Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


czwartek, 4 marca 2021

Poszukiwacze zaginionej arki... czy tam instrukcji

      Montaż domofonu został odłożony na czas nieokreślony. Ale to nie znaczy, że o nim zapomniałem. Problem nurtował mnie natrętnie, rzeźbiąc w mej korze mózgowej świeże bruzdy, a na czole pionową zmarszczkę. Bezustannie o tym rozmyślałem. Czułem się poniżony przez kawałek plastiku, kilka drutów i osiem wkrętów, przykręconych do zacisków.

     Pewnego popołudnia przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Może trzeba podłączyć to tak samo jak w starym? Może to właśnie jest jakiś standard? Na zdrowy rozum, aby maksymalnie ułatwić montaż, normalizację prędzej wprowadzono by w firmach produkujących aparaty, niż zakładających instalacje.

     Na wszelki wypadek starego nie odłączyłem, tylko przylutowałem do styków inne kabelki i połączyłem z nowym, błyszczącym domofonem.

     Trochę mi to zajęło. Maść na oparzenia też się przydała, bo trudno było operować lutownicą w ciasnym wnętrzu aparatu, przytwierdzonego do ściany. Ale rezultat mizerny. Nic nie działa. Nie tędy droga.

     Odtrąbiłem odwrót na rurze od odkurzacza i wycofałem się na z góry upatrzone pozycje.

     Gdyby chociaż wiedzieć, jakiej firmy jest ten stary aparat… Można wtedy poszukać w necie, jak u niego są rozlokowane te styki. Który jest do czego? Ale nie było na nim żadnego logo.

     Jak wiadomo, domofon to już sprzęt nie tyle elektryczny, co właściwie elektroniczny. Może nie tak skomplikowany, gdy porównać go do takiego laptopa, ale przynajmniej delikatnie elektronicznym można go już nazwać. Wszystko, co ma w sobie drukowane płytki, to dla mnie elektronika. A na elektronice to ja nie znam się zupełnie. Pozostało mi zdać się na wiedzę innych.

     Zacząłem szukać po prostu po obrazkach w necie – ale było tego strasznie dużo, w dodatku większość się powtarzała. Jakieś Tesle, Telefunkeny, Siemensy, ale żaden nie wyglądał podobnie.

     - Tu bez nazwy marki nic nie zdziałam – pomyślałem głośno.

     No, ale nazwy nie znałem. Wpisałem więc w wyszukiwarkę to, co wiedziałem. A że wiedziałem niewiele, wstukałem po prostu „stary domofon”.

     I wiecie co? Trafiłem za pierwszym razem! Widać, musiał być naprawdę stary, skoro to określenie zadziałało jak nazwa modelu. Widać nikt już tego inaczej nie nazywał. Być może wtedy, w tych zamierzchłych czasach, kiedy to półnadzy ludzie pierwotni, poganiani batem przez nadzorcę niewolników, miedzianymi dłutami ryli w betonie rowek na kable domofonu, był to po prostu jedyny istniejący model.

     Zacząłem przeglądać artykuły. Przy okazji poznałem jego markę, o której nie wspomnę, dopóki firma nie przeleje mi na konto jakiejś choćby symbolicznej sumki. O ile jeszcze istnieje… Większość tytułów dotyczyła jednak ofert dla kolekcjonerów zabytkowych urządzeń, gdzie jedyną informacją była cena.

     Westchnąłem cicho. No cóż, wiedziałem, że nie będzie łatwo. Nikt nie montuje sobie w bloku takiej staroci, więc porad jak to podłączyć raczej nie należy się spodziewać. W czasach gdy to montowano, o Internecie jeszcze nikt nie słyszał. Równie dobrze mógłbym wpisać w Google: „jak uprawiać proso metodą trójpolówki”, albo „kiedy przypadają dni pańszczyzny”, ewentualnie „jak bronić się przed najazdem Tatarów”.

     I kiedy już straciłem wszelką nadzieję, gdy wzrok mi już zmętniał od wpatrywania się w ekran, gdy krzyż zaczął boleć od zgiętej pozycji, natrafiłem na pewien artykuł. Artykuł sam w sobie niesamowity, ponieważ zawierał obie nazwy domofonów – starego i nowego. A treść dotyczyła… Wymiany! Jak zamienić mój stary domofon na ten, który właśnie kupiłem.

     Że też najtrudniej wpaść na najprostszy pomysł!

     Tego należało szukać! Jak ZAMIENIĆ domofony. Przecież skoro już znałem markę starego, nic łatwiejszego niż wpisać to w wyszukiwarkę. Czym prędzej kliknąłem na artykuł. I tam znalazłem dokładny opis styków w starym i gdzie należy je przepiąć. Dzięki ci, o wielki Internecie! Niech żyje wujek Google!

     Gdybym miał możliwość, oceniłbym ten artykuł bardzo wysoko - 10/10, albo i więcej. Ale bez konta na natrętnie wciskającym się w każdą dziedzinę życia fejsbuku, nie mam głosu we współczesnym świecie. Więc poprosiłem tylko wszelkie znane mi bóstwa o błogosławieństwo dla autora. Niech mu się wiedzie.

     Przy okazji stwierdziłem, ale to już tak zupełnie mimochodem, że porada jest niezwykle pomocna również dla tych, którzy postanowiliby dokonać zamiany w drugą stronę i wymienić nowy, nudny i pospolity domofon na stary, z charakterem, tradycjami, bogatą historią i nostalgicznie trzeszczącą słuchawką. Taki wartościowy artykuł!

     Sprawa została odłożona na następny dzień, bo o godzinie, w której natrafiłem na tę szpaltę, raczej nie wypadało już używać w bloku wiertarki udarowej, aby wywiercić dziurki pod nowe kołki. Stare nie pasowały.

     Nazajutrz był piątek. W pracy kupa obowiązków, ledwo się wyrobiłem. Ale wolę już jej nadmiar niż bezczynność, która dopadła mnie latem, gdy firma działała na pół gwizdka i z nudów wymyślałem coraz to głupsze degołębiatory.

     Za to zaraz po obiedzie zabrałem się ostro do roboty.

     Wynorałem z szaf mniej więcej połowę swojego warsztatu, wywołując przestrach u Towarzyszki Życia. Zastawiłem nim każdy dostępny kąt. Nie dotykałem tylko pilarki, wyrzynarki i szlifierki tarczowej – wszystko inne znów ujrzało światło dzienne.

     Najpierw odłączenie starego domofonu. Ale tu byłem przezorny – na wszelki wypadek sfotografowałem sobie, jak to tam było połączone, żeby w razie czego nie palić za sobą mostów i mieć którędy wrócić, w przypadku niepowodzenia całej operacji. Taki strateg ze mnie!

Ewentualny plan odwrotu. W prawym górnym rogu widoczny kawałek żyletki, którym niegdyś go naprawiałem, gdy się zbuntował i nie chciał otwierać drzwi.

     Odkręciłem go i odłożyłem na bok. A potem zabrałem się za poszukiwanie kołków. Długo trwało, ale w końcu znalazłem cztery zupełnie maleńkie. Większych nie chciałem, bo bez specjalnej,  profesjonalnej wiertarki do betonu, nie miałem nadziei na wwiercenie się w ścianę nośną. Kołki musiałem umieścić w tynku, na szczęście grubą warstwą pokrywającym rzeczoną ścianę.

     Gdy umieściłem na miejscu wszystkie cztery kołki, okazało się, że trochę mi się rozjechały i w zasadzie pod otwory montażowe pasują tylko trzy. W końcu przykręciłem na dwa – na skos – i uznałem, że aparat trzyma się wystarczająco mocno.

     Teraz podłączanie. Poszło w miarę szybko, bo łatwiej jest skręcać styki niż je lutować. Założyłem przednią ściankę, podłączyłem słuchawkę i z zadowoleniem przyjrzałem się swemu dziełu.

     - Odbiór techniczny! – zawołałem.

     - Że co?

     - No chodź tu! Trzeba sprawdzić czy działa. Ja idę na dół.

     Na wszelki wypadek zabrałem klucze, telefon i kurtkę, na wypadek, gdybym jednak coś zdupczył i  trzeba było zostać tam dłużej.

     Ale nie trzeba było. Gdy nacisnąłem guziczek, z głośnika popłynął czysty głos Koleżanki Małżonki.

     - No i jak słychać? – spytałem. – Nie trzeszczy?

     - Nie, dobrze słychać – odpowiedział głośnik. – Czysto.

     Z powrotem nie wchodziłem, tylko frunąłem jak balon wypełniony helem. Czułem się lekko, przyjemnie i błogo. Jeden kłopot z głowy. Przed Koleżanką Małżonką stanąłem rozpromieniony i szczęśliwy.

     - To posprzątasz wreszcie te narzędzia? Powyciągałeś tego, jakbyś chciał zrobić generalny remont!

     Powiodłem okiem po mieszkaniu, przykrytym grubą warstwą porozrzucanych narzędzi. Pracowity wieczór jednak jeszcze się nie skończył.

     Ech te baby! Najpiękniejszą chwilę potrafią zepsuć…


21 komentarzy:

  1. przyznam, że moja znajomość elektrotechniki jest na niezmiernie niskim poziomie, zaledwie bazowym, a fotka i ta cała Twoja operacja kojarzy mi się ze scenami filmowymi na temat rozbrajania bomby: który kabelek przeciąć, aby wyjść z tego cało...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To podobnie jak u mnie. Gdybym musiał rozbroić bombę, bez namysłu przeciąłbym kabel czerwony - bo widziałem to na filmie. Byłbym naprawdę w kropce, gdyby akurat czerwonego tam nie było.

      Usuń
  2. Nitager, saper myli sie tylko raz, a Ty masz to
    szczescie, ze po piewrsze nie jestes saperem, a po drugie mozesz sie mylic do skutku. No i wyszlo swietnie, krasnoludki moga sie ugryzc w zadek ze zlosci a co do sprzatania .... hmmm - mam takie pytanie : po tych przepysznych obiadach, ktore gotuje Twoja Kolezanka Malzonka - kto po nich zmyywa i sprzata ? Tak szczerze odpowiedz , kto?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, nie wiem, czy do skutku. Jedno, drugie spięcie i sąsiedzi mnie zatłuką.
      A sprzątamy mniej więcej po połowie. Zmywamy też. Poczuwam się do tego, bo nie zgadzam się na zmywarkę. Po prostu, nie mam jej gdzie wstawić!

      Usuń
  3. Jeszcze w życiu nic nie naprawiałam żyletką, co najwyżej kiedyś sobie żyletką włosy podcinałam, jako że nożyczki były diablo tępe. Zaintrygowała mnie ta żyletka w domofonie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, przy naprawie starych rzeczy, do których nie ma części, trzeba trochę improwizować. Potrzebowałem zrobić sprężynujący styk, który sam by odskakiwał, po zdjęciu palca z guzika. A jedyną naprawdę sprężystą blaszką jaką miałem, była żyletka

      Usuń
  4. Czyli na coś Ci się FB przydał. Z wdzięczności dla autora artykułu powinieneś założyć konto, żeby go polajkować. :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przydał się. Czytać artykuł można było normalnie, tylko opinii nie można było zamieszczać. No, ale wysłałem autorowi taką porcję pozytywnej energii, że na pewno mu się zrobiło miło.

      Usuń
  5. Internety lekiem na prawie wszystko, bo posprzątać jednak musiałeś sam😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby dało się jakoś ściągnąć z sieci program do sprzątania... Mógłby nawet być płatny.

      Usuń
    2. jest pod hasłem: Panią do sprzątania przyjmę...
      tylko... nie wiem, co na to Twoja Koleżanka Małżonka .... :))))))

      Usuń
  6. Po prostu uznała za oczywiste, że to naprawisz, stąd brak euforii. Taka wiara w Ciebie;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale gdy ona upichci pyszny obiad, to ja jej zawsze to mówię!

      Usuń
  7. Z ogromną przyjemnością przeczytałam o Twoich zmaganiach z domofonem, zakończonych sukcesem. Gratulacje i najlepsze życzenia, by kolejne naprawy, jakie przyjdzie Ci robić, kończyły się w podobny sposób. Za dwa dni niektórzy świętują Dzień Mężczyzn, masz pełne prawo świętować razem z nimi. Wszystkiego co najpiękniejsze, dla Koleżanki Małżonki z okazji Dnia Kobiet i dla Ciebie z okazji Dnia Mężczyzn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest coś takiego jak dzień mężczyzn? No, chyba ktoś mi kiedyś o tym wspominał, ale nigdy nie mogę zapamiętać

      Usuń
  8. Klik dobry:)
    To sztuka napisać tak emocjonujący tekst o zwykłej wymianie domofonu. Już sobie wyobrażam, jak opisałbyś naprawę spłuczki klozetowej przeze mnie. Narzędzia i materiały, które użyłam: szydełko, wstążka, pokrywka ze słoiczka po dżemie truskawkowym, duży guzik na nóżce. Naprawiłam sama! Działa!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. McGyver powinien pobierać u Ciebie lekcje. Ja nie wiem, jak naprawić spłuczkę przy pomocy guzika.

      Usuń
  9. Jestem pełna podziwu dla Twoich umiejętności. Akurat z elektryką i elektroniką nie mam i nie miałam jak do tej pory za wiele wspólnego. Kiedyś więcej orientowałam się w komputerach, teraz też wolę zlecić niektóre prace.
    Ale takie rzeczy, jak instalacja sprzętów w domu zawsze mnie kręciły. Zazdroszczę, że to umiesz! Chciałabym się nauczyć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umiem? Guzik umiem - musiałem poszukać porady w necie. Jak coś nie ma w sobie kółek zębatych, popychaczy, mechanizmów jarzmowych, czy zwykłego łożyska, to ja nic z tym nie zrobię. Domofon otworzyłem i... I nic! Bo tam nic się nie rusza.

      Usuń
  10. Szacun dla Ciebie za pomysłowość i w ogóle za wszystko😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie moja pomysłowość, tylko tego pana, co napisał poradę. Moja pomysłowość skończyła się na jej poszukaniu :)

      Usuń