Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


poniedziałek, 20 lipca 2020

Remoncik. Część I - czyli, dlaczego nie należy pozwalać żonie oglądać telewizji.

     Koleżanka Małżonka bardzo lubi oglądać pewien program, w którym znana dziennikarka organizuje remonty domów osób dotkniętych przez los. To jeszcze nic strasznego. Ale niestety, napatrzy się tam, jak różnie można urządzić wnętrza. A to już jest niebezpieczne. No i oczywiście potem zaczyna się rozglądać po naszym ciasnym mieszkanku i wymyślać, co tu można ulepszyć, zmienić, przyozdobić… No, jednym słowem – ma za mało roboty! Albo też, co niewykluczone, twierdzi że to ja mam za niskie obciążenie. I tak, od słowa do słowa przechodzi do czynów i prędzej czy później organizuje mi mój czas wolny, zarządzając mniejszy lub większy remont.

     Ponieważ pracuję w niepełnym wymiarze godzin – piątki, a czasem nawet i czwartki mam wolne – dla Koleżanki Małżonki była to woda na młyn. Skoro "nic nie robię cały dzień", to mogę przecież przeprowadzić jakiś "mały remoncik", na przykład przedpokoju. „Bo ta tapeta jest brzydka… Bo ta okleina odłazi… Bo tu jest za krzywo, bo tam jest za prosto, tu za ciemno, tam za jasno i w ogóle do niczego”.

     Sama tę tapetę kilka lat temu wybierała. Wtedy była ładna. Gust jej się zmienił? Bo tapeta na pewno nie.

     Trzeba tu przyznać, że gdy kupiliśmy to mieszkanie, przedpokój nie prezentował się jakoś wyjątkowo zachęcająco. Cały wyłożony był paskudną, sosnową boazerią ze sklejki drugiego gatunku, na którą położono kilka nierównych warstw bezbarwnego lakieru. Chociaż sam bardzo lubię boazerie – kojarzą mi się z leśniczówką – to muszę przyznać, że akurat sosnowa sklejka nie jest tym, co najchętniej widziałbym na ścianie. Ostry rysunek słojów, tendencje do ciemnienia – nie, sosnowa boazeria odpada.W dodatku tak niechlujnie wykonana. Mniej więcej po roku, gdy uporałem się z pilniejszymi potrzebami, poodrywałem ją i wyrzuciłem*, przy okazji odkrywając dziwny gust poprzednich właścicieli. Ściana pod sklejką pomalowana była na krwistoczerwony kolor – krew raczej  żylna niż tętnicza – i dodatkowo ktoś naniósł na nią cienkie, białe paski, co bardzo nieudolnie imitowało ceglany mur.

     Wiadomo, tak nie może zostać. Groziło to śmiercią ze śmiechu każdej odwiedzającej nas osoby. Ponieważ nie chcieliśmy brać na siebie tak wielkiej odpowiedzialności, wytapetowaliśmy przedpokój, wybierając tapetę o ładnym, nieco nieregularnym wzorze, przypominającym jasną, delikatną korę drzewa. Tylko ta zdołała jako tako zamaskować fakt, że ściany są krzywe we wszystkie możliwe strony. Cóż, to jest blok z czasów schyłkowego Gierka, kiedy to prosta ściana byłaby obelgą dla majstra.

     A okleina? Wspomniała też o okleinie!

     Już wyjaśniam.

     Tym, którzy nie znają mnie zbyt długo i nie wiedzą, lub nie pamiętają w jakich okolicznościach zmuszeni byliśmy przeprowadzić się tutaj, poinformuję tylko, że działo się to w ogromnym pośpiechu i na gruntowny remont przed zamieszkaniem nie było po prostu czasu.Zrobiliśmy więc tylko to, co zdążyliśmy, z niektórych rzeczy świadomie, acz z bólem serca rezygnując.

     W mieszkaniu nie było prawie żadnych drzwi – jedynie odrapane drzwi od łazienki stały na miejscu. Pozostałe musieliśmy więc kupić, przy okazji wymieniając również łazienkowe na jakieś bardziej przyzwoite. Wybieraliśmy towary z dolnej półki, bo trzeba było liczyć się z kosztami, ale i tak udało nam się kupić całkiem dobrze wyglądające drzwi w kolorze olchowego drewna. Jednak po wstawieniu ich w niegdyś białe, odrapane futryny już tak ładnie nie wyglądały. Przydałyby się ościeżnice w tym samym kolorze. Ale na ich wymianę nie mieliśmy ani czasu, ani pieniędzy. Pomyślałem, że pomaluję je na podobny kolor i na razie wystarczy. Niestety, geniusz, zamieszkujący to mieszkanie przed nami, położył już kilka warstw bardzo różnej farby (włącznie z olejną, emulsyjną i jeszcze jakąś – ale tutaj to nawet koloru nie udało mi się odgadnąć), co skutkowało malowniczym łuszczeniem się wszystkich warstw, zupełnie jakby futryny dostały łupieżu. Trzeba to było zedrzeć do gołego metalu (tak, w starych, gierkowskich blokach futryny były stalowe!) – ale to dużo roboty, a czasu, jako się rzekło, nie mieliśmy. W odruchu rozpaczy kupiłem samoprzylepną folię w kolorze olchowego drewna i okleiłem te ościeżnice, nadając im odpowiedni wygląd. Dopóki folia nowa – wyglądało nawet ładnie. Na kilka lat zapomnieliśmy o problemie. Niestety, skoro pod nią łuszczyła się farba, to i folia zaczęła po pewnym czasie odłazić razem z nią.

     Decyzja o remoncie przedpokoju zapadła  na najwyższym szczeblu: się odrze to do gołego metalu, się pomaluje, a „przy okazji” się wymieni tapetę na inną. Czyżby ten „się” to ja?

      Nie chciało mi się. Strasznie mi się nie chciało! Bo w przeciwieństwie do Koleżanki Małżonki, wiedziałem, ile roboty mnie czeka i przede wszystkim, jak zaśmiecone będzie mieszkanie w czasie remontu. Zdarta, złuszczona farba jest bowiem bardzo ciekawym przykładem mobilności. Choćby ją na bieżąco zamiatać, i tak przemieści się do najdalszych zakamarków habitatu. Będzie wszędzie – w pościeli, w szafie z bielizną, w moich kapciach, w kieszeniach, w garnkach, na talerzu, w mojej kawie i jedynie istnieje szansa, że do wnętrza słojów z nalewkami się nie dostanie, bo te muszą być szczelnie zakręcone.

     Któregoś dnia westchnąłem ciężko, wziąłem do ręki świeżo zakupiony skrobak, poleciłem się Dziewięciorgu Bóstwom i… zacząłem skrobać pierwszą futrynę.

C.D.N.

_________________
*No, bez przesady. Nie wyrzuca się dobrej sklejki. Można z niej zrobić dużo pożytecznych rzeczy, jak tarcze rycerskie dla dzieci do szkoły, czy pułapka na turkucie podjadki.

25 komentarzy:

  1. Oj tam oj tam, tylko dwie rzeczy do zrobienia? Machniesz raz - dwa. Ja sie zbieram do remontu salonu. Malowanie, wymiana rolet, wymiana tapicerkina fotelach i kanapie, naprawa paneli (na nowe mnie nie stać) i przy okazji przyklejenie odpadniętych płytek na balkonie i pomalowanie balustrady. To będzie robota!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko dwie? To Ty nie wiesz, że jak za jedną rzecz się weźmiesz, to pięć następnych spada Ci na głowę?

