Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


poniedziałek, 7 maja 2018

Wielka Majówka

     No, to sobie poleniuchowałem!

     Zaczęło się od tego, że któryś z nadszefów bardzo się nudził. Nadszefowie to takie dziwne, otyłe stworzenia, trochę egzotyczne i bardzo podobne jedno do drugiego. W każdym razie, ja ich nie odróżniam. Wszyscy mają ciemne garnitury, białe koszule i wyglądają tak samo niezdrowo. Znajdują się wystarczająco daleko i są na tyle niewidoczni dla przeciętnego pracownika, że co niektórzy powątpiewają w ogóle w ich istnienie. Nie mam pojęcia, czym się zajmują. To znaczy, wiem czym, tylko nie wiem, dlaczego ktoś im za to płaci. Głównie przesiadują w salach konferencyjnych, wcinają ciastka, piją kawę i opowiadają sobie kawały. Do złudzenia przypominają ministrów, tylko nawet nie starają się zrobić na nikim dobrego wrażenia.

     Zatem, któryś z nich z nudów zaczął przeglądać nasze karty pracy. Oficjalnie po to, by wyliczyć wskaźnik czegoś tam na coś tam, podzielone przez coś tam, co potrzebne my było do czegoś tam. Oczywiście, to fikcja, bo i tak on tego nie wylicza, tylko ma od tego sztab ludzi. W każdym razie, gdy ujrzał moją kartę, podobno brzuch mu się zatrząsł z oburzenia, wrzody na żołądku napęczniały, a w arteriach odłożyła mu się dodatkowa warstwa cholesterolu. Jak można mieć tak dużo zaległego urlopu!? Toż przeze mnie wskaźnik czegoś tam na coś tam leci mu na pysk!

     Nie stać mnie na wczasy na Karaibach, więc urlop biorę tylko latem, a nie trzy razy w roku, jak on. Na co mi urlop w listopadzie? Mam siedzieć sam w oknie i gapić się jak deszcz pada?  Więc co w tym dziwnego, że nie wybieram całego urlopu? Ale że akurat szykowała się Wielka Majówka, to skorzystałem z tego oburzenia i wziąłem wolny cały tydzień. Wskaźniki wiele mu tam nie podskoczyły, ale to nie moje zmartwienie.

     Plany miałem ambitne, aby ogarnąć ten bałagan na działce, ponaprawiać co się da, posiać, posadzić, trawę skosić, opony w aucie wymienić, ostrzyc się i takie tam. Oczywiście, jestem realistą, więc z góry wiedziałem, że z planów nic nie wyjdzie. Ale po to właśnie są plany.

     Koszenie trawy kilkakrotnie uniemożliwił mi deszcz. Niezbyt intensywny, ale wystarczyło, żeby trawa była mokra. Niewielki zabieg chirurgiczny u Młodszego – spokojnie, nic poważnego, ale chodzić przez kilka dni nie mógł – spowodował konieczność zintensyfikowania opieki nad nim. Głównie polegało to na traceniu czasu w poczekalni placówki służby zdrowia. Czyli wysłuchiwania życiorysów emerytek, narzekań nieświeżo pachnących facetów i opędzania się od atakujących dzieci, których matki za ważniejsze uznały swoje smartfony. 

     Do tego dodajmy dwa pogrzeby w dalszej rodzinie. Cóż, na to nikt nic nie poradzi. W każdym razie, do dziś grzywa włazi mi w oczy, i wciąż jeżdżę na zimówkach.

     Zaraz na początku tego niezwykle długiego weekendu odwiedziłem jedną z pobliskich wsi, gdzie znajduje się szkoła rolnicza i gdzie co roku organizowane są targi ogrodnicze. Koleżanka Małżonka chciała kupić kilka cebulek, ja kilka krzaczków. Nawet gdy nie ma zamiaru się niczego kupić, i tak warto odwiedzić. Po zimie, gdy człowiek spragniony zieleni, nagle ujrzeć tę mnogość roślin w pełnym rozkwicie – co za uczta dla oczu! Została ona zakłócona jedynie przez drobne wydarzenie. Otóż, wychodząc z alejki z krzaczkiem róży na rękach, zderzyłem się z Obatelem*. Lazł powoli w otoczeniu kilku innych garniturowców i uważnie łypał na boki, zapewne oczekując gorącego przyjęcia. Ku mojemu zachwytowi, został zupełnie, totalnie, całkowicie i w oczywisty sposób zignorowany przez tłumy odwiedzających. Zdaje się, że byliśmy w ogóle jedynymi, którzy rozpoznali tę z niewiadomych powodów wiecznie zadowoloną z siebie gębę. Na wszelki wypadek nie okazaliśmy tego po sobie.

     Z weselszych wiadomości – w piątek, przechodząc przez rynek, dostrzegłem parę jerzyków! Krążyły sobie zwinnie między starymi kamieniczkami. Z niecierpliwością czekam, kiedy pojawią się na moim osiedlu. Od razu poczułem przypływ dobrego humoru. A że na rynku pełno piwnych ogródków, to sobie tego humoru nie żałowałem.

