Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 18 grudnia 2018

O skręcaniu – część I – Paradoks pianisty

     Wspominałem już kiedyś o wujku-pianiście, który kiedyś poprosił mnie o wymianę baterii – o, TUTAJ. Ten sam wujek tym razem miał znacznie poważniejszy problem, bowiem któregoś dnia, z ogromną niechęcią przyznał, że przyszedł najwyższy czas na wymianę mebli kuchennych w jego mieszkaniu. Zgniłe od wilgoci, rozlatujące się, z poodrywanymi drzwiczkami… Naprawdę, tylko czekać, aż to komuś spadnie na głowę.

     Jeśli przeczytaliście wpis o baterii, to wiecie również, że ten kochany człowiek, o złotym sercu, ma jednak pewną poważną wadę – jest doskonałym, absolutnym, stuprocentowym i nieskazitelnym technicznym analfabetą. Nie potrafi nawet odkręcić śrubki. Inna sprawa, że nawet nie ma czym, bo jedynym narzędziem jakie posiada, jest młotek, którym i tak nie umie się posługiwać. Cóż, pianiści tak czasem mają. Nie dopuszczani za młodu do żadnych prac, w obawie, że pokaleczą ręce, nie mają gdzie ani kiedy się tego nauczyć.

     Gdy pisałem tę notkę, uzmysłowiłem sobie coś, co roboczo nazwałem paradoksem pianisty. Bo to co najmniej dziwne: mieć ręce najzręczniejsze ze zręcznych – i nic nie umieć nimi zrobić. Przyznacie, brzmi paradoksalnie.

     Pewnego dnia, za namową kilku bliskich osób, wuj wybrał się do sklepu meblowego i widząc niedrogi, ładny zestaw, dokonał zakupu, wraz z dostawą do domu. Zestaw był trochę mniejszy niż stary, więc grono rodzinne postanowiło, że wybierze dwie najlepsze szafki ze starego zestawu – stojącą i wiszącą – i „się je naprawi i odnowi”. Pozostałe się wyrzuci, a w ich miejsce wstawi się nowe. Żeby zaś głupio nie wyglądało, starym szafkom oklei się drzwiczki folią samoprzylepną, aby upodobnić je do nowych. Wymieni się im też uchwyty, żeby przypominały te nowe. No, bułka z masłem. Oczywiście, jedynie dla kogoś, kto nie musi tego robić sam.

     Pierwsze zdziwienie wuj przeżył już w chwili dotarcia dostawy ze sklepu. Zamiast spodziewanych szafek, dwóch ludzi w firmowych kombinezonach wniosło mu do mieszkania siedem niedużych, płaskich kartoników, po czym grzecznie pomachali mu rękami i pojechali sobie w długą. Wujek stał zdumiony w otwartych drzwiach jeszcze jakiś czas, czekając, kiedy przyniosą mu właściwe meble, ale się nie doczekał. Zamknął więc drzwi i zaczął z ciekawością oglądać przyniesione kartoniki. Ku własnemu przerażeniu stwierdził, że meble już dostał, tyle że w częściach, do samodzielnego montażu. Cóż, ostatni raz kupował meble jeszcze w poprzednim systemie politycznym…

     I siadł ów mąż na krześle skrzypiącem i zapłakał łzami rzewnemi, zaprawdę i azaliż.

     - Po co ja na stare lata kupowałem te szafy? – łkał. – Na co mi to było? Przecież te stare w zasadzie bardzo mi się podobały…

     I przy tych słowach udał się do kuchni i czule pogładził drzwiczki najbliższej szafki. Drzwiczki zostały mu w ręce, w dodatku w dość bolesny sposób uderzając go w kostkę. Więc znów zaczął bić się z myślami. Skoro nowe meble już tu są, to może lepiej nie dzwonić do sklepu, żeby to sobie zabrali z powrotem, tylko w jakiś sposób sprawić, żeby te kartoniki zmieniły się w prawdziwe szafki? Ale jak? Wiadomo, sam nie da rady. Nawet z otwarciem kartonika miał problem. Jak więc łatwo się domyślić, o montaż tych mebli zostałem poproszony ja.

     Cóż, nie mogę powiedzieć żebym by tym zachwycony, bo to jednak kupa roboty. Najpierw trzeba rozkręcić stare klamoty, przynajmniej  na tyle, żeby dały się wynieść na zewnątrz. Potem sprzątanie całego bałaganu, wypędzanie zwierzyńca, jaki – nie ma siły – zawsze zalęgnie się za kuchennymi meblami. Skręcenie nowych mebli i zamontowanie ich w kuchni, o wymiarach niedużej budy dla psa. Tak, to jedyny człowiek, jakiego znam, który ma kuchnię jeszcze mniejszą od mojej!

     Ale z drugiej strony – odmówić komuś takiemu? Kiedyś, gdy był młodszy, zawsze wszystkim pomagał i nigdy niczego za to nie chciał. Nieważne, o co chodziło – nigdy nie odmawiał. Teraz, na starość, sam potrzebuje pomocy. Musiałbym mieć serce z kamienia.

     Zresztą, jak mi potem wyznał, gdyby wiedział przedtem, ile to jest pracy, nigdy nie ośmieliłby się mnie o to prosić. Wynająłby kogoś, zapłacił mu ze swej skromnej emerytury, trochę zaciągnął pasa, trochę dorobił akompaniując przy próbach chóru i jakoś by to było.

     Zaczęło się od inspekcji starych mebli i wyboru tych, które ocaleją. Pech chciał, że w tej stojącej, która miała zostać  - a musiała, bo jako jedyna była węższa i inna by się nie zmieściła – drzwiczki były oberwane. Czyli jeszcze trzeba wymienić zawiasy. A te zostały tam umieszczone na wcisk – tak, taką technologią kiedyś się posługiwano. Trzeba je będzie ostrożnie wytargać i zamienić na przykręcane, takie jak w nowym zestawie. W jednym z kartoników były zawiasy, części złączne, uchwyty i inne tego typu drobiazgi. Żeby wujek wiedział, o czym mówię, wyciągnąłem jeden zawias i pokazałem mu.

     - Wujek, takie zawiasy trzeba będzie dokupić – pokazałem mu. – Cztery sztuki.

     Oczywiście mówiłem to wyłącznie w celach informacyjnych, aby wujek nie był zaskoczony dodatkowym wydatkiem. Broń bogowie, żebym wysłał go do sklepu. Znając go, przyniósłby jakieś okucie, paczkę gwoździ, klamkę, czy cokolwiek innego, byle tylko było metalowe.

     Zakup folii do oklejenia, zawiasów i uchwytów zaplanowałem na najbliższe popołudnie, a skręcanie – na sobotę.

     Która, niestety, w końcu nadeszła. A tam nie obyło się bez użycia… pilarki tarczowej. Tak, tej potwornej maszyny, zdolnej w ułamku sekundy przyznać nieostrożnemu operatorowi podstawy do ubiegania się o rentę inwalidzką!

     Czy autor bloga straci palce?

     Czy palce traci wujek-pianista?

     A może znajdzie się ktoś trzeci, kto wsadzi bezmyślnie łapę pod piłę i wyciągnie kikut?

     O tym w następnym odcinku, pod tytułem „Masakra piłą mechaniczną ileś-tam”.

24 komentarze:

  1. Nitagerze drogi
    Aż się boję cd!
    Znam i ja takich "leworęcznych, nicnieumiejących", wśród znajomych tzw. uczonych. Masakra mieć takiego "chłopa" w domu! chyba, że byłby bogaty i wszystko zlecał. Ale, to nie dla mnie!
    Pozdrawiam przedświąteczne:)
    Ja jutro mam wizytę u lekarza, po 20-dnowym L-4, zobaczymy co dalej nastąpi...


    OdpowiedzUsuń
  2. Najgorszy to ten zwierzyniec zza szafek. Dla mnie zawał na miejscu.
    Przypomina mi sie opowieść o wuju (chyba Podger sie nazywał) z książki "Trzech panów w łódce nie licząc psa" o tym jak wieszano obraz. Jestem przekonana, że druga część Twojej opowieści będzie równie krwista i jeszcze śmieszniejsza. :D
    P.S. Wiem, że nie straciłes palców, bo piszesz. A palcami u nóg tak szybko byś się nie nauczył. ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewaj się tam krokodyli - za szafą zwykle gnieżdżą się różne stawonogi. Raz tylko znalazłem tam żółwia, a innym razem kanarka.

      Usuń
    2. Stawonogi wystarczą, żebym uciekła z krzykiem. ;p

      Usuń
  3. W pełni Cię rozumiem- to składanie mebli to istny koszmar. I zawsze czegoś ze śrub lub innych dupereli brakuje. Przed wyjazdem z kraju zakupiliśmy małą komódkę pod urządzenie wielofunkcyjne, co to robi kopie, skanuje , drukuje. Komódka była malutka, więc dwie dorosłe i dość sprawne technicznie osoby nie poczuły lęku przed faktem,że to mebel w kawałkach. Składaliśmy to maleństwo z 5 godzin, ściany nam się wytapetowały nieprzyzwoitymi wyrazami, którymi obrzucaliśmy producenta, debila który wykonał rysunek, oraz debila od instrukcji.A najlepsze jest to, że została w Warszawie, nie dostąpiła zaszczytu wyjazdu z nami.
    No to czekam niecierpliwie na ciąg dalszy;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam czasy, gdy sam pisałem instrukcje obsługi (wtedy to się jeszcze nazywało "deteerka" - Dokumentacja Techniczno-Ruchowa) do własnoręcznie skonstruowanych urządzeń - tak, były takie czasy! I pamiętam, jak bardzo się starałem zapomnieć wszystko, co o danym urządzeniu wiedziałem. Wszystko po to, żeby napisać instrukcję zrozumiałą dla kogoś, kto nie wie.
      Bo niestety, instrukcje montażu mebli pisane są chyba tylko dla tych, którzy w tej fabryce pracują.

      Usuń
  4. Wiesz co? Właśnie doznałem iluminacji! Właśnie się zorientowałem, że jesteś prekursorem nowego gatunku literackiego, zwanego THRILLEREM MAJSTERKOWICZOWSKIM! Cykl Twoich przygód podczas remontów, montaży, demontaży, zakupów, czy przygotowywania dziwnych płynów, mógłby zdetronizować samego Harrego Pottera. Tylko uważaj, nie wychylaj się z tym w Polsce, dopóki rządzi się tu taki mały, który niczego w życiu sam nie zrobił, nawet gdy grał w filmie, to głos podkładać mu musiała zawodowa aktorka. No wiesz..., zaraz będzie "jak umi, to skądś musi umić" i będziesz mieć służby na karku. Lepiej zawczasu wybierz jakiś ładny kraj do wydawania honorariów. Numer jeden na świecie zarobił w 2018 za pisanie kryminałów 86 milionów dolarów. Pomyśl o tym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. exactly... te historie świetnie się czyta, do tego są realistyczniejsze od serialu "Sąsiedzi"...
      p.jzns :)...

      Usuń
    2. Bez zdolnego managera, który będzie wiedział, co robić, nie mam szans. Byłbym gotów odpalić mu połowę zysków.

      Usuń
    3. Ej Nitagerze, nie bądź aż tak hojny! Podobno uczciwy manager bierze 20 do max. 30%, więcej to zdzierstwo.
      Jestem tego samego zdania, co przedmówcy. Jeśli kiedyś będę chciała wydać mój poradnik remontowy, z przyjemnością wzbogaciłabym go o drugą pozycję, czyli "Poradnik majsterkowicza z życia wzięty"! Sukces murowany! :)

      Usuń
    4. Zawsze ta połowa, to więcej niż nic.

      Usuń
  5. jest taka firma meblowa /nazwy nie wymienię, bo mi nie płacą za reklamę/, której zestawy do składania dostarczają zaiste niezapomnianych doznań... najzabawniejsza jest końcówka, gdy zostają jakieś detale i człowiek nie wie, czy dlatego, że były na zapas, czy dlatego, bo ich nie użył, choć powinien i w wyniku tegoż cała konstrukcja zaraz się rozjedzie...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wrażenie, że spotykam same takie firmy, dlatego staram się kupować w takich, gdzie sami instalują meble (znaczy się wnoszą i skręcają, stawiając tam, gdzie się im pokaże). Ale to za Morzem Irlandzkim się dzieje, więc niewiele w Nitagerowej Pyrlandii to pomoże.

      Usuń
    2. Wszystko się da, tylko trzeba mieć kasę. Za kasę, to nie tylko zmontują, ale jeszcze ustawią i po sobie posprzątają. Cały wic w tym, że trzeba za to płacić, a przez to meble dwa razy droższe. Tylko managerów, albo polityków na to stać. A manager nie kupi mebla z płyty, do samodzielnego montażu. I koło się zamyka.

      Usuń
    3. Przypomniała mi się historia z "Krążownika spod Somosierry" Borchardta. Opisał tam kapitana Pacewicza, który jak tylko widział coś popsutego, natychmiast naprawiał. Kiedyś marynarze podłożyli mu popsuty budzik i mieli z nim spokój na kilka dni. Ale w końcu wylazł z kajuty, ze słowami "Durni, chalera, niepotrzebni tyle czensti napchali!". Bo zostało mu parę kółek - ale budzik chodził.

      Usuń
    4. no nieee... kiedyś mi się trafiło łóżko do składania, bardzo pozytywne, wszystkie śruby i dziury od tych śrub były identyczne, nie było opcji, by coś pomylić... ale nie wykluczam, że to dlatego, że to było tylko łóżko...

      Usuń
  6. Niezmiernie fascynujace i z niecierpliwoscia bede czekac na dalsze czesci serialu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miniserialu - wolę uprzedzić, żeby nie było rozczarowań.

      Usuń
  7. Takim życzliwym ludziom z chęcią się pomaga, nawet jeśli ta pomoc jest dość uciążliwa i wymaga trudu. Znając Ciebie nie mogę się doczekać opisu montażu kuchni u wujka pianisty! :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak w dobrym kryminale - przerwa w najciekawszym momencie na reklame :)
    Dawaj dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ten najciekawszy moment to też była reklama :)

      Usuń