Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 9 czerwca 2020

Czy ja jeszcze jestem normalny?

     Nie jest dobrze. Po dwóch miesiącach więzienia w czterech ścianach, nie może być dobrze, Brak kontaktu z ludźmi robi swoje. Robinson na swojej wyspie mógł przeżyć tyle lat tyko dlatego, że najprawdopodobniej on już wcześniej nie był do końca normalny. Inaczej sobie tego nie potrafię wytłumaczyć.

     Gdyby człowiek chociaż miał się czym zająć. Ale kiedy nawet szef po cichu mówi, żeby oszczędzać pracę, bo nie za wiele jej jest, to jakie ja mam możliwości? Niby jestem w pracy – znaczy, siedzę przy swoim biurku, w szlafroku, bo nie chciało mi się ubierać – i nudzę się jak mops. Mam do zrobienia tylko dwie drobne i proste części, a potem to wszystko trzeba złożyć w całość – roboty na godzinę, góra dwie. Co zrobić z pozostałymi sześcioma?

     Idąc w ślady jednego z internautów, odkryłem, że w łazience mam 864 kafelki. Za to w kuchni tylko 718. Ale szybko mi się to znudziło. Lubię zagadki matematyczne, ale nie aż tak proste.

     Szlafrok mi się nieco sfilcował. Zacząłem naprawiać golarkę do swetrów. Na jakiś czas dało się zająć ręce i umysł. Gdy zaczęła działać, stwierdziłem, że szlafrok jest z jakiegoś dziwnego włókna, bo golarka go nie bierze. No, powiedzmy, nie tak jak powinna. W pojemniku zebrało się tylko trochę tych farfocli, a szlafrok wcale nie wygląda lepiej. Dziwne… Szlafrok granatowy, a farfocle jasnoszare. Jakoś dziwnie ufarfoclowany ten ciuch.

     Kolumbus trochę mnie dziś wkurza. Gdy podłączałem służbową stację do internetu, głośno krytykował mnie za ten pomysł. Że niby co? Że mam tak zostawić na stałe? Z tym pałętającym się po przedpokoju kablem? Dzięki, wolę po pracy odłączyć i rano podłączę sobie znów. Niewielki wysiłek i cała minuta zagospodarowana, bo to jeszcze trzeba podstawić krzesło. Router jest dość wysoko…

     Wspominałem o Kolumbusie?  Nie pamiętam. Od miesiąca nie daje mi spokoju. Łazi za mną krok w krok i trzeszczy te swoje głupoty. To mój prywatny, indywidualny, urojony gladiator. Sam nie wiem, skąd się wziął. Ale przynajmniej jest do kogo gębę otworzyć. Uparty jak Dziadziuś z sąsiedniej klatki – wiecznie łazi z tarczą. Na co mu ona, jak z nikim nie walczy? A jest murmillonem, więc tarcza niemała! Co chwilę o nią czymś zahacza. I jebudu! Wazon leci. Albo lustro zbite. Albo firana porwana. Na szczęście, Kolumbus jest urojony, więc robi tylko urojone szkody. Niczego więc nie trzeba naprawiać. A przynajmniej jak się trafi prawdziwa, jest na kogo zrzucić winę. Facet denerwuje mnie jednak tym hełmem. Łazi z tym metalowym czubem nad głową i co chwilę słyszę, jak wali nim w futrynę. Mówię mu, zdejmij, bo się niepotrzebnie męczysz, ale gdzie tam! Nie przemówisz! Hełm zdejmuje tylko do posiłków. I jeszcze tak dudni mu głos przez tę kratkę. Wkurzające…

     Przed chwilą znowu mnie wpienił, bo wciąż zagląda mi przez ramię. Twierdzi, że musi sprawdzić, czy poprawnie piszę jego imię.

     - Bo zawsze wszyscy pisali je przez „C” – dudni w tym hełmie. – Jak u Rzymianina!

     A jest Grekiem i jest z tego powodu dumny jak paw. Nie wiem, dlaczego. Nie chce mi się pytać. I tak niczego mądrego nie powie. A to, jak pisze się jego imię, tłumaczy mi prawie codziennie, już od miesiąca. Debil by zapamiętał.

