Pracuję w branży motoryzacyjnej, więc nic dziwnego, że częstym tematem rozmów moich kolegów są samochody. Zwykle opowiadają sobie, co kto sobie kupił, lub zamierza kupić, albo o jakim wozie marzy. Nie biorę udziału w tych dyskusjach, bo o nowym samochodzie mogę sobie tylko właśnie pomarzyć. Mam za dużo wydatków na co dzień, a zarabiam o wiele mniej niż bym chciał.
Ale konieczność wymiany samochodu zaczęła się zbliżać wielkimi krokami. Mój Srebrny Szerszeń po prostu zaczął się starzeć. Podobnie jak na mnie, wlazły już na niego lata. Jeszcze jeździ, jeszcze jako tako się sprawuje, ale coraz bardziej skrzypi, klekoce i na pewno coraz bardziej bolą go łożyska, popychacze i coraz częściej strzyka mu w przekładni. Wiem, bo mam to samo. Tylko czekać, aż zacznie chorować.
Trudno, trzeba postarać się o następcę.
Trochę żal, bo wóz solidny, wygodny i pakowny. I świetnie do siebie pasujemy. Może i niezbyt piękny, ale i ja straciłem już jakieś osiemdziesiąt procent sexappealu. On też potrzebuje trochę czasu, żeby rozgrzać się po nocy i zacząć działać normalnie. I też nie lubi zimy. Żywi się olejem napędowym, a nie benzyną – i ja też wolę chleb razowy, niż biały, czyli obaj lubimy nie przetworzoną w wysokim stopniu żywność. Niespecjalnie zrywny – ale i mnie już dawno zbytnia wyrywność przeszła, ustępując miejsca rozwadze. Po prostu, drugi ja, tylko na czterech kołach.
Mam wśród kolegów jednego, który zajmuje się sprzedażą używanych, uszkodzonych samochodów. Sprowadza je zza granicy i handluje nimi już od wielu lat. Gdy ze wstydem wymieniłem mu sumę, jaką dysponuję, ku mojemu zdziwieniu, wcale się nie roześmiał. Stwierdził, że na pewno coś znajdzie. Wprawdzie sprowadza droższe auta, bo bardziej mu się to opłaca, ale zdarza mu się kupić tańsze, jeśli jest w dobrym stanie. Kilka razy pytałem go o jakieś egzemplarze. Kilka mi odradził, polecił za to jeden, ale w ostateczności nie dogadał się co do ceny ze sprzedającym i nie kupił go. Za to kilka dni temu podszedł do mnie z tajemniczą miną i zaproponował bardzo ładny wóz, tylko lekko uszkodzony.
- I to jest dobry samochód – zapewnił. – Niska awaryjność, bezpieczny, wygodny. Będzie na lata.
Znamy się i przyjaźnimy od wielu lat. Ufam mu pod tym względem. Ten, którym jeżdżę teraz, też zawdzięczam właśnie jemu i jak na razie dobrze na tym wychodzę. Oszacował, ile kosztowałaby naprawa, ile opłaty i wyszło mu trochę więcej, niż mam. Niewiele więcej, ale jednak więcej. Mimo to, usilnie mnie namawiał.
- Ale zrozum – jęknąłem. – To wszystko, co mogę przeznaczyć na samochód. Nie dołożę, bo nie mam z czego. Ładny wóz, ale nie stać mnie na niego.
- To końcówkę mi oddasz w ratach – machnął ręką. – A szkoda taką okazję przegapić.
W końcu stwierdził, że kupi go tak czy tak. Jeśli się nie zdecyduję, sprzeda go komuś innemu. Kupca znajdzie bez trudu.
Popatrzyłem sobie na zdjęcia wozu. Coraz bardziej mi się podobał. Równie użyteczny, co mój stary Srebrny Szerszeń, ale jeszcze do tego nie pozbawiony urody i kilku nowoczesnych, bardzo przydatnych rozwiązań.
Dziś oznajmił mi, że wóz jest już u niego na podwórku. Umówiliśmy się na wieczór. Pojadę go obejrzeć, odpalić, przejechać się nim i po prostu się do niego przymierzyć. I zdecyduję. I kto wie, może w tym roku na wakacje pojadę już innym samochodem?
Jeśli masz do człowieka zaufanie- bierz z zamkniętymi oczami.
OdpowiedzUsuńAle wez też pod uwagę, że diesle w krótkim czasie wypadną z produkcji, bo ich miejsca mają zająć hybrydy- mniejsze skażenie środowiska, wytrzymałe, mało paliwożerne.
I może się zdarzyć, że do starszych modeli diesli nie będzie części zamiennych.Druga sprawa, że w każdej chwili może wejść w życie zakaz jeżdżenia dieslami bez katalizatora, więc jeśli to samochodzik bez owego katalizatora to go nie kupuj.Nie wiem dlaczego upierasz się przy dieslu- gdybyś musiał codziennie wytłukiwać 200, 300km to rozumiałabym, ale chyba tego nie robisz, więc może jednak poszukaj benzynowca.
Miłego;)
Zdaje się, że od 2005 montaż katalizatorów w dieslach jest obowiązkowy. To raz. Poza tym, zauważ, że po ulicach jeżdżą jeszcze (mało, bo mało, ale jednak) nawet dwusuwy. Diesle nie znikną tak po prostu, będą znikały stopniowo. Choćby ze względu na cenę. Nie stać mnie nawet na najtańszą hybrydę i nie stać jakieś 95% społeczeństwa. Zanim diesle znikną, z mojego nic nie zostanie.
UsuńA ja po prostu lubię diesle.
Wiem, że montaż jest obowiązkowy, ale niektóre męskie spryciule odcinają ów katalizator, bo wtedy autko jest żwawsze.Więc po prostu upewnij się, czy ten katalizator jest i czy aby na pewno działa.
UsuńMnie też nie stać na hybrydę.Jeżdżę teraz 10-letnim getzem, na szczęście jeszcze robionym w Korei. To małe autko, w sam raz na dwie osoby i nawet spory bagaż.Braliśmy go w kredycie na 6 lat, spłaciliśmy po 3 i zaoszczędziliśmy forsę, bo braliśmy w bardzo porządnym banku kredyt.Po prostu sprzedawca miał z nim umowę. To jest już drugi nasz koreańczyk (wpierw mieliśmy atosa) i oba autka nas nie zawiodły.Dwusuwu to ja nie widziałam wiele, wiele lat- może po prostu po Warszawie nie jezdziły.
Tu jezdzi sporo naprawdę dużych samochodów, takie hybrydy autka osobowego z autobusem.
Bardzo dobrze rozumiem przywiązanie do diesla. Też od kiedy spróbowałam, nie chcę benzyny i już!
UsuńDiesel ma trochę inną charakterystykę. Jeśli ktoś się przyzwyczai do potężnego momentu obrotowego przy niskich obrotach, benzyniak zawsze mu zdechnie przy starcie. Benzyniak dobry jest do dynamicznej jazdy. Dla spokojnego człowieka lepszy diesel.
UsuńJeśli możesz mu resztę spłacić w ratach to moim zdaniem brać. Facet najwyraźniej wie, co mówi, no i masz już z nim pozytywne doświadczenia. :)
OdpowiedzUsuńZnam go od lat i wiem, że można mu ufać. Problem w tym, czy jego przewidywania do kosztów okażą się słuszne. On też przecież nie wie o nim niczego na 100%.
UsuńTez odradzam diesla, dokladnie z powodow wymienionych wyzej przez Anabell - diesle jako pierwsze skazane sa na wymarcie:)
OdpowiedzUsuńWymierają wystarczająco powoli, żebym nie musiał się o to martwić.
UsuńParyz juz zakazal wjazdu dieslom, inne stolice pojda za nim. W-wa moze dolaczyc bardzo szybko. Wystarczy jeden akt prawny - i po dieslach.Jesli nie zakaza ich calkowicie bardzo znacznie moga podskoczyc koszty ubezpieczen i podatku - nawet o kilkaset procent. Moj osobisty tez jezdzi dieslem, ale to bedzie juz chyba ostatni w jego karierze. Oby ci sie transakcja udala !
UsuńNawet gdybym chciał pojechać do Paryża, nie stać mnie na to. Do Warszawy się nie wybieram.
UsuńW kraju, gdzie 75% ludzi jeździ dieslem, rząd zastanowi się 3 razy, zanim wprowadzi drastyczne ograniczenia.
To mnie pocieszyles! Jest w takim razie szansa, ze jeszcze dieslem do Polski pojedziemy:)
UsuńNitagerze!
OdpowiedzUsuńUdanej transakcji życzę:)
Pozdrawiam;)
Dzięki. Jeśli dojdzie do skutku, to na pewno o tym napiszę.
UsuńKup. W taki sam sposób zostaliśmy właścicielami Czarnego Księcia. Myślałam, że nas na niego nie stać. Splata została lekko odroczona. Jeździmy nim od półtora roku.
OdpowiedzUsuńCzarny Książę - ładne imię. Ja musiałbym go nazwać Szary Książę, ale Earl Grey za bardzo kojarzy mi się z herbatą.
UsuńCzasem trzeba, no po prostu trzeba się przesiąść na nowy samochód. Myślę, że się zdecydujesz, a rozwiązanie oddania końcówki w ratach brzmi rozsądnie. Życzę udanych decyzji :) Chciałabym go zobaczyć!
OdpowiedzUsuńDyskretnie elegancki, ale bez przesady. Nie rzuca się w oczy, ale niczego mu nie brakuje. I jak na te roczniki, jest mega wyposażony.
UsuńNie zabieram głosu na temat czy diesel czy benzyna bo to dla mnie i tak abstrakcja ale jak musisz kupować coś nowego to kup jak masz okazję i zaufanie do sprzedawcy. Ja i tak nie rozumiem czemu właściwie wszyscy muszą mieć autka. Rowerek ,sczególnie na baterie jest znacznie zdrowszy, tańszy w eksploatacji i daje kupę radości. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńA po co ludziom buty? Boso zdrowiej, naturalniej i jest kontakt z podłożem ;)
UsuńA mówiąc poważniej, człowiek zawodowo czynny, który na swoje sprawy nie ma zbyt wiele czasu, po prostu potrzebuje samochodu. Rower świetna rzecz - latem, przy słonecznej pogodzie, jeśli muszę przewieźć tylko siebie samego i to nie dalej niż kilka kilometrów. Ale ani nie jestem sam, ani lato nie trwa wiecznie, ani doba nie chce się rozciągnąć.
Ja też (znaczy mąż) kupiłam auto używane. Nie bite, a jak bite, to wyklepane. W każdym razie w salonie tegoż producenta. Po kilku miesiącach okazało się, że trzeba zreperować silnik, bo ktoś nalał wcześniej złego oleju i były paprochy i to rzutowało, ale poza tym jest ok. Także, stare nie jest złe. A bardzo stare w przypadku samochodów może być nawet wartościowe:-) PS. Przeczytałam komentarz jeszcze raz i myślę, że taki opis kupionego samochodu może dać tylko kobieta. Bardzo enigmatyczny:))
OdpowiedzUsuńNo bo jakby mnie ktoś zapytał, jaki mam samochód, bez namysłu powiedziałabym, że niebieski:)))
OdpowiedzUsuńKupując samochód używany, zawsze trochę się ryzykuje. Dlatego nie polegam na swojej opinii, tylko kogoś, kto ma z tym więcej do czynienia. A opis świetny. Ja pewnie tak samo opisałbym sukienkę.
UsuńWidzę że nie jestem jedyny z takimi problemami.
OdpowiedzUsuńWarto obejrzeć i przejechać się. Łatwiej wtedy podjąć decyzję, a podjętej co ważne nie żałować.
Bądź też trochę typowym Polakiem. Polak zawsze liczy na "bożą pomoc".
Pozdrawiam
Właściwie, masz rację. Co mam sobie odmawiać? Należy mi się! Za to, że Sobieski Turków pod Wiedniem pobił! Niech mi państwo da.
UsuńBardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń