Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


piątek, 17 listopada 2017

O tym, jak natura dba o naszą czystą pościel

     Ponieważ rzeczywistość nie nastraja mnie zbyt optymistycznie, zachowuję się teraz trochę jak borsuk w swojej norze. Nos wychylam z niej tylko wtedy, gdy naprawdę muszę. Zamknąłem się we własnym świecie, pełnym książek, dobrego, starego rocka i nalewek, którym to tematem ostatnio regularnie Was zanudzam.

     Więc, żeby zbyt drastycznie nie zmieniać tematu, zacznę od wiśniówki. Tej, której przyrządzanie opisałem już niegdyś w poście p.t. „O heretyckim napitku”, wykonanej ściśle według przykazań Biblii książki o nalewkach, autorstwa dr Grzegorza Russaka. W tym roku po raz pierwszy robiłem ją w ten sposób. Najpierw zalałem owoce alkoholem, bez cukru, osobno zalałem pestki. Po zlaniu głównego nalewu zasypałem wiśnie niewielką ilością cukru i poczekałem aż puszczą sok i powstanie syrop. Potem należało z tych trzech składników skomponować właściwą wiśniówkę.

     Wczoraj zlałem syrop i nalew z pestek. Wszystko to przefiltrowałem i zająłem się kupażem. Najpierw uczciwie dolewałem obu składników i mlaskałem językiem, sprawdzając smak, ale skończyło się na tym, że i tak zmieszałem wszystko razem. Wiśniówka wyszła niesamowita!

     Przede wszystkim, lekka. Nie ma w sobie tej ciężkości, tej – nie wiem, jak to nazwać - gęstości moich poprzednich nalewek. Lekko kwaskowa – mógłbym dosłodzić, ale nie chcę stracić tej lekkości. Taka jest idealna. Zlałem więc ją w słój i odstawiłem do dojrzewania. Ale zostało mi półtora słoja wiśni z nalewu, które okazały się bardzo smaczne.

     Stwierdzić, że wczoraj nie wypiłem ani kropli, byłoby przesadą. Nie da się kupażować nalewki i ani razu nie spróbować. Ale próbowałem łyżeczką od herbaty, więc w sumie wypiłem tego nie więcej niż kieliszek. Mimo to, trochę mi się wczoraj plątał język. Przez te wiśnie.

     Najpierw odegnałem pokusę, próbując upchnąć je w jeden słój. Nie dało się. Sporo wiśni zostało. Co z nimi zrobić? Przecież nie wyrzucę! Spróbowałem jeszcze raz odprawić egzorcyzmy, ale musiałem coś pokręcić, bo nie zadziałały. Szatan powrócił i namówił do złego - wiśnie powędrowały do żołądka. I przez to właśnie męczyły mnie w nocy koszmary. Zawsze tak mam po wiśniach.

     Sny miałem dziś w nocy naprawdę zwariowane. Zaczęło się od tego, że we śnie kupiłem używany samochód terenowy. Terenowy! Nie mam pojęcia po co. W dodatku trochę zdezelowany. Ale to jeszcze nic. Przy okazji tej transakcji zakupiłem też parę używanych, wysokich, zamszowych butów. Nie pytajcie mnie, po co! W dodatku, nie zasznurowane wyglądały jak rozciapane bambosze. Dopiero na nogach nabierały jako takich kształtów. Ale były za małe.

     A potem polazłem do jakiejś piwnicy, w której odbywały się występy wokalne. Ale nie „Piwnicy pod Baranami”, czy czegoś podobnego! To była zwykła, betonowa, ciasna jak diabli piwnica. W dodatku w jednym miejscu mur był dziurawy, na wysokości około półtora metra. I stamtąd właśnie wygramolił się jakiś chłopak z mikrofonem, całkiem ładnie śpiewającym „Bad obsession” grupy GnR.

     Stałem tam przez dłuższą chwilę, bo bardzo lubię tę energetyczną wielce piosenkę, ale nagle poczułem, że koniecznie muszę na chwilę wyjść. No, rozumiecie, po prostu muszę…

     I tu dochodzimy do sedna sprawy.

     Jeden z członków Kabaretu Skeczów Męczących powiedział kiedyś, że śniło mu się, że musi iść do toalety. I szukał jej przez całą noc, a gdy się obudził, był szczęśliwy, że jej nie znalazł. Zadziałał tu pewien ewolucyjny mechanizm, dbający o czystość naszej pościeli. Nasza podświadomość tak nami steruje, abyśmy, jak mawiał Marcin Wójcik z „Ani Mru Mru”, nie zasłużyli na ksywkę „Dyżurnego”* i nie zmoczyli gąbki.

