10. kwietnia już chyba zawsze będzie mi się kojarzył ze śmiercią. I zawsze będzie to dzień przepełniony smutkiem. Śmierć każdego człowieka zubaża mój świat, a to z powodu swej nieodwołalności. Nie da się jej cofnąć, naprawić, spróbować raz jeszcze. Jak z przepaloną żarówką - nie można sprawić, żeby znowu zapłonęła. Można ją wymienić na inną, ale to już nie będzie ta sama.
Trudno przywiązywać się do żarówki w świecie, gdzie jest ich zatrzęsienie. Wyobraźmy sobie więc, że zgasła nam jedyna żarówka, jaką mieliśmy. W pobliżu nigdzie nie można kupić innej. Pogrążają nas ciemności. Nawet jeśli ta żarówka nie była specjalnie jasna - to przecież bez niej jest jeszcze ciemniej.
Zadziwiające, że czasem może poruszyć nas śmierć człowieka zupełnie nam obcego. No, może niezupełnie - ja go znałem, bo był w pewnym sensie osobą publiczną. On mnie prawie wcale, a w każdym razie bardzo skąpo. A przecież gdy go zabrakło, poczułem się, jakby umarł mi ktoś bardzo bliski. Tak chciwie czytałem wszystko co napisał...
Dziś mija trzecia rocznica jego śmierci. Dziesiątego kwietnia odszedł od nas Azrael - jeden z najlepszych blogerów, jakich przyszło mi w życiu czytać. Zabrała go od nas podstępna choroba, na którą nie ma lekarstwa.
Zgadzam się w pełni z tym co napisałeś.
OdpowiedzUsuńZaskakujesz mnie. Z czym tu się można zgadzać, lub nie zgadzać? Nie wygłosiłem tu żadnych tez.
UsuńNit!
OdpowiedzUsuńDobrze, że wspominasz o tych, którzy odeszli. Pamięć pozostaje w sercu!
Pamiętam, jak mnie kilka razy odwiedził - chyba jeszcze na starym blogu. Poczułem się tak zaszczycony, jakbym przyjmował koronowaną głowę w swoim mieszkaniu.
UsuńCiekawe, jak odbierasz moje wizyty?;)
UsuńMiło, jak zawsze :)
UsuńNieodwołalna śmierć. I czas – sprzymierzeniec i wróg zarazem.
OdpowiedzUsuńTo bardzo osobliwe uczucie, dowiedzieć się o śmierci kogoś, z kim spędzaliśmy mnóstwo czasu – tylko czytając się nawzajem – ale autorzy to tak samo ludzie, nawet jeśli nie zobaczeni nigdy z bliska przecież dotknięci w samo serce, bo czymże jest słowo, które przez tyle czasu podsuwali nam pod nos?
Na własny użytek ukułem kiedyś określenie "fantom". Fantom to postać, która tworzy się w mojej wyobraźni, gdy czytam czyjeś słowa. Nie do końca więc jest to ta sama osoba, która istnieje w realu, ale ma z nią wiele wspólnego.
Usuń:(
OdpowiedzUsuńTak, smutne to. Jeszcze smutniejsze, że dziś się go już nie pamięta.
UsuńOdchodzą ludzie, oj odchodzą, a czas tak jakoś pędzi, że ma się wrażenie, że jeszcze przecież tak niedawno z nami byli.Coś mi się pomyliło i wydawało mi się, że odszedł dwa lata temu. A Marii Dory nie ma już chyba dłużej. I wiesz, też mi Jej brak, choć chwilami wytrącała mnie z równowagi.
OdpowiedzUsuńNa pewno to było trzy lata temu, choć i mnie już się mylą lata.
UsuńA Marii nawet nie mogę napisać rocznicowej notki, bo nie wiem, kiedy zmarła - tak obsesyjnie chroniła swoją prywatność.
Inne ofiary 10 kwietnia mają swoje ulice, place, pomniki. O Azraelu tylko Ty pamiętasz...
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy będzie ich tyle, co pomników Jana Pawła II...
UsuńPomniki mają jedynie ofiary zamachu. Tym, którzy zginęli w katastrofie, o ile mi wiadomo, żadnego pomnika nie postawiono. Chyba, że o czymś nie wiem.
UsuńNikt rozsądny nie kwestionuje tezy o zamachu. Jest to zamach przede wszystkim na zdrowie psychiczne narodu.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę notkę już 10 kwietnia, ale nie umiałam się do niej odnieść. Co mi przyszło do głowy, to było banalne i miałkie, a nawet tandetne. Więc i nic nie pisałam. Przyznam szczerze, że przyszłam dziś do Ciebie interesownie. Wiem, że w sądowych tematach to jeno Grisham, ale prosiłabym Cię o głos u siebie. Mam mętlik w głowie, więc każda wypowiedź jest na wagę złota.
OdpowiedzUsuńNo i nie zgraliśmy się w zasie. Może to i lepiej, bo na moich radach mogłabyś wyjść jak Zabłocki na szamponetkach, czy jakoś tak.
Usuń