Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


piątek, 27 czerwca 2025

Jutro idziemy do kina

     A tak naprawdę, to dziś…

     Mieliśmy wprawdzie iść jutro, ale Drugorodnemu coś nie pasuje, więc idziemy dziś. I to jest dobra wiadomość, bo nie muszę wymyślać żadnych wykrętów od planowanego przez moją grupę konstruktorską firmowego spotkania w kręgielni. Tak jakby moje ostatnie popisy nie wystarczyły! Dla Waszej informacji – nie trafiłem ani razu, a zdecydowana większość moich rzutów kończyła w tym rowku na powracającą kulę. No, nie mam ku temu zdolności – prawdopodobnie wynika to z braku zamiłowania do tej dyscypliny sportowej. I zwyczajnie mi się nie chce…

     Interesuje mnie nieco inna dyscyplina. Wprawdzie jedynie jako kibica, bo stwierdzenie, że to drogi sport, na który mnie nie stać, w tym konkretnym przypadku jest doprawdy banałem. Jest to bowiem chyba najdroższa na świecie dyscyplina sportowa, kosztami przewyższająca nawet akrobacje lotnicze.

     Tym sportem jest Formuła 1.

     I nie, nie przyjmuję do wiadomości twierdzeń, że „to nie sport”! To jest sport i to przez wielkie „S”. Powiem więcej: o wiele bardziej sport, niż np. bieganie! Choćby dlatego, że wyścig, pod względem siłowym i kondycyjnym jest równie wymagający, a dodatkowo wymaga jeszcze stuprocentowej koncentracji i aż trudnej do opisania precyzji. Bez odpowiedniego treningu siłowego, kierowca szybko straciłby głowę. Dosłownie, bo przeciążenia zwyczajnie by mu ją urwały. A samo hamowanie (przypominam, że kierowca używa hamulca kilkanaście, a czasem nawet kilkadziesiąt razy na jedno okrążenie) wymaga niesamowitej siły, połączonej z równie niesamowitą precyzją. Próbował tej sztuki niedawno pewien kierowca wyścigowy z niższej klasy – przecież też nie nowicjusz, też się w życiu tego hamulca nawciskał – i okazało się, że potrafi to zrobić jedynie na 70%.

     I żeby nie było, że nie uprzedzałem: za użycie w komentarzu wyrażenia „rajd formuły pierwszej” daję dożywotniego bana!

     Pasję swoją dzielę z Drugorodnym – w zasadzie on dzieli ją ze mną, bo jest jeszcze bardziej zafiksowany na tym punkcie. I dlatego na ten film koniecznie chciałem iść z nim. Chcę go obejrzeć razem z nim, razem z nim poczuć tę atmosferę i razem z nim zachwycić się tym filmem, lub go znienawidzić – jeszcze nie wiem, bo jeszcze go nie widziałem. 

     To była połowa lat 80. Leżałem wtedy w łóżku, złożony grypą i bezmyślnie gapiłem się w telewizor. A tam… Tam po raz pierwszy w Telewizji Polskiej transmitowano wyścig Formuły 1. Do tej pory wiedziałem o niej tyle, co z krótkich migawek w Dzienniku, gdzie czasem – nie zawsze – w dziale „Sport” informowano, kto wygrał kolejny wyścig. Czasem jakieś krótkie wzmianki w programach motoryzacyjnych, albo lakoniczne artykuły w „Motorze”. To przecież nie był sport dla polskiego, marksistowskiego robotnika, „któren wraz z chłopem i entelygentem pracującem stanowią zdrową siłę narodu” (nieodżałowany Jan Kobuszewski). To była jakaś cudaczna dyscyplina, dla zdegenerowanych imperialistów ze zgniłego Zachodu.

     A jednak wtedy, za sprawą wielkiego pasjonata motoryzacji, Włodzimierza Zientarskiego, pokazano to w TV i mało tego, zaczęto pokazywać regularnie. I wciągnęło mnie to. Ta niesamowita, dotąd zupełnie mi nieznana atmosfera tego wydarzenia. I zacząłem oglądać. I poznałem wtedy takie legendarne nazwiska, jak Lauda, Prost, Mansell, Senna, Piquet… Te postacie, w kombinezonach, w kaskach na głowie, wyglądały tak nieziemsko, niby kosmici, a przynajmniej kosmonauci…

     Później Formuła 1 znudziła mnie. Nieustająca dominacja Michaela Schumachera sprawiła, że wyścigi stały się nudne i przewidywalne. Przestałem je śledzić i na kilka lat o nich zapomniałem. Powróciłem do nich dopiero wtedy, gdy na tor wyjechał Robert Kubica, a w tym samym czasie zainteresował się nimi Drugorodny. I dlatego właśnie trwam w kibicowskiej pasji – bo mogę ją dzielić z kimś bardzo mi bliskim. Ten stan rzeczy trwa do dziś.

     I dlatego wybrałem kino. Razem z Drugorodnym, obejrzymy sobie dziś „F 1”.

     I wiecie co? Nie interesuje mnie, jak wypadnie Brad Pitt! W tym filmie bardziej obchodzą mnie statyści: Lewis Hamilton, Fernando Alonso, Alex Albon, Valteri Bottas, Lando Norris, czy Daniel Riccardo. Bo to właśnie są moi bohaterowie!


1 komentarz:

  1. Wczoraj jak wracałam pociągiem do domu, za mną chłopcy umawiali się do kina na F1. :) Miłego seansu. :)

    OdpowiedzUsuń