Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 10 grudnia 2019

Żegnaj, Marie

     Nie pamiętam, kto z nich był pierwszy. Chyba John Lennon. Dziś wydaje i się, że było to bardzo dawno temu, ale dopiero wtedy pierwszy raz uzmysłowiłem sobie, że każdy z nich kiedyś odejdzie i nie stworzy już niczego nowego.

     Przez dłuższy czas wydawało mi się, że śmierć dała sobie spokój. Ci, których kochałem, wciąż dla mnie śpiewali. Pewnie, w jakiś sposób wstrząsnęła mną śmierć Anny Jantar, ale choć lubiłem słuchać jej piosenek, nie była ona jedną z tych, których słuchałem z wypiekami na twarzy. Moi idole byli na razie bezpieczni.

     Aż do chwili, w której odszedł Freddie Mercury, osierocając nie tylko mnie i tysiące fanów, ale przede wszystkim przyjaciół z zespołu, w którym wszyscy się szanowali i żyli w najlepszej zgodzie. Tego właśnie było mi żal najbardziej – wraz z nim przestała istnieć wzorowa rodzina.

     Wkrótce dołączył do nich Kurt Cobain. Zawsze, gdy widzę stare teledyski Nirvany, przypominają mi się słowa Duffa McKagana, który wracając do domu, spotkał go na dworcu kolejowym, zaledwie kilka dni przed jego samobójczą śmiercią. Wyrzucał sobie, że wtedy nie wziął go za łachy i nie zabrał do siebie. Wypiliby, pogadali od serca. Może potoczyłoby się to inaczej. A może nie…

     Potem znów przez dłuższy czas kostucha omijała moich ulubieńców. Przypomniała sobie o nich dopiero po piętnastu latach, kiedy to zabrała Michaela Jacksona. 

     A potem odwiedzała ich coraz częściej i częściej.

     Najpierw zabrała mi Gary’ego Moora. – jedynego, który potrafił rzęzić na gitarze tak, że ciary przechodziły mi po plecach.

     A potem kolejny cios. Śmierć okradła mnie z cudownego głosu Whitney Houston. Nieraz puszczam sobie jej piosenki na YouTube i wpatruję się w jej oczy. I za każdym razem jestem w niej coraz bardziej zakochany – choć jej już przecież nie ma. A ja wciąż nie mogę się z tym pogodzić.

     I w końcu nastał ten tragiczny rok.

     Najpierw David Bowie. Pamiętam, że pożegnałem go skromnym epitafium na łamach tego bloga.
Jeszcze łzy nie obeschły, a przyszło mi pisać następne. Do Davida dołączył Glenn Frey.

     George Michael nie należał do ścisłego grona moich ulubieńców, ale przecież każdy z nas słyszał jego piosenki. Lubiłem zwłaszcza te stare, zaśpiewane razem z Andy'm Wrigleyem w duecie WHAM.

     Kostucha nie odpuszcza

     Dziś zmarła Marie Fredriksson. A ja nie wiem nawet, jak mogę ją pożegnać. Żadne słowa nie przychodzą mi na myśl. Może z wyjątkiem: This must have been love.

     Niedługo pozostaną mi same zakurzone płyty…

16 komentarzy:

  1. Lay your whispers, on my pillow...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie umiem Cię pocieszyć. Coraz częściej jestem zmuszona pożegnać się z kimś na zawsze - odchodzą ulubieni aktorzy, piosenkarze, odeszły dwie moje wieloletnie przyjaciółki, w sierpniu odszedł mój mąż.
    Wszyscy od chwili pierwszego oddechu zmierzamy w jednym kierunku. Pozostaje tylko pytanie czy nasze energie się kiedykolwiek spotkają?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałbym mieć serce z kamienia, żeby oczekiwać pocieszenia od Ciebie. Moja chandra to nic takiego, przejdzie. Na chwilę zrobiło mi się smutno - i tyle.

      Usuń
  3. Nitagerze
    Uwielbiałam od zawsze " Roxette" ♥️
    Piosenki pozostaną, a ludzie i znani także kiedyś odchodzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, od kiedy moja znajoma odkryła ich dla mnie.

      Usuń
    2. To nie byłam przypadkiem ja- ta znajoma? 😀

      Usuń
  4. Płyty, które Ci po nich pozostaną, są najlepszym dowodem Twojego uwielbienia i pamięci. To niby niewiele, a jednak jakże dużo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze wieża mi siadła. Cóż, stara już jest. Pozostaje You Tube.

      Usuń
  5. Ta liste moznaby znacznie rozwinac a kazdego jednego szkoda bo kazdy talent jest niepowtarzalny i dajacy nam przyjemnosc.
    Podobnie jak Ty ja wciaz kocham Nirwane i czesto slucham na iPod lub w radio. Mam rowniez ulubionych gitarzystow i perkusistow.
    Moze nieladnie z mojej strony ale bab nie slucham, co nie znaczy ze nie doceniam.
    I wciaz czekam na mozliwosc zobaczenia AC/DC........
    Co Ci to mowi? Ze potrzebuje czegos "mocnego", nie cukierkowatego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja czasem lubię posłuchać "bab". Nawet często. Zależnie od nastroju. Męski rock jest jak dobry, stary, ciemny rum. Kobiecy śpiew - jak dojrzałe wino.

      Usuń
  6. Nitager, wiem jest trudne. Czasem wręcz nieakceptowalne.
    Ale... Znowu przypomniały mi się niegdysiejsze słowa mojego domowego lekarza: >>w określonym wieku, proszę pani, to boli tu i tam<<...
    Niby nie na temat. Ale... Jesteśmy "w określonym wieku"... I coraz częściej odchodzą nasi bliscy i ci ukochani idole... Najgorsze jest to, że pustkę, która pozostaje po tych "odejściach", nie da się wypełnić. W naszym bardzo określonym wieku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się. Z Wiekiem coraz częściej czyta człowiek nekrologi

      Usuń
  7. Też to odczuwam, że "moi" odchodzą. :(

    OdpowiedzUsuń
  8. O ludzie, jak to ubrać w słowa? Chyba rozumiem, co czujesz. Czytając twój wpis przypomniało mi się, jak zasmuciła mnie wieść o śmierci Amy Winehouse...
    Po tym, jak natrafiłam na fantastyczne wykonania dawnych utworów Evy Cassidy, dowiedziałam się, że zmarła w 1996 r. I to było dołujące.
    Tak już jest... Śmierć przychodzi po każdego, ale przynajmniej zostają dzieła ulubionych artystów. One z kolei sprawiają, że człowiek nie odchodzi tak całkiem, bo wciąż pamięć o nim jest żywa.

    Pozdrawiam :,-)

    OdpowiedzUsuń