Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


piątek, 3 listopada 2023

Znowu...

 Jeszcze dopisek do ostatniego posta. Oczywiście, wykrakałem, bowiem 31.10.2023, już po jego opublikowaniu, zmarła jeszcze jedna osoba, której nazwisko pewnie nic Wam nie powie, ale za to wiele powie tych kilka słów, które o niej napiszę. Ta osoba to Thomas Kenneth „Ken” Mattingly II - amerykański astronauta.

     Widzieliście film "Apollo 13", prawda? Gary Sinise gra tam właśnie jego - to ten, który miał polecieć tym statkiem, ale wystąpiło u niego podejrzenie zarażenia się różyczką, więc w ostatniej chwili zastąpił go John Swigert, grany przez Kevina Bacona, a biedny Ken został na ziemi, z której dzielnie pomagał w ocaleniu swoich kolegów z przestrzeni.

I to tyle. A teraz właściwa notka.

________________________________


     Kolega z biura spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.

     - Ale mi się nie chce tam jechać – westchnął.

     - Ani mnie – przytaknąłem. – Żeby chociaż latem, ale w listopadzie?

     Pokiwaliśmy ze smutkiem głowami i zaczęliśmy wypełniać wnioski delegacyjne. Niestety, firma znowu wysyła nas do Niemiec i to dość daleko, bo w okolice Stuttgartu. Ruszamy w poniedziałek. Cały dzień w samochodzie! Latem byśmy nie marudzili, ale w listopadzie mamy ku temu powody.

     Po pierwsze, pogoda. Warunki za oknem nieciekawe, a przez to na drodze niebezpiecznie. Może do poniedziałku się wypogodzi, może nie. Jeśli nie, podróż będzie męcząca, nawet jeśli w 90% odbywać się będzie po autostradzie. Jakby tego było mało, akurat wszystkie normalne samochody z naszej służbowej floty idą na przegląd, a my dostaliśmy dostawczaka! Tak, dostawczaka! Telepać się nim będziemy do późnej nocy i nie wiadomo, czy pod hotelem znajdziemy miejsce do parkowania.

     Po drugie, krótki dzień. Znów człowiek nie będzie widział słońca przez cały tydzień, bo rano ciemno, po robocie ciemno. U siebie przynajmniej mogę popatrzeć w okno. Tam nie będzie takiej możliwości, bo biuro przypomina bardziej halę produkcyjną.

     Po trzecie, no zlitujcie się, to jest listopad! Człowiek zdradza wtedy całe swoje genetyczne pokrewieństwo z niedźwiedziami i znajduje się w stanie, przypominającym początki snu zimowego. Marzy o schowaniu się pod kocykiem, z filiżanką parującej herbatki i ulubioną książką. A tu każą mi się poniewierać po świecie i jeszcze tam umysł wytężać, kiedy ten najchętniej by już zasnął!

     Oczywiście, dostępu do internetu poza biurem też nie będzie. Do piątkowego wieczoru będę od niego odcięty. Jedynie tyle, co na komórce, na której pisanie, z uwagi na ten cholerny ekran dotykowy, jest dla mnie niemożliwością. Nie mówiąc już o tym, że wieczorami nie połażę sobie po Skyrim, ani po Ziemiach Wygnańców – i to właśnie wtedy, kiedy nie będę wiedział, co zrobić z czasem!

     I jeszcze wszyscy wokół będą szwargotać w jakimś barbarzyńskim języku, brzmiącym jakby ktoś rozsypał zardzewiałe śruby na chodnik! Zakupy? Zapomnijcie. Ze sklepów będę skazany wyłącznie na samoobsługowe markety, bo w żadnym innym się nie dogadam. Zwiedzanie? Kiedy, przecież po pracy będzie już ciemno! I czego, to przecież mała mieścina! Gdyby chociaż można było pojechać do pobliskiego Stuttgartu – ale nie można, bo samochodem służbowym nie wolno nam robić prywatnych wycieczek – takie są w firmie zasady. Zanim rozkminię, na jakiej zasadzie korzysta się tam z pociągów, przyjdzie czas powrotu.

     No i to jedzenie! Przez tydzień człowiek będzie skazany na te ich cholerne, pieczone wursty i smażone kartofle, polane śmierdzącym sosem! Niestrawność gwarantowana. Jak oni mogą się tak podle żywić? Muszę pamiętać, żeby spakować sobie listek rapacholiny.

     I pewnie któryś z tamtejszych wpadnie jeszcze na znakomity pomysł jakiegoś spotkania integracyjnego po pracy! I jak tu wytłumaczyć, że ja nie mogę wieczorem jeść, zwłaszcza tamtejszych, ciężkich potraw, bo przez całą noc będę walczył z żołądkiem. Piwa też nie mogę pić, bo mam skłonności do dny moczanowej. Oni sobie poprawią kilkoma kufelkami humory, a ja będę siedział jak trusia i gapił się w ścianę. Cóż, nigdy nie byłem przesadnie towarzyski, ale odmowa nie wchodzi w grę, bo to tzw. polityka.

     Jak mi się nie chce!

     Odezwę się po przyjeździe. Może uda się przez ten tydzień prowadzić coś w rodzaju dziennika, więc wszystko Wam opowiem, żebyście też mogli trochę popłakać nad moim losem. I chociaż jadę dopiero w poniedziałek, wybaczcie, musiałem się wyżalić!


23 komentarze:

  1. Ojejej, no rozumiem, czasem człowiekowi NIC nie pasuje. Ja odkąd dostałam orzeczenie o niepełnosprawności, to mogłam odmawiac takich "atrakcji". Trzymaj sie dzielnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz tam nic... Leżenie bykiem i sączenie merlota jak najbardziej mi pasuje!

      Usuń
  2. Delegacja do Niemiec? Biedaku! Nie macie jakichś kontaktów z Włochami? Jedzenie super, a i pogoda jakby lepsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozwijałem kiedyś produkt dla Ferrari, ale mnie nie zaprosili.

      Usuń
  3. Nit, mieszkam już 6 lat w Niemczech, wcześniej też bywałam i to nie tylko w Berlinie i nigdzie nie narzekałam na jedzenie. Narzekałam tylko, że jak dla mnie to serwowane porcje są stanowczo za duże. Ale wierz mi - jeszcze nigdy tu nie jadłam kiełbasy ze smażonymi kartoflami, nawet w przydrożnej knajpce. Stuttgart to ładne i duże miasto i jestem pewna, że znajdziesz w nim małe greckie lub włoskie knajpeczki, gdzie można zjeść naprawdę smaczne dania i nie wydać z tej okazji fortuny. Gdy bywałam w Bawarii (tam sporo miejsc odwiedzałam) to brałyśmy z córką jedną porcję na nas dwie i to nie z oszczędności, ale po prostu "dorosła porcja" spokojnie wystarczała na nas obie. Oczywiście po pandemii wyraźnie zmniejszyła się liczba małych knajpek - nie wytrzymały odpływu klientów w trakcie pandemii. Trzymaj się, nie panikuj!!!!
    anabell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może to jakiś regionalny zwyczaj - nie wiem. I nie mówię o knajpkach, tylko o zakładowej stołówce, w której będę zmuszony jeść. A tam do wyboru jest pieczony wurst z kartoflami, albo danie wegańskie - tekturowa kulka w sosie grzybowym.
      No i wyjaśniłem, że do samego Stuttgartu nie możemy pojechać.

      Usuń
  4. Zainwestuj w jakiś poradnik pozytywnego myślenia. I za radą Monty Pythonów Always Look on the Bright Side of Life

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozytywne myślenie jest sprzeczne z moim charakterem.

      Usuń
  5. Dobrze, że napisałeś o tym śnie zimowym. Myślałem, że tylko ja mam taką tendencję w listopadzie.
    Biuro bez okien... Niemcy przenieśli w 1944 fabryki pod ziemię z powodu nalotów alianckich, nie wiedziałem, że tak już im zostało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest bez okien, tylko tak potwornie duże i podzielone na boksy, że na środku światło słoneczne nie dochodzi.

      Usuń
  6. 1. Z wyjątkiem or­togra­fii i wy­mowy można nau­czyć się an­giel­skiego w 30 godzin, francuskiego w 30 dni, niemiec­kiego w 30 lat. Mark Twain
    2. Językiem bym się nie przejmował. Polak zazwyczaj po pijanemu klnie i śpiewa po rosyjsku, a rozumie po niemiecku, Niemiec w takiej sytuacji zaczyna rozumieć po polsku lecz ne śpiewa i nie klnie... Ich dowcipy i przekleństwa są takie jakieś...jak inteligencja prezydenckiego ministra S.
    -----------------------
    Ja - po kilku łykach głębokich dwójniaka / trójniaka zaczynam mówić po czesku, a rozumieć po angielsku. Na trzeźwo, to gdy piszę Liverpool - czytam "Menczester". Cholera wie skąd i dlaczego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysł niezły, tylko w pracy człowiek musi być trzeźwy. No, chyba że jest z zawodu degustatorem wódek.

      Usuń
  7. Jak rozumiem niechec wyjazdu na delegacje - zwlaszcza w miejsce niezbyt lubiane - tak nie umiem zrozumiec braku internetu. Wszystkie hotele, kazdy ich pokoj przeciez ma internet, nawet sale konferencyjne przystosowane do ogolno swiatowej komunikacji. Chyba ze masz na mysli to iz nie bierzesz ze soba laptopa.
    Potrawy - tez rozumiem - ja w Grecji czy Wloszech chodzilam glodna utrzymujac zycie tylko gdy znalazlam restauracje bardziej zachodnioeuropejska czy amerykanska.
    Jakos musisz zdzierzyc.......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam laptopa. Stary już odmówił współpracy, a nowego się nie dorobiłem.
      Wprawdzie o gustach się nie dyskutuje - ale aby pogardzić włoską kuchnią, to moim zdaniem trzeba mieć ten gust baaaaardzo wyrafinowany ;) No i co rozumiesz przez amerykańską kuchnię? Bo mnie to się kojarzy wyłącznie ze stekiem i fast-foodami.

      Usuń
  8. Nitager, na pocieche tej zakładowej stołówki to ci powiem, ze w wielu niemieckich fabrykach do obiadu można sobie wziąć piwko bądź winko, i sprzedają je tam również na liniach produkcyjnych z tzw. vending machines :)) Może ci to osłodzi te kiełbasę :) Mnie tam niemiecka kuchnia bardzo odpowiada, szkoda tylko ze już nie mogę jeść glutenu i paru innych rzeczy, bo uwielbiałam tamtejsze pieczone ziemniaki i pyszne mięsa w pysznych gęstych sosach :)) Chleb codzienny do polskiego się nie umywa, ale można znaleźć dobre bułki i bagietki. Na pewno z głodu nie umrzesz , najwyżej z nudów, ale internet w telefonie powinien działać. A każdą podróży przynosi coś ciekawego, i na pewno coś ciekawego przeżyjesz. Szerokiej drogi i szczęśliwej podróży w obie strony. Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej firmie żadnego wina nie było. Z winem spotkałem się wyłącznie w centrum technicznym Renault w Guyancourt.

      Usuń
  9. Czytam Twój blog z ciekawością ale nie komentowałam do tej pory. Zastanawia mnie dlaczego narzekasz na ekran dotykowy telefonu a przecież bez problemu można do pisania używać rysiku do ekranu dotykowego lub długopisu z gumową końcówką. Pozdrawiam, Ela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powinno być "rysika"

      Usuń
    2. Smartfony z rysikami widziałem ostatnio jakieś 20 lat temu, może trochę mniej. Nie wiedziałem, że to wciąż się produkuje.

      Usuń
  10. Ojojoj, ojojałam cię, a teraz powiem, że faktycznie w takich warunkach to mało komu by się chciało wyjeżdżać w taką delegację. Co do kuchni niemieckiej i sosów, oraz późnego jedzenia też masz trochę racji, aczkolwiek ja zawsze wybieram białe wytrawne wino i to się da strawić. Podobnie jak zawsze da się zamówić coś lekkiego, wegańskiego, żeby nie przeciążyć żołądka, to już te czasy, że przeważnie coś mają.
    Co do nieznajomości języka niestety nic nie poradzę, bo skoro nie lubisz, to i nauczyć się nie ma szans.
    Pozostaje mi trzymać kciuki, żeby wyjazd zakończył się skutecznym załatwieniem sprawy i z jak najmniejszą ilością przygód niemiłych.
    Pozdrowienia!
    IW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kuchnia wegańska ma to do siebie, że człowiek - a przynajmniej ja - jest po niej potwornie głodny. Wina nie mogę pić codziennie, bo wykończę sobie wątrobę. Ograniczam się do weekendów.
      A co do języka - koloryzuję, jak zawsze. Trochę tam poszwargocę. Takie tam Haende hoch, Panzerkampfwagen, czy Maschinengewehr to przecież znam. I co to znaczy Bier też wiem.

      Usuń
    2. Czyli podstawowe słownictwo masz opanowane! Jasna sprawa :)))
      Ja też niestety potrzebuję mięsa, ryby czy chociaż jajek, chociaż nie musi być codziennie, wystarczy 2-3 razy w tygodniu.
      No i nie przepadam za piwem, wolę wino, stąd moja propozycja. :)
      Miłego wieczorku, mam nadzieję, że jednak chociaż chwilę znajdziesz, w końcu piszesz dla nas, a my czekamy! :)))

      Usuń
    3. No i ręce też człowiek ma sprawne, to jakoś wytłumaczy. ;)

      Usuń