Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


poniedziałek, 25 stycznia 2021

O straszliwym pawlaczu - część III: Robin Hood

     Najpierw przycinanie listew na odpowiednią długość. Wyprodukowałem przy tym trochę trocin, ale bez przesady, wcale nie tak wiele! Używałem ręcznej piły, bo ta zapewniała najbardziej precyzyjne cięcia. Ale potem trzeba było dociąć deskę na płytę podłogową i płytę na drzwi. Tu potrzebne było cięcie proste, a takie można uzyskać jedynie tarczową pilarką.

     Najpierw zaciskami stolarskimi przyśrubowałem płytę do stołu. Potem zademonstrowałem Koleżance Małżonce straszne zębiska pilarki.

     - Będę musiał coś zrobić z tą osłoną – westchnąłem. – Przeszkadza mi w cięciu…

     - Nic nie będziesz kombinował z osłoną! – usłyszałem w odpowiedzi. – Osłona jest potrzebna!

     Nadmieniam,  że chodziło mi o osłonę, zabezpieczającą zęby od dołu. W chwili wsuwania pilarki w przecinaną deskę, zasłona sama się odsuwa. Tyle tylko, że jest zawieszona na sprężynie i usuwa się stopniowo, w miarę zagłębiania się ostrza w drewno. I w pewnym momencie odsuwa się do końca. Ręka, która pokonywała dotąd opór sprężyny, przy nagłym zaniku tego oporu po prostu musi drgnąć, co zawsze skutkuje nierównością w cięciu. Dlatego zwykle sobie tę osłonę odciągałem na samym początku i zabezpieczałem drucikiem, lekceważąc przepisy BHP.

     No, ale jak się ma w domu urzędnika, to nie tak łatwo gwizdać na przepisy. Ręka drgnęła – to było nieuniknione – ale byłem na to przygotowany, więc nie jakoś tragicznie. Prawie nie widać.

     Za to trocin wyprodukowałem cały worek.

     Zawsze mnie zastanawiało, jakim cudem pilarka powoduje powstawanie takiej ilości trocin. Objętościowo przewyższały nawet samą deskę. Myślę, że gdyby ją pociąć raz przy razie, miałbym trocin, z których mógłbym sobie wyprodukować z dziesięć płyt wiórowych i jeszcze by mi zostało. Już kiedyś rozważałem taką możliwość, aby kupić jedną płytę, pociąć ją na kawałki i z rozmnożonych w magiczny sposób trocin zrobić ze dwadzieścia nowych płyt. Zysk byłby oczywisty. Problem w tym, że nie miałem maszyn, do wytwarzania takich płyt – tam bez wielotonowej prasy się nie obejdzie. No i cały biznesplan diabli wzięli.

     Potem wyprodukowałem jeszcze trochę wiórów i nowych trocin, bo musiałem ponawiercać otwory w listwach. Przez te otwory zaznaczyłem sobie miejsca na ścianie, w których muszę wywiercić dziury pod kołki. A potem łaps za wiertarkę z udarem i do trocin zaczął dołączać ceramiczny pył z cegieł, czy pustaków, czy co to tam było. Koleżanka Małżonka miała łzy w oczach…

     Szło szybko, aż do pewnego momentu. Momentu o przełomowym znaczeniu.

     Oto bowiem przyłożyłem wiertło do znaku na ścianie. Nacisnąłem spust. Wiertarka zawyła, zaryczała i wiertło z terkotem zaczęło zagłębiać się w ścianie.

     Nagle – błysk i zrobiło się ciemno.

     - Orzesz, qu…

     Debil, debil, debil! Tak możecie mnie teraz nazywać!

     Wierciłem otwór NAD KONTAKTEM. Przecież nawet debil domyśliłby się, że tam w ścianie jest przewód. Mało tego, ja też doskonale o tym wiedziałem! Więc dlaczego zacząłem wiercić w tym miejscu? Nie mam pojęcia. To już jest tajemnica lasu…

     Kiedyś kupiłem sobie nawet specjalny przyrząd do wyszukiwania przewodów w ścianach. Byłem znakomicie przygotowany do tego zadania. Ale złe duchy, upiory, nocnice i wampiry musiały opanować mój umysł, zaciemniły go i pozbawiły mnie instynktu.

     Chciało mi się płakać, ale nie mogłem sobie pozwolić na chwilę słabości. Już niedługo przyjdzie godzina, w której wszelkie hałasowanie w bloku jest niedozwolone. Czym prędzej zacząłem kuć w ścianie, by dostać się do tego przewodu.

     Nie był mocno zagłębiony. Zacząłem od kontaktu.  Przewód leżał tuż pod tynkiem, więc w miarę szybko dobrnąłem do miejsca, w którym trafiłem w niego wiertłem. A gdy odsłoniłem owo miejsce, aż westchnąłem z podziwu dla samego siebie.

     - Normalnie, Paganini wiertarki! – oznajmiłem. – Trafiłem idealnie w sam środek. Gdybym próbował to zrobić celowo, nigdy nie udałoby mi się tak trafić. Robin Hood tak rozczepiał strzałą wierzbowe witki. Musiałby dziś przyznać, że jestem co najmniej tak samo dobry jak on!

    Koleżanka Małżonka nie podzielała mojego zachwytu.

     - To co teraz?

     - To co teraz, Robinie z Locksley - poprawiłem ją.

     Ale odpowiedź na to pytane już nie leżała w moich kompetencjach. No właśnie, co teraz? Nie miałem pojęcia. Złapałem telefon i zadzwoniłem do zaprzyjaźnionego elektryka.

     Znam go od lat. Kiedyś pracowaliśmy w jednym zespole. Kilku z nas konstruowało mechaniczne podzespoły do jakiejś maszyny a on projektował do niej całą elektrykę, często w prototypach wykonując ją własnoręcznie. Dla mnie jest on chodzącym autorytetem, więc jego porad słucham jak Koleżanki Małżonki.

     Kolega poradził mi w miejscu przerwania wykuć trochę miejsca na kostkę, po czym zwyczajnie skręcić przewody w kostce, którą potem należy owinąć taśmą i zagipsować.

     - Nic się nie stanie?

     - Spokojnie, wiele razy tak robiłem!

     Skoro on tak twierdzi! Chyba wie co mówi. Wprawdzie człowiek, który podłączał kilkusetkilowatowe silniki pod prąd trójfazowy, często ma skłonności, aby zwykłą domową instalację elektryczną traktować tak, jak ktoś inny traktuje bateryjkę, ale chyba nie lekceważył jej do tego stopnia, żeby ściągnąć na siebie niebezpieczeństwo. Postąpiłem zgodnie z jego wskazówkami.

     Tymczasem zrobiło się późno. Zakleiłem tylko wydłubany pasek tynku taśmą, żeby nikt w nocy nie dotknął przypadkiem przewodu. Następnego dnia czekał mnie zakup gipsu i nowego kontaktu – bo stary troszeczkę się zniszczył, gdy próbowałem go odłączyć.

     I co było robić? Zabrałem się za sprzątanie trocin. Z podłogi, z dywanu, z krzeseł, z koca, z Koleżanki Małżonki, z talerza z orzechami, z własnego nosa, z kapci, z kieszeni, z kubka z herbatą... A Syzyf, na swojej górze, odłożył na chwilę wielki głaz i zaczął się tarzać ze śmiechu.


C.D.N.


19 komentarzy:

  1. No chyba żartujesz? Ty,Ty popełniłeś taki błąd??? Aż mi uwierzyć trudno.Może byłeś czymś przytruty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, złe duchy, upiory, nocnice i wampiry. Nie pomogło nawet to oko wiedźmina.

      Usuń
  2. Ile dni trwały prace do tej pory, bo chyba nie koniec jeszcze ich opisu? Czy trwały dłużej niż interesująco opisane przygody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka dni to w sumie potrwało. Bo mogłem pracować tylko po pracy i zanim zrobiło się na tyle późno, żeby mnie sąsiedzi wyklęli.

      Usuń
  3. 😂 przepraszam. My też mieliśmy w planie dwie puszki farby i 7 dni bałaganu😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nauczony doświadczeniem, zawsze mnożę zakładany czas remontu przez 2. Ale rzadko mi się udaje trafić - zwykle wychodzi więcej.

      Usuń
  4. Jak cos robic to precyzyjnie – trafiles w dziesiatke!
    Moze i dobrze, ze tak celnie, i ze wybuchlo od razu, a nie wwierciles sie np. milimetr obok, ktory niezauwazony moglyby przejsc, a potem kiedys, kiedys, wbity kolek wraz z pawlaczem robilyby za pochodnie...?
    Nie wnikam czy jest to w ogole mozliwe, ale dla pradu mam duzy szacunek i wole z nim nie zaczynac.

    Kiedys bedac z wizyta u cioci bylam swiadkiem dziwnego zdarzenia. Mama gadala z ciotka, a ja znudzona ogladalam sobie wzorki na tapecie. I nagle widze, ze wzorek robi sie jakis dziwny , jakby znikal czy co? Patrze, patrze a ze wzorka unosi sie maly dymek i pruje sobie po scianie powolutku do przodu! Zjawisko bylo dla mnie tak ciekawe, ze zawolalam ciocie , co to moze byc, a ciotka od razu raban podniosla, matko boska, sciana sie pali!!!
    I faktycznie – w srodku smazyla sie instalacja, bodajze aluminiowa? W kazdym razie gomulkowska jeszcze , nawet nie gierkowska.
    Takze wiesz, nie ma tego zlego!
    Bardzo interesujace zjawisko z tymi trocinami, mam dokladnie takie same obserwacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się dzieje, gdy przewód w jakimś miejscu źle kontaktuje. Wtedy opór prądu tak go rozgrzewa, że izolacja zaczyna się palić, a potem następuje zwarcie i tu na szczęście zwykle wywalają korki.

