Największym problemem była konstrukcja drzwiczek.
Otwieranych na boki sam nie chciałem. Niewygodne i wymaga precyzyjnego warsztatu, żeby dobrze to zgrać – znaczy, żeby się skrzydła nie rozjechały. Gdybym mógł zastosować zawiasy meblowe, nie byłoby tego problemu. One mają spory zakres regulacji i zwykle da się ustawić drzwiczki prawidłowo, podkręcając odpowiednie wkręty regulujące. Niestety, akurat meblowych użyć nie mogłem. Zawias taki jest bowiem wpuszczany w specjalnie wyfrezowany otwór w płycie, a ja nie mając frezarki, nie byłem w stanie go wykonać. Jedyne wyjście – użyć zwykłych zawiasów, ale wtedy nie ma siły – drzwi mi się rozjadą na tych krzywych ścianach. Wpadłem więc na genialny pomysł, żeby do sufitu przykręcić listwę i tam zamocować zawiasy – tym razem zwykłe, starodawne, poczciwe, skrzydełkowe blaszaki. Drzwiczki byłyby jednoczęściowe, podnoszone do góry na sprężynach gazowych – jak klapa bagażnika w moim samochodzie.
Pomysł był aktualny i genialny aż do chwili dokonania pomiaru sufitu, przy pomocy winkla i poziomicy. Jak łatwo się domyślić, o kącie prostym tam nawet nie słyszano, a słowo „poziomy” w ogóle nie istniało w tamtejszym słowniku.
- Co to jest „poziomy”? – spytał sufit. – To jakiś potomek zioma?
- Nie – odparła lewa ściana. – To chyba jakieś owoce leśne, tylko bardzo duże.
- Głupole jesteście! – wtrąciła się prawa ściana – „Poziomy” to inaczej piętra!
- A to czego on od nas chce? – zaperzył się sufit. – Przecież nad nami już żadnego piętra nie ma! Niech sobie debil szuka na dole.
No i pomysł stracił kilka kilogramów swego geniuszu. Przecież nigdzie nie kupię listwy w kształcie klina, która z jednej strony miałaby dwa centymetry grubości, a z drugiej tylko pięć milimetrów. Oheblować tego na klin nie miałem czym. Może ustawić tę listwę na sztorc – prostopadle do sufitu? Wtedy, formując klin, zmieniałbym nie grubość, a szerokość listwy, a to można zrobić piłą. Ale do sufitu niewiele było miejsca. Jeśli odejmę grubość dolnych listew mocujących, grubość podłogi i jeszcze szerokość tej listwy na górze, pozostanie mi niewielka szpara i nic większego nie dam rady do owego pawlacza wcisnąć. Nie, to na nic. Trzeba znaleźć inne rozwiązanie. W końcu, kto ma je znaleźć, jeśli nie zawodowy konstruktor.
- Ech, pawlacz, żebyś ty był częścią od samochodu, albo maszyną – westchnąłem. – To już wszystko byłoby rozwiązane, zoptymalizowane, rozrysowane, zwalidowane i wdrożone do produkcji. A tak, wymyślaj koło od nowa…
Przyjąłem pozę filozofa ze słynnej rzeźby i pogrążyłem się w rozmyślaniach. Gdyby nie bolący krzyż, spróbowałbym pozycji lotosu. Minę zrobiłem tak mądrą, że poseł Suski może tylko o takiej pomarzyć. Zmarszczyłem brwi. Pomiędzy nimi pojawiła mi się pionowa zmarszczka. Każdy, kto zdołałby mnie wtedy zobaczyć, dostrzegłby we mnie męża stanu, dumającego nad niedolą ludu, albo niezwyciężonego generała, obmyślającego nową strategię. Budda pod drzewem figowca nie był tak skupiony, jak ja. Moje spojrzenie powoli zaczęło wypalać dziurę w suficie. Zacząłem zamieniać się w księcia Siddarthę…
- No i czego tak siedzisz? – spytał zły duch Mara, próbując rozproszyć moje myśli i zapobiec oświeceniu.
Zamrugałem oczami i Mara zamienił się w Koleżankę Małżonkę.
- Myślę – burknąłem.
- Nad czym?
- Nad Wielkim Problemem – burknąłem znów. – Nie przeszkadzaj…
Zwykle kończy się tak, że Koleżanka Małżonka koniecznie chce się dowiedzieć, jaki to problem, po czym, gdy już zdołam przezwyciężyć swój wstręt do mówienia i udzielić jej, w moim odczuciu absolutnie rzetelnych wyjaśnień, stwierdza, że nic z tego nie rozumie. No cóż, komunikacja werbalna to moja słaba strona. A skutek jest taki, że ja jestem wtedy jeszcze bardziej zdenerwowany, bo przerwano mi tok medytacji i musze zaczynać od nowa. Na szczęście, akurat w telewizji leciał jeden z jej ulubionych idiotycznych programów, typu „Ty draniu! Ty draniu! Co ty zrobiłeś! Zamordowałeś mi siostrę! Jak ja cierpię! Ojej! Ojej! Ach, ach! Jak ja cierpię!”, więc miałem trochę spokoju.
Myślałem, myślałem, myślałem…
I wymyśliłem!
Żadnych zawiasów! Drzwiczki zawieszę na dwu śrubach, wkręconych po bokach w górną część drzwiczek, blisko górnej krawędzi. Obetnę im łebki, a w bocznych listwach wywiercę na nie otwory i włożę jeszcze jakieś tulejki jako panewki łożysk. Od razu przestał mnie boleć krzyż, Koleżance Małżonce ubyło ze dwadzieścia lat, a w środku zimy zaśpiewały słowiki i przyleciały bociany. Poczułem, jak z pleców wyrastają mi skrzydła.
Pędząc do pokoju, w którym rozłożyłem swój warsztat, przechodząc przez przedpokój, rzuciłem okiem w lustro. W lustrze ujrzałem oświeconego geniusza!
I zaczęło się przewracanie chałupy do góry nogami, w poszukiwaniu czegoś, co można by użyć na panewki. A Koleżanka Małżonka zauważalnie skuliła się w sobie. W jej oczach ujrzałem strach…
A oto genialny projekt pawlacza, wykonany w programie 3D – już po fakcie, wyłącznie w celach informacyjnych. Musicie sobie wyobrazić, że po bokach znajdują się ściany, a od góry – sufit.
Zamknięty:
Zamknięty od środka – na wypadek, gdyby kogoś z Was przez pomyłkę zamknięto w środku:
I radośnie otwarty:
C.D.N.
Okeeeeej... ja też nic nie rozumiem. ;p
OdpowiedzUsuńCzekam na cd, żeby zobaczyć gotowe na suficie, zapakowane. :D
A co tu jest do rozumienia? Wszystko proste jak... jak nie-ściany!
UsuńChyba dzieki temu, ze jest piatek, poczatek wikendu i wlasnie racze sie pysznym zimnym martini , uwazam ze rozumiem ten projekt doskonale👍W kazdym razie wizualizacje na 100 procent, przepiekny ten pawlacz, gorzej z tymi srubami pionowo, a na koniec zapomnialam co to jest panewka... Tuleja jakas czy cos? Tak trzymac, znaczy niech te obciete sruby trzymaja ...🤞
OdpowiedzUsuńŚruby będą POZIOMO. Wkręcone z boków i oparte na panewkach, wbitych w boczne listwy. A co to są panewki... Jak coś się obraca w czymś, to to co się obraca, nazywa się czop, a to w czym się obraca, nazywa się panewka.
UsuńTo ze sruby poziomo to juz wiem - moj mnie uswiadomil, pokazalam mu ten projekt z opisem, zajarzyl od pierwszego wejrzenia, ale on tez jest techniczny. Panewke prawie zgadlam , zeby cos sie obracalo, znaczy ten czop ( co za piekna nazwa) to musi byc okragle, wiec ta tuleja chyba daleko nie odbiegla. Jak zwal tak zwal , a Malzonka wie, ze w pawlaczu bedzie miala dwa czopy? :)
UsuńWolę ją trzymać w błogiej nieświadomości.
UsuńGeniusz, poprostu geniusz....
OdpowiedzUsuńA nie mówiłem? Trzeba znać swoją wartość...
UsuńNic nie zrozumiałam, ale z obrazków wynika, że będzie piękny😁
OdpowiedzUsuńDlatego właśnie zrobiłem obrazki - bo odnoszę wrażenie, że moja sztuka malowania słowem cokolwiek zanikła, a w każdym razie przechodzi kryzys.
UsuńNo i wszystko jasne! :-)
OdpowiedzUsuńOd razu przypomniało mi się jak postanowiłam zainstalować żeliwny durszlak (cedzak), na suficie, w charakterze lampy. W kuchni.
Udało się, wisi już jakieś 3 lata, ale refleksja , że brak wypasionego warsztatu bardzo utrudnia życie kreatywnego człowieka - też wisi pod osobistym sufitem... ;-)
No i jedna, która wszystko rozumie! Ech, szkoda, że Cię nie było, jak to projektowałem. Przydałaby mi się Twoja dobra rada w dziedzinie wzornictwa przemysłowego.
UsuńMasz rację, pawlacz to mały pikuś w porównaniu z procesem twórczym jego budowy.
OdpowiedzUsuńProces też pikuś. Gorzej z wpasowaniem go w krzywe ściany.
UsuńAha, ok, ale jednego nie widzę... gdzie są, ja się pytam, trytytki i srebrna taśma??? ...)))))
OdpowiedzUsuńTe elementy stosują amatorzy! Rozmawiasz z zawodowcem, który poniżej śruby imbusowej nie schodzi.
UsuńMoże i amatorzy, ale prowizorki trzymają się najdłużej... :)))))
UsuńWygląda fajnie, tylko się szalenie narobisz, bo praktycznie musisz robić całą szafkę. U mnie drzwiczki w stanie surowym przycięto nam w OBI, gdzie kupiliśmy na nie dość grubą sklejkę. Nam zostało ich pomalowanie- od strony kuchni na biało i od strony przedpokoju na kolor stojącej w nim szafy.
OdpowiedzUsuńMam podejrzenie, że w chwili gdy budowane nasze osiedle był jakiś okres prohibicji, bo ściany mieliśmy naprawdę równe i kąty proste były zachowane. Gorzej było z warstwą tynku- jej grubość była od 1 do 5 mm. Osiedle zostało oddane do użytku w 1973r.I -sprzątanie mieszkania po odbiorze zajęło nam tylko 2 godziny, głównie myliśmy okna, reszta była wyczyszczona.To było ulubione osiedle p. Gierka- takie pokazowe. Armatura była jugosłowiańska, tapety w pokojach zmywalne również "jugolskie". W łazience było nawet miejsce na pralkę, bo zrobili oddzielne WC.I mieliśmy też loggię, długości 4,5 m, szer. chyba 110 cm.Całość miała 42,5 m kw.
Jaką szafkę? Tylko podłogę i drzwiczki - rolę pozostałych elementów pełnią ściany.
UsuńPrzypuszczam, że Twój blok był budowany dla majstra - znaczy, on dostał w nim przydział i dlatego było dokładniej niż normalnie. No i piętro też ma znaczenie. Ja mieszkam na najwyższym, gdzie wszystkie błędy z poniższych kondygnacji się sumują i dają taką wypadkową, że np. w pokoju chłopców, gdy idę od okna do drzwi, to wyraźnie czuję, że idę pod górę.
dobre, łapię, o co chodzi, aczkolwiek ja bym to zrobił prościej: klapa podpierana prętem...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Taka propozycja również została przedstawiona do przetargu. Niestety, zarząd odrzucił to rozwiązanie, jako nieergonomiczne i nie spełniające wymagań BHP.
UsuńBrawo za pomysł i dążenie do doskonałości🤗
OdpowiedzUsuńŻeby tak jeszcze Koleżanka Małżonka mnie tak entuzjastycznie pochwaliła... Ale ona bezczelnie uważa, że tak być powinno.
Usuń