Moje plany na weekend na razie zostały przesunięte na czas nieokreślony. Miałem jechać na działkę, porobić co-nieco, zabrać się za naprawę altanki, może nawet ławki. Ale Pogoda spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami i pogroziła palcem.
- Tylko spróbuj! – mruknęła złowrogo. – A załatwię ci takie zapalenie płuc, jakiego jeszcze nie miałeś!
Nie dyskutowałem z nią, bo nie chciałem przedłużać tej chwili. Jej towarzystwo bowiem wcale nie było miłe. Żeby jeszcze była ładna, to może wyciągnąłbym tam gdzieś z lamusa zmurszałe resztki mojego powabu i wdał się w rozmowę, podszytą ledwo dostrzegalnym cieniem flirtu. Ale wyglądała okropnie. Zimna, pochmurna, mokra – ale nie w tym sensie – i przenikająca zimnym podmuchem niemal do kości. I jeszcze te groźnie zmarszczone brwi miała wyskubane i odrysowane od szklanki. I jeszcze była wydziarana i miała kolczyk w nosie. I naszpikowana botoksem. I jeszcze ta fryzura taka nietwarzowa! I w ogóle, łokropne babsko z niej było! I jeszcze mówiła „dwajścia”…
W drodze z pracy tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że na rozrywki na świeżym powietrzu raczej liczyć nie można. Jechałem rowerem i - co tu mówić - trochę zmarzłem. Wprawdzie całą drogę wsłuchiwałem się w melodyjnie pienie wiosennych ptaszków, dopóki nie zrozumiałem, że to nie ptaszki, tylko rower mi tak piszczy. Nie wiem, co konkretnie. Wysmarowałem tam już towotem wszystko, czego zdołałem dosięgnąć - a ten wciąż uparcie śpiewa.
Dlatego plany postanowiłem nieco zmienić. Uznałem, że najlepszym wyjściem będzie porządek w nalewkach. Słoje, zalegające moją mikroskopijną kuchnię czas wyprowadzić! Trzeba porozlewać całe to towarzystwo do butelek, opatrzyć etykietkami i wynieść do piwnicy. Nie znaczy to jednak, że wszystkie słoje mają zniknąć aż do tegorocznych plonów. Kilka się przyda, bo przecież nie wszystkie nalewki wymagają świeżych owoców.
Można sporządzić pyszny koniak… Oczywiście, nie prawdziwy, tylko nalewkę, która go udaje. Ale robi to tak znakomicie, że może ona z powodzeniem konkurować z najlepszymi winiakami na świecie! Konkurować, nie powiedziałem, że wygrać… W dodatku jest prosta, łatwa i stosunkowo szybka.
Można sporządzić krupnik, chociaż z tym jest już znacznie więcej roboty. Ale warto! Tradycyjny, miodowo-korzenny likwor, rodem z Polski i Litwy, balsam dla ciała i duszy, zwłaszcza na chłodne i słotne dni. Takie jak, na przykład, dziś.
Nigdy wprawdzie tego nie robiłem, ale może czas spróbować sporządzić ziołową benedyktynkę. To też klasyk, godny posiadania w piwniczce. Mam gdzieś tam, w swoich szpargałach przepis i to chyba nawet ten oryginalny, sporządzony przez mnichów. Wprawdzie miary tam nieco starodawne, ale co, że ja nie dam rady? Potrzymaj mi piwo!
I coś, co kusi mnie już od dłuższego czasu: likier Triple Sec. Tylko nie mam dobrego przepisu, bo wszystkie, które znalazłem, wzajemnie się wykluczają. Niektóre naprawdę trudne. Najbardziej odjechany polegał na tym, że pomarańcze podwieszało się nad parującym spirytusem i zbierało się skropliny, ale tego chyba nie dam rady zastosować. Mogę zrobić to na sposób tradycyjny, tylko jest tam coś, co mi nie pozwala. Otóż, sumienie! Bo widzicie, do jego sporządzenia trzeba zużyć całkiem sporo pomarańczy, ale tylko ich skórek. Reszta by się zmarnowała, bo nikt nie jest w stanie zjeść takiej ilości owoców. Czyli musiałbym użyć ich jak jaskiniowiec z filmu „Rrrrr”, konkretnie Adam*, który w jednej ze scen starannie obiera pomarańczę, po czym zjada skórki, a resztę wyrzuca.
Pewnie skończy się jednak jak zwykle – na starannym, sumiennym i bardzo, ale to bardzo męczącym leniuchowaniu!
-------------
*W tym filmie wszyscy mężczyźni mają na imię Adam, a kobiety Ewa, więc pewnie ta informacja nie na wiele się zda
Dogadaj się z sąsiadami, oni jedzą miąższ, Tobie oddają skórki. :)
OdpowiedzUsuńU mnie dwa stopnie, co chwilę przelatuje grad. Ale ogólnie mi sie podoba ta pogoda, robię codziennie 10tys kroków po lesie, takie wyzwanie sobie postawiłam. :) I tam naprawde wszystko śpiewa :)
Wszystko? Rowery też?
UsuńOch, ale smaka mi narobiłeś, a tu barek pusty!
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że takim nalewkowym specjalistą jesteś:-) Dziś dwa razy zmokłam, to i trunek by się przydał...
Tak na szybko to się nie da. Żeby nalewka nabrała smaku, większość z nich musi leżakować kilka lat. Ale zawsze można sobie zrobić drinka, albo otworzyć wino :)
UsuńNo aż nie mogę odżałować, że mieszkasz jednak daleko ode mnie- nie ma takiej ilości pomarańczy, której bym nie dała rady zjeść. U mnie jest też nieciekawie pogodowo, o czym przed chwilą zaczęłam pisać - to zapewne kwiecień się zreflektował,że nie wypada być majem. Serdeczności;)
OdpowiedzUsuńanabell
Na pewno maj powiedział mu kilka słów do słuchu ;)
UsuńMuszę skontaktować się w sprawie tych wychwalanych nalewek. Póki co z prośbą o przepis, bo o degustację- nie śmiem prosić😉
OdpowiedzUsuńLeniuchowanie też potrzebne drogi Przyjacielu😃
Przepis? Proszę bardzo, nie robię z tego tajemnicy. A która naleweczka Cię interesuje?
UsuńNapiszę w e-mailu 😊
Usuńtakie podejście do narkotyków, szczególnie do tego jednego, na którego punkcie większość Polski ma świra. akurat mi się podoba... pić trza umić i wbrew życzeniowej teorii pewnego znanego mi marychofoba są ludzie, którzy jednak umią, mimo że w polskich uwarunkowaniach społecznych to nie musi być wcale takie łatwe...
OdpowiedzUsuńp.jzns:)
Powiadam Ci, zaprawdę i azaliż, że kiedy jakaś naleweczka podejdzie, to niełatwo zachować umiar! Na szczęście wbudowany mam pewnego rodzaju bezpiecznik - rzadko kiedy smakują mi trzy takie same drinki z rzędu.
Usuńto jest logiczne, bo pierwsza porcja alkoholu upośledza zmysł smaku i węchu na jakiś czas... dlatego szkoda marnować zacnego materiału na kolejne działki... jeśli chcemy wypić więcej, niż jeden drink, to kolejny nie musi być już zbyt wyrafinowany smakowo, bo i tak tego nie poczujemy...
UsuńPomimo iz jestem niealkoholowa (chociaz istnieja takie trunki ktore lizne w ilosci naparstkowej raz do roku) to wiem ze Triple Sec mozna kupic w sklepie alkoholowym. Zreszta w kazdym istnieje taki wybor trunkow ze tylko od samego ogladania mozna dostac zawrotu glowy :)
OdpowiedzUsuńGdy jestem w takim, zawsze tylko jako osoba towarzyszaca, to wiesz czym sie zajmuje? - ogladaniem butelek bo sa o tak przeroznych ksztaltach i kolorach, z pieknymi nalepkami. Przy okazji podziwiam kunszt tych co je wyrabiaja.
Pewnie, że można - ale jaka satysfakcja, gdy uda się zrobić samemu!
UsuńPlany, plany..., a później trochę chłodu i naleweczka tuż obok.
OdpowiedzUsuńZ planów i tak nic nie wyszło, bo goście się zwalili :) Ale nalewka była!
UsuńU mnie też bywa ta Pogoda. Nie wiem czy to ta sama wredna baba czy jej siostra jakaś, ale jak mi sypnęła gradem z rękawa w bzik, co to dopiero zakwitł, to się biedny skulił i chciał do ziemi. Młody jest jeszcze i niedoświadczony to nie wie jak się bronić...
OdpowiedzUsuńA najgorzej jak się takie babska kłócą. Stoją po obu stronach ulicy i rzucają wyzwiskami. I n.p. taka Żukowa Mama chce przemknąć pomiędzy; i skręci sobie nogę. Na prostej drodze.
Ale za to ma pretekst by nie wychodzić z domu. Jedzenie zamówiła w sklepie na kółkach. Nie zapomniała też o winie. Psiuń ma ogródek, gdyby co...
O winie zapomnieć nie wolno - za to jest kara! ;)
UsuńU mnie dzisiaj rano trawniki w parku były białe, jak w grudniu. Nalewki by się przydały, tyle tylko, że są na liście tego, co zakazane, więc zostaje mi rumianek i leniuchowanie😂
OdpowiedzUsuńNalewka rumiankowa też mogłaby być ciekawa. Muszę o tym pomyśleć. I zawsze, gdyby ktoś pytał, to ja tylko zażywam lekarstwo.