      Usuń
    2. Ha ha, korki wtedy wcale nie wywalily, za to przewod sie zazyl a tapeta palila:)) Dobrze, ze bylismy wtedy przy tym - co by bylo jakby tak ciotka akurat byla wtedy z wizyta u nas? :))

      Usuń
    3. Być może nic - bo bardzo możliwe, że to, co miała podłączone do prądu, byłoby wtedy wyłączone.

      Usuń
    4. Nitager, ale palil sie przewod w scianie sam z siebie:)) w tym kontakcie obok nic nie bylo podlaczone a dumrk prul poziomo do podlogi :)tym caly pic:) ale prad pewnie skads sie wzial, to fakt.

      Usuń
    5. Znaczy, prąd błądzący. Taki błędny ognik...

      Usuń
  5. O matko.Trafiles jak milion w totka.Ty się ciesz ze to nie rurka z woda.Mam takie smutne doświadczenie fantazji hydraulikow.Zupełnie bez sensu poprowadzona rurka w ścianie miedzy pokojem a kuchnia i zalany cały parkiet w pokoju.Zapowiada się ciekawie,prąd i narzedzia to uwaga na maksa co tam wióry i pył najważniejsze palce i brak porażenia prądem.Bałagan zawsze musi być to chyba najmniejszy problem.Powodzenia Ale Ty to umiesz opisać no i wykonać.Szacunek.Marta uk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie wolałbym trafić w totka. Wtedy nie musiałbym w ogóle brać się za tę robotę.
      A z wodą też miałem do czynienia i też to tutaj opisałem - dawno temu. To się nazywało chyba "Hydrozagadka", czy jakoś tak. Sam już nie pamiętam.

      Usuń
  6. Z prądam same jaja dookoła. Mój kolega przysłał mi dwa dni temu smsa, że "idzie szukac prądu do kuzynki bo jej zgasło". :D Znalazł i nawet mi tłumaczył co się stało, ale nie proś mnie o powtórzenie. ;)
    Na pocieszenie powiem Ci, że jak u mnie w ubikacji gościu trafił w przewód to wywaliło korki u mnie, na piętrze i na klatce w zbiorczym. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, kiedy zakładałem sobie światło w piwnicy, zrobiłem takie spięcie, że wywaliło korki w sąsiedniej klatce - ale w mojej nie!

      Usuń
  7. Remont, brr- czeka u nas łazienka, wciąż odkładana przeze mnie, Mąż czeka na wykonanie😉
    Czekam na finał Twojej twórczej pracy🤗
    Powadzenia tymczasem życzę😄

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie w tym roku też czeka łazienka. Trudno mi to sobie nawet wyobrazić.

      Usuń
  8. Udało Ci się mnie zaskoczyć. Spodziewałem się raczej, że trafisz na jakiś pręt, który nie wiedzieć czemu zbroi ściankę działową (ja mam tendencję do wiercenia dziur tam, gdzie się ich zrobić nie da, sam wybieram sobie takie miejsca, ma się rozumieć). Widocznie tak już jest, że kto używa wiertarki, musi się także wkręcić w przewód elektryczny, skoro Tobie się udało, a mnie nie, bo prac "majsterkowych" unikam jak ognia.
    Myślę, że nad wykorzystaniem zjawiska rozmnożenia trocin mógłbyś popracować. Oczywiście ich pozorne zwiększenie objętości jest spowodowane ich "rozluźnieniem", uwolniłeś je od sił, które je sprasowały, jakiegoś kleju, czy czegoś tam, no i zrobiły wokół siebie trochę luzu, który prawdopodobnie jest wypełniony czymś powietrzopodobnym, a od tego miejsca już tylko krok do patentu, na sklekę izolującą. Musisz tylko tak zebrać trociny, by ich nie prasować pod takim ciśnieniem, tylko wymyśleć coś takiego, co zachowa pęcherze powietrza między trocinami, co zapewni świetne właściwości izolujące (termicznie na pewno, a być może i akustycznie). Potem już z górki: Podpisujesz z tartakiem umowę na dostawę trocin, być może nawet kupujesz tartak, patentujesz nowy, genialny, naturalny materiał izolacyjny "NITATEX" i liczysz wpływy ze sprzedaży.

    OdpowiedzUsuń