Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 14 lutego 2023

O wspomnieniach ze spotkania, na którym nie byłem

    Tak się złożyło, że wieczorem, gdy po wieczornej przebieżce wziąłem prysznic i ubrałem się w „strój wieczorowy”, zadzwoniła do mnie pewna bliska osoba z prośbą. Otóż, inna nasza wspólna bliska osoba źle się poczuła i trzeba było odwieźć ją do szpitala na zastrzyk. Oczywiście, nie odmawia się w takiej sytuacji, a ja wręcz poczułem się dumny, że mogę być użyteczny. Piszę o tym w zasadzie tylko po to żeby się usprawiedliwić, że znów musiałem odłożyć Skyrim na później.

     W szpitalnej przychodni kolejna niespodzianka – dyżur ma moja znajoma lekarka, koleżanka z klasy. Od razu na mnie wsiadła, że nie byłem na spotkaniu klasowym. Fakt, nie byłem, bo nie wiedziałem o nim. Tak to jest, gdy nie ma się konta na Facebooku…

     Podesłała mi więc kilka zdjęć.

     Po tym zastrzyku trzeba było jakieś pół godziny odczekać, aby sprawdzić, czy nie zajdzie jakaś nieprawidłowa reakcja. Miałem więc czas, aby sobie obejrzeć nadesłane zdjęcia ze spotkania. I wiecie co? Z całej klasy rozpoznałem tylko dwie osoby!

     Na swoje usprawiedliwienie mam to, że ludzie na zdjęciach różnie wychodzą, nie zawsze są na nich do siebie podobni. Na żywo pewnie poznałbym co najmniej większość – choćby po ruchach, po głosie, po sposobie mówienia. Ale jak mam tylko płaski obrazek w dodatku pstryknięty telefonem przez amatora? Kolegów poznać nie mogłem też z innej przyczyny – pamiętałem ich przecież z bujnymi czuprynami i buziami gładkimi jak pupcie niemowlaka, a na zdjęciach same łyse pały, w dodatku brodate. Co ludzkości nagle odwaliło na punkcie tych bród!? Wszyscy zarośnięci, jak jakieś krasnoludy! W stu procentach zidentyfikowałem tylko jednego, który niewiele się zmienił, tylko trochę posiwiał. Ale też jego zdarzało mi się go od czasu do czasu spotykać, albo widzieć w telewizji, jako że był do niedawna dość znanym sportowcem.

     Gdy pół godziny minęło spytałem lekarki, czy możemy już iść. Zrobiło się późno, a ja zacząłem ziewać coraz szerzej. Ale nie dało się tak po prostu odejść. Musiałem jeszcze od niej odebrać niezły ochrzan za to, że nikogo nie poznałem.

     - No naprawdę? A to wiesz kto to jest?

     - Nie – zarumieniłem się.

     - No przecież J.! A tego też nie poznajesz?

     Ze wstydem wyznałem, że nie.

     - No przecież twój imiennik!

     - A, bo on zawsze był taki chudy, a tutaj…

     - A tych dwu gwiazd obok siebie też nie poznajesz? To przecież A. i J.!

     Nie przyznałem się jej nawet, że jedną z nich wziąłem początkowo za dyrektorkę naszej szkoły. Westchnąłem tylko przeciągle.

     - No przecież ludzie się zmieniają – próbowałem się bronić. – Mnie też pewnie nie wszyscy by poznali.

     Lekarka obrzuciła mnie krytycznym spojrzeniem.

     - Ty akurat nie zmieniłeś się nic – skwitowała. – Nawet nie posiwiałeś.

     - Urosłem! – zaperzyłem się. – Może nie w tym kierunku, w którym bym chciał, ale też się liczy!

     Ze szpitala zmywałem się jak niepyszny. Na następne spotkanie muszę się udać. Koniecznie!


17 komentarzy:

  1. Każdy powinien miec karteczkę z imieniem i nazwiskiem na takim spotkaniu. ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. spotkania klasowe (liceum)... hm... wiem o dwóch... jedno jakieś pięć lat po maturze, nie mogłem być, bo leżałem chory, ale miałem krótki kontakt przez telefon... drugie odbyło się wiele lat później, a dowiedziałem się o nim jeszcze później z neta... było raptem kilka osób, miałem kłopoty z identyfikacją niektórych, jakoś mi nie pasowały osoby do nazwisk pod fotką... ale jednego kolegę rozpoznałem bezbłędnie, mimo że był łysy, a wtedy nie był...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, my zmieniamy się bardziej, bo to i pała łysieje i te wszechobecne brody, jak za króla Ćwieczka. Dobrze, że moje pokolenie generalnie się nie tatuowało, bo jeszcze by co niektórym twarze malunki zasłaniały.

      Usuń
  3. Nigdy nie chodziłam na takie spotkania. Co zabawniejsze jakoś tak szybko po szkole zmieniłam dzielnicę i nie spotykałam nikogo ze szkoły. Po kilku latach wpadłam niechcący na swą sympatię jeszcze z podstawówki i spędziliśmy całkiem fajny wieczorek taneczny w Klubie Studenckim. I to było tak jakoś na początku lat 60-tych. Bardzo oboje byliśmy zdziwieni, że już jesteśmy dorośli.I potem już nigdy nikogo z koleżanek i kolegów nie spotkałam. No fajnie, ale czekam na ten c.d.- anabell.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też niezbyt często. Byłem chyba dwa razy. Z klasą jakoś nie czułem się specjalnie związany. Silniejsze więzi powstały dopiero w akademiku - do tego stopnia, że spotykamy się regularnie co roku.

      Usuń
  4. Tak naprawdę to utrzymuję bliskie cotygodniowe kontakty telefoniczne z jednym kumplem z ogólniaka. Na jakichś zdjęciach profilowych na Facebooku widziałem kilku, są nie do poznania. Co zaś do samych spotkań. Nie byłem na żadnym. To w zasadzie takie targowisko próżności. Liczy się kto jakim dyrektorem jest czy jaką zajechał furą. Nikt nie pyta jakim jesteś człowiekiem po latach. Ostatnio usłyszałem że nie ma nowych terminów spotkań bo nikt z organizatorów nie może się pochwalić nowym modelem samochodu. Pytanie zatem - czy warto?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ ostatnio byłem na takim spotkaniu świeżo po studiach, nikt nie mógł się jeszcze pochwalić żadną bryką. Więc trudno mi się wypowiedzieć, bo nie wiem, co było na tym ostatnim.

      Usuń
  5. Nigdy nie doszło do żadnego spotkania klasowego, choć rocznic okrągłych było wiele. Rok temu, minęło 40 od ukończenia liceum.
    Szkoda, nie miał kto zorganizować, ja szukałam ludzi, niestety...


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłem, że najchętniej takie spotkania organizują osoby samotne. Albo też kilku kolegów, którzy do dziś utrzymują kontakt.

      Usuń
  6. Ale, ale..., zdradź nam, czy masz ochotę się udać na to spotkanie, czy po prostu "musisz", bo do końca nie jest to wyjaśnione.
    Przez dłuuuugi czas od matury nie miałem najmniejszej ochoty na żadne większe spotkanie, bo utrzymywałem regularne kontakty z tymi osobami, na których mi najbardziej zależało. Pozmieniało się, gdy wyemigrowałem, zresztą i znajomi zaczęli się rozjeżdżać w przeróżne nieoczywiste miejsca i na ćwierćwiecze matury jechałem w radosnym podnieceniu. Odnalazłem ludzi, z którymi brakowało mi kontaktu, przeszedłem na indywidualny tryb i wyobraź sobie, że znów mi się nie chce jeździć na spotkania. Z tymi, z którymi się przyjaźnię, mogę się spotkać bez takich cyrków, a spotykać się z ludźmi, z którymi nie mam zamiaru utrzymywać kontaktu nie odczuwam potrzeby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wprawdzie nie byłem specjalnie zżyty ze swoją klasą, ale tak, chcę. Chciałbym ich spotkać i zobaczyć raz jeszcze.

      Usuń
  7. Nie chciałbym współcześnie zobaczyć koleżanek z podstawówki, czy liceum. Wolę wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, myślę, że jestem na to przygotowany. W końcu, mam lustro i wiem, czego się spodziewać.

      Usuń
  8. Również nie bywam, początkowo ze względu na 350 km odległości, teraz 1000😀 Na fb też mnie nie ma, ale potrafi mnie odnaleźć moja przyjaciółka, dyrektorka znanego teatru. Jak kiedyś takie spotkanie zbiegnie się z moją wizytą w PL, chętnie spotkam się z ekipą wariatów, mając nadzieję, że nadal są wariatami😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nawet jeśli nimi są, to nie od razu dadzą po sobie poznać. Najczęściej bywa tak, że wyodrębni się pewna grupka zakręconych wariatów i to oni głównie sie potem spotykają.

      Usuń
  9. Jest inaczej gdy znana osobe spotykamy sporadycznie i widzimy proces jej dojrzewania krok po kroku. Gdy sie zdarzy zobaczyc ja po 20-30 latach to inna sprawa.
    Nigdy nie bralam udzialu w takich spotkaniach, chociaz wiem ze odbylo sie przynajmniej jedno. Nie zaproszono mnie, pewnie ze wzgledu na miejsce zamieszkania ale wyczytalam o tym na Nasza Klasa. Z niej dowiedzialam sie rowniez o smierci kilku osob. Nawet gdy NK jeszcze istniala moi szkolni znajomi brali w niej bardzo nikly udzial, zaledwie pare osob sie zaangazowalo i na krotko. Ja podobnie - tylko podgladnelam kilka razy i to wszystko.
    Nitager - takie nierozpoznanie tyczy nie tylko naszego pokolenia. Moja corka, osoba nowego pokolenia, razem z mezem odwiedzila rok temu (czyli 30 lat po swej graduacji) miasto w ktorej konczyla high school, spotkala sie z kilkoma osobami - i mowila mi ze gdyby nie fakt wczesniejszej wymiany zdjec a takze umowionego miejsca , to nie rozpoznalaby ani jednej osoby. Od mojej minelo ile? 54 lata - jakzebym mogla kogos rozpoznac, zwlaszcza iz tak sie rozlezlismy ze po graduacji, gdy jeszcze mieszkalam w Polsce, nigdy nikogo z klasy nie spotykalam na miescie. Urwalo sie raz na zawsze.
    Z drugiej strony zbytnio mnie nie interesowalo, z chwila skonczenia szkoly stalo sie dla mnie zamknieta ksiega.
    Teraz, gdy masz kontakt z ta kolezanka, moze zdarzy sie okazja do zorganizowania wiekszego spotkania?

    OdpowiedzUsuń