Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 5 grudnia 2018

Didżeje dla lwów!

     Jak żyję, zawsze unikałem czegoś, co zwało się wypoczynkiem zorganizowanym. Wojskowa dyscyplina i odpoczynek według zegarka, to zdecydowanie nie dla mnie. Moje okresy rozleniwienia i spinania się nijak nie współgrają z rytmem dnia organizatora. Nie znoszę żadnych wycieczek z przewodnikiem, który komenderuje, kiedy mam przystanąć, a kiedy iść dalej. Żadnych wczasów z wyżywieniem i śniadaniem o wyznaczonej, zwykle całkowicie nieludzkiej godzinie, albo gdy trzeba wyłazić z wody i zmykać z plaży tylko dlatego, że zaraz będzie obiad. Żadnych strzeżonych kąpielisk, gdzie facet w czerwonej czapce dmucha w gwizdek, gdy tylko człowiek zanurzy się głębiej niż po kolana. Do odpoczynku potrzebuję swobody.

     Dotyczy to również spotkań towarzyskich. O ile samo spotkanie w gronie rodzinnym może być miłe, o tyle nigdy nie przepadałem za spotkaniami zorganizowanymi, na przykład, typu wesele, w których dodatkowo na siłę wyciąga się mnie na środek, gdzie zmuszany jestem do poruszania nogą w takt hałasu, generowanego przez głośniki. I ten namolny didżej, czy inny wodzirej, co niby przedszkolanka dyktuje mi krok po kroku, co ja mam robić! A teraz rączki w górę, a teraz rączki w dół, a teraz klaszczemy, a teraz łapiemy się za rączki i robimy kółeczko. Czy nie widzi, że ma do czynienia ze starymi baranami, a nie z przedszkolakami? Co to jest, Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje? I dlaczego na każdej imprezie obowiązkowo muszą grać te cholerne „Kaczuszki”!?

     Nie mogę powiedzieć, żebym nie spodziewał się zaproszenia na czterdziestkę szwagrostwa. No, mamy w rodzinie takich smarkaczy, a to jeszcze wcale nie są najmłodsi. Rozpiętość wiekowa jest u nas spora, bo co niektórzy z poprzedniego pokolenia na stare lata nie umieli się ustatkować i poczuli się, jakby znów mieli po dwadzieścia lat. Rekordzista od niedawna dopiero może legalnie pić piwo, ale wciąż domaga się od moich chłopców, obu starszych od niego, żeby mówili do niego „wujku”.

     Pomyślałem, że nie będzie tak źle. Posiedzę trochę przy stole, poudaję, że bardzo mnie interesuje, co ostatnio zrobiła z włosami jakaś pani Irenka, czy inna Halinka, albo co jakaś tam Luśka Paciaciakowa powiedziała wczoraj o swoim mężu, Paciaciaku Mieczysławie, lat 53, po czym po cichutku wycofam się do pokoju dzieci i trochę się z nimi powygłupiam i pobawię. Potem mnie kilka razy zawołają, żebym przyrządził jakieś drinki, więc przynajmniej poczuję się potrzebny. Następnie zawołają nas wszystkich na wykwintną kolację i nie ma żadnego tłumaczenia, że ja o tej godzinie już nie jadam, bo potem nie mogę spać. Talerz trzeba ubrudzić, żeby dali spokój. Społeczeństwo nauczyło się już nie nakłaniać do picia alkoholu, ale musi się jeszcze wiele nauczyć w kwestii nienakłaniania do jedzenia, zwłaszcza wysokokalorycznych cienki*, o wysokim indeksie glikemicznym. Potem dzieci idą spać, więc towarzystwo do zabawy mi się wykruszy. Ale jakoś dociągnę do północy, a potem zaofiaruję teściowej podwózkę do domu. Jak znam Koleżankę Małżonkę, albo zabierze się z nami, albo oświadczy, że wróci później z Jadźką/Andzią/inną Małgosią – i mogę iść spać.

     A tu niespodzianka! Godzinę przed imprezą dowiedziałem się, że to będzie biesiada zorganizowana. W lokalu! Z tańcami. Do czwartej rano. I – o zgrozo – z didżejem…

     Aż usiadłem z rozpaczy. Z didżejem… Za jakie grzechy?!

     Nie wiem, jakiego gatunku przedstawicielami są didżeje. Na pewno jest to jakiś humanoid, bo ma ręce, nogi i wyrostek, przypominający głowę. Ale z której gałęzi ewolucji to się wywodzi, to już chyba tylko profesor David Attenborough jest w stanie zgadnąć. W każdym razie, nie wmówicie mi, że to człowiek. Gdyby to było człowiekiem, to by wiedziało, że istota ludzka ma uszy i słyszy uszami. Naprawdę nie trzeba dźwięku o takim natężeniu, żeby poczuć podskakujące trzewia. Poza tym, człowiek – w większości – ma pamięć dłuższą niż dziewięciosekundowa. Didżej nie. Każda prośba o przyciszenie tego hałasu, skutkuje niezauważalnym ściszeniem dokładnie na dziewięć sekund – ze stoperem w ręku. Człowiek nie zdąży usiąść, a głośne ŁUP! ŁUP! ŁUP! znowu osiąga poprzedni poziom, w dodatku zwiększony o pewien współczynnik, chyba dobrany losowo. Innymi słowy, z każdą prośbą o choćby lekkie przyciszenie, głośność zauważalnie się zwiększa. Po którejś tam próbie człowiek rezygnuje, z litości dla samego siebie. Musiała mi wystarczyć wizualizacja, jak wielkim, żelaznym młotem, który z trudem daję radę udźwignąć, rozwalam didżejowi łeb. Raz i jeszcze raz, i jeszcze raz! Żeby czaszkę przerobić mu na naleśnik! Ale de facto wielkiej ulgi mi to nie przyniosło.

     Ja rozumiem – są tańce, ludzie sobie stępią zmysły alkoholem i gorzej słyszą. Ale żeby do tego stopnia, że uszy wyłączają się całkowicie i trzeba te dźwięki odbierać podskakującymi podrobami? Sam lubię sobie czasem założyć słuchawki i podkręcić dźwięk, żeby muzyka dotarła do najdalszych zakątków ciała. Ale przecież nie na tyle, żeby to ciało rozerwać na strzępy! Sprzęt audio jak na koncert ACDC na Narodowym, a tu sala mała, ze wszystkich stron zamknięta, szczelna, urządzona w piwnicach starego budynku – nawet nie ma dokąd uciec.

     Chciało mi się płakać.

     A tu nie wolno! Tu trzeba udawać, że jest się szczęśliwym jak nigdy! W przeciwnym wypadku można się narazić na dotkliwe sankcje ze strony Żandarmerii Rodzinnej, która uważnie pilnuje, czy zdradzam odpowiedni poziom entuzjazmu. Każdy nieprzepisowy grymas jest skrupulatnie notowany w pamięci i przygotowany do użycia przy dowolnej okazji w przyszłości, jako niezbity dowód mojego podłego i wrednego charakteru.

     - No i co masz taką minę? – zgaduję z ruchu ust Żandarma. – Jakbyś tu był za karę!

     Nawet nie próbuję odpowiadać, bo przekrzyczeć tego hałasu nie jest w stanie nawet południowoamerykański wyjec. Ja się czuję, jakbym tu był nie tylko za karę, ale jeszcze wziął na swoje sumienie trzy czwarte przewinień mafiozów z całego świata. Czuję się, jakby mnie ktoś walił siekierą po głowie, a w brzuch wbijał mi parasolkę i co chwilę ją otwierał i zamykał. Nie, nie dam rady! Wychodzę.

     Na dworze zimno. Do kurtki nie dałem rady się dokopać, więc marznę. Ale zdecydowanie wolę ten rodzaj tortur. Najwyżej odchoruję sobie grzecznie w łóżeczku. Gdy już skostniałem, wszedłem z powrotem, trochę się ogrzać. Muszę też pilnować, żeby na zewnątrz nie przebywać za długo, bo wyjdzie po mnie Żandarm z pretensjami.