     U mnie to działa trochę inaczej. Idę o krok dalej. Ryzykowne, prawda? Ja we śnie zawsze znajduję właściwe miejsce. Tak było i tym razem.

     Otóż, znalazłem sporą salę, która wszystkie ściany miała obstawione właściwymi kabinami. Ale nazwać to pomieszczenie toaletą, byłoby obrazą dla tego jakże miłego naszym du sercom miejsca. Ilekroć znajdę się we śnie w takiej sytuacji, to miejsce zawsze wygląda podobnie. Duża sala, obstawiona drewnianymi kabinami, w kolorze ciemnego beżu, odrapanymi, poobijanymi, z których farba odłazi płatami. I nie ma w środku żadnej muszli – to w środku też jest drewniane. Są to po prostu zwykłe wychodki – takie sławojki – tylko nie znajdują się pod gołym niebem, a w pomieszczeniu. I choćby śniło mi się, że jestem na konferencji w Białym Domu, albo w Pałacu Buckingham – wszędzie toaleta wygląda tak samo. Jaka toaleta! Kibel! Na bardziej szlachetną nazwę to nie zasługuje. Latryna na dziesiątym piętrze luksusowego apartamentowca – komu z Was przyśniło się kiedyś coś takiego?

     Wydawałoby się, że jestem najlepszym kandydatem na „Dyżurnego”, ale tu zawsze zadziała mój prywatny mechanizm obronny. Jest nieco bardziej ryzykowny. Cóż, pod tym względem żyje naprawdę na krawędzi. Bo nie sztuka nie znaleźć odpowiedniego miejsca. Sztuka to znaleźć i nie skorzystać.

     Otóż, ten kibel w moich snach zawsze nadaje się tylko do remontu. Drzwi od kabin pourywane, kafelki chrzęszczą pod stopami, kible zapchane – co tu się działo, na dziewięć szpicgatów? Wpuszczono tam grupę kiboli po przegranym meczu? To by nawet pasowało - już wiem, skąd nazwa "kibole"...

     Tym razem na wszystkich kabinach wisiały kartki, informujące o tym, że toaleta nieczynna. Niby wystarczy, ale jak się człowiekowi bardzo chce, to nie ustaje w poszukiwaniach. I ja też zawsze znajdę taką, która od biedy się nada. Tylko zwykle jest ona wyeksponowana w ruchliwym miejscu i niczym nie osłonięta. 

     Rzut oka w prawo, rzut oka w lewo… Pusto.

     Czyżby jednak „Dyżurny”?

     Nie! Bo zawsze – ale to ZAWSZE! – gdy z ulgą zaczynam rozpinać spodnie, otwierają się jakieś drzwi w sąsiedztwie, których przedtem nie zauważyłem i wchodzi przez nie wycieczka top-modelek. A przynajmniej urodziwych, młodych pań, wyglądających, jakby właśnie zeszły z okładek kolorowych pism.

     Co mi zostaje? Zapiąć na powrót i modlić się, aby szybko sobie poszły. Ale nie odchodzą! Nigdy. Ba, niektóre nawet podchodzą do mnie, uśmiechają się i zagadują! W innej sytuacji byłbym zachwycony, ale w tej, no sami powiedzcie!  Czy one naprawdę nie mogą przyjść kiedy indziej? I co z tego że na ich widok odczuwam presję w przyrodzeniu, skoro nie jest to ani trochę taka presja, jaka uszczęśliwia mężczyznę?

     A swoją drogą, czy ktoś wie, po co modelki zwiedzają taki zdewastowany kibel? Co w nim jest takiego interesującego? Czyżby szef agencji chciał im pokazać, gdzie wylądują, jeśli przytyją dwa kilo? To jest mobbing! To jest karalne! To jest… No wyjdziecie wy wreszcie z tego kibla, czy nie?!

     I wtedy zwykle się budzę. I po omacku idę do toalety – tej prawdziwej. A gdy wrócę i wreszcie uda mi się na powrót zasnąć, żadna modelka już mi się nie chce przyśnić. No, skoro okazałem im przed chwilą tak totalny brak zainteresowania, to w sumie im się nie dziwię.

29 komentarzy:

  1. Wiśnie z nalewki to sama pychota, wole nawet od nalewki.Koszmary mi się różne śnią, nawet bez wiśni z nalewki. A najgorszy sen to egzamin maturalny z łaciny i jak zawsze Atyllę nazywam Wandalem a nie Hunem i oblewam egzamin. Co zabawniejsze nigdy nie zdawałam żadnego egzaminu z łaciny, chociaż się jej uczyłam.
    Ale narobiłeś mi smaku tymi wiśniami!.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I potem można przysięgać na wszelki świętości, że "alkoholu ani kropelki, ja tylko owoce"...

      Usuń
    2. Zawsze lubiłem wiśnie, pod każdą postacią, również z nalewki. Ale TE wiśnie, z TEJ nalewki biją na głowę wszystkie inne.

      Usuń
  2. A mnie sie przypomniały pewne imieniny ,gdzie były nie tylko wiśnie z nalewki ale i inne produkty własnego wyrobu albowiem to były czasy kartkowe...
    Pan pewien postanowił skorzystać z toalety. W tym celu poszedł do przedpokoju, ustawił się koło stołeczka, który stał tam ,podniósł poduskę stołeczka mrucząc pod nosem ,że coś to takie futrzne jest, nasikał do butów stojących pod stołeczkiem ,chwiłe szukał spłuczki ,nie znalazł ,machnął ręką i zostawiając nie spłukaną hmm toaletę wrócił do towarzystwa zdziwiony nagłą ciszą. Reszta towarzystwa przecież w skupieniu obserwowała te toaletowe zmagania i zaniemówiła z wrażenia. Twój sen powiedzmy mieści się w normie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pod krzesełkiem były buty teściowej delikwenta sikajacego....

      Usuń
    2. Przypomina mi się jeden z moich przyjaciół, który w czasie podróży służbowej nie mógł znaleźć łazienki. W pokoju było dwoje identycznych drzwi - jedne do łazienki, drugie do szafy. W nocy na śpiku mu się pomyliły.

      Usuń
  3. mnie się rzadko śni kibel, częściej wędrówki po jakimś mieście lub budynku w poszukiwaniu tegoż, a jak już nawet znajdę, zawsze coś jest nie tak, albo nie ma ścian i obok mnóstwo ludzi, albo ktoś przychodzi i akurat w tym momencie ma coś ważnego do powiedzenia, albo wazon stoi na samym środku ruchliwego placu... w końcu więc podejmuję świadomą decyzję, by się obudzić i się budzę... zresztą nieraz tak mam, że wiem, iż śnię i jak ma miejsce jakaś upierdliwa sytuacja to prostu przestaję...
    ale kibel to kibel... najbardziej nie lubię, jak z logiki akcji wynika, że komuś trzeba dać w dziób... próbuję, a tu nic, nie robi to na takim ptysiu wrażenia... w realu już bym mu głowę urwał, tymczasem powietrze gęstnieje, ruchy mi powolnieją od jego oporu... tedy znowu nie pozostaje nic innego, jak rozpoznać sytuację i się obudzić...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sny bywają straszne. Ja we śnie boję się wychodzić z domu, bo wiem, że już go nie znajdę. Często śnił mi się taki koszmar. Jest numer 4, jest nr 8, a szóstki nie ma. Albo w wersji light: jest drugie piętro, a nad nim jest czwarte - trzeciego nie ma.
      Ale za to we śnie można latać i posługiwać się "mocą". Wyciągam rękę, czuję mrowienie w palcach i dany przedmiot wskakuje mi do ręki. W realu nie działa - choć mrowienie się pojawia. Dziwne, nie?

      Usuń
  4. Z opowieści "kibelkowych" w realu:
    Imprezka u mnie w domu. Do przybydków sanitarnych okragłe klamki. Ta w ubikacji wypadała. Około północy przemykam do kuchni po kolejne herbatki (czy inne wiśnie), i słyszę dobiegający z ubikacji słaby już głos mojej siostry: >ludzie, wypuście mnie stąd..<...

    OdpowiedzUsuń
  5. Poruszasz we śnie problemy, które i mnie spotykają. Najpierw nie można znaleźć toalety, potem jak znajdę to wygląda bardzo dziwnie, kible są w remoncie, albo pozatykane, pojawiają się ekshibicjonistyczni intruzi. Ostatnio lałem we śnie do muszli wypełnionej bonzaistycznymi rzeźbami, mocz dawał efekt mini wodospadów. Niestety nie spotykam topmodelek - czy mógłbyś dać namiar?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, gdzie są, po prostu przyłażą same, gdy tylko chcę sobie ulżyć.
      A te wodospady pozostają żółte, czy też zmieniają się w błękitne kaskady?

      Usuń
    2. Akurat ten sen miałem czarno-biały...

