Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 27 listopada 2019

O korkowaniu

DNG - żeby nie było, że nie ostrzegałem. Terapii narzekaniowej ciąg dalszy.


     Przeżywam ciężki okres. Nie najlepiej się czuję. Wszystko przez brak ruchu. Zamknęli mi kiosk RUCHU i nie mam gdzie kupić papierosów…

     Dobra, żartowałem. Nie palę i szczerze nie znoszę odoru papierosów. Jestem właśnie na etapie ostentacyjnego wychodzenia do toalety po każdorazowym przywitaniu się z kolegą z pracy, który kopci jednego po drugim. Może kiedyś się domyśli, że powinien najpierw umyć ręce, choć trwa to już tak długo, że moja nadzieja gaśnie z każdym dniem. Chodzi mi tu o normalny ruch – może nie od razu sport, ale przynajmniej jego namiastkę. Dopóki mogłem chodzić do pracy pieszo, czułem się w miarę dobrze. Ale teraz, gdy Koleżanka Małżonka wróciła do pracy, ale do pełnej sprawności jeszcze nie, muszę ją co rano odwozić i przez to jadę do pracy samochodem.

     W tamtą stronę da się wytrzymać. Ruch na ulicach jest duży, ale nie jakiś tragiczny. Da się przejechać i to nawet szybciej niż rowerem. Tylko w jednym miejscu stoję trochę dłużej – ale tak to już jest, gdy w godzinach szczytu trzeba z podporządkowanej skręcić w lewo. Cyrk zaczyna się dopiero na zakładowym parkingu.

     Firma w ciągu ostatnich kilku lat przyjęła do pracy kilkaset osób. Parking, do tej pory wystarczający, stał się o wiele za mały. I nie jest to zła wola firmy – naprawdę nie ma gdzie zbudować kolejnego! Nie ma miejsca. Ludzie parkują więc tam, gdzie dadzą radę. A jak ktoś przyjedzie później niż za pięć siódma, da radę już tylko na przejazdach. Skutek – zarówno wjazd i wyjazd z parkingu są zablokowane na amen – nawet skuterkiem trudno się przecisnąć. O tym, żeby wyjechać ze środka parkingu, nie ma mowy. Trzeba czekać, aż się trochę odblokuje. I wtedy, jeśli ktoś ma małe autko i stoi w miarę blisko wyjazdu, to może, ostrożnie manewrując, ze złożonymi lusterkami i nogą na sprzęgle, opuścić szczęśliwie to Alcatraz dla zmotoryzowanych. Właściciele większych aut muszą czekać, aż właściciel samochodu przed nimi wyjedzie z parkingu. Ale on nie jedzie - tylko czeka dokładnie na to samo! Nie ma ucieczki, trzeba odsiedzieć swoje, jak kiedyś na słynnej wyspie u wybrzeży San Francisco.

     Niektórzy po prostu mieszkają daleko, ale inni sami są sobie winni. Mieszkają na tyle blisko, że mogliby przychodzić pieszo. Ale oni należą do innego gatunku – homo automobilis. Taki ktoś, nawet odnosząc talerz do kuchni, najchętniej wsiadłby w auto. To dla takich ludzi w Hamburgeryce wymyślono McDrive’y, kina z parkingiem zamiast widowni, domy pogrzebowe i kościoły, w których nie trzeba opuszczać miejsca za kierownicą, a niedługo zapewne ktoś wybuduje taki szalet, gdzie będzie się podjeżdżało do okienka, a pracownik będzie podawał kaczkę i po drugiej stronie inny będzie odbierał napełnioną. Kto wie, może zresztą zamontują tam takie przyrządy na stałe w samochodach i wtedy nawet nie będzie trzeba się zatrzymywać. Kierowca, oprócz zapięcia pasów, będzie jeszcze tylko musiał podłączyć się do samochodowego systemu wydalniczego. Zacząłem sobie nawet już taki system rozrysowywać ołówkiem na papierze, tylko nie mam pomysłu, jak zapobiegać przypadkowemu przyczepianiu się zużytego papieru do podwozia – bo chyba zgodzicie się, że zajechanie po dziewczynę, ciągnąc za sobą taką wstęgę, może popsuć cały nastrój.