     Nie rozumiem – zawsze jest to samo. Koleżanka Małżonka doskonale wie, że nie znoszę takiego hałasu. I to nie jest żadne moje widzimisię. Mnie takie walenie młotem po uszach naprawdę boli! Szczerze mówiąc, ja nie potrafię zrozumieć, jak inni to wytrzymują i jeszcze sprawiają wrażenie, że wcale im to nie przeszkadza. Ja wtedy cierpię katusze i spodziewałbym się zrozumienia choćby od najbliższej mi osoby. Ale w takich sprawach ona jest jak SS-mann w Sobiborze – kompletnie nieczuła.  Za co ona mnie tak nienawidzi? Bo kiedyś, raz jeden, dawno temu, zdarzyło mi się nie utrzymać powagi na widok jej nowej fryzury?

     - Masz zamiar tu tak siedzieć cały wieczór? – pyta znów Żandarm. – Z nikim nie zatańczysz?

     Nie umiem i nie lubię tańczyć, ale czasem, dla miłej zgody, dam się namówić, zwłaszcza jeśli z głośników leci ładna muzyka. Ale tutaj nie ma muzyki. Tu jest hałas! Ogłuszający, trzepiący wnętrznościami, jednostajny hałas, jakiego nie uświadczysz nawet w fabryce garnków, przy prasie mimośrodowej. Boję się oderwać ręce od uszu. Gdy tylko to zrobię, czuję, jakby z obu stron wbijały mi się w głowę dwa sztylety. Od wielu lat pracuję w przemyśle i w hałasie. Mam już zauważalny ubytek słuchu, więc teoretycznie powinienem być na to mniej wrażliwy od reszty. A nie jestem! Nie potrafię zrozumieć, jak to jest, że tylko mnie bolą te ciosy, zadawane falami uderzeniowymi z głośników. Czy ja mam jakoś inaczej zbudowane uszy? Może u innych one dostosowują się do hałasu, jak źrenice do natężenia światła – tylko u mnie to nie działa? Może to ja jestem nienormalny?

     Nie pytajcie mnie, jak przetrwałem. Nie wiem. Niewiele pamiętam. Tylko to ŁUP! ŁUP! ŁUP! I zimno… I znowu ŁUP! ŁUP! ŁUP! I znowu zimno… I tak na zmianę.

     Od samego początku, od pierwszej minuty, wciąż czekałem, kiedy to się nareszcie skończy. A trwało to tyle, co szychta – bite osiem godzin. Od skazańca, na którym wykonywano wyrok łamania kołem, różniłem się tylko tym, że miałem nadzieję na przeżycie, aczkolwiek na pewno nie na zachowanie pełni zdrowia. Wiedziałem, że każda chwila, urwana z tej męczarni, będzie mi słodsza niż świętomarciński rogalik.

     Udało mi się z życia uratować godzinę. Namówiłem Koleżankę Małżonkę, żebyśmy pojechali do domu już o trzeciej. Po przyjeździe, wziąłem silne leki od bólu głowy i spróbowałem zasnąć, ale pod czaszką wciąż mi tupało. Gdy wreszcie zasnąłem, śniło mi się, że jestem tłocznikiem transferowym do produkowania tylnych pokryw silników elektrycznych, a stutonowa prasa co sekundę wali mnie w głowę z regularnością zegarka.

     Kiedyś, w ZSRR, działała złowroga organizacja SMIERSZ (Smierć Szplionom). Jestem o krok od utworzenia nowej organizacji, o nazwie ŚMIERD. Sami zgadnijcie, co to znaczy.


__________________
* Podobno to nazywa się tort, ale mam wątpliwości, bo gdy tylko dojdzie do krojenia, wszyscy wołają: „Cienki, cienki!”.

31 komentarzy:

  1. jednak kobiety to zadziwiający gatunek - ja zwykle, kiedy kroją, wołam - no może być ten większy kawałek :)
    -------------
    u mnie jest problem reklam, moja Mamcia trochę źle słyszy, a ja mam słuch bardzo wyczulony i dobry, pewnie w rekompensacie za wzrok, telewizor gra glośno, do normalnych programów można się przyzwyczaić ale przy reklamach jest taki jazgot , że strach! nie rozumiem, czy twórcy uważają, że jedynie wrzask może do nas dotrzeć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z reklamami mam dokładnie to samo. W TV odruchowo przełączam na inny kanał. A gdy pojawiają się w radiu, gdy jadę samochodem, odruchowo ściszam niemal do zera. Potem zwykle zapomnę pogłośnić i cała jazda odbywa się w przyjemnej ciszy.

      Usuń
  2. Jak ja Cię rozumiem...
    A wizualizacja moja z parasolką w brzuchu... ech... ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I żeby to jeszcze była parasolka otwierana ręcznie - nie, to zawsze musi być sprężynowa!

      Usuń
  3. Fakt, DJ, to odmienny gatunek, prawdopodobnie ewolucyjnie wywodzi się od ocalałych przedstawicieli kultury minojskiej, którzy przeżyli wybuch Santorynu, a fala uderzeniowa nie zrobiła im z wnętrzności bigosu, jednak była na tyle nieubłagana, że w miejsce genu muzykalności umieściła gen suchej deliry. Mam dla Ciebie dobrą wiadomość: nie potrzebujesz olbrzymiego młota, by miażdżyć przedstawicielom tego gatunku głowy. Po pierwsze, reszta ciała dalej będzie się telepać, a po drugie, wystarczy zastosować solidne kręcenie wora i żaden DJ nie ustoi przy konsolecie. GPóźniej wystarczy jedynie sparafrazować Marsellusa Wallace'a: "Dziś stąd wyjedziesz, natychmiast. A kiedy cię nie będzie… niech cię nie będzie, albo będzie po tobie. Straciłeś swoje prawa w Pyrlandii"
    Gorsza sprawa z domową żandarmerią- jakie reguły ustaliłeś, takie masz. Gdybyś był bardziej asertywny, jak nie przymierzając, Twój sieciowy kolega Woland, nikt by nawet nie próbował Cię wyciągać na takie imprezy, wystarczyłoby jedno spojrzenie mówiące, że nic się w sprawie nie zmieniło. Nie tylko Tobie wodzireje nadepnęli na odcisk: Kliknij tu, by przyjrzeć się jednemu ze słynniejszych wyobrażeń wodzireja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę się też rozwieść - kto mi zabroni. Ale czy o to w życiu chodzi? Wiem, że jej bardzo zależało na tej imprezie - ma tylko jednego brata i są bardzo zżyci.

      Usuń
    2. Ale to nadal jest brak asertywności. Wystarczy poszukać czegoś pomiędzy. Zamiast "pozwalam Ci się katować dla Ciebie, a w zamian pokatuję Ciebie", "nie katujemy się nawzajem- jak to lubisz, to nic się nie stanie, jak kilka wieczorów w roku spędzimy na różnych imprezach"

      Usuń
    3. Po tylu latach spędzonych razem, wiem już dobrze, gdzie na tym polu leżą miny i jak je omijać.
      Poza tym, ja chyba zwyczajnie jestem niewiarygodny, gdy mówię, że coś mi przeszkadza. Mam opinię marudy i coś mi mówi, że uczciwie na nią zapracowałem.

      Usuń
  4. Ja w takich sytuacjach używam słuchawek z aktywną redukcją hałasu, tłumią do 97%. Trzeba tylko znaleźć jakieś usprawiedliwienie, np. że ma się słaby słuch i to aparat słuchowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy dookoła same znajome osoby (tylko jednej pary nie znałem), trudno to wmówić komukolwiek. A już najtrudniej Koleżance Małżonce.

      Usuń
  5. Cierpisz na zwyczajny brak asertywności.Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żebym poszła na jakiś spęd rodzinny, na który nie mam ochoty lub zjadła to czego nie lubię lub jeść/piś nie mogę.Oboje z mężem wiemy co które z nas nie lubi robić i gdzie przebywać, więc w skrajnych przypadkach jedno z nas, jeśli ma ogromną ochotę na to, czego drugie nie lubi, idzie samo.
    Po latach nałogowego unikania spędów rodzinnych cała famuła wie, że nam wystarcza, gdy nas tylko zawiadomią o dołączeniu się do famuły kolejnej osoby lub o odejściu którejś w inny wymiar.
    Dzięki temu nie bywam na ślubach, weselach, chrzcinach itp. atrakcjach.
    Mam 4 ciotki , z których jedna jest starsza ode mnie 4 lata, druga 2, trzecia młodsza o 2 lata a czwarta młodsza o rok. I wszystkie cztery są siostrami.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod tym względem jesteśmy bardzo niedobraną parą. Koleżanka Małżonka lubi takie spotkania - ja raczej średnio. Ja, jeśli już ma bawić mnie jakieś spotkanie, to wokół ogniska, czego z kolei nie lubi Koleżanka Małżonka. Ale też bywa - bo robi to dla mnie, podobnie jak ja dla niej bywam na weselach i innych tego typu imprezach.

      Usuń
  6. nawet nie chcę wiedzieć, a tym bardziej wyobrażać sobie, jak tam było...
    tak w ogóle, to ja nie mam nic przeciwko weselom, chętnie wezmę udział od czasu do czasu, to jest zresztą jedyna sytuacja, gdy toleruję disco polo, czy inną muzykę z tej najniższej półki... ba, nawet fajnie potrafię się przy tym shit-cie bawić...
    ale za taki zorganizowany ewent to ja już dziękuję... wystarczy mi sprawdzian z asertywności, gdy na bardziej luzackim weselu ktoś chce się ze mną napić, gdy akurat w danej chwili ja nie mam na to ochoty...
    po prostu są granice stopnia zorganizowania rozrywek, których nie przekraczam, a wszelkie moje Koleżanki Małżonki przeszłe i obecne dobieram sobie według klucza, w którym ten temat jest uwzględniony...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałem, że jej z wiekiem przejdzie...

      Usuń
    2. tu masz rację, w tym sensie, że wiele jest takich związków, gdy jedna strona liczy na to, że drugiej coś przejdzie z wiekiem, tymczasem bywa odwrotnie, że przechodzi to, czego bardzo by nie chciało, by przeszło...
      i najgorsze jest to, że na to nie ma sposobu i znikąd pomocy :)...

      Usuń
  7. Pod tym wzgledem poszczescilo mi sie jako ze moja rodzina malenka i nie urzadzamy zadnych duzych spedow. Ale gdy jeszcze mieszkalam w Polsce i takie o wzglednie przyzwoitym wymiarze i bezmuzyczne odbywaly sie tyle ze od strony meza, to zwyczajnie wykrecalam sie od nich.
    Nigdy nie bylam na imprezie z didzejem ani w klubie z taka glosna muzyka jednak widzac je np . na filmach wiem ze halas i wstrzas spowodowany decybelami spowodowalby rozpad moich cielesnych komorek tak jak murow Jerycha.
    W poniedzialek mam pojsc na godzinne, swiateczne spotkanie najblizszych sasiadek, dwa domy ode mnie - i bije sie z decyzja isc czy nie, bo mi sie wydaje za duzo na me gusta.
    Ale koncert AC/DC bym zniosla bez problemu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby koncert miał odbyć się na stadionie, to sam bym się skusił. Ale w małej piwnicy - raczej nie. Poza tym, koncert trwa mniej więcej półtorej godziny - a to trwało całą szychtę, jak mówią Ślązacy - bite osiem godzin i jeszcze z kawałkiem.

      Usuń
  8. Bywają wyjątki - DJe, którzy potrafią z sensem grać. Ale wszyscy bez wyjątku graja głośno. Ja nie chadzam na takie imprezy, bo po prostu usnęłabym o 22, bez względu na to, co działoby się dookoła. ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę tej łatwości usypiania. Ja mam problemy ze snem.

      Usuń
  9. Nitagerze drogi!
    Opis tak dokładny, że ja skutki odczuwałam w realu:)
    Ja z wiekiem mam słuch mocno wrażliwy, nawet szelest papierka mnie nerwuje.
    Pozdrawiam za to serdecznie i życzę samych przyjemnych chwil, doznań na najbliższe dni:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szelest papierka to może nie, ale denerwują mnie wszelkie jednostajne dźwięki, jak rytmiczne pukanie, buczenie, piski i tym podobne.

