Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


poniedziałek, 24 stycznia 2022

Kwas się zrobił

     Pewnego razu, na jednej z rodzinnych imprez stało się coś zaskakującego.

    Zupełnie niespodziewanie dla siebie samego, w jednej chwili, w dodatku nawet o tym nie wiedząc, dołączyłem do producentów chemii spożywczej. Nie, nie otworzyłem żadnego zakładu! Wytrychem też. Ja tylko otworzyłem pudełko, które dostałem w prezencie, by wyciągnąć z niego błyszczący nowością przyrząd do wyrobu kwasu węglowego.

     Kwas węglowy jest nietrwały i dlatego trzeba go trzymać w szczelnych pojemnikach. To urządzenie było wyposażone w odpowiedni zbiornik, więc jeden z kłopotów odpadał. Zresztą, magazynowanie tej substancji chemicznej nigdy nie trwało długo, bowiem zużywałem ją na bieżąco. Bo ja, proszę Państwa, jestem nałogowym konsumentem kwasu węglowego. Pijam go litrami! Taki ze mnie twardziel...

     No, dobra, wyjaśnijmy. Mimo groźnie brzmiącej nazwy, kojarzącej się z niesamowicie niebezpieczną i żrącą substancją, kwas węglowy naprawdę służy do picia. To nic innego, jak chemiczna nazwa wody gazowanej. Zatem, jak łatwo się domyślić, urządzeniem, które wyjąłem z pudełka był syfon. I w drugim pudełku paczka z nabojami.

     Kiedyś był to bardzo popularny sprzęt. Za moich studenckich lat koledzy w akademiku mieli aż dwa i używali ich głównie do prowadzenia wojen, wzajemnie oblewając się zagazowaną wodą. To jedna z ich ulubionych rozrywek, bo musimy pamiętać, że działo się to w czasach, kiedy nie było Internetu. Ba, nawet w głupiego Quake’a nie można było jeszcze wtedy pograć!

     Pamiętam, że jeden z nich opracował nawet taktykę walki: trzeba było dobrze wycelować i dać drugiemu po okularach, po czym odskoczyć na bezpieczną odległość, ponieważ syfon nie miał dalekiego zasięgu. I jak to zwykle bywa, strategia zaczepna sprawia, że druga strona obmyśla sposób obrony. I wymyśliła. Gdy pierwszy swoim zwyczajem oddał strzał w okulary i odskoczył, drugi po prostu strzelił mu w pierś i ku zdumieniu wszystkich neutralnych obserwatorów, strumieniem wody rozpłaszczył go na drzwiach. Taktyka obrony polegała bowiem na wpuszczeniu dwóch nabojów gazu do syfonu, dzięki czemu udało mu się osiągnąć niesamowitą donośność owej specyficznej broni.

     Ja takich pomysłów nie miałem, za to miewałem inne. Kto wie, czy nie głupsze.

     Bo czy w syfonie zawsze trzeba robić tę nudną wodę gazowaną? A co jeśli zagazuje się coś innego? Czy jeśli wleję do środka białego wina, uzyskam surogat szampana? Sprawdźmy!

     Eksperyment zakończył się połowicznym sukcesem. Gazowane wino pieniło się jak mydlowiny do puszczania baniek i trudno było napełnić nim kielich. Wprawdzie musowało, ale nie przypominało w smaku szampana. No, ale przecież nie tylko wino istnieje na świecie. Można użyć tego również do innych napojów.

     Sok jabłkowy gazowany zaowocował jedną wielką pianą. Smak pozostał, choć nieco słabszy i jakby odrobinę metaliczny. Sok pomarańczowy smakował jak oranżada w proszku i pienił się jak szampon. Wpadłem też na pomysł, żeby zagazować napój już gazowany, ale bałem się, że skład chemiczny coli jest zbyt groźny dla mechanizmu syfonu i może go uszkodzić. W końcu, nawet zardzewiałe nakrętki puszczają, gdy się je poleje tym specyfikiem. Zrezygnowałem więc z dogazowania coli.

     Gazowana kawa nie smakowała nikomu. W zasadzie, w ogóle nie miała smaku. Może dlatego, że zimna.

     Ciekawe, czy da się zagazować rum!

     Na szczęście dla syfonu, skończyły mi się naboje. Kto wie, czy delikatny mechanizm spustowo-zaworowy wytrzymałby takie traktowanie różnymi chemikaliami. Rumu nie zagazowałem i w ogóle, po pierwszych głupich pomysłach, zacząłem używać go zgodnie z prawem i obyczajem. Dzięki czemu, gdy się obudzę w nocy z zaschniętym gardłem, nie muszę po całej chałupie szukać wody, bo syfon zawsze stoi w określonym miejscu. Szukam jedynie szklanki.

     Tylko Koleżanka Małżonka wciąż piekli się na mnie, że nie ma czym podlewać swoich storczyków, bo zużywam podobno całą odstaną wodę. Przesadza, oczywiście. Zawsze trochę na dnie zostaje.

16 komentarzy:

  1. To się czyta! A moda na syfony i syfonową wodę wraca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzież tam kwas miałby grzmieć groźnie?! Kwasopije, czyli Acid Drinkers, to po dziś dzień jedna z najlepszych kapel metalowych, czy też jak wolą inni, hardcore'owych w Polsce, choć oczywiście wraz z odejściem Litzy odeszła im kreatywność, ale stara twórczość dalej broni się świetnie. Zresztą, skoro już ruszyłeś temat studiów, to kto wówczas bał się "kwacha", zwanego też prytą, prytozolem, jabolem, jabcokiem, la'patikiem, etc...?! Właśnie wróciłem z zakupów w polskim sklepie, a tam na półce z napojami do wyboru, do koloru: kwas chlebowy, kwas z ogórków, kwas z selera, kwas z kapusty, kwas z buraków.... Żyć - nie umierać, pić i wybierać.
    Nie będę podsuwać hardcore'owego pomysłu gazowania rosołu, bo wiadomo, że na zimno to jakaś ohyda wyjdzie, za to możesz spróbować z chłodnikiem lub kefirem ;-) No dobra, wiem że one akurat słabo się nadają, ale możesz spróbować z herbatą, niekoniecznie czarną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak po prawdzie, to teraz trochę się boję gazować cokolwiek poza wodą. Dotarło do mnie, że zaworki, uszczelki i inne rzeczy zrobione zostały z materiałów odpornych na działanie wody, ale nie różnych innych chemikaliów.

      Usuń
  3. Pamiętam syfony! Ale jakos nigdy nie lubiłam gazowanej wody, do tej pory zresztą wole bez gazu.
    No to dokupuj naboje i nagazuj ten rum, jestem ciekawa co z tego wyjdzie ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie woda bez gazu smakuje jak kranówa. Ja muszę mieć mocno gazowaną, taką żeby mi bąbelki nosem poszły.

      Usuń
  4. Klik dobry:)
    A po co szklanka? Nie można pić prosto z dziubka? Wspaniałe doznania, a kwas węglowy wychodzi nosem i uszami. ;) :)

    Czekam na opisy kolejnych eksperymentów.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Picie z dzióbka trochę niewygodne. Zwłaszcza w nocy, na pół śpiąc.

      Usuń
  5. Uwielbiam syfony, nie wiedzialam ze znowu mozna kupic takie domowe! W domu mam trzy, ale zabytkowe , ktore sa do ozdoby a nie do uzywania:) A tak w ogole przypomniales jeszcze inszy wynalazek PRLu- Saturator ! Oranzada z saturatora to bylo niebo w gebie, a pilo sie ja przeciez tylko latem w srodku najwiekszego upalu. I komu to przeszkadzalo ...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oranżadę wtedy piłem, bo nic innego nie było, ale dziś już tego nie lubię. Tyle innych smacznych rzeczy mamy do picia.

      Usuń
  6. Nie lubię wody aż tak gazowanej, więc się póki co nie dorobiłam syfonu, chociaż podobno w tych nowego typu da się dobrze wyregulować stopień nagazowania. Anabell też ma, więc z jej wpisu to wiem :).
    U nas w domu też był syfon, rodzice używali jak byłam dzieckiem. Ale jakoś tak rzadko się z niego korzystało, chyba naboje były za drogie...
    Skończyło się jednak na kupowaniu wody w butelkach lub ewentualnie przynoszeniu z okolicznych źródełek, których w Warszawie nawet sporo było w naszej okolicy (i mojej, i rodziców). :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naboje nie były za drogie, były po prostu trudnodostępne, jak wszystko w PRL-u

      Usuń
    2. Woda w butelkach zupełnie inaczej smakuje. Nie wiem, czym to jest spowodowane. Możliwe, że moimi wcześniejszymi eksperymentami.

      Usuń
  7. Jak to ten świat się kręci. A ja nauczyłem się za sprawa małżonki pijać wodę niegazowaną. Chociaż nadal jak ją kupuje i zaczynam pić czuje się nieco oszukany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię wody niegazowanej. Czuję się, jakbym pił kranówę.

      Usuń
  8. Kiedyś tak-uwielbiam wodę sodową, tę z saturatora, a jakże😀
    Dziś pić mi nie wolno, względy zdrowotne!
    Na zdrowie- dla Cię😀

    OdpowiedzUsuń