Czyli o zależnościach między końskim łbem i astronomią
Był pogodny, letni dzień we Władysławowie, gdy trzymając się za ręce, jak parka nastolatków, wróciliśmy na swoją kwaterę, zmęczeni długim marszem. Koleżanka Małżonka zażyczyła sobie sangrii z wodą, więc spełniając jej życzenie, zrobiłem także sobie. Usiedliśmy przy stole i włączyliśmy telewizor – czas na odpoczynek innego rodzaju.
A w TV informacja o Nocy Perseidów! To dziś!
Niebo było bezchmurne – idealne warunki do obserwacji. Jedyny minus – to miejskie latarnie. Cóż, Władysławowo to dość duża miejscowość, jasno oświetlona. Gdzie znaleźć ciemne miejsce?
- No jak to gdzie? – wzruszyłem ramionami. – Na plaży!
- To najpierw pójdziemy zobaczyć zachód słońca, a potem poczekamy, aż zrobi się ciemno.
Wydawało się, że to świetny pomysł! Ale okazało się, że nie do końca i to aż z dwóch powodów. Pierwszy odkryliśmy od razu, gdy tylko poczuliśmy pod stopami nadmorski piasek. Otóż, plaża we Władysławowie skierowana jest na północny wschód, o czym żadne z nas nie pomyślało. Skutek był taki, że widok zachodu słońca, tonącego w morzu, został całkowicie przysłonięty przez przylądek Rozewie i widzieliśmy tylko jaskrawo pomarańczową łunę na niebie. I tyle było z romantycznego wieczoru.
Potem momentalnie zrobiło się zimno. To jednak był już sierpień i zaczynały się chłodne noce. Dopóki słońce przygrzewało – upał niesamowity. Ale gdy tylko zaszło – od razu chłód. Mieliśmy ze sobą lekkie kurtki, ale i tak od nóg zaczynało nas ziębić. I tu pojawił się drugi powód, dla którego pomysł dostał później bardzo niską ocenę. Niebo za nic nie chciało pociemnieć. Wciąż było jasne, bez żadnej gwiazdy. Jak tu zobaczyć Perseidy? Czekamy i czekamy, a ono dalej jasne i bezgwiezdne. Już zaczęliśmy kichać – a ono wciąż jasne.
- Wiesz o czym myślę? – spytała Koleżanka Małżonka.
- Wiem – odparłem. – o tym samym co ja. Czyli o gorącej herbacie z cytryną i miodem.
Nie ma co czekać na ciemności. Tak prędko nie przyjdą. Postanowiliśmy wrócić na kwaterę i napić się owej wymarzonej herbaty – z miodem i cytryną, a jakże. Gorący napój podgrzał nasze zwoje mózgowe i pojawił się inny plan.
Niedaleko naszej kwatery znajdowała się platforma obserwacyjna. To dość długi, drewniany pomost, od strony zatoki. Prowadzi przez dzikie zarośla i trzęsawiska, które są rezerwatem ptactwa. A że pomost długi i prowadzi niemal do samej zatoki, powinno być tam ciemno.
I było. Ciemno, cicho i spokojnie. I jest – pierwszy meteor śmignął nam przed oczami! I drugi!
I nagle przy naszych nogach rozległ się niesamowity jazgot, przyprawiając nas o zawał!
- Tichaj, Puszek, tichaj! – rozległ się głos z platformy.
To jakiś facet przyszedł z pieskiem, również podziwiać Perseidy. A że ciemno było, nikt z nas nie zauważył ani jego, ani białego pudelka. I pudelek pewnie również był zaskoczony, gdy się na nas napatoczył, i zareagował tak, jak zwykle reaguje pies, zwłaszcza tak mały.
W tym momencie mignął nam przed oczami kolejny meteor.
- Łoj, to było to? – spytał nieznajomy, ze wschodnim akcentem.
Potwierdziliśmy. Natychmiast wyciągnął telefon i półgłosem zaczął opowiadać komuś o niezwykłym zjawisku, zachęcając również tamtego, aby wyszedł na dwór i spojrzał w niebo. Choć starał się mówić cicho, aby nam nie przeszkadzać, stojąc dwa metry od niego i tak wszystko słyszeliśmy. Jego rozmówcą musiał być Polak, bo mówił dziwną mieszaniną języków, częściowo po polsku, częściowo… No właśnie, po jakiemu?
- Ukrainiec, czy Rosjanin? – zaczęliśmy się zastanawiać. – Przyjaciel czy wróg? Przytulić go, czy wywalić w to bagno? Pozdrowić, czy zawołać jakiegoś agenta kontrwywiadu?
W sumie, żal by było, bo gość sympatyczny...
A tymczasem on opowiadał swemu rozmówcy o pięknym zjawisku.
- Nu, to jakby taka petarda leciała – tłumaczył. – A tak bystro! Jakby zirka z nieba spadała!
- Ukrainiec – stwierdziłem z ulgą i schowałem miecz do pochwy rozluźniłem się.
- Skąd wiesz?
- Bo powiedział „zirka” – odparłem. – To znaczy gwiazda. A mój wujek miał kiedyś konia z Ukrainy, co miał białą gwiazdkę na czole i dlatego nazwali go Zirka.
A potem wolnym krokiem wróciliśmy sobie na kwaterę, po drodze spierając się o to, kto w myślach, na widok „spadających gwiazd”, wypowiedział bardziej odjechane życzenia. Chyba wygrałem ten konkurs...
Och jakze wspaniala historia! Nie mowiac ze wszystkiego po trochu , nie bede wyliczac ogromu poruszonych tematow.
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie spodobalo to przypadkowe powiazanie pomiedzy koniem a astronomia - nie mowiac iz Twa znajomosc ukrainskiego (a dokladniej zrobil to Zirek) uratowala chlopu zycie .
I żeby było jasne - "zirka" to JEDYNE słowo, jakie znam po ukraińsku. I właśnie dlatego ta historia jest tak niezwykła ;)
UsuńMnie też się w tym roku udało zobaczyć Perseidy. Trzy!!!! Z okna w kuchni na moim czwartym piętrze. Były tak jasne, że nawet swiatła miasta nie przeszkadzały. :) Tylko troche kierunek, bo akurat na stronę skąd leciały to mam szczytową ścianę bloku i musiałam sie wywieszac z tego okna i głowę zadzierać. Kark mnie potem bolał, ale było warto.
OdpowiedzUsuńO, ty my tamtego wieczoru naliczyliśmy kilkanaście! A potem zmarzliśmy i znowu na kwaterę, napić się herbaty ;)
Usuńmieszkam od względnego niedawna /na Halloween stuknie trzy lata/ w okolicy o dość korzystnych warunkach świetlnych do takich obserwacji, niestety ciągle bóg, czy też boginia Cuś sprawia, że do tej pory nie poobserwowywałem...
OdpowiedzUsuńza to słyszałem, że w Rosji funkcjonuje taki miejski mit, że w Polsce za gadanie publicznie po rosyjsku w mordę walą...
przy okazji naszło mnie pytanie, czy Rosjanie i Ukraińcy widzą meteory tak samo, jak Polacy, czy cyrylicą?...
p.jzns :)
Z moich obserwacji - bardzo niemiarodajnych, z powodu małej liczności próbki (szt.1) - Ukraińcy widzą je tak samo jak my. Co do Rosjan - nie wiem, ale u nich zawsze wszystko jest popieprzone, więc może być różnie. Pewnie u nich noc Perseidów wypada tydzień później.
UsuńCudna historyjka :-)
OdpowiedzUsuńW dodatku prawdziwa - a to daje +20 do cudności ;)
UsuńYour recount of the evening in Władysławowo captures both the anticipation and the unexpected challenges of stargazing. The contrast between the warmth of the day and the chill of the night, along with the struggle against city lights, makes for a vivid and relatable experience. Despite the setbacks, it sounds like a memorable adventure! I just published a new blog post. Check it out here: https://www.melodyjacob.com/2024/09/watcher-2022-thriller-movie-review.html. Would love to hear your thoughts! Feel free to share it if you find it useful.
OdpowiedzUsuńI will visit you, thanks for link. But could you please explain, why you wrote it in English?
