Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


czwartek, 21 października 2021

O niebieskiej fladze

     Łazienka w miarę naprawiona, tylko wodomierzowcy jeszcze nie dali znaku życia. Dlatego rura wciąż na wierzchu, a ściana straszy gołym betonem i pianką montażową. Nie chcę zakrywać jej przygotowaną już płytą, żeby dostęp do wodomierza był łatwiejszy, więc na razie niczego tam nie ruszam. Czekam i wściekam się na brak działania prywatnej, renomowanej firmy, zwłaszcza porównując tę sytuację z błyskawicznym czasem reakcji postpeerelowskiego reliktu, jakim jest spółdzielnia mieszkaniowa. Żeby nie siedzieć z założonymi rękami, postanowiłem wrzucić krótki przerywnik. To chyba odpowiedni czas na zaległy, dawno zapowiadany post o wyścigówce.

     A było to tak…

     Opisywałem kiedyś TUTAJ pewien kłopotliwy prezent, jaki dostałem na urodziny. Był to przejazd samochodem wyścigowym po Torze Poznań. Otóż, Drugorodny otrzymał w tym roku dokładnie taki sam prezent. Dla takiego pasjonata samochodów jak on – spełnienie marzeń! No, przynajmniej części z nich…

     Zwlekał z tym przejazdem, zajęty innymi sprawami, ale w końcu zdecydował się na niedzielny termin, obawiając się, że inaczej ta atrakcja zwyczajnie go ominie, jako że zbliżał się termin zamknięcia sezonu.

     - Może byś przyjechał pokibicować? – zaproponował.

     Obiecałem, że przyjadę.

     Przyznaję, że głównym powodem była chęć spotkania z Drugorodnym. Więc choć bardzo lubię atmosferę toru wyścigowego, pchała mnie tam głównie tęsknota.

     Na torze trzeba było zameldować się dość wcześnie. Zatem niedziela, nie niedziela, choć sen kleił powieki, trzeba było rankiem zwlec się z łóżka i po obowiązkowej kawie ruszyć do stolicy Krainy Kwitnącej Bulwy.

     Nie pamiętam drogi – chyba zapadłem wtedy w drzemkę. Obudziłem się dopiero przy wjeździe do miasta. Przeciągnąłem się lekko, ziewnąłem kilka razy jak zardzewiały czołg i pewniej chwyciłem  kierownicę. A mówią, że w czasie snu nie można prowadzić! Kolejna bzdura nawiedzonych naukowców…

     Stolica Krainy Kwitnącej Bulwy znajduje się w stanie gruntownego i permanentnego remontu, więc przejazd przez całe miasto był bardzo utrudniony. Same objazdy, przekopy, zwężenia jezdni, zakazy ruchu i – co w takich sytuacjach nieuniknione – niesamowite korki. Pojawiały się nawet pomysły, aby zmienić jej nazwę na Rozkopane, ale zrezygnowano z tego pomysłu, żeby nie wprowadzać w błąd amatorów białego szaleństwa. I nie chodzi mi o biały proszek, w małym woreczku, z zapięciem strunowym.

     Mimo dróg rozkopanych do poziomu wód gruntowych, zatarasowanych stojącymi w poprzek koparkami, spychaczami i barakami, w których drogowcy piją kawę i wcinają drugie śniadanie, dotarliśmy w końcu do miejsca zamieszkania Drugorodnego i Przyczepki. Zabraliśmy ich na pokład naszego pojazdu – jakże zwyczajnego, w porównaniu do tych wspaniałych maszyn, jakie mieliśmy tam zobaczyć – i tak szybko, na ile pozwalał łagodny o tej rodzinie ruch uliczny, ruszyliśmy w kierunku Ławicy.

     Jechałem, a Drugorodny cały czas mnie pilotował. Ja bowiem stwierdziłem z przerażeniem, że zupełnie nie poznaję miasta, które opuściłem dawno temu. Poznań stał się – nomen omen – nie do poznania! To już nie to miasto, do którego kiedyś tak tęskniłem. Niegdyś swojskie i dobrze znane, teraz zdało mi się obce i nieprzyjazne. Gdyby nie mój niedawno malutki jeszcze chłopczyk, a teraz wielkie chłopisko, w ogóle nie trafiłbym na miejsce. Ale wkrótce dojechaliśmy do Przeźmierowa i skręciliśmy w ulicę Wyścigową.

     Drugorodny kocha samochody i wszystko co z nimi związane. Na torze poczuł się jak w raju. Wokół błyszczące, legendarne maszyny, ryczące potężnymi silnikami: Ferrari Italia, Lamborghini Gallardo, Nissan GTR, Porsche Carrera, BMW M Power, Aston Martin DB9… Co trzeba więcej dla miłośnika motoryzacji? On sam miał zrobić dwa kółka wyścigówką KTM X-Bow, o właśnie tą:


     Taki pasjonat wyścigów nie mógł się obyć bez choćby prostego symulatora. Dawno temu zainstalował sobie taką właśnie grę, w której można było wgrać dowolny tor na świecie i dowolny samochód. Do tego specjalnie kupił sobie wypasioną, drogą jak diabli, sportową kierownicę, która symuluje nie tylko nierówności toru, ale także takie rzeczy, jak zaliczenie pobocza, jazda po tarce, ugrzęźnięcie w pułapce żwirowej, a nawet utratę i ponowne złapanie przyczepności. Od wielu tygodni ćwiczył sobie ten przejazd, a ponieważ symulator ów był bardzo wierny rzeczywistości, mniej więcej wiedział, czego się spodziewać.

     Naturalnie, bezpieczeństwo przede wszystkim. Zatem po rejestracji czekało go krótkie szkolenie teoretyczne. Wysłuchał razem z innymi kilku pouczeń instruktora, co chwilę się uśmiechając, bowiem instruktor miał spore poczucie humoru. Następnie włożył kominiarkę, w której wyglądał jak Myszka Miki, której ktoś amputował uszy. Ale tylko przez chwilę, bowiem zaraz wcisnął na głowę kask i od razu nabrał wyglądu, budzącego respekt.

     Coś jest w tym kombinezonie i kasku. Wygląd człowieka odzianego w ten sposób, od razu mówi nam (przynajmniej mnie), że oto spotkaliśmy istotę innego gatunku – gatunku pozbawionego instynktu samozachowawczego. Bo jak można wciskać gaz do dechy, w ogóle nie widząc drogi? Jeremy Clarkson miał stuprocentową rację, opisując Stiga słowami „nasz oswojony kierowca wyścigowy”. Kierowca w kombinezonie i kasku wygląda po prostu dostojnie, jak średniowieczny rycerz, zakuty w zbroję. Jak superbohater – tajemniczy, obdarzony nieludzkimi zdolnościami, w którym drzemie niedostępna naszemu gatunkowi moc.

     Młody wprawdzie nie miał kombinezonu, tylko swoją czarną kurtkę, ale i tak wyglądał jak istota nie z tej ziemi. Wpakował się do bolidu. Zapięto go ciasno, niby pilota akrobacyjnego samolotu, założono wyjmowaną kierownicę, wielkości talerzyka do ciasta… Chwila oczekiwania na swoją kolej, po czym zaryczał silnik i pojazd ruszył na tor.

     Nie widziałem własnego przejazdu, więc nie miałem punktu odniesienia, ale założę się, że jechał co najmniej dwa razy szybciej. Skąd wiem? Bo go znam… Nie ma moich wspomnień. Nie woził samochodem własnych dzieci, więc nie nabrał jeszcze tej odruchowej ostrożności. Samochód nie chce skręcić? Ja odruchowo wciskałem wtedy hamulec. On przeciwnie – gaz, żeby wykorzystać nadsterowność samochodu. Na torze nigdy nie będę miał z nim szans.

     Jechał ostro. Przynajmniej przez pierwsze okrążenie, które w zasadzie służy temu, aby wyczuć zachowanie samochodu. Dopiero to drugie miało być tym, w którym będzie mógł pokazać, co potrafi, czyli wydusić z maszyny coś więcej i poczuć zastrzyk adrenaliny.

     I tu dopadł go pech.

     Na drugim kółku utknął za jakimś zawalidrogą (mniej więcej takim jak ja poprzednio), który w dodatku jechał w taki sposób, że nie było jak go wyprzedzić. Wyobrażałem sobie, jak wściekły jedzie za nim i zwyczajem Sebastiana Vettela*, mruczy: „Blue Flag, Blue flag!”**. Było mi go żal – główna atrakcja przejazdu miała go ominąć. Wyobraziłem sobie jak bardzo będzie zawiedziony.

     Ale potem znów uśmiechnęło się do niego szczęście.

     Instruktor, zapewne sam zawiedziony niespodziewaną przeszkodą, zamiast nakazać zjazd do parku maszyn, polecił mu wykonać trzecie kółko. Drugorodny miał teraz przed sobą wolną drogę. Ryknął silnik, bolid pomknął przed siebie. Dla mnie był to przejazd absolutnie idealny, choć zapewne Lewis Hamilton*** dopatrzyłby się jakiegoś niewielkiego błędu.

     Gdy już zjechał na parking i wygramolił się z samochodu, oczy błyszczały mu z rozkoszy.

     - Ale bandyta! – stwierdził z podziwem, wskazując na samochód.

     Jego ukochany do tej chwili Nissan GTR, stojący opodal, już nie wzbudzał w nim takich emocji jak kiedyś. Teraz jego miłość miała na imię KTM X-Bow.

     I już wiemy, co dostanie od nas na następne urodziny.

     Nie, nie wyścigówkę! Jeszcze tyle nie zarabiam! Ale na przejazd raz na rok mnie stać.

_____________________________

*Sebastian Vettel – niemiecki kierowca Formuły 1, czterokrotny mistrz świata, obecnie w teamie Aston Martin.

**Niebieska flaga, pojawiająca się na torze, oznacza: „Ustąp wyprzedzającemu”. Jest to sygnał wyłącznie dla dublowanych kierowców, którzy i tak nie mają szans na podjęcie walki z wyprzedzającą ich czołówką i są dla niej jedynie przeszkodą na drodze.

***Lewis Hamilton – brytyjski kierowca Formuły 1, siedmiokrotny i obecny mistrz świata, obecnie w teamie Mercedes


13 komentarzy:

  1. Lubię prowadzić, mogę to robić przez wiele godzin bez odpoczynku, ale nie porywa mnie szybkość i nigdy nie marzyła mi się jazda po torze. Wiele lat byłam wręcz przylepiona do kierownicy i fotela samochodowego, a teraz doceniam jazdę na fotelu pasażera, choć-tylko się nie śmiej- odruchowo, siedząc obok kierowcy, szukam nogą pedału gazu lub hamulca.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale tu się nie ma z czego śmiać - każdy kierowca tak ma. Ja też, gdy jadę z Drugorodnym, zwykle wciskam hamulec.

      Usuń
  2. Otwórz zbiórke na Patronite "Zbieram na wyścigówkę dla syna". :D
    Przypomnij sie tym od wodomierza. To nienormalne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam w Poznaniu Kogoś, kto bardzo ucieszy się z takiego prezentu. Dziękuję za inspirację🙏

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynajmniej na coś się to moje pisanie przydało :)

      Usuń
  4. "Myszka Miki, której ktoś amputował uszy" bardzo pobudziła moją wyobraźnię oraz empatię, bo jesteś jednym z niewielu blogerów przejawiających mnie podobną tendencję do odbioru obrazów skojarzeniami.
    Nie zaniżaj pułapu marzeń, co tam jeden przejazd, jest tyle cudownych sposobów na wystarczające wzbogacenie się, by kupić nie jedną, a kilka wyścigówek (na Obajtka, na Ziobrę, na Wojewódzkiego, na Rydzyka, na Glapińskiego, na Morawieckiego), że warto bujać w obłokach. Dodałbym jeszcze sposób "na Szyszkę", ale ze względu na jego marny koniec, raczej sugeruję nie chodzić tymi drogami. Można też spróbować "na Lewandowskiego", ale to wymaga tylu godzin treningu, że nie miałbyś czasu popatrzeć, jak Drugorodny jeździ wyścigówką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko widzisz, ten sposób bogacenia się ma kilka wad. Między innymi taką, że gość ile by nie miał - zawsze będzie mu mało. Co więc mi po pieniądzach, skoro nie będę umiał się z nich cieszyć?

      Usuń
  5. Jestem fanka Formuly 1 ( moj chlop oczywiscie tez), a ze mieszkamy w UK kibicujemy Lewis'owi, naturally. Wlasnie ogladamy na zywo wyscig w Austin, Texas🤞Fantastyczny prezent , osobiscie przyjelabym z o wiele wieksza radoscia niz bukiet roz :)) Szkoda tylko, ze nie mamy w poblizu takiego toru, jest jeden, ale za malo ekscytujace auta maja - a ja to bym chciala Astona albo Lambo ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, proszę, nareszcie ktoś, kto wie, jaki sport oglądać! A nie tylko ta piłka, piłka, piłka, do usr... Jakby innych dyscyplin sportu nie było. Gdy wchodzę na serwis sportowy, odnoszę wrażenie że sport to tylko Lewandowski. No i zimą skoczkowie.

      Usuń
    2. Nitager, no musze byc szczera - pilke tez ogladamy:) Ale tylko jak sa mistrzostwa, nic ponizej :)) Lubie tez dobry tenis i uwielbiam ... hokeja! Niestety, ten ostatni w telewizji brytyjskiej nie wystepuje, skoczkowie rowniez , wiec to odpada;)) Oni sa wyjatkowo oporni na sporty zimowe :))

      Usuń
  6. NIEBIESKA FLAGA - dla ekipy "KACZOR TEAM - Ska z Nieograniczoną Nieodpowiedzialnością".

    OdpowiedzUsuń
  7. Klik dobry:)
    Ach te kłopotliwe prezenty... U mnie taki prezent wylądowałby - jak większość niepotrzebnych - w koszu.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń