Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 24 czerwca 2025

Bolesna relacja z koncertu

     Nie wydaje mi się, abyście bardzo na to czekali, ale i tak o tym napiszę. Opiszę swoją wyprawę do Krakowa, ale bez zbędnych i męczących szczegółów. I bez zdjęć! Za to skupię się na tym, co umiem najbardziej – na marudzeniu.

     Środowy ranek. Kawa, śniadanie, telefon po taksówkę i ostatnie nerwowe dopychanie do walizki kilku, jak się później okazało, zupełnie niepotrzebnych rzeczy. Potem spokojna jazda na dworzec. Bardzo spokojna. Wręcz nerwowo spokojna! Czy ten taryfiarz musi się tak guzdrać? Pociąg nam ucieknie!

     Dobra, najważniejsze, że zdążyliśmy. Dzięki mnie! Bo nauczony wielowiekowym wieloletnim doświadczeniem, oszukałem zbrodniczy system los i zamówiłem taksówkę na wczesną godzinę. Bilety już mieliśmy, więc jeszcze tylko trochę marudzenia przy targaniu ciężkiej walizy po schodach przejścia podziemnego, przyjazd pociągu i… Można było się wygodnie umościć w przedziale.

     Jazda przebiegała spokojnie, oprócz ruszania i hamowania, kiedy to stalowa półka nad siedzeniami wpadała w rezonans i hałasowała jak wielkie nieszczęście. A ja dopiero pod koniec podróży wpadłem na pomysł zmiany częstości drgań własnych układu, poprzez zmianę rozmieszczenia masy. Znaczy, wepchnąłem tam swój plecak. Podziałało. W dordze powrotnej bylem już mądrzejszy.

     Pociąg przyjechał do Krakowa punktualnie, co mnie trochę zdeprymowało, bo już miałem przygotowaną wiązankę narzekań na PKP – i się bidula zmarnowała. Zachowałem ją na inną okazję. Na pewno jeszcze się przyda. Meldunek w hoteliku, tuż obok dworca – i w miasto! Trzeba przecież coś zjeść przed wieczornym koncertem.

     Potem znów chwila niepewności. Był upał, ale czy wypada na koncert hardrockowego zespołu iść w płóciennych, jasnych spodniach? No gdzie! Obciach! Siara! Niezgodne z rockowymi zasadami savoir-vivre'u! Trzeba się ubrać w skóry! Najlepiej, takie naszpikowane stalowymi kolcami. Ale na samą myśl oblał mnie pot. W taki upał... Zresztą los rozsądził za mnie - i tak nie miałem niczego ze skóry, więc moje rozważania były czysto teoretyczne. Skończyło się na jeansach…

     Tauron Arena nie była daleko, a z nas całkiem nieźli piechurzy. Mogliśmy jechać tramwajem, ale woleliśmy pójść pieszo – spokojnym krokiem, mając dużo czasu. A i tak musieliśmy jeszcze kilka minut poczekać, zanim zaczęli wpuszczać. I to był błąd...

      Minusem miejsc na płycie jest niemożność ulżenia nogom i kręgosłupowi nawet na chwilę. Nie ma gdzie usiąść. Na betonie - niewygodnie, niezdrowo i niebezpiecznie, bo można zostać stratowanym. Miało się to szybko zemścić, bo gdy stanęliśmy w miejscu docelowym, pozostało nam już tylko czekanie w pozycji stojącej. W tym momencie pożałowałem decyzji o pieszej wycieczce – trzeba było jechać tramwajem! Krzyż bolał mnie coraz mocniej, lewa noga zaczęła drętwieć i choć koncert jeszcze się nie zaczął, ja marzyłem już o tym, żeby się jak najprędzej skończył. Jak ja wytrzymam? I jeszcze zespół się spóźnia! No jak, to ma być niemiecka punktualność?

     Ale gdy już się zaczął!...

