Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


czwartek, 29 sierpnia 2024

Był problem - nie ma problemu!

      Od kiedy moi chłopcy odrzucili szkolne tornistry, przestałem zauważać takie rzeczy, jak początek i koniec roku szkolnego. Teraz też bym tego nie zauważył, gdyby nie gorąca dyskusja o nauczaniu religii w szkole. Dyskusje tę sprowokowała pani minister (przepraszam, ale za stary jestem, żeby nagle przełączyć się na feminatywy) Barbara Nowacka. Nie mylić z Barbarą Nowak, bo ich poglądy w zakresie nauki religii raczej się nie pokrywają. Pierwsza najchętniej wyrzuciłaby religię ze szkół, druga zrobiłaby to samo z wszystkimi pozostałymi przedmiotami, oprócz religii.

     Powstała zadziwiająca sytuacja. Z jednej strony, biskupi bronią tej religii w szkołach, jakby od tego zależała ich egzystencja. Ostatnio wystosowali nawet zabawny apel do rodzin wiernych, w którym twierdzą, że „edukacja religijna pomaga formować sumienia, charaktery i postawy młodych ludzi. Kształtuje postawy społeczne, uczy miłości bliźniego, wrażliwości, otwartości, empatii i współpracy”. 

     Pomijam tu już oczywistą sprzeczność, w jaki niby sposób ów zamknięty i hermetyczny Kościół, potępiający każdą inność i wykluczający wszystkich, nie pasujących do jakiegoś średniowiecznego wzorca, miałby kogokolwiek nauczyć otwartości i empatii, skoro sam tego nie potrafi. To temat na inną notkę. Mnie nurtuje coś innego.

     Otóż, ci sami biskupi bezustannie narzekają na spadek powołań kapłańskich. Zamykają kolejne seminaria i szczerze – tu akurat nie mam wątpliwości – boleją nad faktem, że tak mało przybywa młodych księży. Mają już braki kadrowe, pojawiają się kłopoty z obsadzeniem parafii. Narzekają, że księży jest za mało, aby mogli oni wypełniać swoje obowiązki.

     I tu dokonuje się cud: zwolnienie księży z części obowiązków, dotyczących nauki religii! Nagle klerycy mają więcej czasu na pełnienie innych obowiązków, nagle mogą zająć się pracą w parafiach, nagle stało się, jakby ich zwyczajnie przybyło! Przecież na miejscu episkopatu czym prędzej wysłałbym do pani minister pismo z podziękowaniami za błyskotliwe rozwiązanie nurtującego ich problemu. A oni narzekają… Zabij, nie pojmę.

     Gdyby od liczby księży-katechetów zależała na przykład liczba uczniów, uczęszczających na lekcje religii, to jeszcze mógłbym to zrozumieć. Ale tutaj relacja jest odwrotna – katechetów potrzeba akurat tylu, aby dali radę obsłużyć daną liczbę uczniów, dodajmy, wciąż malejącą. Zatem, katechetów potrzeba coraz mniej. Skoro tylu ich staje się niepotrzebnych, to powinni oni zwolnić etaty. Jako pierwsi, oczywiście, duchowni, bo przecież mają od groma innej pracy – tak przynajmniej twierdzą biskupi. Świeccy natomiast mogą się stopniowo przekwalifikować i zastąpić tych nauczycieli, których brakuje.

     Czyli co? Idealne rozwiązanie problemu! Więc, o co chodzi?

     Bo nigdy nie uwierzę, że tym prawie świętym panom, w ociekających złotem (ale jednocześnie skromnych) szatach, chodzić może o coś tak przyziemnego, jak pensje dla księży, z budżetu MEN. Na pewno nie. No, co wy?...


13 komentarzy:

  1. No właśnie, większość z nas się dziwi, a oni pisma ślą i oburzenie sięga TK.
    Swego czasu nikt nie ubolewał nad likwidacją nauki rosyjskiego w szkołach, a wielu nauczycieli musiało się przekwalifikować.
    W kościołach jest tyle nieużywanych pomieszczeń, że spokojnie można naukę religii zorganizować i na ćwiczenia praktyczne blisko!
    Księża uwolnieni od katechezy będą mieli wreszcie wolne terminy na pogrzeby!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, więc z czym problem? Duma panom biskupom nie pozwala? No, bo to jednak, jakby nie patrzeć, baba zarządziła.

      Usuń
  2. dla mnie zwrot '"edukacja religijna" jest już pewnym oxymoronem, bo edukacja dotyczy realu, czy czegoś doń bliskiego, natomiast religie polegają na tworzeniu iluzji, czy ze swego założenia pewnych fikcji... chociaż jakby tak spróbować to naciągnąć, edukację religijną można rozumieć jak naukę technik tworzenia sobie różnych iluzji, a w bardziej zaawansowanej formie osiągania odmiennych stanów świadomości... tego jest mnóstwo akurat, do wyboru, do koloru, są techniki endogenne, albo egzogenne, długo by o tym opowiadać... chyba jedną z najprostszych takich technik jest wprowadzanie do organizmu elementu baśniowego do nabycia w większości sklepów spożywczych, wpieraną zresztą przez państwo, które to jednocześnie okłamuje obywateli twierdząc, że z tą techniką walczy...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, jak możesz tak mówić? Edukacja religijna to podstawa! Wszystko inne - opcjonalne, a najlepiej, żeby w ogóle tego nie było. Przecież nie od dziś wiadomo, że jak ktoś za dużo wie, to się zastanawia, a myślenie odciąga od Boga. Talibowie doskonale o tym wiedzą i uczą tylko jednego przedmiotu.

      Usuń
  3. Religia powinna być wykładana w salach kościelnych a nie w szkołach. A umieszczanie jej w szkołach jest dla mnie takim samym zgrzytem jak prowadzenie lekcji WF na szkolnym korytarzu, lekcji geografii bez mapy i lekcji chemii gdy omawiane są doświadczenia nie w pracowni chemicznej a w klasie. Tutaj to ja się w ogóle nie mogę połapać w kwestii różnych ferii i wakacji ale i tak jakimś cudem wiem, że starszy wnuk teraz idzie już do ostatniej klasy i w maju matura. Tu jest od groma i trochę różnych ferii - jesienne, wiosenne i okołoświąteczne. Na dodatek każdy Land ma owe przerwy w nauce w innym terminie. Serdeczności;
    anabell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesadzasz. Przecież jak taki uczeń najpierw na religii dowie się o stworzeniu świata, a potem na fizyce o Wielkim Wybuchu i formowaniu się wszechświata, to mu tylko na dobre wyjdzie. Od dziecka będzie wiedział, że "istnieje prawda czasu i prawda ekranu" - i nic nie będzie go w stanie zdziwić, ani zaskoczyć ;)

      Usuń
    2. Chcę tylko zauważyć, że do szkoły uczęszczają dzieci z rodzin o różnych światopoglądach i jeśli jest kilka klas równoległych to nie zawsze udaje się zrobić religię na pierwszej lub ostatniej lekcji. Np. moja córka była z wybitnie urodzajnego rocznika i było 5 klas równoległych .
      anabell

      Usuń
    3. I to jest właśnie karygodne. Jak można było pozwolić na powstanie różnych światopoglądów, skoro przecież wiadomo, że tylko jeden jest jedynie słuszny! Religia powinna być obowiązkowa - a te wszystkie matematyki, fizyki i inne chemie tylko odciągają umysł dziecka od Boga! A już najgorszy ten angielski i - woła o pomstę do Nieba - niemiecki! Dzieci potem się nasłuchają obcych ideologicznie treści i ich umysły wypaczają się na resztę życia. Niech się nauczą, że o życiu decyduje biskup - bo to jest dobre, sprawiedliwe, słuszne i zbawienne. I już!

      Usuń
    4. No właśnie - i właśnie z racji owej słuszności masa ludzi wyemigrowala- widocznie nie każdy chce być zbawiony. Dziwne- prawda?
      anabell

      Usuń
    5. No to jest właśnie to, czego panowie w złotych sukniach nie potrafią zrozumieć. Naród powinien przecież łykać bez popitki wszystko, co oni mówią. Ba, powinien przy tym piać z zachwytu! A on nie chce...

      Usuń
  4. Oczywiście, że chodzi o pensje i inne zusy. Jak religia będzie na salce katechetycznej to będzie kosciół musiał za to płacić.
    A teraz jeszcze dorzucę Ci bombę : nie ma kto uczyć religii. Oferty dla katechetów czekają w kuratoriach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak w ogóle możesz tak mówić? Jak możesz posądzać naszych świętych panów w złocie i purpurze o tak niskie pobudki? Jeszcze jedno takie słowo, a jak mi Bóg miły, bana dostaniesz! ;)

      Usuń
  5. Nie przemawia do mnie argumentacja, że religii trzeba "nauczać"! Nauczać nakazując wierzyć. Właśnie owo "nauczanie" od wiary odstrasza.

    OdpowiedzUsuń