      Usuń
  2. Od 1973 r. do chwili wyjazdu do Niemiec(2017r) też mieszkałam w gierkowskiej wielkiej płycie w M3, czyli 42,5m.
    Ale miałam to szczęście, że mieszkanie było świeżo oddane i ściany nawet były proste i oklejone jugosłowiaską zmywalną tapetą, podłogi- płytki PCV. I tym sposobem pierwszy gruntowny i drogi remont był dopiero w 2014 r. Ale to był generalny remont- tylko podłogi nie ruszyliśmy, bo w kuchni, łazience, WC i na małym kawałku przedpokoju zażyczyliśmy sobie terakotę, a reszta czyli 2 pokoje i przedpokój dostały wykładzinę dywanową.No i nie robiliśmy tego sami, mieliśmy 2-osobową ekipę- zajęło im to....7 tygodni. My tylko codziennie dostarczaliśmy materiały -już na pamięć wiedziałam co gdzie leży na półkach OBI, Castoramy, Praktikera. Kosztowało to nas mniej więcej 35 tys.złotych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, gdybym miał "wolne" 35 tysięcy, mieszkałbym w pałacu. Małym bo małym, ale jak zrobionym!
      Niestety, praca w niepełnym wymiarze godzin - trzeba ciąć wydatki na maksa. A to oznacza więcej odcisków na rękach i znacznie więcej nerwów z powodu nieudania się tego i owego.

      Usuń
    2. No właśnie, my wpierw kilka lat zbieraliśmy fundusze. A sami tego nie mogliśmy robi, bo mąż mial na to zbyt wątłe zdrowie- POChP i implantowaną zastawke aortalną.

      Usuń
  3. Jak zwykle jestem calym duchem z Kolezanka Malzonka. Moj chlop tez dostal pare robotek do wykonania , no bo chyba nie myslisz, ze bedzie spedzal czas calymi dniami z telefonikiem w rece polaczony ze swoja gra, a ja w tym czasie pracuje zdalnie z domu, w przerwie na lunch robie pranie i sprzatanie kuchni, a po pracy zabieram sie za robienie obiadu .. .Jakis wklad wlasny musi byc i sprawiedliwie tez. Tyle ze te remonty przeradzaja sie jeden w nastepny, bajzel wszedzie coraz wiekszy, mnie przybywa sprzatania w kazdym kacie domu, a efekty remontu jakis gina w ogolnej demolce. Tak ze wiesz, za nic nie wzbudze w sobie wspolczucia... I tak najgorsze spadnie na Kolezanke Malzonke , to pewne. Ale za to pozniej bedziesz zbieral pochwaly od rodziny i wszystkich znajomych - bo nowe oscieznice beda podziwiac , a sprzatniecia nikt nie zauwazy:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądzisz, że Koleżanka Małżonka zabierze się za sprzątanie? "Chłop naświnił, chłop posprząta!". A ja nie spędzam dni z telefonem w ręce, bo mnie telefon parzy. To ona bez przerwy przesuwa te swoje kolorowe kulki!

      Usuń
    2. No no Nitager, ale na czyms musisz grac w te swoja mroczna i zagadkowa gre? Skoro ona tak mowi, to znaczy, ze Ty za dobrze sprzatasz! Jeszcze nie widzialam kobiety, ktora bylaby zadowolona ze sprzatania meza, zawsze jest cos do poprawki. Widocznie jestes perfekcjonista we wszystkim! No to nic nie poradze, sam sie wkopales 😀🙈

      Usuń
  4. Tak jakbym czytał - zmienioną nieco - opowieść o sobie samym w spełnianiu pomysłów mojej lepszej połowy. Ale nie wahaj się i spełniaj.

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja już wiem jaki program ogląda Małżonka, mało tego, sama go oglądam i uwielbiam:-) Robię też to samo, co Twoja Małżonka, przy czym jeszcze nie wyegzekwowałam realizacji planu. Ale wychodzę z założenia, że jak mąż mówi, że coś zrobić, to zrobi. I nie trzeba mu o tym przypominać co pół roku.:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i prawidłowo. Jak on uzna, że coś potrafi zrobić, to tak jakby już zrobił. Znaczy, on to tak traktuje...

      Usuń
  6. Dlaczego faceci nie znoszą remontów....?? Osobiście uwielbiam, kocham remonty !! A i jeszcze programy na HGTV uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że z tego samego powodu, dla którego kobiety nie znoszą zmywania.
      A skrót HGTV kojarzy mi się bardzo brzydko, choć nie ma pojęcia, co to jest.