     Muzyki opisać się nie da, wiec nawet nie próbuję, ale mogę opisać, co widziałem. Otóż, nic nie widziałem. Przez chwilę dostrzegłem kawałek jednego z telebimów – poza tym, mojemu wzrokowi ukazywały się tylko plecy, głowy i ręce z wyciągniętymi telefonami. Jakże zazdrościłem tym, którzy mogą pochwalić się wysokim wzrostem! Nie tylko wzrostu, ale i faktu, że chyba wszyscy oni chyba ustawili się z przodu…

     Scorpionsi to już jednak dziadki – nie grają zbyt długo. Koncert trwał jakieś półtorej godziny. A potem powrót do hoteliku. Poszliśmy za tłumem. Idziemy, idziemy i nagle okazało się, że idziemy w złym kierunku. Ciemno już było, a ja Krakowa nie znam, więc trochę pobłądziliśmy, ale w końcu trafiliśmy na przystanek tramwajowy. Tam czarno! Nie ma mowy, aby wepchnąć się na wysepkę, nie mówiąc już o tym, żeby wcisnąć się do jakiegokolwiek wagonu. Z nosami na kwintę, puściliśmy w ruch swoje obolałe stopy i obraliśmy kurs na hotel.

     Tam czym prędzej zzułem buty, dotąd dobre, ale wtedy wydały mi się o trzy numery za małe. Prysznic, łóżko i podobno jeszcze nie dotknąłem głową poduszki, a już chrapałem.

     Bólu krzyża nie pozbyłem się do tej pory.

     Z całej wyprawy wysnułem jednak naukę – nigdy więcej na płycie! Jeśli na koncert – to już tylko na widownię. Może i płyta lepiej się bawi, ale to już nie na moje lata i nie na mój zwichrowany siedzącą pracą szkielet.

     W lipcu będą u nas Guns’n Roses – ale za późno się o tym dowiedziałem. Bilety wyprzedane, zostało kilka na płytę. Z żalem musiałem zrezygnować. Gunsi dają koncerty po trzy godziny i więcej – nie dałbym rady. Mam tylko nadzieję, że jeszcze tu wrócą. Duff mówił, że uwielbia koncertować w Polsce.


4 komentarze:

  1. Rozumiem Cię doskonale, ja też wolę siedzieć na widowni, słuchać, oglądać w kameralnym nastroju😊
    Byłeś w Krakowie, niedaleko mnie.
    Szkoda, bo kawkę chętnie bym z Tobą wypiła

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam- podziwiam Twoje i Koleżanki-Małżonki samozaparcie. Ja to nawet za sporą dopłatą nie wybrałabym się na taki stadionowy koncert. Nie robiłam tego nawet gdy byłam młoda - mam szaloną awersję do miejsc, w których jest tłoczno. Nie trawię dużych sal kinowych, omijam z daleka wszelkie imprezy plenerowe gromadzące tłum ludzi. Ani razu nie byłam na koncercie na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie jak i na koncertach plenerowych różnych znanych muzyków czy też artystów. Przeszkadza mi i przeraża mnie ten wrzeszczący tłum i wcale a wcale nie udziela mi się ten dziki entuzjazm tłumu. Bywam na koncertach w Filharmonii, bywam w Operze i w teatrze , sale wypełnione po brzegi, ale nie ma wokół wrzeszczącego dziko nie wiadomo dlaczego tłumu, choć bywało i tak, że oklaski nie milkły bardzo, bardzo długo, a artyści wielekroć bisowali i a w końcu zmordowani tylko wracali na scenę i bardzo nisko się kłaniali.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tez mialam przykre doswiadczenie z takim ogladaniem z trawnika i nauczylo mnie kupwac bilety wczesnie by na siedzacych miejscach. Duzo ludzi przynosi wlasne rozkladane krzesla ale siedzac nic sie nie widzi bo stojacy i tanczacy zaslaniaja.
    Gunsi beda u Was??!! Ale zazdroszcze! Obie z corka sledzimy czy nie beda koncertowac blisko nas bo oczywiscie pojechalabym choc widzialam juz 4 razy. Drugim zespolem na ktory bym sie skusila to Lynyrd Skynyrd.
    Mnie na bol krzyzy bardzo pomaga wygrzewanie ich elektryczna poduszka.

    OdpowiedzUsuń
  4. no nieee... czemu od razu w skóry?... oczywiście, że na koncertach H&H obowiązuje pewna konwencja, dress code, ale wiele lat temu pan Scott Ian i reszta załogi /czyli Anthrax/ mocno ją uelastycznili, więc w gorący dzień śmiało można iść w luźnych kolorowych galotach a la bermudy i nie jest to żadne faux fas...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń