Widziałem i nie żałuję.
W skrócie: pierdoły rzadkie, ale fajnie nakręcone. Widowisko pierwszorzędne.
W konkrecie: film w zasadzie nie wiadomo dla kogo. Miłośnicy F1 będą kręcić głowami i to z kilku powodów. Ci, którzy nie mają z tą dyscypliną do czynienia, wielu rzeczy po prostu nie zrozumieją, bo nie są one tam wyjaśnione. Na przykład, dlaczego główny bohater tak bardzo uparł się na miękkie opony i był bardzo niezadowolony, gdy założono mu twarde? Co to za różnica i czym skutkuje? Albo, na czym polega to nieszczęsne podcięcie? Albo, dlaczego podczas deszczu jazda na slickach (co to w ogóle jest?) jest tak niebezpieczna?
Natomiast u kibiców F1 już sam fakt powrotu do ścigania po trzydziestu latach, wywołuje wybuch śmiechu. Trzydzieści lat temu wszystko było inne. WSZYSTKO! Przepisy, samochody, wymagane umiejętności, zasady, panujące na torze... Jego umiejętności, choć kiedyś mogły być niesamowite, dziś są nic nie warte. Michael Schumacher miał przerwę zaledwie kilku lat - i już nie potrafił wrócić do dawnej formy. A przecież to nie byle kto, to był wtedy najbardziej utytułowany kierowca, siedmiokrotny mistrz świata! Jak kierowca może dziś myśleć, że poważne wykroczenie ujdzie mu na sucho, skoro tylko w jego samochodzie (nawet w kasku) jest kilka, czy nawet kilkanaście kamer, śledzących każdy jego ruch? Jak dublowany może nie oddać pozycji, widząc niebieską flagę i zwlekać z tym przez pół okrążenia? Jak gość w słabym samochodzie, starując z końca stawki, może doścignąć czołówkę, skoro ona już zwykle na samym początku wyścigu potrafi oddalić się tak, że prędzej należy jej się spodziewać z tyłu, gdy zaczyna dublować maruderów? Jak jedna osoba (SAMA!) może jednym drobnym elementem ulepszyć słaby samochód tak, że staje się on bezkonkurencyjny, skoro nad każdym detalem pracują tam najtęższe głowy?
Fabuła generalnie jest dość słaba, naiwna, do bólu poprawna politycznie i przewidywalna.
Ale wybaczam z powodu świetnej gry aktorskiej. Brad Pitt wypadł bardzo dobrze, ale tak, jak w każdym innym filmie i w zasadzie niczym nie zaskoczył. Natomiast postać, grana przez Javiera Bardema zostaje w pamięci na dłużej i w zasadzie, moim zdaniem, to on gra tu pierwsze skrzypce. A za nimi - wielu, wielu znajomych, widzianych często na ekranie Eleven Sport. Byli tam i Max Verstappen, i Lando Norris, i Lewis Hamilton, i Charles Leclerc... A w bolidach, wymienieni z nazwiska przez komentatorów w czasie wyścigów, byli niemal wszyscy. I wiecie co? Bez dublerów! Bo kto byłby w stanie zrobić to lepiej niż oni? Ciekawa ścieżka dźwiękowa też zasługuje na uwagę - składa się niemal z samych przebojów, dobrze dobranych do sytuacji.
Podsumowując - warto zobaczyć, nawet jeśli ktoś nie interesuje się wyścigami. Naprawdę dobre widowisko. Ale raczej nie uczcie się z tego filmu zasad Królowej Sportu Motorowych - to jednak tylko Hollywood... i aż Hollywood.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz