Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 16 czerwca 2021

Dawno nie było remontu - cz.I

     Wiem, długo się nie odzywam, ale przyczyna jest prozaiczna – kompletny i permanentny brak czasu. W końcu jednak zmusiłem się do tego, aby wygospodarować wolną chwilę i napisać Wam, co się ze mną dzieje. A co? Łatwo zgadnąć – kolejny remont!

     Zaczęło się oczywiście od faktu, że pokój chłopców stał pusty. Choć niezupełnie. Panował w nim bowiem Wielki-Bałagan-Absolutnie-Nie-Do-Ruszenia, którzy chłopcy pracowicie uprawiali przez wiele lat i który zostawili nam wyjeżdżając. Wielki Bałagan wrósł w pomieszczenie, korzeniami oplótł jego najdalsze zakątki i po wyprowadzce obu moich synów, królował w pokoju niepodzielnie, a władza jego zdawała się być niepodważalna. Nikomu nie przyszło do głowy, by temu oczywistemu faktowi zaprzeczyć.

     Ale na świecie istnieją takie dziwne istoty, które nie potrafią zaakceptować rzeczy oczywistych. Ponadto, nie umieją cieszyć się otaczającym je światem, tylko wszystko wokół muszą bez przerwy i wielokrotnie zmieniać i urabiać na swoją modłę.

     Koleżanka Małżonka wystarczająco długo nad tym rozmyślała, aby w jej głowie powstał Straszliwy Plan Totalnego Przemeblowania. Na razie tylko w dwóch pokojach: sypialni i Królestwie Wielkiego Bałaganu. Ale uwierzcie mi – to wystarczy, żeby wyssać z człowieka wszelkie siły, większość oszczędności i zagospodarować mu każdą wolną chwilę pomiędzy poszczególnymi oddechami.

     Co do sypialni, nie protestowałem zbyt intensywnie. Tak tylko, żeby zachować pozory. Propozycja wydała mi się rozsądna. Stare szafy wyrzucimy, kupimy nową, do samego sufitu, a tapczan zamienimy na nieco szersze łóżko, bo to, wiecie, z wiekiem gabaryty trochę się zmieniają. Szaf sam chciałem się pozbyć. Nigdy ich nie lubiłem. Nie podobały mi się zupełnie, w dodatku miały takie wkurzające uchwyty przy drzwiczkach, o które nieraz rozharatałem sobie ramię, czy łydkę. Ale miałem nadzieję, że wreszcie będzie okazja na użycie mojej wspaniałej pilarki i ową nową, dużą szafę zrobię sam, własnoręcznie. Miałem już gotowy plan.

     Co do pokoju chłopców, nie bardzo podobał mi się pomysł likwidacji ich biurek i szafek. Nie chciałem, żeby stracili coś, co przez tak wiele lat było ich miejscem, do którego zawsze mogli wrócić. Natomiast wymiana łóżek to był świetny pomysł, bo stare, niezbyt mocne i przez to często naprawiane, aż prosiły się o wymianę. Ale wiadomo, czyje racje są ważniejsze. Chłop jest od roboty, baba od zarządzania.

     Pozostał problem, co zrobić z tymi wszystkimi rzeczami, które teraz zalegają w szafach i na szafach.

     - Gdzieś je na razie upchniemy – zdecydowała Koleżanka Małżonka.

     Ech, nie nadaje się na szefową! Szefowa powinna mieć w głowie opracowane wszystko w najdrobniejszych szczegółach, a nie jakieś „gdzieś”! Trudno, trzeba będzie wszystkie wolne miejsca zapchać gratami, ciuchami, książkami i jeszcze wieloma innymi elementami, trudnymi w tym momencie do zdefiniowania.

     Zaczęliśmy od pokoju chłopców. Z każdym elementem umeblowania trzeba było zrobić to samo:

     1. Opróżnić z zalegających w nim przedmiotów.

     2. Przedmioty poklasyfikować na:

          - zostawiamy;

          - wydajemy;

          - wyrzucamy;

          - nie-wiadomo-co-to jest-i-co-z-tym-zrobić.

     3. Rozebrać dany mebel na czynniki pierwsze.

     4. Czynniki pierwsze posklejać taśmą i wywieźć do Miejskich Zakładów Oczyszczania.

     Pierwszy punkt udawało nam się realizować w miarę systematycznie, choć kilkakrotnie musieliśmy przerywać tę czynność z powodu braku widoczności, spowodowanego zbyt wysokim stopniem zapylenia atmosfery. No po prostu, kurzu na tym wszystkim było co niemiara! Wszystko było pokryte tak grubą warstwą, że gdyby człowiek przewrócił się w te graty, warstwa kurzu z powodzeniem zamortyzowałaby uderzenie. A gdy wziąłem do rąk zakurzony kapelusz (kowbojski – jeszcze z czasów balu przebierańców) i wysunął mi się z rąk na podłogę, zorientowałem się dopiero po paru sekundach, gdy szary obłok w kształcie kapelusza zaczął mi się rozwiewać w dłoniach.

     Ale już przy realizacji drugiego punktu napotkaliśmy niesamowite kłopoty. Głównie dlatego, że zbiory, określone w punktach 1 – 3 rosły bardzo wolno, za to czwarty wyrósł nam zastraszającym tempie i przybrał kształt pokaźnego kopca. W mniej więcej siedemdziesięciu pięciu procent przypadków nie mieliśmy pojęcia, do czego dany przedmiot służy. A nawet, gdy udało nam się domyślić, dalej nie wiedzieliśmy, czy to jeszcze jest do czegoś potrzebne, albo chociaż czy jest sprawne. Samych słuchawek do telefonu znaleźliśmy tyle, że zacząłem się zastanawiać, ile razy dałoby się opasać Ziemię, gdyby wszystkie kabelki ze sobą połączyć. Ładowarek i zasilaczy usypaliśmy spory kopiec, nie mając pojęcia, co one w przeszłości zasilały. Przy każdym elemencie inna końcówka. I zgadnij tu teraz, do czego to, skoro w przeciwległym kącie pokoju rósł kolejny stos, zwykle wymagający właśnie zasilaczy: zabawki, konsole, bardzo dużo starych komórek, aparaty fotograficzne, odtwarzacze czegoś tam, jakieś latające drony i osprzęt do komputera, nie wiadomo czy sprawny.

     No i pełno zabawek, z czasów gdy jeszcze się nimi bawili.

     Chłopcy bowiem mieli zwyczaj niewyrzucania niczego, choćby było już całkiem nieprzydatne. Rzeczy popsutej się nie pozbywali – bo do kosza za daleko, a przecież można wsadzić w szafę i niech sobie tam zapuszcza korzenie. Królował w tym zwłaszcza Drugorodny, który bardzo niechętnie pozbywał się swojej własności. Raz tylko zdarzyło mu się wyrazić zgodę na wyrzucenie złamanego kółka od niewiadomoczego.

     Po kilkukrotnym przełożeniu znalezionych przedmiotów z lewa na prawo i z prawa na lewo, robieniu mądrych min, marszczeniu czół i zagryzania dolnych warg, stwierdziliśmy, że sami nie damy rady. Musimy to zostawić, tak jak jest. Trzeba skonsultować się z właścicielami, bo szkoda wyrzucić coś, co komuś jeszcze może się przydać.

     Ale o tym w następnym odcinku.


16 komentarzy:

  1. Znam temat.
    W pokoju po Córce-mieszkam ja.
    W pokoju po Synach lekkie tylko przemeblowanie, przybył oczywiście kwietnik pod sufit i cały pokój w roślinach, kwiatach wszelakich🌼🍀
    U mnie Dzieci zawsze miały porządek.
    A po wyprowadzce sami wszystko posegregowali.
    Część rzeczy została, bo Syn najstarszy ma małe mieszkanie i Dziecko.
    Córka i najmłodszy Syn wszystko zabrali.
    Młodzi teraz nie gromadzą przedmiotów, ubrań, bibelotów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnym sensie Ci zazdroszczę - ominęła Cię melancholijna podróż przez tonę pamiątek.

      Usuń
  2. Przydasie, to zakała świata, mam podobny problem, pół szafy zajmują stare przedmioty niewiadomego użytku należące do Latorośli, z którymi są w niezrozumiały dla mnie sposób zrośnięci, a których od kilku lat nie używali w żaden sposób. Starszy zwłaszcza tak ma, Młodszy jest nieco bardziej skłonny do ustępstw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy. Przdydasie bywają pożyteczne, zwłaszcza u majsterkowiczów, jak ja. Problem w tym, że rzeczy, które okażą się przydatne i te zupełnie niepotrzebne niczym się od siebie nie różnią. Ileż razy zdarzyło mi się żałować, że wyrzuciłem coś, co bardzo by się teraz przydało.

      Usuń
  3. Klik dobry:)
    Na szczęście problem zalegających "przydasiów" ani mojego domu, ani mojej piwnicy nie dotyczy. Nie mam ani jednej rzeczy, której nie używałabym (nie licząc bezcennych pamiątek). Potrafię z pamięci wymienić, co i gdzie leży. Raz przyszła sąsiadka pożyczyć szydełko nr 3. Otworzyłam jedną szufladę, szybko zerknęłam i jeszcze szybciej powiedziałam: trójki nie mam.
    - Co mnie zbywasz? Nie bądź wredna! Poszukaj wszędzie! - Piekliła się sąsiadka.
    - A gdzie? No gdzie i po co mam szukać, skoro nie ma takiej opcji by szydełko nr 3 nie leżało razem z innymi szydełkami właśnie w tej szufladzie i w tej, a nie innej przegródce.
    Nie docierało do niej i dalej nalegała, by szukać.
    Raz jednak – przed wyjazdem na wakacje - szukałam małej szklankowej grzałki. Zawiodła pamięć i nie wiedziałam, czy ta rzecz została zakwalifikowana do działu elektrycznego, czy kuchennych rzadko używanych „dzindzibołków”, czy podlega pod wydział turystyczny. Byłam wtedy zła sama na siebie, że aż w trzy miejsca muszę zajrzeć. Syn się śmiał z tych „wydziałów” i poradził, aby założyć nowy: „przedmioty z wtyczką”. Syn zresztą też ma u mnie swój wydział zajmujący jedną szafkę. Gdy przyjeżdża, zawsze do tej szafki zagląda.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam porządek tylko w narzędziach - ale tam to może3sz mnie w nocy obudzić i powiem Ci gdzie co jest.
      Poza tym, lubię gromadzić różne przydaśki, bo one naprawdę się przydają, gdy trzeba coś naprawić, albo coś dorobić. Tylko mieszkanie mam zdecydowanie za małe.

      Usuń
  4. Takie przekopywanie się przez sterty rzeczy jest męczące. I stresujące, jeśli to nie są własne rzeczy bo właśnie nie wiadomo jak je potraktować. Już jestem ciekawa jak poszły konsultacje z synami, czy nie zapakowaliscie czasem wszystkiego w dwa wielkie worki i nie wrzuciliście każdemu po jednym na głowę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet w tamtą stronę nie spojrzeli. Pod jednym względem się nie zmienili: "zaraz", "no, zaraz", "chwila", "już" - żeby w sumie odwlec tę chwilę na wieczność.

      Usuń
  5. Nie znam takiej sytuacji, bo primo- miałam tylko jedno dziecię w domu a na dodatek była to dziewczyna, która w chwili przeprowadzki miała 25 lat. Gdy się wyprowadzała z domu i jednocześnie z Polski wszystko ze sobą wzięła to co uważała za konieczne i wystarczyło tylko pozamiatać, co zresztą sama zrobiła, bo cały "jej majdan" wyjechał z domu przed nią, wysłany firmą UPS. Poza tym nie należała do osób hodujących rzeczy na zasadzie "może się to jeszcze kiedyś przyda". Jedyne co zostało to były wspólne książki, które potem zabierała ze sobą ilekroć była w Polsce samochodem. A gdy się w kilka lat potem przeprowadzali już z dziećmi z Monachium do Berlina to wynajęli firmę, która ich elegancko spakowała i potem rozpakowała na miejscu.Natomiast mój mąż miał talent do gromadzenia "przydasi", które gromadził w piwnicy. Odgruzowywanie piwnicy zajęło nam 3 dni, a ja musiałam robić za "nosiłkowego" kursując co chwilę do śmietnika, bo on już był po operacji serca i niestety za "nosiłkowego" nie mógł robić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, że też lubię gromadzić "przydaśki". W Starym Domu miałem ich pełno. Teraz, niestety, mam za małe mieszkanie, żeby je zbierać. część wyrzucam. Ale zgodnie z prawem Murphy'ego, zwykle, przydają się tuż po wyrzuceniu.

      Usuń
  6. Ileż razy zabieram się za zrobienie takich generalnych porządków? Rzecz nie wychodzi jak dotąd, poza stadium ,,usprawiedliwień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu, nie lubisz zmian ;) Ja też nie lubię. Zwłaszcza, że krzyż trochę boli po takich porządkach. No i nie ma czasu na internet...

      Usuń
  7. "Gdzieś je na razie upchniemy"...
    pomysł genialny w swojej prostocie, co się czepiasz?... cała sprawa sprowadza się do zdefiniowania i znalezienia tego "gdzieś", ale to przecież jest trywialne: zawsze gdzieś jest jakieś "gdzieś" i tyle... upychamy i problem znika... po jakimś dłuższym czasie wracamy do sprawy, ale wtedy w ogóle nie ma problemu, bo rozwiązanie już znamy i mamy przećwiczone... tak?...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje odszukać gdziesia i naładować do niego ile się zmieści.

      Usuń
  8. Aż strach czytać Twoją notkę. Mnie przeraża myśl o generalnych porządkach, wysysa ze mnie energię potrzebną do działania mózgu.
    Temat odszukania GDZIESIA do upchnięcia CZEGOSIA I TEGOSIA bardzo mnie za to zainspirował. To znaczy, uruchomił we mnie automatyczną reakcję. Wyobraziłem sobie, że KTOŚ mi daje taką sugestię, a ja z miejsca odpowiadam: SKONKRYTYZUJ!

    OdpowiedzUsuń
  9. O mater deus!!! Takie porządki po dorosłych dzieciach to naprawdę hardkor! Też to miałam w moim domu w Warszawie przed wyprowadzką, i tam naprawdę nie było przebacz, wszystko trzeba było obejrzeć i zdecydować, czy wyrzucić, czy oddać. A córka właściwie prawie niczego już nie chciała zabierać!
    Szczególnie trudno jest z tym sprzętem i okablowaniem, bo przy kupnie sporo to człowieka kosztuje, a potem właściwie tylko wyrzucić można.
    Ciekawa jestem, jak Wam pójdzie to układanie i cały remont, będę śledzić pilnie! :)))

    OdpowiedzUsuń