Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


piątek, 14 stycznia 2022

O parowaniu

     Niedawno pisałem o pewnym prezencie, jaki kupiłem Gwiazdor przyniósł Koleżance Małżonce. Tych, co nie czytali, informuję, że było to takie fajne coś na rękę, co odczytuje dane z komórki i pokazuje godzinę. Nazywa się to dziwacznie – smartwatch – ale mój konkurs na polską nazwę tego urządzenia został gruntownie olany i nie udało mi się ochrzcić go inaczej, bardziej po sarmacku. Tylko jedna osoba podesłała mi propozycje (dziękuję za nie bardzo), a to za mało, aby konkurs mógł się odbyć.

     W każdym razie, w Wigilię pod choinką (świerk kłujący – picea pungens) Koleżanka Małżonka znalazła paczuszkę z zegarkiem – tak to będę teraz nazywał. I wszystko było ślicznie, ładnie i pięknie, tylko zegarek nie działał. Znaczy, nie był popsuty ale nie działał, bo trzeba go było najpierw ożenić z komórką. Co ma mieć lepiej ode mnie – niech też wie, kto nim rządzi!

     Oczywiście, ja się za to nie zabrałem, bo nie mam święceń uprawnień no dobra, umiejętności. Nic to jednak gdy ma się zorientowane we współczesnej technice dzieci i gdy jeszcze – co zdarza się dwa razy do roku – obaj oni siedzą z nami przy stole.

     Postanowiłem wykorzystać Drugorodnego.

     - Młody, chonotu!

     Znaczy to: "Mój kochany młodszy synu, proszę cię, podejdź do mnie na chwilę". Kiedyś mówiłem na niego Mały, ale teraz ten bezczelny typ odpowiada zwykle „Co, Mniejszy?”, więc musiałem zmienić przyzwyczajenia.

     - Weź no mi to tutaj zrób, żeby działał!

     Młody wzruszył ramionami i zabrał się za parzenie, czy parowanie, czy jak to tam się nazywa. I ku mojemu zgorszeniu, robił to, jakby dłubał w nosie - od niechcenia, bez żadnej celebry. W ogóle nie zadbał o odpowiednią oprawę tak znaczącego wydarzenia. Musiałem tę jedną rzecz zrobić za niego. Wstałem więc i uroczystym głosem zacząłem.

     - Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć tego oto Zegarka z tą oto Komórką…

     - Cicho bądź, bo mnie rozpraszasz – burknął Mały i zaczął coś tam grzebać w komórce.

     Obraziłem się przepisowo na trzy i pół minuty i usiadłem, ale wciąż kątem oka spoglądałem na Młodego, bowiem z satysfakcją stwierdziłem, że mu nie wychodzi. Kara! Za lekceważenie swego życiodawcy (znaczy mnie) i odzywanie się do niego lekceważącym tonem!

     Pół godziny biedził się z tym obrządkiem. Co chwilę pytał Koleżankę Małżonkę o jakieś hasło, czy adres i coraz bardziej się wkurzał, bo nie przynosiło to żadnych efektów. Co chwilę robił zegarkowi zdjęcie aparatem w komórce i coraz bardziej marszczył brwi. Nie powiem, żebym nie czuł satysfakcji.

     W końcu skapitulował.

     Niedbałym ruchem wyciągnąłem ręce po oba przedmioty. Oto ja, ten pogardzany wapniak, staruszek, zasuszony dziadziuś, pokażę smarkaczowi, jak należy to robić! To przecież prosta sprawa – wystarczy zeskanować pokazujący się na zegarku kod! Że też on na to nie wpadł!

     Skapitulowałem po kwadransie. Robiłem dokładnie tak, jak było napisane w instrukcji, którą nawet ja zrozumiałem. I nic. Żadnego efektu. Najwyraźniej któreś z nich nie chciało tego związku, zaaranżowanego pewnie przez kogoś innego. Albo Zegarkowi nie spodobała się Komórka, bo może za stara, albo za gruba, albo Komórka uznała, że Zegarek ma za krótki pasek, albo może morgów było po którejś stronie za mało. Nie wiemy. Dość, że wszyscy, którzy próbowali połączyć tych dwoje świętym węzłem, musieli dać za wygraną.

     Trochę mi się zrobiło głupio, że mój pomysł nie wypalił. Ale nie traciliśmy nadziei. Po świętach odwiedziliśmy serwis.

     Pana w okienku spotkałem już kilka razy i zdążyłem polubić. Jest w moim mieście takie okienko, w którym siedzi kumaty gość i z powodzeniem naprawia komórki. Raz kupiłem u niego ładowarkę, potem ją wymieniłem, bo nie działała, innym razem usunął mi z aparatu jakiś plik, którego nie chciałem, a usunąć nie potrafiłem. Pełen wiary więc oddałem w jego ręce zegarek i komórkę.

     Goś trochę poklikał, trochę ponaciskał, obejrzał z każdej strony i zdziwiony uniósł brwi. Ha, fachowiec a też nie potrafi! Ale mi skoczyła samoocena! Zadał parę pytań na temat poprzednich właścicieli. A gdy dowiedział się, że zegarek jest nowy i jeszcze w żadnym związku nie był, skinął głową i poprosił, by dać mu pół godzinki, najwyżej trzy kwadranse.

     Poszliśmy więc na zakupy i wróciliśmy po godzinie. Jeszcze nie skończył. Poczekaliśmy jeszcze kilka minut, aż wreszcie facet schylił się w naszą stronę.

     - Jakie jest hasło do aplikacji JEKIEJŚTAM (nie pamiętam jak się nazywała)?

     Żadne z nas nie wiedziało. Ja nawet nie wiedziałem, że taka jest.

     - Młody to zainstalował – odrzekła Koleżanka Małżonka. – Ale on jest w pracy…

     Pan w okienku uśmiechnął się i powiedział, co następuje.

     - To jak państwo będą znali hasło, to wystarczy tu wpisać, potem kliknąć „połącz” i powinno działać.

     Oba przedmioty wróciły do właścicielki.

     - Oj nie była to prosta sprawa – uśmiechnął się. – Trzeba było wgrać od nowa całe oprogramowanie do zegarka. Bo wszystko niby powinno działać, a nic nie działało! Jakiś błąd tam musiał być.

     Po czym wymienił śmieszną sumę, jaką byliśmy mu winni. Na pewno nie był zdziercą.

     Później, już na kanapie, postąpiliśmy według jego instrukcji. I stał się cud. Zegarek zaświecił błękitnym blaskiem i ukazała się jego tarcza, wskazująca prawidłową godzinę. A potem zapiszczał i ukazała się na nim pomarańczowa, kobieca sylwetka w dziwnej pozie i napis: "Poruszaj się!"

     Bo okazało się, że on także liczy kroki i porównuje z dziennym standardem. A że pomimo późnej godziny na liczniku miał zero, zbeształ Koleżanką Małżonkę, dając jej do zrozumienia, że jest, gruba, leniwa, nieruchawa i niedługo zejdzie na otłuszczenie serca. I odtąd codziennie jej o tym przypomina.

     No cóż, mały jest, to i wredny.


26 komentarzy:

  1. Na Twoim miejscu bym uważał! Po zegarkowych złośliwościach wnoszę, że może w nim siedzieć PEGASUS. On nie siedzi z założonymi skrzydłami. Sparował się z komórką Tojej Żony, spróbuje tego samego z Twoją. A potem, to już wiesz jak to działa? Weźmy taki z pozoru mało prawdopodobny, ale jakże możliwy scenariusz:
    Spytasz syna esemesowo
    -Jaki jest poziom nauczania na twojej uczelni?
    -Rewelacyjny, prawdziwa bomba.
    Informacja trafi do najuczciwszych służb najlepszej władzy, gdzie zaproszą Goebbelsa, czy innego Kurskiego, który wytnie i połączy co trzeba i ogłosi w wiadomościach, że wysyłałeś pogróżki o treści "na twojej uczelni jest prawdziwa bomba", prokuratura nawet nie będzie musiała przygotowywać aktu oskarżenia, bo pan Jacek nie takie rzeczy potrafił przygotować, no i gotowe! Mówię Ci, uważaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, muszę popracować nad wysławianiem się. Bo z Pierworodnym rozmawiamy głównie o fantastyce, a tam zwykle trup ściele się gęsto, krew tryska we wszystkie strony i jeszcze nie ma ani jednego prezesa.

      Usuń
  2. No pieknie.... Ja dziś swoją opaskę odebrałam z paczkomatu. Mam nadzieję, że nie będę miała aż takich przejść, bo mam cokolwiek daleko do Twojego Misia Z Okienka....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno to bardzo proste, tylko w tym konkretnym coś nie działało. Mógł złapać covida.

      Usuń
  3. No wiec ja tam nie wiem, ale jakby mi jeszcze zegarek kazal sie ruszac, to jak bym nim szurnela o sciane... Od dziecinstwa nienawidze W-F'u a jedynym " sportem", ktory naprawde lubie jest plywanie - ale tylko w morzu badz jeziorze, zadne tam baseny nie wchodza w gre.. Chodzic i owszem , tez lubie, ale nie bedzie mi tu zegarek plul w twarz..Jak kolezanka Malzonka to znosi? Zaprzyjaznila sie z malym ? Zeby jej tylko od tego cisnienie nie skoczylo...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stwierdziła, że to dobrze, że ktoś jej przypomina o konieczności ruchu. Ale skończyło się jak zwykle: "Bo ciebie to nic nie obchodzi, czy się ruszam, czy nie!". Co wcale nie jest prawdą.

      Usuń
  4. 😂 i po co było uruchamiać drania? Ledwie oko otworzył i zaczął pyskować. Ja bym go nie nosiła😀
    A tak poważnie, każdą funkcję da się wyłączyć, a i większość telefonów liczy kroki więc sorki i tak się dowiemy, jak będziemy się lenić😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym wiedział, że on taki złośliwy, to by, jej kupił normalny zegarek. Ale żaden mi się nie podobał, a ten podobno można ustawić tak jak się chce. Może mieć tarczę w wybranym kolorze, kształcie, albo cyferki, albo jedno i drugie.

      Usuń
  5. No toś ładny prezent sprawił, jak zaczyna znajomość od wydawania poleceń :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Klik dobry:)
    Zastanawiam się, po co właściwie to parowanie? Do czego służy i po co? I dlaczego zegarek sam nie może działać?
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat wiem. Chodzi o to, żeby nie płacić dwóch abonamentów. Płaci się tylko za komórkę, a zegarek jest tylko jakby jej wygodnym przedłużeniem. Można podobno kupić taki zegarek, co ma własną, niezależną kartę SIM, no ale płacisz za to osobno.

      Usuń
  7. Tak się zastanawiałam po tytule, o jakież to parowanie chodzi. Okazuje się, że teraz tak się to odbywa. Też posiadam takie cudo do monitorowania aktywności (kiedy nie zapomnę go uruchomić na początku ćwiczeń np.), snu, a przy okazji aktualnego stanu kroków/km na godzinę, na dobę itd. Można też wpisać mu inne funkcje, bo mierzy mi też ciśnienie itp.
    Co do przypominków o tym, że trzeba się ruszać tudzież spać odpowiednio dłużej - też to mam, ale po jakimś czasie te uwagi obojętnieją. Jak w stadle o dłuższym stażu. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazało się, że można go olać. I on nie razi prądem, ani nie rozsyła do wszystkich znajomych obraźliwych komentarzy. Przynajmniej na razie...

      Usuń
    2. I to jest dobra wiadomość! Mój też nie :)))

      Usuń
  8. i należy pamiętać, że jeśli się macha rękami to zegarek to zlicza jako kroki ;) codziennie mam 15 tysięcy, zgroza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu mniej machać i nie gestykulować w czasie rozmowy.

      Usuń
    2. Mam kolegę, który nie potrafi ani sekundy usiedzieć spokojnie. Wciąż musi czymś stukać, pukać, kopać w coś, albo czymś kręcić. Jemu komórka nalicza kroki nawet wtedy, gdy siedzi przy stole. Tylko ja już z nim przy jednym stole nie siadam, bo cały stół wciąż si trzęsie, gdy on też przy nim siedzi.

      Usuń
  9. Zachęcił mnie ten opis smartwatcha. Nie mam zegarka i kiedy na zakupach umawiam się na godzinę z żoną (musi mieć czas na buszowanie po sklepach) to muszę parę razy wyciągać telefon, co jest dosyć kłopotliwe.
    Zapytałeś pod poprzednim postem co się działo. Funkcjonuję normalnie, nieco przytłumiony pandemią, ograniczyłem aktywność blogową. W swoich wpisach blogowych starałem się przekazywać jakieś mądre (?) treści, ale przerzuciłem się na bierne oglądanie youtuba i doszedłem do wniosku, że aby przekazywać coś sensownego trzeba być profesjonalistą i mieć na to czas.
    Jednak blogowanie to także grupa przyjaciół, więc może znajdzie się i dla mnie jakaś nisza...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie noszę zegarka. Godzinę zwykle sprawdzam w telefonie i bywa, że jest to kłopotliwe. Ale smartwatcha nie chcę. Jakoś nie podniecają mnie modne drobiazgi i niespecjalnie lubię je gromadzić. W dodatku nie lubię nosić niczego ani na nadgarstku, ani na szyi. Drażni mnie to.
      A co do bloga - tyle się ostatnio dzieje. Naprawdę nie masz o czym pisać? Choćby od czasu do czasu o czymś, co Cię wkurzyło, zbulwersowało, ucieszyło?

      Usuń
  10. Mój netgarek czyli zegarek połaczony z siecią sprawdza się na co dzień i nie wymaga częstego ładowania. Szkoda tylko , że ograniczył mi możliwość używania typowych zegarków całkiem przyzwoitych firm (mam ich kilka). Zżymam się tylko kiedy uważa mnie za flejtucha, wyświetlając komunikat - po ćwiczeniach wyczyść pasek. Chyba wiem co to higiena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To coś jak druga teściowa. Dosyć, że jeszcze nie przypomina o opuszczeniu klapy.

      Usuń
  11. Nie przepadam za cudami techniki, bo sama się także w nich gubię😉
    W prostocie siła!
    Serdeczności moc przesyłam 🍀🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, mamy to samo! Wprawdzie u mnie ogranicza się to do elektroniki, której ni w ząb nie rozumiem, ale to ona właśnie głównie nas zalewa. Bo taki klucz grzechotkowy, albo narzędzie do ostrzenia wierteł, to całkiem miłe i pożądane towarzystwo.

      Usuń
  12. Oj, nie nie chciałabym mieć takiego rozkazywacza. Za stara jestem... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też dziada nie lubię. Bezczelny jakiś taki. Ale nie ja go noszę, więc co mam do gadania?
      A w ogóle, to witaj po długiej przerwie.

      Usuń