     To przez niego i jego głupie gadanie zapomniałem zdjąć drzewko bonsai z podstawka. Nie powinno na nim stać. Ale tak sobie ubzdurałem, że po podlewaniu zawsze można wodę z podstawka wylać i dzięki temu sąsiedzi z dołu nie narzekają, że im brudna woda na pranie kapie. W czasie ładnej pogody metoda się sprawdzała. Ale od wielu dni codziennie leje. Na balkon nie wychodziłem, bo podlewać i tak nie trzeba było. A woda zgromadziła się w podstawku, odcięła dopływ tlenu do korzeni i korzenie zaczęły gnić. Chyba już nie odratuję tego drzewka. Przesadziłem do nowej ziemi, spryskałem środkiem grzybobójczym – ale coś nie chce się obudzić. I jeszcze wczoraj mi je gołąb obsrał! Delikatnie, bo rykoszetem dostało, ale ubrudzona gałązka momentalnie uschła. Próbowałem Kolumbusa namówić, żeby stanął na balkonie i odstraszał te gołębie, ale to nieużyty ćwok. 

     - Nie honor dla gladiatora!

     Taaa… A rozwalać meble tarczą to honor! Niedorozwinięty jakiś… I znowu przyjdzie mi pożegnać się z drzewkiem. Może dać sobie z nimi spokój? Za bardzo to przeżywam.

     W zakładzie wszystkie systemy uruchamiały się bardzo szybko. W domu, przez prywatną sieć, dzieje się to bardzo wolno. Irytująco wolno. Błękitne, obracające się kółeczko – to najczęstszy widok, jaki obserwuję w pracy. Przez chwilę przyszło mi nawet do głowy, że to ten światowy spisek, ta Grupa Trzymająca Władzę celowo nas wszystkich hipnotyzuje tym kółeczkiem, żeby nas zniewolić. Znaczy, jeszcze bardziej zniewolić i zaprowadzić Nowy Porządek Świata. Już tam te Annunaki  przybijają piątki z finansjerą, zadowoleni, że tak dobrze idzie. A nie, trójki, bo oni ponoć mają po trzy palce. Dołujące…

     Pozostaje kuchnia. Ale z tego bezruchu tak mi brzuszysko urosło, że boję się popatrzyć nawet w tamtą stronę. Dopóki nie widzę jedzenia, staram się o nim nie myśleć. Nie zrzucę tych kilogramów przez najbliższy rok.

     Jak żyć, panie premierze, jak żyć?

     W zasadzie powinienem spytać „jak rzyć?”, bo od tego siedzenia to się niedługo hemoroidów nabawię. Żeby chociaż słońce wyszło. Ale nie, obraziło się na mnie. Świeci tylko wtedy, gdy ja pracuję, a i to rzadko. Gdy mam postój – murowany deszcz. A ja nie lubię moknąć. Gdy pochodzę mokry, od razu łapie mnie przeziębienie. W dobie koronowirusa trochę strach.

     Najlepiej byłoby zrobić mały remont w mieszkaniu. Ale to też koszty, a ja dostaję tylko pół pensji. Nie jestem górnikiem, żeby za leżenie pod pierzyną dostawać 100%.

     Pianino pojechało ze Starszym Synem na kwaterę. Cóż, to jego pianino. Elektryczne, żeby nie było zdziwienia, że ktoś targa taki ciężar. Nawet pograć nie ma na czym. Mnie została gitara. Ale to intro do „Dream on” nie bardzo mi wychodzi i szybko się zniechęcam. Zresztą, kto to widział, żeby dobry, stary rock grać na trzeźwo! Profanacja. A alkoholu wolę nie tykać, bo w takiej beznadziejnej sytuacji stoczyć się w nałóg jest bardzo łatwo. Jeden drink w piątek po południu – taki limit sobie postawiłem. Chyba nawet z niego zrezygnuję – i tak nie wystarczy, by poczuć bluesa.

     Na razie trwam. I niewiele więcej. I zastanawiam się, czy jak to się skończy, to będę jeszcze miał siły powrócić do świata.

18 komentarzy:

  1. A mnie właśnie za 20 dni kończy się samotny pobyt w Berlinie.Strasznie się bałam tych sześciu miesięcy samotności, a tymczasem jest w porządku. Sama frajda- robię tylko to na co mam ochotę. Pandemia? drobiazg, gdyby nie te maseczki to nawet bym jej nie zauważyła. Nie dość, że robię tylko to co na co mam ochotę to robię to w pasującym mi czasie- chcę czytać- to czytam niemal do rana i potem należne mi 6 godzin snu odeśpię. Chcę to jem, nie chcę - nie jem.Zakupy- raz w tygodniu, czyli gdy w lodówce jest głównie światło.
    Wystarczają mi w pełni kontakty mailowe i telefoniczne. TV polskiej wcale nie oglądam, podobnie jak niemieckiej. Polskiej nie- bo po co, niemieckiej nie- bo nie lubię gdy ktoś mi trzeszczy w niezrozumiałym dla mnie języku.Słucham b. dużo muzyki, no ale to u mnie normalne.Pogoda do dziś była fajna, jutro będzie nieco padać, więc pójdę na spacer w deszczu- to coś nowego.
    I w końcu miesiąca będę musiała wrócić do rzeczywistości- to może być bolesne;)
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie dobrze - zobaczysz. Człowiek nie jest stworzony do samotniczego trybu życia. To jest dobre na tydzień - potem już zaczyna świrować.

      Usuń
  2. W mojej ocenie praca zdalna ma tyle smo chyba wad i zalet. Pogorszył mi sie niestety wzrok od tego gapienia sie w ekran. Kręgosłup też tego siedzenie nie lubi (nie mówiąc o tyłku). Praca ma byc wykonana, a jej wykonanie zajmuje mi dużo więcej czasu, niż jakbym normalnie była w robocie (więc zazdroszczę tym, co narzekaja na nude w domu).Jest też więcej papierów do uzupełnienie, w których musze udowadniac, że nie leżę cały dzień z drinkiem na kanapie. Z drugiej strony - nie zarażam się, a spotykając codziennie około 300 osób byłyby na to duże szanse. I to jest taki plus, który ze trzy minusy niweluje. Po drugie praktycznie zawsze kiedy potrzebuję moge iśc do toalety, zjeśc coś, zrobic herbatę. Rzadsze dużo sa momenty, kiedy nie mogę bo cośtam. Widzę też ogromną korzyśc dla środowiska, bo zużywam dużo mniej papieru (te papiery wszystkie się wirtualne nagle zrobiły i okazuje się, że można) a zawsze mnie to wkurzało. Więc teraz, po trzech miesiącach, jak juz sobie wszystko poukładałam, to mogłabym tak dalej ciągnąć, juz nawet na zawsze. ;) Ale bez koronawirusa za oknem. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale normalna praca dawała jakiś rytm dobowy, powiązany z ruchem. Teraz go brak. Dwa kroki do pracy, trzy do toalety, cztery do kuchni. Przez pierwszy tydzień człowiek się zmuszał do ruchu, potem mu przeszło.

      Usuń
  3. Cóż mogę powiedzieć..., na Twoim miejscu szukałbym nowych pomysłów, skoro stare nie do końca Cię satysfakcjonują. Szczególnie, że ta "opanowana przez PiS epidemia" na terenie Polski cały czas jest w fazie wznoszącej i może jeszcze potrwać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy, że pogoda się unormuje na nieco innym poziomie. Takim, który umożliwi wielokilometrowe wycieczki na rowerze.

      Usuń
  4. Robota w edukacji prywatnej nie dała mi szansy na rozleniwienie. Dzieciaki odcięte od regularnych zajęć w szkołach zawisły na mnie. Jutro matura, za tydzień egzamin ósmoklasisty. A potem się wyśpię😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Ty to tak masz niezależnie od epidemii, prawda?

      Usuń
  5. Wiesz, ja w sumie jestem "odizolowana", nigdzie nie wyjeżdżałam (tylko do pobliskich lekarzy) już od listopada 2018r., bo L-4!
    Resztę mojej historii znasz z bloga.
    Pasje, zainteresowania pomagają.
    Ja pomimo bólu lubię kulinarnie się "wyżywać".
    Lubię piec, pichcić, robić soki, nalewki.
    Pozdrawiam serdecznie i nie poddawaj się, bo jesteś Silny Chłop!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pichcić nie, piec tym bardziej, ale robić nalewki to ja też lubię. Tylko kto zarobi na ten spirytus?

      Usuń
    2. Oj tam, szukaj pozytywów, nie neguj wszystkiego 🙋‍♀️

      Usuń
    3. Od pozytywów są handlowcy. Inżynierka jest wytresowana w negatywach - zawsze trzeba przewidzieć najgorsze.

      Usuń
  6. Jak to czesto bywa - ilu ludzi tyle metod przetrwania pandemii czy izolacji. Co prawda zasadnicza roznice robi to iz my, w moim stanie, nie mielismy zakazu wychodzenia z domu a moze wiesz z mojego bloga i zdjec ze mamy piekne tereny do spacerow a takze dlubania w ogrodach.
    Obecnie jestesmy "otwarci" wiec do miasta wrocilo zycie .
    Ale i tak podczas zamkniecia jakims cudem nigdy nie odczuwalam z tej okazji brakow - bo i tak najczesciej mieszkam sama czyli jestem przyzwyczajona. Caly dzien mam cos do roboty a gdy nie to czytam albo ogladam filmy na Prime.
    Jednak rozumiem ze Ty odczuwasz po swojemu, stosownie do swej sytuacji.
    Przykro mi slyszec ze jestes tym zmeczony i poirytowany, nielatwo komus aktywnemu i lubiacemu byc w ruchu przebywac w czterech scianach.
    W dodatku umarlo Ci ulubione drzewko.... to musi byc ciezkim ciosem.
    Nitagerze - zacisnij zeby i wytrwaj, kiedys nadejdzie koniec tego szalenstwa i zycze by jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, Twój tryb życia niewiele się zmienił. Mój został postawiony do góry nogami. Przez tydzień było OK, ale potem krew uderza do głowy.

      Usuń
  7. Mnie się tryb życia w zasadzie niewiele zmienił. Pracuję tutaj w firmie nadal sama, to jedyny taki oddział w DE, wchodzimy na rynek. Jedyne, co budzi mój niepokój, że w obecnych czasach wybitnie niefajnie byłoby stracić pracę, a takie zagrożenie pojawia się chyba u każdego.
    Ale jakoś tak się składa, może dlatego, że pracuję dla rolnictwa, że mam tej pracy nie mniej, tylko nawet więcej.
    Do tego wyjazdy i delegacje, ostatnia pod koniec maja, jak tylko odpuszczono pierwsze kontrole graniczne.
    Działam, bo działać trzeba. Pracuję dużo i pewnie dlatego nie za dużo mam czasu na myślenie. Ale i tak myślę, co dalej, jak dalej.
    Kontakty towarzyskie utrzymuję nadal głównie z przyjaciółmi z Polski, czyli głównie telefoniczne.
    Albo przez Skype.
    A tego Twojego gladiatora to bym chętnie wzięła na spacer, malowniczo by wyglądał na tle Morza Północnego ...
    pozdrowienia
    IW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabierz go! Błagam! Czy wiesz, że niektórzy uważają, że z jego powodu jestem chory psychicznie? Skąd taki pomysł? O nim nikt nie powie, że jest nienormalny, chociaż łazi na pół nago, tylko w hełmie, mannicy i skórzanym pasie, w dodatku z krótkim, prostym mieczem i wielką, drewnianą tarczą. A wiesz, że on w ogóle nie używa papieru toaletowego? Wyobraź sobie, jaka u mnie w domu panuje atmosfera!

      Usuń
  8. co prawda parę zajęć mi odpadło i było więcej domatorstwa, to zbyt wielkiej różnicy u mnie nie było... nie miałem kwarantanny, a powód do uzasadnionego wyjścia zawsze jakiś się znalazł... a potem jeszcze wyjazd do Krakowa i po sprawie... za to jak pusto na mieście było w tym Krakowie, bo turystów zagramanicznych prawie zero... tylko maseczkę jeszcze używam i psiukaczy na ręce, gdy za blisko ludzi dookoła, bo ja rządowi nie wierzę, żadnemu, a szczególnie temu i dla mnie epidemia trwa dalej...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę. U mnie kwarantanny też nie było, ale praca tylko w domu. Cały dzień człowiek siedzi przy biurku, podjada trochę, prawie się nie rusza. To przez to muszę dziś głodować. Bez drastycznej diety nie zrzucę tego bemola - a przeszkadza mi jak diabli.

      Usuń