     Psychicznie wypocząłem. W dodatku wieczory miałem bardzo zajęte, więc o pracy nawet nie było czasu pomyśleć i zatęsknić. Starszy wynorał mi skądś, sobie znanym, magicznym sposobem, nie wychodząc z domu, jedną ze starszych gierek z serii „Pradawne Zwoje”. Do tej pory grałem tylko w Skyrim, o czym często tutaj wspominałem i jeszcze częściej na blogu pod smokiem obok. Tym razem musiałem cofnąć się w czasie o ponad dwieście lat. No i połaziłem sobie po Morrowind. Zwiedziłem ojczyznę Dumnerów, jeszcze zanim została zniszczona przez wulkan. Odwiedziłem nawet Solstheim, jeszcze nie zasypane popiołem. Obejrzałem sobie Fort Nocnego Mrozu – wtedy jeszcze stał i nawet dość malowniczo się prezentował. No i miałem przyjemność pogadać z jego komendantem,  Falxem Cariusem, wtedy jeszcze kapitanem. Żywym! Ale nie powiedziałem mu, co go czeka – mój nowy bohater przecież tego nie wiedział… Mimo wszystko, klimat nie ten co w Skyrim. Nie musicie się więc obawiać, że zacznę opowiadać o tym osobną historię.

     W każdym razie, żyję. I to bardzo intensywnie. Chyba nawet – tak mi się zdaje – od tej intensywności trochę mi się brzuszek zmniejszył, ale możliwe, że po prostu pasek mi się rozciągnął. Oby tak dalej. Dopóki słońce świeci, jest ciepło, jerzyki krążą nad miastem, zdrowie w miarę dopisuje, krzyż, kolano i paluch bolą niezbyt intensywnie, a panie wokół ubrane coraz bardziej zwiewnie, nie wybieram się na tamten świat. Przynajmniej do października macie spokój z moimi narzekaniami.

     Ale za to jak przyjdzie jesień!...



____________________________
* Chodzi oczywiście o europosła Richarda Czarneckiego, któremu chętnie powierzyłbym obowiązki destruktora. Czegokolwiek. Na przykład, dałbym mu za zadanie likwidację przemysłu odzieżowego. Przy jego zdolnościach jest wielka szansa, że ta gałąź przemysłu szybko by rozkwitła.

30 komentarzy:

  1. Drogi Nitagerze!
    I ja miałam i nadal mam- wolne. Jak go wykorzystuję piszę o tym na blogu, czytałeś zapewne.
    Ciesz się piękną aurą, słońcem, uprawiaj ogródek. Po prostu żyj z całych sił!
    Pozdrawiam najserdeczniej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę, że do ogródka mam ponad 5 kilometrów, to można powiedzieć, że naprawdę oddycham pełną piersią. Po prostu, dyszę, jak kowalski młot.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Do października, całe szczęście, daleko ;)

    A tego Obatela to sobie musiałam wyguglać, bo niby nazwisko kojarzę, ale gęby połączyć z nim nie umiałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko mignie.
      Lato, znaczy, bo Obatel jest wieczny.

      Usuń
  3. Nit, Ty odpoczywałeś i przeżyłeś 😉 No gratuluję oraz się cieszę. Widzisz, tego można się nauczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O..najbardziej mi się podoba zdanie o planach, ktöre nie wychodzą. Ja to mam nototycznie. I czytam Cię już w domu!

      Usuń
    2. Musiałem sobie wczoraj przypomnieć, po co ja tam polazłem do tej roboty. Wszystkich po kolei pytałem, czy przypadkiem nie wiedzą, jakie mam hasło do systemu - tak się zresetowałem.

      Usuń
    3. Reniu, wiem, czytałem i bardzo się z tego cieszę. Oraz troszkę zazdroszczę holenderskiej służby zdrowia.

      Usuń
  4. Pracownik MUSI wykorzystać urlop- jeśli nie może, bo musi pracować, to na koniec roku albo się go wyrzuca na siłę na ten urlop, albo, jeśli nadal jest niezbędny należy mu za ten okres wypłacić pieniądze.Tak stanowi prawo.
    A Ty, skoro już sądzisz, że Ci się rozciągnął pasek, podtrzymaj ten trend i pozostaw samochód oraz inne środki transportu a sam chodż do i z pracy piechotką. Zobaczysz jak szybko zmniejszy Ci się obwód pasa.
    No popatrz- tak znanego człowieka nikt nie rozpoznał i nie witał bijąc pokłony? Niesamowite!!!
    Miłego;)
    P.S.
    Jak dobrze, że znów piszesz!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, wiem, ze musi, ale dlaczego wtedy kiedy musi, a nie wtedy kiedy chce? Kierownictwo najchętniej wysłałoby nas na urlop w listopadzie.

      Usuń
  5. Ja też po raz pierwszy od dawna miałam długi majowy weekend. Cudownie było rzucić się w wir sprzątania, gotowania, zakupów.....żartuję, dwa dni leniuchowałam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leniuchowanie jest takie fajne! Chyba w nim zasmakowałem.