      Usuń
  7. Oj, szykuje się to, co lubię najbardziej, ale się zaczytałam :))) Zdzieranie farby z takich metalowych futryn to mordęga, ja bym chyba wolała wymienić ościeżnice. No i ta wymiana tapet - też będzie darcie i wszędzie farfocle.
    No ale jesteś człowiekiem do wszystkiego i niezwykle uzdolnionym, więc z całą pewnością Koleżanka Małżonka powierzyła to zadanie najlepiej, jak to możliwe. Z niecierpliwością czekam na dalsze odcinki.
    Aha - ja oglądam wszystkie możliwe tego typu programy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nienawidzę tego typu programów. Ale jest coś jeszcze gorszego - taki program w amerykańskiej telewizji! Tam bez przerwy się drą! Cokolwiek ten prowadzący powie, zaraz rozlega się przeciągłe "jeeeweweeeee!".
      - A teraz...
      - Jeeeeeeeeeeee!
      - Zabieramy się....
      - Jeeeeeeeeeeee!
      - Do roboty.
      - Jeeeeeeeeeeee!
      - I ja właśnie
      - Jeeeeeeeeeeee!
      - podnoszę młotek...
      - Jeeeeeeeeeeee!
      - I zaraz uderzę
      - Jeeeeeeeeeeee!
      - w gwóźdź!
      - Jeeeeeeeeeeee!

      Nie, no tego się oglądać nie da!

      Usuń
    2. No nie, aż takiego entuzjazmu przy robocie to ja też nie trawię. Ma być dobrze i fachowo, czasem mogą się nawet spierać, byleby robota szła do przodu! :)))

      Usuń
  8. Ciekawe po co ten zbędny trud i ambaras... Dziś znów zaczepiły mnie dwie prorokinie od Świadków J. Ma być [chyba 19. za mego życia] koniec świata w grudniu, tym razem gwarantowany, bo podobno przyszły Czasy Ostateczne. Słyszę to od 1955 roku, średnio co kilka lat, ostatnio coraz częściej... Za którymś razem trafią. Szanse chyba większe niż w Lotto. Poczekam... Głupio byłoby zostawić odremontowane M5.
    G.hr.P.
    P.S.
    A co do zdzierania tapet... Jest takie świństwo w płynie... Smaruje się tapetę... ŚMIERDZI ROZPACZLIWIE... Po pół godziny tapeta nie wytrzymuje smrodu - odpada...
    Ja także, Szanowna Babo Jago, uwielbiam patrzeć, jak inni pracują... Bardzo wychowawcze to...
    Ukłony dla P.T.Inteligencji Pracującej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdzieranie tapet nie jest problematyczne. Kłopotliwe jest zdzieranie farby. I o tym będzie następny odcinek.

      Usuń
  9. Drogi Nitagerze!
    Zdarta fatba w kawie, to niedopuszczalne😀☕
    Ja jestem świeżo po remoncie dużego pokoju.
    Trwał długo, bo Mąż wszystko robił sam, a pracuje jeszcze.
    Czekam na cd opowieści remontowej🙋
    Pozdrawiam że sloneczkiem już w roli głównej 🌞

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kawie jak w kawie, ale w moich niewymownych - to już szczyt wszystkiego!

      Usuń
  10. Oj, narzekasz na PeeReLowskie budownictwo, a przecież panowie budowlańcy z "Alternatywy 4" dawno już wytłumaczyli rodakom, że tak w planach było i nie dało się inaczej, ale prywatnie, to coś by mogli z tym zrobić.
    Nie próbowałeś oddać inicjatywy remontowej Koleżance Małżonce do Jej rąk własnych? Wiesz..., gdyby "się zdarło do gołego metalu, się pomalowało i się wymieniło tapetę" Jej rękoma, to i pomysły na nowe prace domowe byłyby dawkowane w sposób umiarkowany. Wiem, wiem..., podjudzam, ale u mnie to zawsze działało.

    OdpowiedzUsuń
  11. "Mały remoncik" hahaha...
    My mieliśmy MAŁY remoncik jakiś rok temu i dziękuję bardzo, nigdy więcej :P

    OdpowiedzUsuń