Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 14 lutego 2024

O straszliwych negocjacjach - część II

     Szesnaście lat temu, gdy zmuszeni byliśmy wyprowadzić się ze Starego Domu, zaciągnęliśmy kredyt we frankach szwajcarskich, bo na złotówkowy nie mieliśmy zdolności kredytowej. Stwierdziliśmy zgodnie, że nawet jeśli frank podrożeje, to chyba nie aż tak, żeby sprawić nam jakieś wielkie kłopoty.

     A jednak. W chwili zaciągania kredytu frank leżał na dnie – kosztował mniej niż dwa złote. Dziś jego cena oscyluje między 4,50, a 4,75. Kwota zaciągniętego kredytu skoczyła nam niemal dwuipółkrotnie! Nasze malutkie mieszkanie stało się nagle warte mniej niż połowę zaciągniętej sumy. Nawet gdybym je sprzedał i przeprowadził się pod most, albo do miejskich kanałów, wciąż ciążyłby nam ogromny dług. Wpadliśmy w pułapkę, niestety.

     Dlatego, gdy tylko pojawiła się możliwość zmiany tego status quo, postanowiliśmy działać. Nasi znajomi, w identycznej sytuacji, po długiej batalii, wygrali z bankiem, który nie tylko musi umorzyć ich kredyt, ale jeszcze zwrócić nadpłatę. Skorzystałbym pewnie z tej metody, gdybym tak panicznie nie bał się tej rozprawy. Jak już stwierdziłem, potrafi mnie przegadać nawet niemowa, a co tu mówić o prawniku? Dlatego wysunięta przez bank propozycja ugody wydała mi się wyjściem godnym rozpatrzenia. Zwłaszcza, że tak zdecydowała Najwyższa Instancja, czyli Koleżanka Małżonka.

     I teraz właśnie, gdy siedzieliśmy przed tabletem, ważyły się nasze losy.

     Pani z banku poinformowała nas najpierw, jaka kwota została nam do spłacenia. Po szesnastu latach wciąż było to przeszło dziewięćdziesiąt procent pożyczonej sumy – mimo regularnych spłat. Tak z powodu zmiany kursu franka urosło nasze zadłużenie. Bank zaproponował nam zmniejszenie tej kwoty o przeszło połowę. Tak wynikało z jego obliczeń, które nam oczywiście przedstawił, ale z których absolutnie nic nie zrozumiałem. Pani mówiła bowiem po bankowemu, więc w języku, którym żadne z nas nie władało. Jakieś Wibidy, jakieś Wibory, jakieś alokacje, jakieś transze – równie dobrze mogłaby mówić do mnie w narzeczu Nawahów. Zrozumiałem tylko, że wprawdzie trochę nam ulży ten wrzód, przestanie rosnąć i ropieć, ale bynajmniej nie zniknie.

     I wtedy właśnie obudził się we mnie uśpiony rycerz spod Grunwaldu i Warny. Zagrała we mnie krew bohaterów z Westerplatte i bazy RAF pod Norholt. Otworzyłem usta i odezwałem się.

     Naprawdę się odezwałem! Tak, ja osobiście, własnopaszczowo! Żałujcie, że nie widzieliście wtedy miny Kolumbusa.

     Nie pamiętam dokładnie, co mówiłem, zwłaszcza że po tej rozmowie prawdopodobnie zemdlałem, ale brzmiało to mniej więcej tak:

     - Szanowna pani, przyznam, że spodziewałem się czegoś więcej! Rozmawiałem z ludźmi w podobnej sytuacji i wiem, że decyzją sądu dostali nie tylko całkowite umorzenie długu, ale jeszcze spłatę nadpłat.

     - Och, takie rzeczy zdarzają się bardzo rzadko – próbowała bronić się przedstawicielka banku.

     Ale ja już poczułem smak krwi! (Okazało się później, że ugryzłem się od środka w policzek). Zacisnąłem bezlitośnie zęby mojego zdecydowania na gardle jej strategii bankowej.

     - Ja nie jestem chciwy – oznajmiłem szlachetnym, dźwięcznym głosem, jakim zapewne zwracał się król Priam do posłów Agamemnona. – Nie chcę waszych brudnych pieniędzy, zarobionych na ludzkim nieszczęściu, wyrwanych podstępem, zagrabionych w literze bezlitosnego prawa! Chcę tylko, żeby mi ten kredyt zniknął raz na zawsze! I nie dlatego, że nie mogę go spłacić, ale dlatego, że nie chcę mieć z wami i waszymi szemranymi interesami nic wspólnego! Historia osądzi was i rozliczy już bez mojego udziału! Zaprawdę i azaliż! Nie sprzedam już ani piędzi ziemi mej ojczystej!