      Usuń
    2. Ja też je polubiłam, zwłaszcza od kiedy mam więcej czasu, bo kończę pracę w normalnych godzinach!:))

      Usuń
  6. Niewiarygodne, Obatel przestał być rozpoznawalny? Ta jego konformistyczna maska tak mi się wryła w pamięć i wywołuje tak jednoznaczne skojarzenia, że aż ciężko mi w to uwierzyć.
    Co do taniego wykorzystania zaległego urlopu: Rekomenduję metodę, jaką ćwiczyłem za studenckich czasów i stosuję udoskonalając o wyszukiwanie internetowe do dziś.
    1. Wybierz tanie, ciepłe, piękne miejsce (Gruzja, Armenia)
    2. Znajdź najtańsze bilety lotnicze.
    3. Znajdź relatywnie tanie noclegi(w stosunku do możliwości finansowych, a nie do oferty tego kraju, bo Ciebie interesuje Twój portfel, a nie to, jakie w ogóle są ceny w tym kraju).
    4. Zarezerwuj wybrane loty i noclegi.
    5. Leć i relaksuj się, wracaj zdrowy i wypoczęty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W nowoczesnej Europie czuję się jak przybysz z zapadłej prowincji. Loty samolotem, bilety lotnicze, internetowa oferta za granicą - to wszystko jeszcze zbyt mnie przeraża. Ja jestem umysłem ścisłym i lubię tylko te piosenki, które już znam.

      Usuń
  7. Dr Woland ma racje. Byłam w ubiegłym roku w Gruzji. I chce mi się jeszczs raz. Zdjęcia wodolota tež ci zrobiłam, były mało udane ale i tak nie widziałeś...to nie możesz ocenić:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałem! Tylko co chciałem kliknąć na tekst, to mi się włączała ulotka wyborcza jakiejś pisiury. Uznałem, że wpadłem w pułapkę przekierowań i zrezygnowałem.

      Usuń
  8. ja miałam majówkę w kratkę, jakoś nikt na zaległy urlop (a zostało mi całe CZTERY dni) nie chciał mnie w tym czasie wysłać....
    a tak w ogóle, możesz sobie i narzekać, ale pisz, chyba wróciłam, więc chciałabym Cię poczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm, może uznał, że jak raz nie pójdziesz, to nie nazbierasz sobie od razu drugiego wymiaru. Ja już prawie zahaczałem o 2016. rok.

      Usuń
    2. prrrr, szalony :))))))

      Usuń
  9. Ja na majówkę miałam plan następujący:
    1. Nic nie robić
    2. nic nie robić
    3. nic nie robić
    I wiesz co? Wszystko zrealizowałam. :)))
    Heheh, dobrze tak Obatelowi. ;p
    Fajnie, że wreszcie coś napisałes. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Miło się czyta taki odprężony i zadowolony wpis. Też bym się przeszła pooglądać jakieś krzaczki czy szkółki, ale muszę z tym poczekać, aż noga mi wydobrzeje.
    Na szczęście nieźle jej idzie. Ale uważać muszę tak czy siak najbliższe 4 tygodnie.
    Tego Obatela to też bym ominęła szerokim łukiem i wzrokiem, żeby se nie pomyślał, że w ogóle go kojarzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak też i uczyniliśmy. Miałem okulary przeciwsłoneczne, więc nawet tego łypnięcia okiem nie zauważył. W sumie, może i szkoda - podobno wzrokiem potrafimy przekazywać emocje. Gdyby zrozumiał moje, natychmiast zlazłby mu z gęby ten wyraz ciągłego zadowolenia z siebie samego.

      Usuń
  11. "...by wyliczyć wskaźnik czegoś tam na coś tam, podzielone przez coś tam, co potrzebne my było do czegoś tam ..."
    Pamiętam z czasów radosnego PRL gdy do zestawienia liczono kilometroosobotony w tysiącach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój kolega, za czasów studenckich, robił zestawienia napojów i najważniejsza rubryka była wyrażona w voltolitrach na 1000 zł.

      Usuń
  12. Zarządzanie korporacjami i dużymi firmami żywo kojarzy mi się modelem socjalistycznym. Mnożenie bezsensownych procedur, które są powodem chwały grupy idiotów, którzy muszą wykazać, że są do czegoś potrzebni.

    Majówka stała się naszym wielkim narodowym obowiązkiem wypoczynku. Ja pamiętam głównie, że jeden dzień musiałem być w pracy, poza tym żmudne prace ogrodnicze, zabrałem się też za przeniesienie gniazdka elektrycznego pod prowizorycznie zamontowanym okapem kuchennym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod okapem, to na pewno było gniazdko jaskółki. No, dobra, elektrycznej jaskółki...

      Usuń
  13. Wymuszony urlop czy nie napewno Ci sie nalezal.
    Pozdrawiam i podaje link do mnie - nowy blog choc niedopracowany jako ze niezbyt dobrze znam drogi poruszania sie na nowym miejscu. Nawet nicka nie umiem zmienic na nowy.
    https://dusty36.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń