego hotelu, do samego końca czułem dreszczyk emocji – bo na Mapach Google go nie ma. Jest tak nowy, że jeszcze nie został na nie naniesiony. W Street View widać tylko plac budowy. Istnieje, czy nie? Będzie, czy nie będzie? A co, jeśli budowano tam nie hotel, tylko biurowiec, albo galerię handlową? Dowiemy się na miejscu, ale nerwy były.

     Stał. I nawet działał w nim system rozpoznawania tablic rejestracyjnych, gdy wjeżdżało się na podziemny parking. Barierka uniosła się na powitanie, a brama za nią stanęła otworem. Wjechaliśmy, zaparkowaliśmy i… No właśnie, co dalej?

     Muszę tu nadmienić, że swego czasu odbyłem wiele podróży służbowych po Europie i często przychodziło mi nocować w hotelach, więc nie wydawało mi się to wielkim wyzwaniem. Każdy wie, jak to wygląda. Wchodzi się z walizą do hallu, tam wąsaty portier uśmiecha się zachęcająco, ja podaję swoje nazwisko, on sprawdza i przytakuje, że istotnie mam tu rezerwację, podaje mi jakiś papierek do wypełnienia, po czym podaje mi klucz z brelokiem o rozmiarach strusiego jaja (w nowszych plastikową kartę) i natychmiast udaję się do swego pokoju. Łatwizna!

     Ale nie tutaj. Bo to jest nowoczesny hotel! A to oznacza, że jest wprost przesiąknięty bystrami elektronicznymi systemami, które rozumie tylko ich twórca i młodzież z przyrośniętymi do rąk smartfonami!

     Tu nie ma portiera. Tu wszystko odbywa się w sposób przerażający: elektroniczny! Problem pojawił się na samym początku – jak wyjść z parkingu? Jest kilkoro drzwi, ale wszystkie zamknięte. Żadnego dzwonka, żadnego przycisku – jedynie alarm przeciwpożarowy. Co tu zrobić?

     A trzeba dodać, że po długiej podróży, z czego przez ostatnie dwie godziny w korkach, oboje marzyliśmy o pewnym niedużym pomieszczeniu, wyposażonym w pewną bardzo wygodną instalację hydrauliczną, znacznie podwyższającą komfort życia. I w takim momencie zostaliśmy uwięzieni na parkingu! Co tu robić?

     Na szczęście, mimo zamknięcia w betonowych podziemiach, telefon wciąż miał zasięg. Gdyby nie miał, nie czytalibyście tych słów. Zginęlibyśmy tam z głodu, pragnienia i rozpaczy zrosiwszy najpierw obficie nasze niewymowne. Zadzwoniłem na numer hotelu, który zawczasu sobie zapisałem. Odebrała jakaś miła Pani, zapewne stacjonująca gdzieś w górach – bo dlaczego nie – i od tej Pani dowiedziałem się, że tam właśnie, w tym betonowym bunkrze, muszę się zarejestrować, wykorzystując jakiś tablet, który znajduje się przy wyjściu.

     Znalazłem ten ekran, przyczepiony do ściany i rozpocząłem żmudną procedurę rejestracji. Dla młodzieży zapewne niezwykle prostej, wymagającej jedynie wypełnienia kilkunastu standardowych poleceń. Ale dla mnie, który połowy z tych poleceń zupełnie nie rozumiałem, niezwykle wymagające. Również emocjonalnie.

     Zgadujecie zapewne, że pełen pęcherz wcale mi w tym nie pomagał. Zwłaszcza, że system zażądał też ode mnie wykonania zdjęcia twarzy, które trudno wykonać w trakcie regularnego kibel-dance. I wszystko odbywało się na tym wynalazku Szatana, zwanym szumnie ekranem dotykowym, na którym zawsze uaktywnia się nie ta opcja, którą się zaznaczało. Komu przeszkadzały poczciwe przyciski?