      Usuń
  10. te wczasy na odludziu są idealne tylko wtedy gdy Ty biegasz za bułeczkami, masełkiem, rondelkiem i podajesz kawę, wygodniej jest kompromisowo wybrać odludny ośrodek, zjeść podane lub wybrane śniadanie i mieć wolny czas, pozostałe posiłki można układać wg własnych fantazji,

    a DiJeJe to potrafią być artystami i miło na nich patrzeć, dobierają często utwory do upodobań gości, potrafią nawet miksować pod konkretne osoby patrząc na styl tańca,
    głośna muzyka nie jest zła, zły bywa najczęściej sprzęt,
    fakt ja na "ona tańczy dla mnie" wychodzę, bo mnie mdli ale inni skaczą pod sufit, to potrafię to wytrzymać,

    przytulać się i bujać do muzyki jest bardzo miło, to ja bym nie była szczęśliwa gdybym musiała zrezygnować z tego, podobnie ze spotkań towarzyskich a jednak patrząc na męczarnie partnera, to bym miała żal i tęskniła za odrobiną luzu. Może trzeba spróbować zaprosić Małżonkę na spotkanie towarzyskie/ tańce w/g Twoich reguł?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to mam zakaz tańca, bo na mnie bliskość kobiety działa jak narkotyk, co powoduje zły dotyk.

      Usuń
    2. to tak jak ja z facetami:P
      ale ja mam miotłę!
      :)

      Usuń
    3. Tańce według moich reguł? Nie istnieje coś takiego.

      Usuń
    4. bo nie ma to jak pogo lub mosh... wtedy jest bliskość wszystkich ze wszystkimi i nikt nie wnika, czy dotyk jest dobry, czy zły :)...
      no tak, ale pogo przy disco polo?... w sumie to byłoby bardzo ciekawe doświadczenie...

      Usuń
    5. A kto w ogóle wymyślił taniec? Po co to?

      Usuń
  11. I wlasnie to robi cala roznice i sens - glosna muzyka powinna miec miejsce w odpowiednich warunkach i wtedy jest przyjemnoscia a nie czyms uciazliwym.
    Niezrozumialym jednak jest dla mnie ze gdy samochodowe radio nadaje cos kochanego przeze mnie i podglasniam na cala gebe to mala przestrzen auta wcale mi nie przeszkadza.
    Hehe - jednego razu przez taka glosna muzyke nie slyszalam strazackiego pojazdu na syrenia dopoki nie znalezli sie tuz za mna i nie hukneli - tak sie wyleklam ze o malo nie spowodowalam wypadku! technicznie byloby przez nich ale wg prawa przeze mnie - czy to sprawiedliwe?
    A jak jeszcze dolozysz do tej muzyki towarzystwo w ktorym przebywasz, taki zjazd rodzinny to...wystarczy powiedziec ze wspolczuje i gratuluje przetrwania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałem już różne cudaczne wozy, ale takiego, który z tyłu miałby półtorametrowe kolumny, to jeszcze nie. Zatem, muzyka w samochodzie, nawet puszczona na cały regulator, nie jest ani w jednej dziesiątej tak uciążliwa jak didżej.

      Usuń
  12. Nitagerze, gratuluje przetrwania!
    Opis Twej meki przypomnial mi stary radziecki film wojenny ( Tytul odlecial juz dawno),
    widze tylko jak ledwo juz stoi ten biedny zmaltretowany przez Gestapo jeniec, ktoremu nie pozwalali spac i chyba stosowali na nim chinskie
    tortury - to samo prawie co Didzej , tylko z kropla wody – po jakims czasie kropla wody ma sile mlota pneumatycznego.
    Szczerze ci wspolczuje, ale przylaczam sie do choru, ze powinienes troszke zwiekszyc asertywnosc i wyrownac szale poswiecenia.
    Zadna kielbasa przy ognisku nie bedzie rownie tlusta jak “cienki”, bo sie najpierw wytopi , zaden gitarowy brzdakacz nie da rady tak lupnac w struny,
    aby jej przerwac bebenki, a w dodatku przy kazdym ognisku jest ….cieplo! Maloznka ma wyrazne fory.
    Cale szczescie, ze masz tylko jednego szwagra! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co mam dodać - sama mądrość bije z tego komentarza. Mogę jedynie przeczytać jeszcze raz i pokiwać głową przy każdym zdaniu.

      Usuń