     Koleżanka Małżonka zaczęła mnie już szarpać za ramię, więc trochę się uspokoiłem.

     - Ten grobowiec będzie waszym grobowcem! - zdążyłem jeszcze dodać.

     Głos mój rozbrzmiewał jeszcze echem, niby dźwięk rogu Natenczasa Wojskiego! Samo jego brzmienie rozbrajało wrogów i sprawiało, że porzuciwszy oręż swój, w panice uciekali z pola bitwy. Pani z banku pobladła i zaczęły trząść jej się ręce. Jeszcze chwila, a zemdleje i osunie się na fotel, a włosy opadną jej na twarz, przysłaniając pobladłe, przerażone oblicze… 

     - Co ty za bzdury tu wypisujesz? – Koleżanka Małżonka zajrzała mi przez ramię. – Dlaczego nie piszesz, jak było naprawdę? Wydukałeś parę niezrozumiałych słów jak uczeń, który usprawiedliwiał się, że nie odrobił lekcji. A pani wyglądała bardziej na rozbawioną, niż wystraszoną!

     - Ja zapamiętałem to zupełnie inaczej – burknąłem obrażonym tonem. – Po prostu zazdrościsz mi siły charakteru. A poza tym, pisanie jest sztuką! A sztuka to tworzenie… Nie znasz się!

     No dobrze, trochę mnie poniosło, jak Jaskra w balladach o Geralcie z Rivii. Tak naprawdę pani wcale nie pobladła, tylko uśmiechnęła się pod nosem i stwierdziła, że nie ma takich kompetencji, aby umorzyć nam dług. Musi przekazać sprawę wyżej. Ale obiecała, że odpowiedź da najpóźniej do końca tygodnia.

     Zaczęło się nerwowe oczekiwanie.

     Odpowiedź z banku dostałem w piątek przed południem. Gdy otwierałem tę wiadomość, serce łomotało mi tak, że zarejestrowały to sejsmometry pod Osaką.

     Przeczytałem…

     I wiecie co? Jestem już człowiekiem wolnym! Wolnym i niepodległym! Dług, niby przeciwnik trafiony snajperską kulą, zachwiał się, pobladł, wybałuszył oczy jak Prezes piętnastego października i z jękiem osunął się na ziemię.

     - A ty dokąd? – spytała Koleżanka Małżonka, gdy zacząłem wciągać buty.

     - Do salonu Porsche – odparłem. – Teraz już może będzie nas stać. Zobaczę, jakie mają oferty. Jaki chcesz kolor? Bo mnie się marzy czarne 911. Najwyżej kupimy dwa...

     - Oszalałeś!...

     - Żartuję – uspokoiłem ją. – Tak naprawdę to do sklepu po szampana.

     I po chwili słychać było tylko regularny tętent moich butów po schodach, gdy pędziłem w dół, niby zwycięska szarża husarska, dzierżąc w ręku nastawioną kopię.

     No dobra, kartę kredytową…


30 komentarzy:

  1. Fantastycznie!!!! Cieszę się bardzo bardzo!!!! Gratuluję wygranej batalii i odzyskania wolności!!!! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Ale spokojny będę dopiero po podpisaniu dokumentów.

      Usuń
  2. Z tej radości żadna przesada, przenośnia ani zawyżony zachwyt nie są nie na miejscu, jak najbardziej są i nawet szampana wypada wypić.
    Brawo i trzymam kciuki za nowe auto!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowe auto będzie musiało poczekać jeszcze kilka lat - na razie czeka mnie remont łazienki.

      Usuń
  3. Gratulacje ! A Żona z emocji pewnie nie dosłyszała Twojej wspaniałej przemowy ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twierdzi, że słyszała i że prawie się nie odzywałem, a ona to wszystko musiała załatwiać. Oczywiście, cygani...

      Usuń
  4. Wielu głupków dało się nabrać na kredyt we frankach, najwięcej za czasów kolaboranta niemieckiego dziadygi tuska, ale jakoś tych żebraków mi nie żal. Prymitywy nie umiejacych liczyć trzeba oszukiwać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, oczywiście...

      Usuń
    2. Nitagerze, może powinieneś się jednak podszkolić z rachunków, Pan Anonim się ucieszy.

      Usuń
    3. No coś Ty? To przecież bot!

      Usuń
  5. jak nie merytoryką, to retoryką... a kto gra grubo, wygrać musi... to nie zawsze działa, ale kto nie gra, ten nie wygrywa...
    to trochę tak, jak Zulusi chcieli uciąć i zjeść nogi CK Feldzeugmeister-owi von Raystoppken w Kampanii Pietermaritzburskiej... chłop się postawił: "sam utnę, sam zjem - ale jedną!"... to aż się Murzyniska popłakały ze wzruszenia i jeden nawet sam zjadł własny kciuk od nogi, ten przeciwstawny, do trzymania dzidy, a drugi zaniósł bohatera do domu na barana i jeszcze swoją córkę mu oddał na służbę, z własnym mopem do tego...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej martwi mnie - bo jakże się nie martwić, skoro zamartwianie się to moja druga natura - że można było ugrać znacznie więcej. Coś za łatwo się zgodzili... Ale, pal licho, ważne że się garba pozbyłem.

      Usuń
    2. "Kaziuk, nie bądź chytry" /Redliński - "Konopielka"/...
      "Kto dziś daje, dwa razy daje" /jakaś inna mądrość ludowa/...
      w sumie tyle :)

      Usuń
    3. "Ach, nieważne, napijmy się!" (doc. Furman, "Alternatywy 4")

      Usuń
  6. Pamiętam, jak napisałeś, że musicie się wyprowadzić, pamiętam tę tęsknotę za starym mieszkaniem, która wyzierała z każdej napisanej przez Ciebie litery… bardzo się cieszę, że zamknąłeś temat. Może nie Porsche, ale odpoczynek, niekoniecznie nad polskim morzem to Wam się za te 16 lat cierpienia należy.
    Ja też marzę o czarnej 911😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak ktoś będzie Cię namawiał na Ferrari, nie daj się nabrać. To straszny badziew! Pracowałem z ludźmi od Ferrari i od Porsche i powiem Ci, że ci pierwsi strasznie grali mi na nerwach. Dlatego nigdy, przenigdy nie kupię Ferrari. Dobry Porsche to może nie tak prestiżowy, ale znacznie lepiej dopracowany wózek.

      Usuń
    2. Nit, znasz mnie już trochę, czy ja bym zamieniła marzenie na prestiż?😉

      Usuń
    3. Na pewno nie. Ale mogło zmienić się marzenie.

      Usuń
  7. Gratulacje! No pewnie, że szampan się należy!

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko jedyna! Nitagerze! Jestem pod wrażeniem i niesamowicie się cieszę! Chętnie bym się dołączyła do waszego szampana!!! Hurra, nareszcie macie ten ujowy kredyt z głowy! Widocznie procesów z wygraną jest więcej i banki nie chcą sobie psuć opinii bardziej, niż to konieczne.
    Ale super, że się udało!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro tak łatwo się zgodzili, to znaczy, że naprawdę chcieli uniknąć rozprawy. Inna sprawa, że nasz kredyt nie był wielki. Gdyby chodziło o coś większego, pewnie walczyliby jak lwy. Ale na taką stratę mogli sobie pozwolić. Zresztą, co tu mówić o stracie - zapłaciliśmy już dwa razy tyle, ile wzięliśmy, więc chyba dość.

      Usuń
  9. Zawsze możesz zaciągnąć następny kredyt, by kupić owo czarne Porsche. Może podrzuć ten pomysł Koleżance Małżonce?
    A tak w ogóle, gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym Porsche to niewesoła sprawa. Koleżanka Małżonka koniecznie chce, żeby następny samochód był pięciodrzwiowy, podczas gdy ja wolałbym trzydrzwiowy. więc zamiast 911 musiałbym kupić Panamerę - a wtedy Drugorodny przestanie się do mnie odzywać.

      Usuń
  10. Super, cieszę się razem z Tobą:):):)

    OdpowiedzUsuń
  11. Niewatpliwie udalo Ci sie odniesc duze zwyciestwo - gratuluje serdecznie.
    Nie moge Wam doradzac ktora marke samochodu kupic , to Wasza sprawa - osobiscie wole Porsche, Ferrari ma za duzo koni , ale obojetne ktory to bylby tylko samochodem "od swieta" a nie codziennym wiec poniekad maly pozytek.
    Ja juz nie bede kupowac nowego samochodu bedac stara ale gdyby to chce mi sie Mercedesa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby wszystko było jasne - z tym Porsche to był żart! Nie stać mnie nawet na dwudziestoletnie. A o nowym samochodzie mogę tylko pomarzyć - nawet takim z dolnej półki.
      Marzy mi się jakaś nieduża, ale w miarę szybka hybryda...

      Usuń