    Po wielkim bólu pęcherza i męce, psychicznie wykończony, zdołałem wreszcie jakoś zakończyć żmudną procedurę i tablet polecił mi umieścić jakąś kartę w aktywatorze. WTF? Jaką kartę? W jakim aktywatorze? O czym on do mnie rozmawia? Chce moją kartę kredytową? Niedoczekanie!

     Po chwili nerwowego podreptywania dostrzegłem coś nowego: pod tabletem, w specjalnym, dobrze ukrytym pojemniku, mieścił się stos plastikowych kart. Wyciągnąłem jedną z nich i zacząłem się zastanawiać, co z nią zrobić. W chwili rozpaczy, wsadziłem ją do jakiejś kieszeni w tym całym automacie i okazało się, że przypadkowo trafiłem. Coś tam rozbłysło, coś tam zapikało i tablet poinformował mnie, że karta jest aktywna.

     Przyłożyłem ją do czytnika przy wyjściu. Piknęło. Jest nadzieja!

     Winda zawiozła nas z poziomu -1 na poziom 0. I trafiliśmy do labiryntu. Ogromnego!

     Przez pamięć przeleciała mi słynna scena z "Asterix i Obelix - misja Kleopatra":

     - Nigdy już nie ujrzycie słońca, hahaha! Ten grobowiec będzie WASZYM grobowcem!

     Całe szczęście, że na czas zauważyłem oznaczenia na ścianach, więc udało nam się znaleźć pokój. Wpadliśmy do środka jak bomby i natychmiast kolejno udaliśmy się do łazienki.

     Gdy trochę ochłonęliśmy, Koleżanka Małżonka zaczęła się śmiać.

     - J. nigdy b tu nie zamieszkała – oznajmiła.

     - Dlaczego?

     - Ona nawet nie przybija daty, gdy jest trzynasty. A tu nie dość, że trzynasty budynek, to jeszcze pokój nr trzynaście! Jak ją znam, natychmiast poszukałaby czegoś innego.

     Cóż, nie znam J., ale zawsze to miło wiedzieć, że inni mają gorzej.

C.D.N.


23 komentarze:

  1. Ojoj, robi się coraz ciekawiej, można w takim garażu dostać ataku paniki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie umiałabym już wielu rzeczy zrobić myślę. Np obsluzyc tego meldunku. A czasem jak mi się nawinie reklama sprzętu dlektronicznego, to w ogóle nie wiem o czym mówią....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tak samo, tylko u mnie większy obciach, bo podobno "powinienem to wiedzieć".

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, dlaczego usunięty, ale wyobraźnia podpowiada mi, że Woland sam uznał, że przesadził, bo to nie post o polityce :)

      Usuń
    2. Napisałem go z błędem, niżej jest poprawiony :-)

      Usuń
  4. O rany, po prostu ciarki mnie zmrozily , takim elektronicznym bunkrotabletom mowie stanowcze nie! Ale jednak wyszlo szydlo z worka Nitager, skromny , niby zagubiony elektronicznie inzynier, okazuje sie asem wywiadu i rozgryza Enigme w trymiga💪Podejrzewam, ze ja bym tam utknela na wieki w ataku paniki , po pierwszej nieudanej probie, bo mam autentyczna klaustrofobie, ktora bardzo nie lubi czuc sie uwieziona. Gdzie wyscie znalezli taki hotel?!😱 Ciekawe jak sie z niego wychodzilo , na odciski palcow ? Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękna wstawka o Enigmie. Cóż, moja Alma Mater to Politechnika Poznańska - duch Mariana Rejewskiego wciąż kręci się po Starym Rynku...

      Usuń
  5. Ten parkingowy bunkier o tyle dziwny ze brakowalo mu wyjsc bezpieczenstwa, np w razie pozaru.
    Wedlug mnie te wszystkie elektroniczne procedury zanim sie uzyska czego sie chce tylko utrudniaja i zabieraja czas . Poza tym gdy sie zrobi malenka pomylke musi sie proces powtarzac. Dla wlascicieli to oszczednosc bo nie musza zatrudniac czlowieka ale czy faktycznie dla nas jest ulatwieniem? Gdy sama nieraz korzystalam z takich elektronicznych miejsc to jakos brakowalo mi ludzkiej obecnosci i cieploty, usmiechu i milych slow powitalnych.
    Jednak dales rade o czym nie watpilam. Brawo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, nie zwróciłem uwagi, czy były jakieś wyjścia bezpieczeństwa. Nie zauważyłem takowych. Widocznie budowniczowie uznali, że starzy, wykluczeni elektronicznie ludzie, do niczego już się nie nadają i niech lepiej spłoną, zamiast zabierać innym tlen i wodę.