      Usuń
    3. Dziwne. Raz jeden w życiu miałem czarno-biały sen. Śniło mi się, że jestem piątym dwunożnym członkiem załogi Rudego. Pewnie dlatego, że "Czterej pancerni" byli nagrani w black&white.

      Usuń
  6. Nitagerze !
    Jakieś horrory z tymi snami. Faktycznie i ja tak mam ( choć bez wiśni z nalewki i staram się przed snem nie jeść 2 godz., ani nie pić), ale...
    Szukam toalety, zawsze obskurne. Ale mam na to sposób, przechytrzam sny, nie wstaję, a rano mnie po raz kolejny zastanawia po co taki sen.
    Z sennika:
    "Toaleta- musisz pozbyć się czegoś ze swojego życia, co jest bezużyteczne, sen może być również fizyczną manifestacją wywołaną przez pełny pęcherz.
    Taki sen oznacza także stłumione emocje bądź problemy i niepowodzenia, które hamują Twój postęp".
    A relacja u mnie z koncertu będzie, ale jakoś nie mam czasu na internet, a po za tym na powrót bardzo bolą stawy, najmocniej rąk:(
    Pozdrawiam mile:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam wątpliwości, że sen wywołuje pełny pęcherz. A czego ja muszę się pozbyć w swoim życiu? Gdybym mógł pozbyć się pracy, już dawno bym to zrobił.

      Usuń
    2. Nit!
      Zapraszam na relację z koncertu:)
      I jeszcze jedno, dziś był czat z zespołem i Lauri powiedział, że Twój szkic jest świetny!
      Brawo Mistrzu- mówiłam:)

      Usuń
    3. Cieszę się, że mu się podobało :)

      Usuń
  7. W tym temacie nie mam snów. W razie potrzeby i podwyższenia ciśnienia w wiadomym miejscu podbrzusza budzę się i trafiam do własnej toalety.
    Ale mnie za to często śnią się te same miejsca, przeważnie różne domy, które odwiedzam w celu zakupu albo już nawet w nich mieszkam. :)
    p.s. cieszę się, że się jednak obudziłeś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A śnią Ci się znane Ci miejsca, które wyglądają zupełnie inaczej? I zawsze tak samo?

      Usuń
    2. Mój świat snów odwiedzam ostatnio dość rzadko. I jest on dość nieprzystępny. Wstęp do niego mam najczęściej tylko wtedy, kiedy właśnie się budzę i jeszcze wszystko doskonale pamiętam. Ale to właśnie ten fenomen. Ja znam te miejsca, czyli są mi one znane (np. mój poprzedni dom), ale we śnie występują jakby w alternatywnej rzeczywistości, czyli są inne, ale kiedy wracam do tego snu, to tam są zawsze właśnie takie "z marzeń sennych".
      Istna incepcja!

      Usuń
    3. Ja tak mam z lasem nad Lutynią. Znam doskonale oba - ten z reala i ten ze snu. We śnie na tamę trafię z zamkniętymi - nomen-omen - oczami. W realu na Lutyni nigdy nie było tamy...

      Usuń
  8. Wizje opisane niczym u Pilipiuka. Samego typka średnio lubię (jako człowieka), ale książki doceniam, bo błyśnie mu ze stylu co jakiś czas zachwycająca metafora czy przywołanie czegoś w sposób tak zacny, że aż się japa rozdziawia w podziwie. Nigdy nie sądziłam, że będę czytać z taką przyjemnością o tym, jak komuś udało się nie zmoczyć gąbki.

    Aż się mi przypomniały te sny z dzieciństwa. I budzenie się ze strachem, że jednak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, wtedy to są emocje! A ludzie jakieś horrory oglądają! Po co?

      Usuń
  9. A mnie się ostatnio śnią wspaniałe miejsca, moje ulubione. Najpierw była Szklarska Poręba, a potem Londyn. Uważam, że to dużo lepiej niż Twoje ubikolki. ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tam tego nie znają? W końcu, skoro Francuzów uczyliśmy, jak jeść widelcem...

      Usuń
  10. Ach... zapomniałam o wiśniach. Moja ciocia kiedyś wywaliła takie wiśnie po wujkowej produkcji i kury pożarły. Wyobraź sobie jak się potem zachowywały. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój wujek zrobił to samo. Kury mu się pokładły i leżały, jak nieżywe. Myślał, że pozdychały, no to zaraz zaczął im ucinać łby i żeby chociaż dla psa mięso było. Dopiero trzecia czy czwarta mu się w czas ocknęła i ocaliła swój żywot.

      Usuń
  11. Ciekawy wpis. Wiśnióweczka jak zawsze super :P

    OdpowiedzUsuń