     Ech, gdyby jeden z drugim ruszyli tyłki i przyszli pieszo, już dawno byliby w domu. A tak kopcą jednego papierosa za drugim, wściekają się i czekają – bo nic innego nie mogą zrobić. Są unieruchomieni.

     Cóż, ja w pracy pojawiam się wcześnie. Dzięki temu kilka razy udało mi się zaparkować na Pole Position, ale zwykle stoję w drugim rzędzie, więc czekam w miarę krótko. Wychodzę jakieś dziesięć minut po fajerancie i mogę spokojnie ruszyć na drogę. Co nie znaczy, że dalej mogę jechać. Wtedy staję w korku i w zasadzie jedyne, co mogę robić, to niecierpliwie bębnić palcami po kierownicy. To nie na moje nerwy!

     Popołudniowe godziny szczytu to są dopiero te prawdziwe, pełnowymiarowe godziny szczytu. Poranne to pikuś – ale po pracy nie ma jak przebić się przez miasto. Stoi człowiek i stoi. W takim korku widzę sens istnienia samochodu elektrycznego i gdyby było mnie na taki stać, to bym… nie kupił, bo mieszkam na czwartym piętrze i nie miałbym jak go podłączyć do prądu. Czasem człowiek powścieka się na jakiegoś idiotę, który ruszył na skrzyżowanie, choć zjechać z niego już nie miał gdzie. No i utknął. I zablokował całe skrzyżowanie na amen, we wszystkie strony. Co najmniej dwa – trzy razy w tygodniu widzę taką sytuację. Można by to wykorzystać do obstawiania zakładów, ale nie mam z kim w to zagrać. Gdybym miał kogo podwieźć, zrobiłbym to bez wahania. Ale dziwnym trafem, jedyni dwaj koledzy, którzy mieszkają blisko mnie, wychodzą z pracy o zupełnie innych godzinach.

     Radio przyciszone na maksa – też nie posłucham, bo wciąż puszczają irytujące reklamy. I podnieca się tam jeden z drugim jakimś kredytem, czy innym telewizorem za 999,99, jakby zaraz miał popuścić w spodnie. I te promocje! Superpromocje! Hiperpromocje! Megapromocje! No-ja-nie-mogę-jakie-promocje!Powiedzcie mi, czy ludzie naprawdę do tego stopnia nie potrafią liczyć, że są w stanie zadłużyć się po uszy, tylko po to, żeby przy okazji dostać jakiś badziewiarski kubek za pięć złotych, z logo firmy, o której nigdy przedtem nie słyszeli? Przez to wszystko jeszcze bardziej mi się czas dłuży.

     Odległość z domu do pracy wynosi prawie cztery kilometry. Czterdzieści minut marszu, licząc od fajerantu. A samochodem? Dwadzieścia, dwadzieścia pięć, licząc od momentu, w którym mogę wyruszyć z parkingu. Wychodzi prawie na to samo.

     Tylko ten brzuch rośnie jak zwariowany. Bo apetyt, psiakość, dopisuje…



30 komentarzy:

  1. A u koleżanki małżonki jest parking lub jakieś inne miejsce do zaparkowania? Bo może odwoziłbyś żonę do niej do pracy, tam parkował i następnie maszerował do własnego biura? Miałbyś wtedy gwarantowany spacerek aż dwa razy dziennie.
    Apetyt Ci dopisuje, bo widocznie "zajadasz" stres spowodowany zakorkowanym miastem.To niestety bardzo częsty objaw, z którego większość osób nie zdaje sobie sprawy. Poza tym nie widzę przeszkód byś po każdym obiedzie zamiast zalegnąć przed TV poszedł na spacer. Przez pierwszy tydzień będzie to męczące, ale zapewniam, że się przyzwyczaisz i brzuszek przestanie Ci rosnąć. Znam kilka osób zagrożonych cukrzycą, które właśnie tak robią - nabrali linii a i wyniki analiz mają coraz lepsze.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mały problem – to nie do końca po drodze. Gdybym tak robił, nie zdążyłbym do pracy. Z kolei wcześniejszy wyjazd też nie wchodzi w grę, bo sklep z pieczywem otwierają o 6:00. A mieszkam w mało spacerowej dzielnicy. Gdyby spacer był jakąś, choćby drobną przyjemnością, pewnie bym się zmusił – a tak, ciężko się zmusić. No, ale już niedługo zacznie się chodzić pieszo, bo rehabilitacja przebiega bardzo szybko.

      Usuń
  2. A ja pochopnie pomyślałam o innym korkowanie😀
    Jak nie chcesz słuchać marudzenia nie zaglądaj do mnie na bloga🤦

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż dwie możliwości mi przyszły do głowy - jedna przyjemna, druga mniej.
      Oj tam, oj tam. Ponarzekać trochę trzeba, bo inaczej smutki się na wątrobie odkładają. I potem nie można sobie zrobić zimnego kangaroo, bo marskość, bo stłuszczenie, bo wysoki poziom kwasu moczowego we krwi. Trzeba to z siebie wyrzucić i od razu ulży. Masz wielu komentatorów – wspólnie to wszyscy przetrawimy, toteż jak dobrze podzielimy, nie przekroczymy dozwolonej dawki. Spoko, weźmiemy to na siebie.

      Usuń
  3. No i ponarzekałeś sobie zdrowo! Czasem trzeba. ;)
    Moim zdaniem najgorzej z tym kolegą palaczem.Tu sie pewnie nic nie zmieni...
    Pozostałe problemy się rozwiążą, jak Koleżanka Małżonka w pełni wyzdrowieje. Nie będziesz musiał jechać autem, nie będziesz musiał parkować, nie będziesz usiał słuchac irytujących reklam w radio. Ciekawe na co wtedy będziesz narzekał. ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie doceniasz mnie. Powiem więcej – obrażasz mnie posądzeniem, że nie znajdę sobie tematu do marudzenia! Ja nie znajdę? Przecież nawet po wygranej w Totka można ponarzekać – „dlaczego nie wtedy, gdy była taka duża kumulacja!?”,

      Usuń
  4. Jedyne rozwiazanie to aby malzonka doszla do zdrowia ale to nie wszystko - zacznij chodzic do jakiegos gym!
    Wiem ze to sie wiaze z poswieceniem mu czasu ale przynajmniej bedzie inny pozytek niz ten z przesiadywaniem na parkingach.
    Nawet zwykle spacery moga byc pomocne.
    Niestety samo sie nie stanie, czasem trzeba temu schudnieciu pomoc.
    A opis Twych korkow przypomina mi Boston i narzekania syna. Zreszta bylam wiele razy to widzialam .
    Nie wyobrazam sobie jak policja czy inne sluzby moga tolerowac zablokowanie wyjazdow - one powinny byc zawsze przepustne w razie czego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokąd mam chodzić? Sorry, ale nie znam tego słowa. Jeśli chodzi Ci o jakiś aerobik, to wybacz, za dużą miałbym świadomość własnej śmieszności, żeby tam poleźć. Stary tetryk próbuje się zgiąć w rytm nawalanki z głośników – sam pękłbym ze śmiechu.
      Siłownie już dawno stały się miejscem lansu, a nie treningu. Źle czułbym się w towarzystwie wyżelowanych gogusiów, rozmawiających o najnowszym kremie do rąk. Już wolę towarzystwo mojego brzuchola.
      Policja tu nic nie może zrobić – to jest teren wewnętrzny firmy. Zarząd może zabronić, ale musi wtedy zapewnić inne miejsca do parkowania – a tych nie ma gdzie wybudować. Koło zamknięte.

      Usuń
  5. Inna sprawa ktora mnie w Twym wpisie zaskoczyla to ta ze wyglada iz u was jest dozwolonym palic w miejscu pracy, czyli publicznym.
    Nie probuje wpierac ze amerykanskie modele przepisow sa najlepsze ale niejednokrotnie sa a ten wydawalo mi sie ze stal sie obowiazkowym w Europie.
    U nas to zarzadzenie posunieto jeszcze dalej i obok wszelkich szpitali i klinik zabroniono palic przy samym wejsciu. Palarnie odsunieto o conajmniej 100 yardow, czesto sa teraz usytuowane "za rogiem" budynku, tam gdzie nie ma wejsc i inni ludzie niz palacze nie maja potrzeby byc.
    Widzialam to rowniez przy kilku restauracjach.
    A w miejscach pracy, chocby to byl warsztat czy cos podobnego to jest niedopuszczalne. Oprocz Wirgini - ona jest stanem z plantacjami tytoniowymi i dzieki temu dostala dyspense, ze tak nazwe.
    To taki paradoks jak z Jack Daniels whisky - jego wynalezienie i najstrsza destylarnia, teraz zabytek i muzeum ale nowoczesna wybudowana zaraz obok, produkujaca najbardziej popularna i klasyczna whisky, istnieje w Lynchburg, Tennessee - ale tam nie mozna jej kupic bo istnieje zakaz handlu alkoholem w tym powiecie. By kupic trzeba jechac do sasiedniego stanu. Krotka odleglosc ale jednak - i tak robia, jada na zakup whisky ktora produkuja. Ameryka ma wiele takich "suchych" alkoholowo powiatow.
    Osobiscie do zarzadzenia o niepaleniu podpielabym Wyperfumowanych.
    Moze protest calej niepalacej zalogi przynioslby skutek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serpentyno, Nitager ci to pewnie dokladnie wytlumaczy, ale w Polsce absolutnie jest zakaz palenia w biurach i instytuacjach! Juz od ponad 30 lat, wiec to zadna nowosc.
      Kolega ma smierdzace paluchy zapewne od tego, ze czesto wychodzi na papierosa (do palarni, badz na dwor).

      Nie wyobrazam sobie w ogole pracowac w miejscu, gdzie choc jedna osoba by palila.
      A ten zakaz perfumowania sie do pracy popieram!
      Wyobraz sobie siedziec w odleglosci 2 m od czterech uperfumowanych osob , i kazda czym innym. Koszmar ,a w biurze zdarza sie nagminnie. Tez sobie ponarzekam , a co

      Usuń
    2. Nie wolno tez palic na dworcach, przystankach autobusowych i w roznych innych miejscach...:))

      Usuń
    3. Otóż to. Polskie prawo trochę się rożni od amerykańskiego, aczkolwiek nie tak drastycznie. Na terenie firmy palić wolno, choć jedynie w 2 wyznaczonych do tego miejscach. Oba pod gołym niebem. Ale we własnym samochodzie można robić, co się podoba, zwłaszcza gdy się stoi.
      Z drugiej strony, uprawianie polityki kolejnych zakazów zawsze odbijało się czkawką. Nałogowego palacza nie zmusi się do zaprzestania – a przynajmniej jest to trudne. Skutek – będzie palił ukradkiem, w miejscach, gdzie może to być naprawdę niebezpieczne (np. magazyn łatwopalnych materiałów), ale za to nikt go nie widzi. Dlatego lepiej, że są takie miejsca. Dzięki emu nie muszę chodzić do zadymionej toalety.

      U nas naprawdę niewiele osób pali. Na cały nasz dział są chyba tylko dwie osoby palące – nie kojarzę, żeby było ich więcej. Całkowicie się tego nie wyeliminuje, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że jeszcze 20 lat temu palił co drugi pracownik, to postęp jest ogromny.

      A palacza wyczuwam na kilometr! I wcale nie musi mnie dotykać.

      Usuń
  6. a jak parking w pracy Koleżanki Małżonki?... bo jeśli jest bardziej friendly to mam pomysła... auto zostawiasz na tym parkingu, a resztę drogi na rowerze, zawsze jakoś się go da wsadzić do auta lub na dach... a z powrotem ta sama procedura, tylko na odwrót... i takim sposobem można ogarnąć i kwestię parkowania, i kwestię brzucha...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko jest łatwe i proste, dopóki pozostaje teorią. Gdy próbuje się to wprowadzić w czyn, wychodzą problemy.
      Po pierwsze – na rower jest już trochę za zimno. Nie przy moich kłopotach z korzonkami. Przewieje mnie i znowu będę stękał.
      Po drugie, nawet trudno mi sobie wyobrazić, że dwa razy dziennie ładuję rower na dach samochodu i potem go stamtąd ściągam. Na welocyped z włókna węglowego mnie nie stać, a mój jednak trochę waży. I nie ma siły, żeby któregoś dnia mi się to nie wywróciło – prosto na samochód obok. Za duże ryzyko. Mógłbym chodzić pieszo – ale po odwiezieniu Koleżanki Małżonki nie zdążyłbym już do roboty. To jednak nie jest po drodze.
      Po trzecie, parking przy biurze Koleżanki Małżonki nie jest wiele lepszy. Fakt, łatwiej wyjechać, bo tam nikt na przejazdach nie stoi, ale najpierw trzeba znaleźć miejsce – a to niełatwe. Jest stamtąd trochę bliżej, ale najbardziej zakorkowanych ulic i tak nie da się ominąć.
      Poza tym, komplikowanie sobie życia na siłę jakoś kłóci się z moim racjonalnym umysłem ;)

      Usuń
    2. oj tam, oj tam... to z czego ten Twój rower jest?... z osmu?... a technikę podrzutu można opanować /inna sprawa, że mnie było łatwiej, mam stryja b. sztangistę, to mi kiedyś pokazał, jak to się robi/...
      korzonki można opatulić... ja jeżdżę okrągły rok /chyba że pada/, a jedyny ewentualny problem to porządne rękawiczki...
      no, ja tam nie wiem, czy tracenie czasu na parkingowy sokoban jest takie racjonalne, ale z drugiej strony to o gustach się nie dyskutuje :)

      Usuń
    3. Dochodzi problem wzrostu. Gdybym miał parę centymetrów więcej, może łatwiej byłoby mi wsadzić tam ten rower i bezpiecznie go zapiąć. Rower może i nie jest sztangą, ale do lawirowania w powietrzu go nie stworzono. Kierownica zawsze przekręca się w nieodpowiednim momencie... Raz, drugi się uda, ale prędzej czy później popełnię jakiś błąd i na bank wgniotę jakiś dach, błotnik, czy wybiję szybę, gdy mi się rower zesmyknie. Poza tym, ja naprawdę podziwiam tych, którzy wożą rowery na dachu. Ja zwyczajnie bym się bał.
      Generalnie, po pierwszych przymrozkach rower idzie u mnie w odstawkę.

      Usuń
  7. Wyobrazilam sobie te ciagnaca sie wstege papieru za autem adoratora... Po prostu piekne ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co Ty powiesz? Ja uważam, że to obrzydliwe!

      No, wiem, droczę się...

      Usuń
  8. Dobrze ze mnie przekierowalas na wlasciwe tory bo mylnie odnioslam wrazenie ze chodzi o palenie w miejscu pracy, jako iz nie myslalam ze palce moga tak intensywnie smierdziec papierosami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moga moga :) Moj tez pali, oczywiscie tylko na dworzu, w domu absolutnie nie, ale czasem wnosi za soba "smuge dymu".:))

      Usuń
    2. A jeszcze gdy przychodzi bezpośrednio po dymku! Jego "cześć!" rzuca mną o ścianę. Jak to u wieszcza było: "Pali piersią, rwie zębem, oddechem zabija".