      Usuń
  6. Taaaa - ta nowoczesność i mnie daje czasem nieźle w kość, no ale ja wtedy po prostu udaję jeszcze głupszą niż jestem naprawdę i to się sprawdza. Przed wnukami też często odgrywam babcię- idiotkę, bo wtedy czują się szalenie odpowiedzialni za moją osobę i zamiast mnie pouczać nadając tekst o tym, że to proste i łatwe spokojnie działają a ja się przypatruję i czasem nawet od razu wszystko załapuję - korzyść obopólna- oni się czują potrzebni i ważni a ja nie muszę od razu wszystkiego sobie w mózg wtłoczyć, mogę to zrobić na raty. Ale i tak mam niezłą pozycje u nich, bo wiedzą, że bloguję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A znają adres bloga? Czytają wpisy Babci? Podziwiają, że można pisać poprawną polszczyzną, nie używając AI?

      Usuń
    2. Nitagerze - oni nie mówią po polsku- dopiero w tym roku starszy zaczął się uczyć polskiego, a jest już po maturze i idzie na studia. Każdy z nich za to dobrze zna angielski i francuski, bo są to języki nauczane już w podstawówce, a dodatkowo obaj całkiem nieźle mówią po szwedzku, bo rok chodzili w Szwecji do szkoły międzynarodowej, gdzie wiedza była przekazywana w języku angielskim.

      Usuń
  7. 1313, to numer boczny taksówki Jacka Żytkiewicza i Kasi Pióreckiej, okazał się dość szczęśliwy dla taksówkarzy, mniej dla samego pojazdu.
    Ale żeby nad morzem stawiać zaczęli jakieś elektroniczno-betonowe labirynty, to świat się kończy. Wolę moją Irlandię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TO wprawdzie nie nad samym morzem, tylko w głębi miasta - ale i tak jestem przekonanym że wkrótce takim starym tetrykom jak ja, to już tylko do parku będzie można wejść analogowo. Wszędzie indziej zrobią elektroniczne zamki na chipy, karty, ekrany dotykowe itd. Byle ławek w parku nie trzeba było odblokowywać przed usadowieniem na niej czterech liter.

      Usuń
  8. Google jest nierychliwe odświeżaniu danych... gdy się sprowadziłem na Przedgórze Sudeckie, to do mojej wiochy prowadziły i prowadzą dwie drogi... stara i nowa, oddana do użytku jakiś rok, dwa przed moim przybyciem... nowej nie było na mapie Google i pojawiła się dopiero ostatnio, cztery lata po moim przybyciu...
    bystry?... te z Lema?... ale to były nanoboty, według dzisiejszej nomenklatury, jak dobrze pamiętam...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, te z Lema. Tak mi się skojarzyły, bo wszystko wokół zaczyna być coraz bardziej inteligentne, tylko u mnie już idzie w drugą stronę.

      Usuń
  9. Tyle tej elektroniki na jednego człowieka, że aż strach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mawiali starożytni Rzymianie: "I Hercules dupa, kiedy ludzi kupa".

      Usuń
  10. It's funny how those frustrating moments can become the best anecdotes later on. It's great to hear that the humor came through and that the chaos of the situation felt relatable. It certainly didn't feel funny at the time, but looking back, it's hard not to laugh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. You don't realize, how I want to believe, you are a real person. But I can't :(

      Usuń
  11. Elektronika niby wygodna, ale czasem przeraża, zwłaszcza nas wiekowych obywateli😊

    OdpowiedzUsuń