Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 10 stycznia 2024

O feśku część druga

     W której bezlitośnie odzieram rzeczonego feśka z czarującego nimbu tajemnicy.

     Zatem…

     Podczas gry na instrumencie, również na gitarze, potrzebna jest prawidłowa postawa ciała. Zapomnijcie o grze na sposób rockmanów, na stojąco, z gitarą wiszącą na wysokości genitaliów. Rockmani to inny gatunek, o zupełnie odmiennej budowie ciała. Różnią się od nas zwłaszcza w kwestii budowy dłoni (i pewnie wątroby też). Czasami odnoszę wrażenie, że oni mają ręce z gumy, albo jakiegoś innego, mocno rozciągliwego tworzywa. Według ich skali, elastyczność moich rąk waha się między krowimi racicami a końskim kopytem. Ja, aby móc w ogóle spróbować złapać odpowiedni chwyt, muszę przyjąć prawidłową, klasyczną, siedzącą postawę, z instrumentem na lewym kolanie. Ale to nie wystarczy, bo aby zapewnić sobie odpowiedni dostęp do poszczególnych progów na gryfie, muszę owo kolano mieć wyżej niż prawe.

     Uwaga, drastyczny przeskok tematyczny, ale tylko pozorny!

     Niedawno uległem presji Koleżanki Małżonki i kupiłem sobie nowe buty. Stały sobie nie rozpakowane w kartonie, który pokrywał się coraz grubszą warstwą kurzu. Gdy Koleżanka Małżonka poirytowanym głosem informowała się, kiedy wreszcie zacznę je nosić, odpowiadałem niezmiennie, że wciąż jeszcze są o wiele za nowe. No cóż, tak właśnie mam, czego niektórzy ludzie, zwłaszcza z żeńskiej części społeczeństwa, za nic nie potrafią zrozumieć. Koleżanka Małżonka, gdy kupi nowy ciuch, czy nowe buty, najchętniej już by wyszła w tym ze sklepu. U mnie jest inaczej. Najlepiej czuję się w starych, znoszonych rzeczach, sprawdzonych wielokrotnie w różnych sytuacjach. Do takich ciuchów mam zaufanie. Przystosowały się już do moich kształtów i nie mają na sobie obcych zapachów. Noszą też ślady mojej działalności. Każdy ich skrawek ma w sobie część jakiejś historii. Ot, tu mała plamka od odbarwiacza, której wprawdzie sprać się nie da, ale to nic, bo prawie jej nie widać. Tu rozpruty szew, własnoręcznie przeze mnie naprawiony, co akurat widać wyraźnie, bo zszyte nieco krzywo. A to rozcięcie tutaj, to wcale nie wywietrznik, tylko kiedyś, po naostrzeniu noża, wytarłem go w spodnie i tak im zostało, bo okazało się, że naostrzyłem go naprawdę dobrze. No dobra, dlatego właśnie zostały przemianowane na spodnie domowe… Gdyby to było możliwe, w ogóle nie kupowałbym nowych ciuchów. Łaziłbym cały czas w tych samych i niespecjalnie mnie interesuje, jak w nich wyglądam. Mają być wygodne, a ja mam się w nich dobrze czuć. Nowe wkładam dopiero wtedy, gdy już naprawdę nie ma innego wyjścia.

     A korzyści z tego faktu były nieocenione. Karton z butami stał na tyle blisko, że wystarczył niewielki ruch nogi, aby go przysunąć i oprzeć na nim stopę, automatycznie przyjmując wygodną postawę, umożliwiającą biedne wprawdzie, niedokładne i nieczyste, ale powoli, niemal niezauważalnie pełznące ku lepszemu zagranie intro do „Dream on” grupy Aerosmith. Nie wiem, z czego Joe Perry ma zbudowane dłonie, ale na pewno nie z kości, bo żaden normalny homo sapiens nie potrafi rozciągnąć palców na pół metra.

     No, ale przyszedł ten dzień, kiedy stare buty troszkę się przemoczyły, gdy kałuża okazała się być głębsza niż moja pobieżna, wzrokowa ocena. Musiałem wciągnąć nowe buty, sztywne, nie rozchodzone, pachnące obrzydliwą nowizną i zupełnie, ale to zupełnie nie napełnione moją charakterystyczną indywidualnością, jakby martwe. Skutek był taki, że karton nie mógł dłużej stanowić podpory pod stopę. Zwłaszcza że moja gitara to nie klasyczne, lekkie, puste w środku pudło, tylko solidny, mahoniowy korpus rasowego Les Paula. To jednak swoje waży. Pusty karton zapadał się pod samym ciężarem nogi, a gdy jeszcze tkwiła na niej gitara, robił to z efektownym trzaskiem*.

     Rozwiązaniem byłoby tu zastosowanie ergonomicznego feśka, czyli…

     Uwaga, tu bez przerwy na reklamę, następuje punkt kulminacyjny!

     Czyli takiego małego stołeczka pod stopę, jakiego używają klasyczni gitarzyści. Tak nazwałem ten przyrząd, nie mając pojęcia, jak to się fachowo nazywa. Ale sami przyznacie, że „fesiek” brzmi bardzo profesjonalnie i dodatkowo rozbudza wyobraźnię. I nazwa ma w sobie coś ciepłego, pieszczotliwego, jak najbardziej pasującego do ciepła domowego ogniska. I jest taka swojska, polska, pszenno-buraczana. Jest w niej kołyszący się łan żyta, wierzba, przeglądająca się w stawie, w którym rechocą żaby, są w niej ballady Mickiewicza i mazurki Chopina, jest bocian, gniazdujący na pobliskim kominie… Jest sielsko, anielsko i narodowo-katolicko.

     W mojej głowie już zamajaczyła pewna niezwykła konstrukcja, którą postanowiłem wykonać. Bo mój fesiek, to nie będzie jakiś tam zwykły fesiek. To będzie fesiek bardzo niezwykły, bo składany! I to w taki sposób, aby się przypadkowo sam nie złożył!

     Oczyma wyobraźni ujrzałem już fesiek idealny! Tzw. „Wielki Fesiek”, co ma wszystkie feśki pod sobą! I zaraz uzmysłowiłem sobie, że aby wykonać go idealnie, potrzebuję prawdziwego warsztatu, solidnego, mocnego, sztywnego, wyposażonego w imadła, uchwyty i inne finfituszki. I zrzedła mi mina. Bo czym dysponowałem? Kilkoma ręcznymi elektronarzędziami i chybocącym się taboretem w ciasnym przedpokoju, o jakichkolwiek uchwytach nawet nie wspominając. Znów wyjdzie niedokładnie i krzywo we wszystkie strony…

     Wywaliłem to wszystko na wierzch i spojrzałem na swój warsztat krytycznym okiem. Cóż, cudów nie należy się tu spodziewać. Byle zadziałało.

     Tak czy owak, będę potrzebował kilku technicznych drobiazgów. Z westchnieniem włożyłem więc owe obrzydliwie nowe buty i udałem się do pobliskiego marketu, w celu zakupienia zawiasów. A na Koleżankę Małżonkę, na widok powyciąganych z różnych zakamarków, szczerzących groźnie ostre zęby różnorodnych narzędzi, padł blady strach.

     I słusznie…

     C.D.N.

     Nie przegapcie ostatniego odcinka, w którym wszelka krzywość zostaje wyniesiona do rangi Absolutu

_________

* Przypominam, że mieszkam w bloku z wielkiej płyty – taki trzask zwykle budzi głuchego jak pień sąsiada trzy klatki schodowe dalej


18 komentarzy:

  1. Wszystko jasne.
    Znaczy prawie wszystko.
    Na LEWYM kolanie?
    Grasz odwrotnie, w sensie jesteś leworęczny?
    Ja mam gitarę na prawym kolanie, w sensie udzie. I to prawe muszę miec wyżej niż lewe - tu sie zgadza : noga z instrumentem wyżej. Ale PRAWA!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówimy o PRAWIDŁOWEJ postawie - a ta jest z gitarą na lewym kolanie. Sprawdź sama, ja nie wymagam wiary, jak ci panowie w tych śmiesznych czapkach.
      Gra z gitarą na prawym jest możliwa, jeśli używasz tylko kilku pierwszych progów. Ale jeśli zaiwaniasz po całym gryfie, instrument leży na lewym kolanie i ma uniesiony gryf.

      Usuń
  2. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że taki podnóżek to można kupić gotowy - z metalowych listewek i na dodatek składany. Mój młodszy wnuk gra na gitarze klasycznej i ma taki podnóżek a do tego składany metalowy stojak na nuty. Przynajmniej miejsca nie zabierają w domu gdy są nieużywane. Złożysz i w kąciku stoją. Więc popatrz w sklepach - to chyba lepsze niż bałaganienie w chacie. Serdeczności;)
    anabell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, zdecydowanie to nie jest lepsze wyjście. Choćby dlatego, że w procesie zakupu nie ma nawet 1/10 tej radości, jaką daje proces tworzenia. No i w sklepie to ja mogę kupić podnóżek - ale feśka tam na pewno nie mają! Fesiek od podnóżka różni się posiadaniem duszy.

      Usuń
  3. Tak podejrzewałam, że o taborecik chodzi, a z tym noszeniem nowych rzeczy mam podobnie. Gdy kupuje nowe, musza się odleżeć, a buty to czasem koszmar, bo zanim staną się wygodne, to już prawie czas na nowe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady, skoro buty cały czas leżały, to się nie zestarzały ani trochę - nadal są nowe i nie zniszczone, więc następnych nie trzeba kupować. Chyba, że wciągnęły je mole, to mogły się trochę zdegradować. Albo wyszły z mody, ale ten ostatni problem nie dotyczy mnie w najmniejszym stopniu.

      Usuń
  4. Do dzieła majsterkowiczu😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fesiek już dawno zrobiony, wypróbowany i przetestowany we wszystkie strony. Tylko daję odetchnąć Czytelnikom.

      Usuń
  5. wstępnie "fesiek" skojarzył mi się z FB, ale jako niepraktykujący raczej słabo się tym zainteresowałem, a tu takie buty... znaczy fesiek...
    tak a propos tej terminologii gitarowej, to kiedyś znajomy poinformował mnie, że kupił sobie kaczkę... pytam, czy do jedzenia, czy do sikania, bo do kąpania, to by była kaczuszka... to on mi wyjaśnił dyletantowi, że chodzi o taką przystawkę pod stopę, która służy do generowania różnych efektów muzycznych...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi zapewne o efekt wah-wah. Nie mam. Na razie używam tylko fuzza, ale i tak daje mi on sporo radości.

      Usuń
  6. Do smierci czlowiek sie czegos uczy - u nas na wsi fesiek nazywa sie podnozek i mozna w sklepach kupic gotowy, w dodatku o roznej wysokosci, zaleznie od potrzeb.
    Nazwa fesiek podoba mi sie a w dodatku tyczy tylko Twojego, wszystkie inne to podnozki.
    Powodzenia Nitagerze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się - inne to zaledwie podnóżki. Nie to, co fesiek!

      Usuń
  7. Fesiek brzmi uroczo, natomiast mnie, nie wiadomo dlaczego, skojarzył się, zanim zaczęłam czytać z tekstem ‚feś ku… podaj’. Przepraszam😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Abstrakcyjne myśli, jak zwykle... Pogratulować wyobraźni - w życiu bym z czymś takim nie skojarzył. Ale to sugeruje, że bardziej niż wzrokowcem jesteś słuchowcem - nie mylę się?

      Usuń
    2. Chyba tak, chociaż na pamięć wzrokową też nie narzekam. Ja generalnie patrzę i słucham, dlatego dzieciaki lubią ze mną pracować.

      Usuń
  8. A pro po butów, też mam takie jedne drogie, skórzane, Cóż z tego, gdy po latach nogi już nie te same a buty strasznie piją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buty skierować na odwyk. A piją chociaż za własne, czy za Twoje?

      Usuń
  9. Dziękuję za dokładne wyjaśnienie, czym jest Fesiek, bo bym spać nie mogła! Czytam od końca, więc teraz wiem, dlaczego buty i dlaczego poszedłeś do marketu...
    A że do grania potrzebne są pewne specjalne przygotowania, to moja dusza artystki doskonale rozumie. Kiedyś próbowałam przez rok nauczyć się grać na gitarze z nut, nici z tego wyszły, bo byłam za leniwa na granie w domu, zostały mi akordy, dopóki moja gitara nie straciła progów, bo moja to nie taka porządna jak twoja :)

    OdpowiedzUsuń