Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


czwartek, 30 czerwca 2022

Straszliwy Potwór atakuje nocą

     To było jeszcze zanim przez kraj przeszedł front burzowy, po którym wreszcie dało się oddychać (fakt, śladu po nim nie ma). Kilka dni temu, gdy temperatury nie spadały nawet nocą, a jedynie rankiem można było trochę się ochłodzić.

     Stężenie pyłków traw w powietrzu też osiągnęło chyba kolejny rekord. Ledwo oddychałem. Leżałem na łóżku, całkowicie odkryty i próbowałem zasnąć. Drzwi od balkonu w dużym pokoju otwarte na oścież, w sypialni okno uchylone w nikłej nadziei, że da się wywołać choć odrobinę przeciągu, a pod głową poduszka mokra od potu – tak miała wyglądać ta noc.

     Nie dziwi więc zapewne, że nasz sen nie był ani głęboki, ani życiodajny. Co chwilę któreś z nas się wybudzało i albo brało łyk wody, albo chusteczkę (tu to ja przodowałem), albo szło do toalety, aby pozbyć się tej ciągle pitej wody i przepłukać sobie nos (też głównie ja). W końcu, zdesperowany, otworzyłem okno w sypialni na oścież.

     - Tylko na chwilę – mruknąłem. – Może się trochę ochłodzi.

     Rzeczywiście, na swej spoconej skórze poczułem lekki, pieszczotliwy przewiew. Ułożyłem się w miarę wygodnie i czekałem w nadziei, że Morfeusz w końcu się zlituje i choć muśnie mnie swymi skrzydłami.

     Nie miałem pojęcia, że Morfeusz może użyć cudzych skrzydeł.

     Wtedy właśnie usłyszałem to po raz pierwszy. Dziwny, niepokojący szelest. Poszemrało, poszeleściło i ucichło…

     - Pewnie jakaś ćma nam tu wleciała – pomyślałem, ale nic nie mówiłem.

     Koleżanka Małżonka boi się bowiem panicznie wszelkich skrzydlatych istot, z motylami włącznie. Jeśli dowie się, że do pokoju wleciała ćma, narobi paniki, a ja będę musiał w nocy zacząć polowanie, co rozbudzi mnie do tego stopnia, że lepiej będzie się obmyć, ubrać i ogolić, rezygnując ze snu całkowicie, jak to już drzewiej bywało. A w pracy znowu nie wiedziałbym, co ludzie do mnie mówią. Poza tym, ćma to stworzenie całkiem nieszkodliwe. Co najwyżej trochę połaskocze. A natężenie szelestu sugerowało, że motyl ma spore rozmiary, więc możliwe, że była to coraz bardziej pospolita w naszym rejonie zmierzchnica trupia główka. Przesądna Koleżanka Małżonka* może to wziąć za zły omen i już na pewno do rana nie zmruży oka, spodziewając się śmierci w bliskiej rodzinie, albo co najmniej poważnej choroby.

     Szelest powtórzył się jeszcze kilkakrotnie i dobiegał gdzieś z góry, chyba znad szafy. Niestety, za którymś tam razem rozległ się akurat wtedy, gdy Koleżanka Małżonka się przebudziła.

     - Chyba coś łazi po mieszkaniu – stwierdziła z lękiem w głosie.

     No i dopięła swego! Przecież nie mogę teraz powiedzieć, żeby dała spokój, bo to nic nie da. Skoro i tak nie spałem, zwlokłem się z łóżka i zaświeciłem jedną z lamp, mrużąc oczy przed jaskrawym światłem**.

     Rozejrzałem się po pokoju, ale nic nie zauważyłem.

     - Pewnie jest nad szafą – ziewnąłem przeciągle.

     - Nietoperz! – jęknęła z przestrachem.

     - Ale skąd – mruknąłem sennie. – Nie zmieściłby się.

     Przypominam, że od zeszłego roku mamy szafy niemal do sufitu – szparka wynosi kilka centymetrów i przy moim mizernym wzroście, bez drabiny nie ma najmniejszej szansy, abym dał radę tam zajrzeć. A wlec do sypialni i rozkładać klekoczącego grata naprawdę nie miałem ochoty.

     Na szczęście nie musiałem, bo szelest rozległ się jeszcze raz, na jedną chwilę, po czym zamienił się w trudny do opisania, ledwo słyszalny dźwięk i…

     Na biegnącej pod sufitem, poziomej rurze od centralnego ogrzewania usiadł Straszliwy Potwór.

     Koleżanka Małżonka smyrgnęła szybko pod kołdrę. Wiedziałem, że dopóki nie zamelduję jej o wygnaniu bądź uśmierceniu Straszliwego Potwora, nie wyjdzie stamtąd, choćby miała się ugotować żywcem, albo udusić. 

     A ja wpatrywałem się w Straszliwego Potwora jak urzeczony.

     Był ogromny. Soczyście zielony, błyszczący w świetle lampy. Piękny! I zdawał się w ogóle nie zwracać na nas uwagi. Powoli, ostrożnie spacerował po rurze w stronę okna.

     Był to pasikonik zielony. Ale naprawdę wielki! Miał chyba z osiem centymetrów długości, nie licząc czułek. Śliczny, dorodny okaz.

     I kłopot. To nie motyl – tego do ręki nie wezmę, bo może ugryźć. Co tu zrobić?

     Chwyciłem stojącą w kącie miotłę i próbowałem go przegonić, starając się jednak nie zrobić mu krzywdy. Zerknął na mnie z mieszaniną rozbawienia i pogardy. Lazł sobie po tej rurze, jakby miał zamiar ją obejrzeć dokładnie i zgadnąć, dlaczego ona jest taka krzywa. Ale trafił swój na swego! Nie takie Straszliwe Potwory się w życiu pokonało! Kiedyś wypędzałem z pokoju nietoperza, innym razem ptaka nieznanego mi gatunku, a raz, w jednym hipermarkecie, własną piersią zasłoniłem Koleżankę Małżonkę przed straszliwym, wściekle nacierającym wróblem. Ma się swoje sposoby.  Przyłożyłem kij do rury. Pasikonik nie wydawał się ani trochę przestraszony. Spokojnie szedł w stronę kija, a gdy już do niego doszedł, najpierw ostrożnie obmacał go przednimi odnóżami, po czym wlazł na jego koniec.

     Na tylko czekał Nieustraszony Pogromca Straszliwych Potworów (znaczy ja). Czym prędzej wystawiłem kij przez okno.

     I to niestety koniec spektakularnych sukcesów. Nie wiem, jak on to robi, ale strząsnąć go w żaden sposób się nie dało. Gładka, plastikowa kocówka kija nie dawała przecież zbyt pewnego oparcia, więc sądziłem, że sam się zsunie. Nic z tego, trzymał się mocno, jakimś tajemniczym, magicznym zapewne sposobem, właściwym dla Straszliwych Potworów. Próbowałem go zdmuchnąć – też na nic. Spojrzał tylko na mnie zaciekawiony, zapewne dziwiąc się, czego ja chcę od niego. Przyszło mi do głowy, żeby podsunąć mu kartkę papieru, a potem, gdy już na nią przejdzie, wyrzucić razem z kartką. Może niezbyt elegancko tak zaśmiecać osiedle, ale wyjątkowe sytuacje wymagają wyjątkowych rozwiązań.

     Na szczęście, Straszliwy Potwór szybko znudził się moim towarzystwem. Łypnął na mnie jednym okiem, jakby chciał powiedzieć „Goń się, leszczu”, albo coś równie przyjemnego. Nagle rozłożył skrzydła i… zniknął w ciemnościach nocy.

     Stałem jeszcze przez chwilę w oknie, w nadziei, że go zobaczę, ale już nie wrócił.

     Odstawiłem miotłę, zgasiłem światło, położyłem się na łóżku.

     - Możesz już wyjść – szturchnąłem trzęsący się tłumok.

     - Nie ma go? - spytała kołdra.

     - Poleciał – mruknąłem sennie i odwróciłem się na drugi bok.

     Natychmiast do mnie przylgnęła, wciąż jeszcze trochę przestraszona. I powiedz tu człowieku, w takiej sytuacji przerażonej kobiecie, żeby się odsunęła, bo ci niesamowicie gorąco!

     Trudno, i tak już nie było szans na zaśnięcie.

______________

*Muszę uczciwie przyznać, że coraz mniej przesądna. Jednak lata tłumaczenia, skąd biorą się przesądy, zaczynają przynosić skutki.

**Wcale nie było jaskrawe, ale z moją akomodacją razi mnie w nocy nawet migająca diodka w monitorze.


29 komentarzy:

  1. Ostatnio wypędzałam dwukrotnie w ciągu nocy gołębie spod łóżka, nie miałam pojęcia, że jak się zostawi we Wrocławiu otwarte drzwi balkonowe można rano oczekiwać wizyty skrzydlatych. Teraz już wiem i kolejna noc mimo wysokiej temperatury drzwi balkonowe zostały w pozycji uchylonej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gołębie? A to bezczelne typy! No, nie, no ktoś musi się w końcu nimi zająć! Następnym razem trzaśnij po tyłku raz, a dobrze - zapamiętają i już nie przylecą. No, chyba że całym stadem - w ramach odwetu.