UsuńJa również nie dyskutuję z pogodą, gdzie jak gdzie, ale w Irlandii ludzie się do niej dostosowują z pokorą, a kto się nie stosuje, sam sobie jest winien. Podobnie jak Tobie, w sukurs przychodzi mi wtedy hobby (wobec niekorzystnych warunków atmosferycznych nie może być to łażenie po górach, więc coś tam sobie wtedy piszę). Nawet gdybym był amatorem trunków, nie sięgnąłbym jednak po przygotowywanie nalewek z powodu mojej psychiki - czułbym duży dyskomfort, gdybym musiał czekać kilka lat na efekt, nie mogąc nic w międzyczasie zrobić, a to właśnie się dzieje z nalewkami. Zalewasz i przepadło, przez rok albo i dłużej nie masz wpływu na rezultat. Frustrowałoby mnie to.
OdpowiedzUsuńPrąd w przewodniku też płynie bardzo wolno - a jednak lampa zaświeca się zaraz po naciśnięciu kontaktu! Bo nie musisz czekać, aż dopłyną do niej elektrony z ogniwa - prędzej dopływają te, które są już w przewodniku.
UsuńInnymi słowy, nalewkę odstawia się wprawdzie na 2-3 lata, ale przecież zawsze pod ręką są już te, które sporządziło się 2-3 lata temu!
Grunt, to zacząć, a potem nie przerywać łańcucha dostaw.
Fajnie, że wróciłeś! Pogoda faktycznie nie zachęca, ale ma być lepiej ;) Tymczasem niestety wymarzły magnolie (to widzę gołym okiem).
OdpowiedzUsuńCzy podzielisz się przepisem na tę "koniakową"?
:D
Coś logowanie szwankuje... :-(
UsuńProszę bardzo, jest bardzo prosta. Dodatkową zaletą jest, że można ją zrobić bardzo szybko (w porównaniu do np. wiśniówki).
Usuń2 litry wódki i 14 dag suszonych śliwek. Zalać śliwki wódką, zakręcić słój, odstawić na miesiąc, co jakiś czas wstrząsać. Po miesiącu wyrzucić śliwki i pozostawić do sklarowania. Nalewka klaruje bardzo szybko. Po mniej więcej miesiącu rozlać do butelek i dać w chłodne miejsce, żeby dojrzała. Już po roku smakuje jak koniak, a po dwóch - trzech...
Z egzotycznych nalewek próbowałem ostatnio tę którą zrobiłem z owoców mirtu. Suszone owoce zwiozły dzieci z Sardynii wraz z tradycyjnym przepisem. Zrobiłem i odczekałem, a wiadomo że czekanie jest zawsze najtrudniejsze. Okazuje się że w te deszczowe dni świetnie rozgrzewa. Pomaga też przy przemianie materii, czyli same plusy. Przy okazji dziękuję za zainteresowanie moim zdrowiem. Wszystko ze mną w porządku. Żyję jak gołąb, bowiem emeryci są jak gołębie, srają na wszystko. Czego oczywiście i Tobie życzę
OdpowiedzUsuńMiło znów gościć :) Cóż, życie na sposób gołębi nie pociąga mnie o tyle, że wzorowanie się na tym stworzeniu uważałbym za ujmę - do tego stopnia ich nie znoszę.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńNajbardziej lubiłam zalewanie kukułek. Kilogram kukułek zalać 1 litrem przegotowanej gorącej wody. Postawić na parę dni w widocznym miejscu, aby nie zapominać co jakiś czas wstrząsać. Gdy już kukułki całkowicie rozpuszczą się i nie będzie najmniejszych grudek cukierków, połączyć kukułkowy płyn z 1 litrem spirytusu, albo 1 litrem czystej wódki. Pyszne są obie wersje. Różnią się tylko procentami. Napój jest tak smaczny, że trzeba schować przed dziećmi. Przed każdym użyciem wstrząsnąć.
Pozdrawiam serdecznie.
Mój Latający Potworze Spaghetii, co za profanacja! Wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią!
UsuńI jeszcze nazywają to nalewką!
A mówiąc poważnie - di gustibus non dispotandum est - czy jakoś tak :)
Wprwadzie mamy nieco inne zajęcia, ale widzę, że ty też nie możesz usiedzieć, kiedy masz wolny weekend :)
OdpowiedzUsuńNie umiem niestety robić likierów, ani nalewek, ale co do roweru ostatnio też mi piszczał przy hamowaniu i musiałam wymienić tarcze hamulcowe.
Pozdrowienia :)