Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


poniedziałek, 27 maja 2019

Ten, którego nie ma

     Od kilku dni krztuszę się kurzem w swojej prywatnej biblioteczce. Przeszukuję wszystkie pozycje, poświęcone ptakom, a trochę ich mam. Uważnie przeglądam strona po stronie, tablica po tablicy, ilustracja po ilustracji, zdjęcie po zdjęciu. I nic. Nie mogę znaleźć tego, czego szukam.

     Zaczęło się wieczorem, gdy wszyscy w trójkę (czwarty wyjechał na studia) siedzieliśmy sobie przed telewizorem. Nie pamiętam, co tam oglądaliśmy. W pewnej chwili usłyszeliśmy dziwny dźwięk, dochodzący od strony kaloryfera. Coś jak trzepotanie i szum. Nikt nie wiedział, co to, ale uznaliśmy, że to pewnie sąsiedzi z dołu. Kaloryfer jest bowiem znakomitym przewodnikiem dźwięku – kto mieszkał w bloku, ten wie. Wystarczy na parterze pstryknąć w niego palcem, żeby ktoś na czwartym piętrze poderwał się z fotela.

     - Albo może spółdzielnia wodę spuściła z systemu - dodałem.
     
     Myliliśmy się.

     Ja potem poszedłem spać, bo rano trzeba wstać do pracy. Koleżanka Małżonka chrapała przed telewizorem, twierdząc uparcie, że „ona nie śpi, ona ogląda”,  a Mały zasiadł do nocnych rozgrywek w jakąś strzelankę. Ma teraz labę, bo czeka na wyniki matur i do szkoły nie chodzi.

     W pewnym momencie, około północy, obudziło mnie jakieś zamieszanie. W przedpokoju paliło się światło, w pokoju chłopców też, a Młody i Koleżanka Małżonka biegają tam i z powrotem, w niewiadomym celu. Na początek uznałem, że naćpali się amfy i przewróciłem się na drugi bok. Ale coś mi nie pasowało. Skąd oni mieli amfę? I po co by ją wciągali, zwłaszcza o tej godzinie?  I dlaczego, skoro żadne z nich po takie rzeczy nie sięga? Zwlokłem się z łóżka i dołączyłem do nich.

     - Co tu się dzieje – ziewnąłem. – Nie znacie się na zegarze?

     - Tam coś trzepoce – oznajmił Młody. – I nie wiem co!

     W kilku słowach złożył szczegółowy raport. Siedział sobie przy komputerze w słuchawkach i mordował wirtualnych przyjaciół, gdy wydało mu się, że słyszy jakieś trzepotanie. Musiało być naprawdę głośne, skoro usłyszał je pomimo strzelanki. Przypuszczał, że jakaś duża ćma wleciała za roletę, ale niczego tam nie znalazł.

     Odsłoniłem rolety i dokonałem inspekcji – na tyle dokładnej, na ile da się ją zrobić na śpiąco.

     - Nic tu nie ma – oznajmiłem. – Przesłyszałeś się.

     Ale wtedy właśnie i ja usłyszałem ten trzepot. To na pewno nie była ćma! To coś dużo większego. Podszedłem ostrożnie do okna i…

     - Zabierz stąd mamę!

     To nie było polecenie. To był rozkaz! Wydany takim tonem, że Mały, nie zważając na protesty Koleżanki Małżonki wytargał ją z pokoju i zamknął za nią drzwi. W ten sposób uchroniłem całe osiedle przed nagłą pobudką, a siebie samego przed wizytą smutnych panów w ciemnych  mundurach. Wrzaski, jakie by się rozległy – a przypominam, że było to po północy – z pewnością zaalarmowałyby okoliczne osiedla, a mnie zszargałyby opinię i przykleiły łatkę damskiego boksera. „Bo to panie oficerze, ona była przerażona! On ją na pewno katuje!”

     A prawdziwa przyczyna była taka, że Koleżanka Małżonka panicznie boi się ptaków. I tłumacz potem prokuratorowi, że te sińce to nie od uderzeń pałką, tylko sama sobie je zrobiła, gdy usiłowała wcisnąć się pod szafę!

     Między drewnianą poręczą łóżka i kaloryferem zaklinował się bowiem ptak.

     Jak się tam znalazł, nikt nie wie. Zapewne wleciał przez otwarte okno i próbował usiąść na krawędzi łóżka, ale nie trafił i wleciał do dziury, z której nie potrafił się wydostać. Był ciemnoszary, prawie czarny, nieduży, nieco mniejszy od kosa, smuklejszy jednak od niego i z mniejszą głową, za to z nieznacznie dłuższą szyją. I miał bardzo długie skrzydła.

     - Spokojnie – odezwałem się, sięgając ręką w jego stronę. – Nie zrobię ci krzywdy. Zaklinowałeś się, biedaku. Spokojnie, pomogę ci…

     Nie odpowiedział, ma się rozumieć, niczego rozsądnego, tylko zaczął się panicznie szamotać. Udało mi się go złapać i delikatnie wyciągnąć. Zbyt delikatnie. Wyrwał mi się i poleciał w stronę lampy, a potem skręcił i schował się na półce, między książkami z jednej i kartonem z drugiej strony. Przy okazji wzniosła się chmura kurzu.

     - Mały, kiedy ty tu ostatni raz odkurzałeś?

     Młody wzruszył tylko ramionami. Nie ma szans, żeby pamiętał tak odległe wydarzenia.

     - Otwórz okno na oścież.

     Mały sięgnął do klamki. Łubudu! Pospadały poustawiane na parapecie klamoty. Sąsiedzi z dołu na pewno zerwali się z łóżka, prawdopodobnie ci pod nimi również. Ale okno zostało otwarte. Sięgnąłem ręką do zakurzonego zakamarka. Nie zdołałem jednak złapać niespodziewanego gościa. Znów mi się wyrwał i przeleciał na przeciwległą półkę. Mogliśmy mu się wtedy przyjrzeć. Krótko. Bo natychmiast dostrzegł otwarte okno – i tyle go widzieliśmy.

     Mały poszedł do Koleżanki Małżonki, schowanej przed atakiem straszliwego potwora. Odkopał ją spod kołdry, koca i czegoś tam jeszcze, po czym oznajmił, że alarm odwołany, wróg się wycofał.

     - A nie wróci? – spytała drżącym głosem.

     - Nie zdążyliśmy spytać – odparł Mały.

     I tak życie nasze potoczyło się dalej, utartym torem. I tylko ja przekopuję swoją biblioteczkę, bo próbuję zgadnąć, co to był za ptak. Nigdy takiego nie widziałem.

     I nadal nie wiem. Mimo przestudiowania wszystkich dostępnych źródeł.

     Taki ptak nie istnieje!

     Odwiedził nas przybysz z kosmosu...

18 komentarzy:

  1. On specjalnie wleciał, żebys go mógł uratować i powiedzieć potem szwagrowi, że też jesteś ptasim bohaterem. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak on to przeczytał? Smartfona nie miał. Na pewno bym zauważył!

      Usuń
    2. Miał czytnik wbudowany pod powieką z dostepem do wifi. ;p;p;p

      Usuń
  2. A może jednak to był młody kos. Jest wtedy rzeczywiście smuklejszy od "normalnego", dorosłego osobnika. A może młoda kawka? Bo one bardzo często urzędują w otworach wentylacyjnych ocieplonych styropianem bloków. I może się biedactwu otwory pomyliły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kawka na 100% nie. Był mniejszy, smuklejszy, w ogóle miał inną sylwetkę. I kos raczej też nie. Miał dłuższą szyję i skrzydła dłuższe od ogona. Sylwetką trochę przypominał kormorana - tylko dziób miał prosty. No i był znacznie mniejszy.

      Usuń
  3. Nitagerze drogi!
    Coś bojaźliwa ta Twoja Koleżanka Małżonka! może warto zabrać ją na ekstremalną wyprawę?:)
    Co do ptaka, to może była "Orzechówka zwyczajna"? nie mylić z nalewką!
    Pozdrawiam na miły czas:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fobia, z której chyba nie da się jej wyleczyć. Boi się wszystkiego co lata - włącznie z motylami.
      A orzechówka to nie była na pewno. Inna sylwetka, inne proporcje ciała, inne ubarwienie.

      Usuń
  4. Może masz pelargonie? Podobno kosmici uwielbiają pelargonie. Ja na wszelki wypadek trzymam je na zewnątrz i w nocy zdarza mi się usłyszeć podejrzane odgłosy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pelargonii. Nie lubię ich - to wylęgarnie mszyc. Czy uważasz, że coś mnie tego powodu ominęło?

      Usuń
    2. Jest wiele przekazów o odwiedzinach kosmitów w miejscach, w których są pelargonie. Osobiście nie udało mi się tego bezspornie potwierdzić, ale byłem ciekaw jak było w Twoim przypadku.

      Usuń
    3. Dałeś mi do myślenia. Może jednak przeproszę się z pelargoniami. Wizyta kosmitów jest tego warta.
      Tylko co ja zrobię, jak im moja wiśniówka nie zasmakuje? Postawić krupnik? Jak myślisz, co takiego ufoludka bardziej ucieszy?

      Usuń
    4. Ja bym z rozkoszą spróbował jednego trunku i drugiego, to myślę, że i kosmici nie pogardzą.
      Tylko nie stawiać im jednego i drugiego naraz, bo nie wiadomo, jak reagują na mieszanie..

      Usuń
  5. kto oglądał "Ptaki" Hitchcocka, ten się Koleżance Małżonce dziwić nie powienien... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja oglądałem kilkakrotnie i wciąż nie mogę się nadziwić, jak można bać się takiego słodkiego stworzenia, jak sikorka.

      Usuń
  6. Ja tez miałam skrzydlatego gościa w domu, ale całkowicie zidentyfikowanego. Była to sikorka bogatka. Ptasia budka jest zaraz przy drzwiach na taras. Były lekko uchylone i tata sikorek zamiast do budki, do piskląt, to wleciał do pokoju. Zrobiło mi się zimno (drugi dzień obserwacji i podsłuchu), wchodzę do pokoju, a tam ptaszek sfruwa z beniamina plamistego... Otwarłam drzwi na oścież i wyleciał sobie :-).
    Ptaszków czy innych motyli nie boję się. Ale robale mogą mnie zabić... Bo mogą, prawda?...

    OdpowiedzUsuń
  7. Wybacz opoznienie w czytaniu nowego, wspanialego postu - bo wydarzenie przednie a opis tez.
    Po pierwsze - tak jak Kolezanka umarlabym na serce, pozniej, o ile bym odzyla grubo bym sie zastanawiala czy mieszkaniu nie urzadzic egzorcyzmow.
    Drugie - takis gapa jak ja wczoraj - ze nie chwyciles od razu za telefon by zrobic zdjecie gdy ptak sobie spokojnie siedzial i moze nawet pozowal ( ja czytalam na tarasie a Niki, chipmunka mi towarzyszyla jak to ona. Poszlam do ustepu i wracajac zamaszyscie zobaczylam ze siedziala na MYM krzesle, czytala Moja ksiazke i malo co nie zalozyla na nosek MOICH okularow. Niestety sploszylam ja ta zamaszystoscia zanim siegnelam za telefon).
    Masz ogromnie wielki talent do pisania, Nitager.
    Mi sie tez zdarzylo cos ciekawego i poprzez weekend bede pracowac nad tym ale gdzie mi do Twych cudnych tekstow!
    Z Kolezanka solidaryzuje sie jako ze nalezymy do tego samego Klubu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O północy, wyrwany ze snu, nie wiedząc nawet że tam jest ptak - i ja miałem przygotować telefon! Telefon to jest przedostatnia rzecz, o jakiej myślę w sytuacjach ekstremalnych. Ostatnią jest głosowanie na Kaczyńskiego.

      Usuń