      Usuń
  2. Klik dobry:)
    Ponieważ przeżyłam nocne wizyty różnych strasznych stworów, same odwiedziny pasikonika nie robią na mnie wielkiego wrażenia. Ale... Ten opis owszem. Jest cudny!
    Idę czytać jeszcze raz, o!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam lubię przyrodę i pasikonik mi niestraszny. Ale co mam zrobić z Koleżanką Małżonką, która panicznie boi się wszystkiego, co lata, z wyjątkiem śmigłowca :LPR?

      Usuń
  3. E tam, konik.. Którąś z rzędu noc odwiedza mnie przez otwarte drzwi balkonowe ćma - trupia główka. Ja ją rankiem zabijam, a ona następnej nocy jest... Zabijam!!!.. Jest!! Zabijam... Lepiej ja ją, niż ona mnie... W czasach , gdy wiara podobno staje się potrzebniejsza od rozumu i jest głębsza niż szambo, trudno nie być przesądnym...
    Pozdrawiam chłodno i uśmiecham się lodowato...
    Idą ciężkie czasy, temperatura ma podobno spaść w południe do plus 28 st. Celsjusza.
    --------------------------------------
    https://sarkofagmedialny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabijasz? No wiesz! Po pierwsze, zawisaki są pod ochroną, po drugie - są sympatyczne i nieszkodliwe, po trzecie - nie wierzę, że zabijasz. Po co?

      Usuń
    2. ... Bo jestem także pod ochroną. Sam to sprawiedliwe prawo ustaliłem, więc jakże miałbym nie przestrzegać.

      Usuń
    3. Straszne... Byłoby zabawne, gdyby nie było prawdziwe. Sam nie wiem, jak to możliwe, że takie mściwe nic stoi na czele wymiaru sprawiedliwości i ręcznie nią zarządza. Cóż, nie było sposobu na wyższą ocenę z prawa, to trzeba się teraz zemścić na tych "wykształciuchach" z profesorskimi tytułami!

      Usuń
  4. Mnie w takich okolicznościach przyrody wskoczyła na łóżko ropucha. Siła uderzenia postawiła mnie na równe nogi. I jak to wynieść z pokoju? Przecież nie goła ręką. Latające potwory toleruję do czasu dopóki nie postanowią zrobić sobie lądowiska na mojej twarzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O księżniczce zamienionej przez złego opozycjonistę w żabkę i pragnącej prawdziwego Polaka w zbożnym celu dorosły człowiek nie słyszał?

      Usuń
    2. Jednak ropucha to nie to samo co żaba. Jak się ucałuje żabę, jest jakaś tam szansa na odczarowanie pięknej, pobożnej dziewicy, która chętnie wyjdzie za Ciebie za mąż, oczywiście w kościele, po spełnieniu wszystkich formalności. Ale całując ropuchę, można dostać samą teściową.

      Usuń
    3. A ta przynajmniej będzie umiała gotować - może niekoniecznie zdrowo, jednak jak smacznie!!! A z tą "dziewica" to też propaganda, gdyż wszystkie formalności i tak należy spełnić miesiąc przed terminem ślubu.

      Usuń
    4. Bo to będzie dziewica konserwowana. Czy jakoś tak...

      Usuń
  5. W duzej mierze mam jak Twoja zona - ptakofobie, ale rowniez nie chcialabym by po mnie cokolwiek w nocy lazilo.
    Ze wzgledu na klimatyzacje nasze okna pozamykane a to oprocz siatek bo czasem wiosenna pogoda pozwala trzymac je otwartymi.
    Dawniej zdarzaly sie w domu mrowki czy inne drobne stworzenia ale odkad mamy kota to ani jednego nie uswiadczy bo ona wszystkie znajdzie, wymeczy na smierc bawiac sie nimi - w koncu zrozumialy ze niebezpiecznie do nas przychodzic i nie przychodza.
    Wspolczuje nocy tak upalnych i meczacych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Ciebie pewnie bez klimatyzacji w ogóle się nie da żyć, więc nie dziwią mnie zamknięte okna. U nas jednak musza być otwarte, bo inaczej, nawet gdyby była klima, szybko zabrakłoby nam tlenu. Cóż, mieszkanko mikroskopijne...

