Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


piątek, 10 lutego 2023

Nerwowy weekend

     A miało być tak pięknie! Wywiady miały być…

     Na zeszły weekend cieszyłem się podwójnie. No bo nie tylko nie trzeba będzie rano zwlekać się z barłogu. ale jeszcze będziemy mieli gościa. Najmilszego gościa pod słońcem! Pierworodnego wypchnięto na zaległy urlop i postanowił w piątek przyjechać do rodzinnego domu, na cały weekend. Dopiero w piątek, no bo taka kolej rzeczy, że na pierwszym miejscu w życiu mężczyzny jest dziewczyna, a dopiero potem starzy, schorowani i pochyleni nad grobem rodzice. Ech, jeszcze jej nie znam, a już małpy nie lubię.

     Dość, że przyjechał, a jakby tego było mało, tego samego dnia, po rozmowie telefonicznej z Drugorodnym, ten też wyraził chęć przyjazdu, tyle że dopiero w sobotę.

     Byłem wniebowzięty! Zagramy sobie w remika i jakąś planszówkę, pooglądamy razem jakieś śmieszne programy, wypijemy sobie szampana z truskawkami. No i najważniejsze: będziemy razem!

     Wprawdzie zapewne po ich odjeździe dopadną mnie demony, ale już wiem, jak z nimi walczyć. Niestraszne mi już. Mogą mi skoczyć tam, gdzie pan może pana majstra! Niech tylko się pokażą, zaraz dostaną bęcki!

     Plany spełniły się połowicznie. 

     W sobotę naprawdę wszyscy razem zasiedliśmy do stołu i zjedliśmy pyszny obiad. Otworzyliśmy sobie winko, puściliśmy sobie ulubioną muzyczkę, a wieczorem przygotowaliśmy nasz odwieczny rytuał – czyli kilka partii remika. Czy mogło być lepiej?

     Po pierwszym winku otworzyliśmy sobie drugie. Popijaliśmy je w trójkę, bo Drugorodny, trochę przeziębiony, nafaszerował się rano lekami i nie chciał mieszać ich z alkoholem. Niemniej późnym wieczorem, gdy Koleżanka Małżonka zaproponowała szampana z truskawkami, uznał że leki „już się rozeszły” i może sobie pozwolić na ten pyszny napitek.

     Nie zdążyłem nawet sięgnąć po butelkę, gdy zadzwonił telefon Pierworodnego. Gdy tylko go odebrał, zbladł.

     - Co się stało!? – spytał drżącym głosem.

     Wszyscy przerwaliśmy grę i z niepokojem spojrzeliśmy na niego. Był wyraźnie zdenerwowany. Posłuchał chwilę tego charakterystycznego bzyczenia, po czym nieoczekiwanie zwrócił się do brata,

     - Możesz prowadzić?

     - Pewnie – Drugorodny często sprawiał wrażenie, że urodził się za kierownicą.

     - Zaraz będziemy! – zapewnił kogoś, z kim rozmawiał i się rozłączył.

     Okazało się, że „Przyczepka” miała wypadek. Przypominam, że wtedy była paskudna pogoda – opady, gołoledź, na drogach ślisko. Wracała z dwiema koleżankami samochodem z wyjazdu służbowego i jakieś sto kilometrów od miasta, wpadły w poślizg i rozbiły samochód.

     - Nikomu nic się nie stało – zapewniła.

     Ale jechać dalej nie było czym. Właścicielka samochodu miała transport zapewniony lawetą, na którą załadowano jej rozbity samochód. A co z dwiema pozostałymi? Na trasie ekspresowej trudno złapać autobus. Tam przecież nawet nie wolno stanąć na poboczu! A pogoda coraz gorsza – wieje, zimno, zaczyna padać śnieg. Ambulans, który zjawił się na miejscu, zgodził się podwieźć je do najbliższej stacji benzynowej, ale nie mogły liczyć na więcej, bo medycy musieli być dyspozycyjni, w razie nagłego wypadku. Tam więc musiały zaczekać na ratunek.

     W biegu rzuciłem chłopcom kluczyki* do mojego samochodu. Ubrali się w ekspresowym tempie i tyle ich widzieliśmy. Żeby oni za młodu do szkoły się tak chętnie wybierali! I znów, zamiast szczęśliwego weekendu w rodzinnym gronie – nerwy. Czy dojadą? Czy nic im się nie stanie? Warunki na drogach nieciekawe, co zrobimy, jeśli i oni wypadną z trasy?

     Minęła godzina i parę minut. Telefon: są już na stacji i pakują dziewczyny do wozu. Teraz trzeba je odwieźć do Wrocławia. Półtorej godziny później drugi telefon: są na miejscu i gdy tylko je wypakują, wracają.

     Było już po drugiej, gdy wreszcie się zjawili. Pierworodny już spokojny, ale widać, że nerwy dopiero mu puściły. Drugorodny natomiast zwyczajnie zmęczony i śpiący.

     Mimo to, obaj stwierdzili, że tego szampana wypijemy, choćby nie wiem co! Tyle, że już bez truskawek.

     Rozlałem musujący płyn. Wznieśliśmy toast za szczęśliwe zakończenie niespodziewanego wydarzenia. Potem syn zdał nam szczegółową relację. Tylko Drugorodny, uwalony na kanapie, nie odzywał się ani słowem. Upiwszy bowiem trunek do połowy, zasnął trzymając kielich niby Statua Wolności pochodnię.

     Ale ani kropli nie upuścił.

_______________

*Tak naprawdę, to kartę, bo mój samochód kluczyków nie posiada.


15 komentarzy:

  1. Dobrze, że wszystko się szczęsliwie skończyło. To najważniejsze.
    No i to, że nie uronił ani kropli. ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to zwykle mawiam w takim momencie - spora cząstka złej karmy się wypaliła, więc może być tylko lepiej.

      Usuń
  2. "Zapomniał wół jak cielęciem był" -zapewne gdy byłeś w wieku swego syna też rodzice byli na drugim lub nawet trzecim planie. Zima to wredna pora roku na samochodowe przejażdżki (niezależnie od ich celu).A tak na marginesie - zamiast tęsknić za dorosłymi synami zacznij sobie przypominać jak kiedyś sam byłeś półprzytomny z powodu miłości do tej pani, która nadal z Tobą jest i spróbuj przywołać nieco czaru z tamtego okresu- dobrze Ci to zrobi i demony tęsknoty przestaną Cię dręczyć. Serdeczności posyłam- anabell.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, matka do mnie pisała: "Czy ja jeszcze mam syna, czy już nie mam?". Ja oczywiście nie mam mu tego za złe i nigdy mu tego nie powiem, ale Wam mogę powiedzieć: tęsknię za nimi.
      A z tą Panią to się jakoś nie możemy zgrać. Ona musi obejrzeć wszystkie kryminały do końca - a kończą się wtedy, gdy ja już śpię. Bo ja nie umiem tak po prostu nie spać, jak ona.

      Usuń
  3. Nitagerze drogi!
    Taka kolej-nas Rodziców, na czekanie.
    My właśnie dziś mam odwiedziny Dzieci z okazji mężowskich urodzin😊
    Serdeczności dla Was🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To złóż Mężowi również życzenia ode mnie :) I świętuj to spotkanie - bo wiem, jak bardzo jest wyczekiwane i wytęsknione. Tak, teraz już wiem.

      Usuń
  4. Dopoki nie skonczylo sie na stratach zdrowia to dobrze! My mamy podobnie - odwiedziny dzieci to swieto.
    I jak Wy gramy w remika - to jest nieodzownym rytualym i pilnie przestrzeganym, wizyty nie moga sie obejsc bez tego jako ze kazdy z nas lubi. Przegryzamy czastkami serow, owocami a jakie cudne rozmowy sie przy tym tocza, czesto glupie a jakos pasujace do atmosfery i pozniej niezapomniane. Co ciekawe ziec sie tak wciagnal ze najczesciej on jestym tylko polujacym by przylapac innych na bezrobstwie i przygotowac stol do gry. On prawie nigdy nie wygrywa ale to go nie odstrasza bo samo wydarzenie go zadowala.
    Takie spotkania sa fajne i dobrze ze miales chociaz kosztowalo nerwow tez.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogratulować zięcia :) My "Przyczepkę" też nauczyliśmy w to grać. A najlepsze, że Pierworodny - wielki fan planszówek - przywiózł ze sobą aż cztery - i w żadną nie zdążyliśmy zagrać.

      Usuń
  5. ale zauważ, że Pierworodny wrócił, a mógł zostać żeby odstresować swoją foczkę i szczerze mówiąc /moim skromnym zdaniem/ byłby usprawiedliwiony...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście zostawił u nas klucze do mieszkania. Inaczej pewnie tak by się stało, jak mówisz ;)

      Usuń
  6. Nitager, czym tu się denerwować, akcja ratunkowa przeprowadzona wzorowo: rozbitkowie, czy też rozbitczynie zaopiekowane w bezpiecznym miejscu mogą żłopać kawę i zażerać się hot-dogami, a dzielna kompania braci na białym rumaku otwieranym na kartę
    (jaki kluczyk, taki rumak) mknie z odsieczą i szczęśliwie doprowadza je do domu. Może nawet drugorodny dostał od tej wolnej uratowanej numer telefonu lub maila, kto wie...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie o akcję chodzi, tylko o nasze nerwy. Warunki na drodze były jakie były. Przecież skoro na "esce" samochód, jadąc 60 km/h rozbił się o barierki, to wyobraź sobie, jak wyglądały drogi podrzędniejsze.
      A co do numeru telefonu - druga koleżanka okazała się tak straszną gadułą, że Młody w życiu nie ryzykowałby z nią rozmowy przez telefon. Jak sam twierdził, musiał się wyłączyć, bo nie dało się prowadzić.

      Usuń
  7. A i tak zazdraszczam okrutnie.... Do Niderlandów nie wpada się na długi wekend. Ani z Polski ani z Anglii. A o różnych zdarzeniach nieprzyjemnych mówi się mamie grupo po fakcie (bo po co ją denerwować na zapas)... Ale ja mam tak już od lat. Można się przyzwyczaić. Są jednak chwile....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, mamy w Niderlandach rodzinę i już piąty rok się do nich wybieramy w odwiedziny. Raczej w tym życiu się nie uda.

      Usuń