      Usuń
    3. Haha mnie tez czasem rzuca jak Misiu sie nie wydmucha:) Czasem kaze mu wrocic, zrobic pare wdechow i wydechow na powietrzu i dopiero jest ok. No chyba ze przy okazji odpali nastepnego ..:))) Kitty niezalogowana

      Usuń
  9. Śpiewaj, Nitagerze, śpiewaj ile pary w ustach!!! To rozładowuje negatywne emocje, uwalnia od stressu..., możesz do tego dołożyć jakiś mało skomplikowany układ choreograficzny opracowany na pozycję siedzącą za kierownicą!!! Może być "Poganiała Kasia Wołki", a może być coś pielgrzymkowego, na przykład „Ora Pro Nobis Lucifer” ulubionego wykonawcy ojca dyrektora, grupy Behemoth.
    Moje refleksje na temat żrących za kierownicą klientów McDrive'ów opisałem kiedyś na blogu, dziwując się niemiłosiernie, jak można zapaciane keczupem, musztardą i gównem wyciekającym z bułki trzymać na kierownicy, no ale społeczeństwo nie widzi problemu. Dziś natomiast miałem okazję obserwować mamusię podjeżdżającą na zakorkowane uliczki pod szkołą, by odebrać pociechę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wyjeżdżała ze ślepej zatoczki mieszkalnej, położonej 50 metrów od bramy szkoły. To ta strona twarzy Irlandii, której nie cierpię i nie rozumiem, ale domyślam się z Twojego felietonu, że Polacy jak zwykle importują z Europy wszystko co do dupy, natomiast takie drobiazgi jak wolność i tolerancja ich nie interesują.
    Doceniam Twój patent na układ wydalniczy w samochodzie. Może pomyślmy o wspólnej wystawie. Ja mam równie wychodzący naprzeciw potrzebom społecznym pomysł, który olśnił mnie podczas wizyty w multikinie na Ursynowie. Chodzi o koryto w każdym rzędzie. Wsypuje się świnkom popcorn wymieszany z colą, żeby nie musiały sięgać do nieporęcznej papierowej torby podczas seansu - wystarczy zanurzenie ryja w koryto. A jak ktoś nie ma akurat ze sobą świnki, może spróbować sam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak to wraca stare okupacyjne "Tylko świnie siedzą (jedzą???) w kinie".

      Usuń
    2. "Polacy jak zwykle importują z Europy wszystko co do dupy"...
      - Pampersy, pojemniki na ekskrementy, tampaxy i temu podobne utensylia Ci preszkadzają? Dlaczego?
      Internet też nie ze Wschodu, swego czasu tak bliskiego nam ideowo, do nas trafił... Poza tym - pod Łodzią środek Europy.

      Usuń
    3. Niezły pomysł z tym korytem. Tylko czy taki rozmoczony w odgazowenej coli popcorn się przyjmie?

      Usuń
  10. 1. Kiosków RUCHU nie ma już prawie od 30 lat. Ten musiał być ostatni.
    2.Sąsiad mi wykorkował. Palił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Składam tu hołd Isaacowi Newtonowi i jego zasadzie bezwładności. Kiosków RUCHu już nie ma, ale te, które są i tak u nas wszyscy w ten sposób nazywają.

      Usuń
  11. z własnego podwórka mogę powiedzieć, że miesiąc temu Pani chciała wjechać na teren naszej placówki rowerem i krzyczała oburzona : Rowerem nie można do budynku wjechać... A co Mack Mszą w kościele ? Może też znajdą się chętni ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rower to pół biedy. Chociaż też przesada, ale mimo wszystko mniejszego kalibru. Przyznam, że reportaż o domu pogrzebowym dla zmotoryzowanych, jaki oglądałem kilka lat temu, rzucił mną o ziemię. To podjeżdżanie do trumny, otwieranie okna i wychylanie się, żeby jej dotknąć w geście ostatniego pożegnania... Wierzyć mi się nie chciało, że ktoś może mieć aż do tego stopnia dupsko przyspawane do fotela.

      Usuń