      Usuń
  6. Tu, gdzie teraz mieszkam, a mieszkam w parku, jest tyle różnych żyjątek, że gdybym się ich bała, nie zasnęłabym ani na moment. Niestety mam tendencję do przyciągania do siebie komarów, więc jestem cała pogryziona. Współczuję Małżonce, bo spać w stresie to kiepska sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co powiesz o siatce w oknach? Ja miałem i polecam. Mogłem sobie czytać do poduszki przy zapalonej lampce i otwartym oknie. A potem tylko śmiać się z tego zwierzyńca, co obsiadł mi tę siatkę. Muszę ją znów założyć - może jeszcze w ten weekend.

      Usuń
    2. W domu w Polsce mamy takie z lidla i robią robotę, tu nie możemy nic takiego znaleźć, a te w naszych oknach mają z 50 lat dziury w nich raczej zapraszają niż odstraszają stworzonka😀

      Usuń
    3. Igła z nitką czynią cuda. I jeszcze wzorek można wyhaftować.

      Usuń
  7. MNie dzis w nocy atakował komar. A jak raz musiałam wstać wczesnie i chciałam się szybko wyspać. A tu bzzzzzz..... bzzzzzz.... bzzzzz....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już bym mu się dał ugryźć. Possie, possie i odleci - a ja mogę się wtedy przewrócić na drugi bok i zasnąć.

      Usuń
  8. Mnie by się nie chciało do pasikonika wstawać, ani do trupiej główki, ani do nietoperza. Grzechotnik, to co innego, wprowadziłby pewien niepokój. Szerszeń też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też, ale co mam zrobić z Towarzyszką Życia? Zwłaszcza, że ten pasikonik naprawdę mi się podobał.

      Usuń
  9. A odkąd pasikoniki kąsają ludzi? Jako dziecię nieletnie nie jeden raz łapałam A może to była szarańcza, skoro to było takie duże? Zasada nr 1 w upały - nie otwierać okien, żeby się nie nagrzewało. U mnie skutkuje, ja mam grube mury, z roku 1900. Zasada druga- jeśli otwierasz w upał okno nocą to zawieś w nim mokrą tkaninę i najlepiej nie jasną i koniecznie zrób przeciąg. W kraju nad Wisłą miałam w oknach (blok betonowy) moskitiery, do nabycia w sklepach typu OBI. Na drzwi balkonowe też były. Tu mieszkam nad ulicą ze sporym ruchem samochodowym gdy obwodnica zatkana, więc większość tego co lata już wyzdychała.
    Miłego, anabell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, nie mają zwyczaju gryźć ludzi, ale mają zwyczaj się bronić. Jeśli złapiesz do ręki - może ugryźć. Taki mały, łąkowy może nie da rady przebić się przez ludzką skórę, ale to bydlę na pewno by potrafiło.
      Tkanina w oknie nawilża powietrze - a tu chodzi o to, by powietrze wysuszyć. Wtedy łatwiej odparowuje pot i organizm sam się chłodzi. Do tego zresztą służy też klima. Zauważ, że dobrze ustawiona klimatyzacja schładza powietrze nieznacznie - tylko o kilka stopni - bo jej głównym zadaniem jest wytrącenie z powietrza wilgoci, która potem spływa sobie osobnym wężykiem.
      Na razie komarów u nas nie ma. Wokół z krzykiem krążą żywe odkomarzacze, więc nic nas nie gryzie. Gorzej będzie, jak odlecą. A mają zwyczaj odlatywać bardzo wcześnie - na przełomie lipca i sierpnia. Wtedy bez moskitiery ani rusz.

      Usuń
  10. pamiętam najazdy nasterydowanych Filipów z Grecji, gdy codziennie wieczorem trzeba było je eksmitować z namiotu... potem już nie miałem z nimi żadnych problemów... do chałupy mi nie zaglądają, koty Filipom nie przepuszczą...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trzeba do Grecji, żeby wkurzały pod namiotem. Ja rano na biwaku zorientowałem się, że rozbiłem go w miejscu, gdzie świerszcz miał swoją norkę. Dokładnie na środku przedsionka. Jak rano zaczął hałasować, to myślałem, że szału dostanę. Przepędzić dziada nie szło, spać też. Co się poruszyłem - on myk do norki! Ja obolały (po nalewkach) łeb na poduszkę - on zaczyna koncert.
      No trudno, po prostu się nie wyspałem...

      Usuń
  11. Każdy z nas ma swojego nocnego "potwora", ja także😉

    OdpowiedzUsuń