UsuńNo niestety nie udało mi się nic obejrzeć bowiem w mocno niedoświetlonym (zdaniem kierowców) Berlinie było zdecydowanie zbyt jasno a wieczorny wypad na peryferie miasta odpada- nikt przy zdrowych zmysłach nie robi tego jeśli nie musi - ostatnio wiele miejsc zalicza się do mało bezpiecznych, bo sprowadzana uparcie tzw. "siła robocza" szuka rozrywki i pieniędzy w bardzo specyficzny sposób.
OdpowiedzUsuńSłyszałem o coraz częstszych przypadkach napadów w Niemczech. Pracuję w firmie, w której regularnie spotykam się z Niemcami. Strasznie na to narzekali.
UsuńTrochę miałeś zbyt podświetlone miejsce, jak na obserwacje nocnego nieba, ale z drugiej strony, przy irlandzkim niebie zachmurzonym, to i tak jest to luksus. Najładniejsze perseidy widziałem na Pogórzu Izerskim i trochę żałuje, że mnie nie natchnęło, by się pokusić o wyprawę do Izerskiego Parku Ciemnego Nieba, ale to chyba najlepiej by było dużo wcześniej zarezerwować noclegi gdzieś w Stacji Orle.
OdpowiedzUsuńDobrze, że wstrzymałeś się z użyciem miecza :-)
Tak naprawdę, to zwyczajnie strach mnie obleciał. Ich przecież było dwóch. Nie zapominaj o pudelku!
UsuńNo nie, nawet koń z Ukrainy, jak to każde wspomnienie w życiu może się przydać!
OdpowiedzUsuńjotka
I w dodatku konik był tak łagodny i spokojny... I lubił mnie! Zwłaszcza, jeśli miałem przy sobie jabłka...
UsuńWhat a delightful and unexpected evening! From missing the sunset to finding a perfect spot for Perseids viewing, your story captures both the frustrations and joys of stargazing. It’s amazing how even a minor mishap, like a surprised dog, can add a touch of humor to a memorable experience. Plus, the connection between "zirka" and the horse’s starry mark is such a poetic touch!
OdpowiedzUsuńI just published a new blog post. Check it out here: https://www.melodyjacob.com/2024/09/9-ways-to-get-rid-of-dry-skin.html. Would love to hear your thoughts! Feel free to share it if you find it useful.
OK, I see. You're an AI boot.
UsuńW tę noc i moja ferajna wybrała się na plażę podziwiać. I… nie zostali nagrodzeni, bo było takie zachmurzenie, że postali, pomarzli i poszli. Nit od 26 lipca nad morzem wieczorem udajemy chojraków, ale w plecaku mamy polar i ciepłe skarpety w porywach do czapki. Piszę to ja, zmarzluch i mieszkaniec nadmorza😂
OdpowiedzUsuńA mieszkaniec nadmorza może być zmarzluchem? Przecież u Was chłód, przenikający do kości, to norma! Jak mawiała stara Pawlakowa: "Był czas przywyknąć przecie!".
UsuńWidzisz, ja nie urodziłam się nad morzem. Ted, który urodził się na wyspie odczuwa temperaturę zupełnie inaczej niż ja. Dla niego jest lekki wietrzyk, mnie przewierca na wylot. Takia genetyczna mutacja😂
Usuńjak zaczynałem 12 lat temu mieszkać w nowym wiejskim miejscu to obserwacja nieba była przyjemnością. Wszędzie idealnie ciemno i widoczność była fantastyczna. Teraz rozbudowała się Wieliczka, a niedaleka strefa ekonomiczna w Niepołomicach tak wiele daje światła, że oglądanie nieba jest trudne. Dodatkowo znajdujemy się na ścieżce podejścia do lotniska Balice. Stąd czasem to co przyjmujemy jak mknącą asteroidę jest tylko samolotem powracającym z wczasowiczami z egipskiej Hurghady
OdpowiedzUsuńNo, fakt, trzeba zbudować nowy dom, w innym miejscu. Koniecznie z wysoką wieżą, gdzie można umieścić obserwatorium.
UsuńSwoją drogą, jak można pomylić asteroidę z samolotem? Samolot rejsowy zawsze jest oświetlony: lewe skrzydło czerwone, prawe zielone, z tyłu białe, migające.
Nie takie rzeczy już w życiu pomyliłem
UsuńPięknie napisane, Władysławowo to moje miejsce dzieciństwa :D
OdpowiedzUsuń