Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


czwartek, 20 grudnia 2018

O skręcaniu - część II - Masakra piłą mechaniczną ileś-tam

     To była wyprawa, jak desant na kontynent, w 1944 roku. Musiałem poprosić o pomoc Starszego, bo sam nie dałbym rady udźwignąć tych narzędzi. Nawet nie chodziło o wagę, tylko o fakt, że musiałem nieść kilka plastikowych walizeczek, których uchwyty uniemożliwiały złapanie dwu w jedną rękę. Na wszelki wypadek zabrałem jeszcze kilka drobiazgów, walizeczkę części złącznych i takie tam różne różności. Niestety, do wujka trzeba jechać z pełnym wyposażeniem, bo u niego można znaleźć jedynie młotek, sztuk jeden.

     Byłoby pół biedy, gdyby wujek zajął się w tym czasie czymś innym. Ale on uparł się, że będzie mi „pomagać”. Zgroza! Zanim mu człowiek, wytłumaczy, o co chodzi, zdąży to zrobić sam ze trzy razy! A czas był ważny, bo nie chciałem spędzić u niego całego weekendu. Poza tym, to było bardzo niebezpieczne, bo nie mając pojęcia o takiej robocie, wujek zwykle łapie nie tam, gdzie trzeba. Podtyka łapska pod wiertarkę, czy młotek i o wypadek nietrudno. A jest przecież pianistą.

     Ustaliliśmy, że operacja SIKU (Skręcanie i Kompletowanie Umeblowania) podzielona zostanie na dwie części. Jednego dnia zrobię meble pod oknem, bo te, wyposażone w szuflady, były najbardziej pracochłonne. Przy każdej szufladzie prawie tyle roboty co przy całej prostszej szafce. Potem przykryje je wspólnym blatem. Szafki wiszące i tę po zlewem wykonam w innym, z góry ustalonym terminie.

     Oszczędzę Wam nudnych szczegółów. Nadmienię tylko, że wujka i Starszego najpierw zaangażowałem do prac porządkowych, składających się głównie z wynoszenia starych mebli. Dopiero, gdy je rozkręciłem, z przerażeniem stwierdziłem, w jakim są stanie. Na pół zbutwiałe, niektóre płyty rozłaziły się same, a szafkę strach było wziąć do ręki, żeby coś na stopę nie spadło. Na domiar złego, zaczęły zza nich wyłazić jakieś stwory, oburzone faktem, że narusza się ich habitat. Nie dało się ich uspokoić. Powkładały żółte kamizelki, wyciągnęły transparenty i zaczęły palić uszczelki, typu o-ring, które kiedyś wpadły za szafę. Armatek wodnych nie było, trzeba było użyć szmaty i kubła. A stare meble, pomimo przykuwających się do nich mieszkańców, wynieść na śmietnik razem z protestującymi. Oj, ONZ dobierze nam się do skóry…

     Potem kuchnię nieco ogarnięto, potraktowano miotłą, mopem, szczotką, znowu mopem, znowu szczotką, aż w końcu komisyjnie stwierdzono, że wszelkie niedoskonałości powierzchni zastawi się nowymi meblami i nie będzie ich widać. Co tam się przed wiekami wylało, nawet nie próbuję zgadywać. Czyżby wujek gotował zupę na kwasie, zamiast na zakwasie?

     Zabrałem się za skręcanie. Starszy bardzo mi w tym pomógł, sam wykonując część prac. Wujek bardzo mi w tym przeszkadzał, wtykając się wszędzie tam, gdzie nie potrzeba. Wyszło na zero. I nie obyło się bez akcji specjalnych. Bowiem jedna z szafek – ta stara, która miała zostać – okazała się o półtora centymetra wyższa i w żaden sposób nie dało się przykryć ich wszystkich razem nowym, pięknym blatem.

     - Wujek, jak ty to wymierzyłeś? – jęknąłem.

     - No, tak jakoś mi wyszło…

     Okazało się, że nie wziął pod uwagę grubości jednej ze ścianek. Co tu robić? Wujek zaproponował, by stary blat, szerszy od szafek o piętnaście centymetrów, dać na posadzkę i nowe meble poustawiać na nim. Nawet mi się nie chciało komentować tego pomysłu. Ustaliliśmy, wspólnie ze Starszym, że bez chirurga się nie obejdzie. Trzeba ciąć! Starą szafkę przytniemy od dołu.

     Ale czym? Nie spodziewałem się, że będzie mi potrzebna piła. Trzeba było jechać do mojego prywatnego składziku z narzędziami. Zabrałem pilarkę, zostawiłem Starszego, który musiał pouczyć się do kolokwium i wróciłem na miejsce zbrodni operacji.

     Przedłużacz znaleziony, meble w pokoju odsunięte, pilarka podłączona. Czas przytransportować pacjenta.

     - Wujek, a teraz uważaj – odezwałem się. – Pomożesz mi przenieść tę szafkę do pokoju, bo tu nie ma miejsca. Tam ją położymy na bok…

     - A nie lepiej do góry nogami?

     - Na bok! – powtórzyłem z naciskiem. – I gdy powiem „już”, wyjdziesz z pokoju.

     - Ale ja ci pomogę! Przytrzymam…

     - Wujek, wyjdziesz z pokoju! – powtórzyłem. – Widzisz te zęby? – zademonstrowałem pilarkę. – Ta maszyna ucina ręce, jeśli się je wsadzi nie tam, gdzie trzeba. Chcesz jeszcze zagrać koncert Rachmaninova? To nie będziesz mi pomagał, tylko wyjdziesz z pokoju. Koniec dyskusji!

     Wyglądało na to, że nie udało mi się go przekonać. Na szczęście, gdy zacząłem hałasować pilarką, sam uciekł. Jej dźwięk jest nie do wytrzymania. Słyszeli go chyba w Warszawie, jeśli nie dalej. To z jej powodu Kaczyński skrzywił się, gdy Morawiecki wspomniał o kompromisie i ten czym prędzej chyłkiem wycofał się z projektu zmian w ustawie o SN. Panie prezesie, nie było tematu!

     Chwila hałasu, trzy cięcia po linii prostej, kupa trocin, trzy kawałki odpadającej wiórówki i szafka przycięta na wymiar. Zadziwiające, ile trocin produkuje taka pilarka. Prawie tyle samo co hałasu. Gdy się to zamiotło na kupkę, oszacowałem, że wystarczyłoby na wykonanie całej, dużej płyty wiórowej. Może zacząć je produkować? Kupić metr byle jakiej płyty i pociąć na kawałki – trocin starczy na pięć metrów nowej, jak nie na więcej! A potem przejść do skali makro i fabrykę postawić.

     Ponieważ przypuszczam, że oczekujecie na opis dramatycznych wydarzeń, muszę Was rozczarować – żadne palce nie zostały ucięte! Nawet żaden paznokieć. To był tylko taki chwyt marketingowy. Reklamy zewsząd człowieka bombardują, to chcąc nie chcąc, człowiek trochę zasad promocji podłapie. No, a czym się nasiąknie, to z człowieka kapie.

     Wkręciłem na spód szafy, w świeżo przyciętą krawędź, cztery wkręty o dużych, sześciokątnych łebkach, takie niby-nóżki – żeby szafa nie stała na samych płytach, bo szybko by zbutwiała. I zawołałem wujka, żeby pomógł mi wnieść szafkę z powrotem do kuchni. Kolejne większe przedsięwzięcie. Przy pomocy wuja, każde przeniesienie głupiej szafki urasta do rangi problemu nie do ogarnięcia. Kiedyś pokażą to w telewizji, w serii o transportach ekstremalnych.

     - Wujek, nie z tej strony. Z drugiej. Ale naprawdę z drugiej! Po prostu to złap. Nie tak, od spodu. Od spodu, bo wyleci! Dobra, idziemy. Musisz wejść pierwszy. Wujek, proszę, po prostu mi zaufaj, wejdź pierwszy! Wujek, bo mi się krawędź wrzyna w paluchy i zaraz to upuszczę! Tak, dobrze, teraz postaw. No, postaw! No, normalnie, na podłodze! Postaw tutaj, ja sobie to przesunę. Nie tą stroną, normalnie postaw. Wuja, po prostu to puść! Dam sobie radę, puść. A teraz musisz stamtąd wyjść. Wujek, no wyjdź, bo nie mam gdzie postawić. Wuja, no proszę, wyjdź, bo to zaraz upuszczę! Wuja, bo zacznę kląć! Nie potrzebuję już pomocy, dam sobie radę!

     Psychicznie jest w stanie człowieka wykończyć lepiej niż call center.

     Teraz blat. Trzeba go mocno przykręcić od spodu, żeby nie odpadł, jak ktoś na niego wejdzie. Po co? Nie wiem. Może żeby umyć okno w kuchni, albo zdjąć firanki. W każdym razie, lepiej, żeby w tym domu było jak najmniej części ruchomych. Przykręcone jest przykręcone – mniejsze prawdopodobieństwo, że wujek coś z tym wywinie.

     Był już wieczór, gdy wracałem do siebie, po pracowicie spędzonym dniu. I ze świadomością, że to dopiero połowa pracy. Następna operacja – pod kryptonimem OWSIK (Ostateczne Wykończenie Szafek I Kuchni) przewidziana została za dwa tygodnie. Wtedy moja starsza siostra* będzie mogła się wyrwać z roboty, przyjechać do rodzinnego miasta i pomóc mi tam, gdzie potrzeba dwóch par rąk. Wolę jej pomoc, niż pomoc wuja, którego wyśle się gdzieś, po niebieski kwiat i kolce.

     Ale o tym wszystkim w następnym odcinku, pod tytułem „Mexicana”

____________________
*Siostra tak naprawdę jest kuzynką – córką rzeczonego Wuja. Ale wychowaliśmy się razem, pod jednym dachem i zawsze była dla mnie jak siostra. Nigdy nie nazywałem jej inaczej.

16 komentarzy:

  1. Wiedziałam, że nic złego przy tej "robocie" stać się nie może Nitagerowi!
    Na ciąg dalszy czekam.
    Pozdrawiam :)
    W wolnej, spokojnej chwili napiszę e-maila, co u mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może, może, niestety. U lewej ręki w dwóch palcach nie mam czucia - tak się kiedyś załatwiłem. Na szczęście, nie tym razem.

      Usuń
  2. Wiesz, najbardziej lubię gdy robię coś, co nie wymaga dodatkowych rąk do pomocy. Bo każdy pomocnik aż wychodzi ze skóry żeby nam pomóc stokroć więcej niż tego potrzebujemy. I to jest baaardzo denerwujące.Twój opis przypomniał mi, jak tak ze 35 lat temu zmienialiśmy z mężem meble kuchenne , a że nasza kuchnia w M3 przypominała kichę, chcieliśmy ją skrócić dając szafki stojące pod oknem. I w tym obłędnym celu mąż ciął nowiutkie mebelki, by nieco ująć im głębokości. Działo się, działo. 4 lata przed wyjazdem robiliśmy (nam robiono, tak dokładnie rzecz biorąc)remont całego mieszkania i te pracowicie przycięte meble kuchenne "wyleciały" do piwnicy jako szafki.Ale -przysięgam- żadnych stawonogów pod meblami nie było, nawet pod listwami podłogowymi. Gdybyś widział wzrok mego ślubnego gdy odprowadzał nim te szafki do piwnicy- zupełnie jakby one szły na szafot.
    Miłego;)
    Czeka Cie gorsza część pracy--wieszanie szafek to paskudne zajęcie, nawet tych co to maja wspólną, metalowa listwę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka listwa? Tamte szafki wieszano za PRL - na hakach, wbitych w DREWNIANE kołki. Na szczęście, rozstaw haków jest taki sami i niczego nie trzeba zmieniać.

      Usuń
  3. Jesteś bardzo dzielny. :) I cierpliwy. :)
    Nie wątpię, że teraz ta połowa kuchni wygląda na pewno pięknie. Ale czy naprawdę musiałeś zostawić biednego wujcia na dwa tygodnie z tą nieogarniętą drugą połową? Wstydziłbyś się. ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostawiłem go uczciwie, z działającą drugą połową. Przecie nie mogłem rozgrzebać mu kuchni i zostawić. A za Chiny nie zdążyłbym tego zrobić w jeden dzień - zwłaszcza z jego pomocą.

      Usuń
  4. Ja poczekam na calosc. 😉 A pozniej Cie podsumuje... 😉

    OdpowiedzUsuń
  5. Na szczescie wujek poza oferta pomagania milczy bo gdyby w tym wszystkim jeszcze probowal doradzac to nic ino przyszloby zwariowac.......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doradzał, a jakże! Ale na szczęście, on sam wie, że się na tym nie zna i sam potrafił sie z tego śmiać.

      Usuń
  6. Wujek jest cudny! O malo nie spadlam ze smiechu z fotela:)) Ale Ty Nitager to jestes nie tylko Aniol , Ty posiadasz jakies nadludzkie cechy boskie! Nie wiem, czy gdybym to ja nie byla na Twoim miejscu, czy jednak do masakry by nie doszlo. Najprawdopodobniej albo wujek nie mialby kuchni, albo ja wujka ... :))
    A wiesz, ze ja mam "Brata", ktory wlasciwie nie jest moim bratem, ale kuzynem - ale tez wychowywalismy sie razem, moze nie pod jednym dachem, ale czesto te dachy zamienialismy. I on do mnie mowi "sister", ja do niego "brother". Tak mi sie skojarzylo na zasadzie porownania. Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, to kochany człowiek. W pewnym momencie, gdy spytał, jak może mi pomóc, poprosiłem, żeby mi zagrał. Od razu lepiej szła robota.

      Usuń
  7. Kobiety komentują, bo Cię podziwiają. Mężczyźni mniej, bo zazdroszczą umiejętności technicznych.

    U mnie zepsuł się zabytkowy napęd do bramy garażowej. Po wielu ponagleniach fachowcy raczyli przyjechać, otworzyli klapę, popukali jakiś element śrubokrętem, zresetowali odłączając prąd. Zaczęło działać. Zaznaczyli, że dopóki definitywnie się nie zepsuje nic więcej nie mogą zrobić. Koszt 80 zł. Zresztą po paru dniach się znowu popsuło. Tym razem spróbuję popukać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli wiesz już, co robić - odłączyć prąd, żeby się zresetowało. Elektronikę często da się tak naprawić: wyłączyć, włączyć i samo się naprawia.

      Usuń
  8. Czytając zastanawia fakt: Czy te oringi były żółte po tylu latach leżakowania? Czy jednak miały standardowy kolor?

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiesz, że się trochę znam na takich sportach ekstremalnych, toteż śledzę tę serię wpisów z wypiekami na twarzy i podziwiam Twój spokój wobec Wujka. I świetnie sobie radzisz z montażem mebli kuchennych, to naprawdę trudna robota, szczególnie kiedy wchodzi w grę skracanie szafek. Dołożyłeś nawet te wkręty pod spodem szafek, żeby się nie rozeszły! Wow! Szacun, lecę czytać kolejną część!

    OdpowiedzUsuń