Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 18 marca 2015

Operacja się udała, pacjent w dalszym ciągu nie żyje

     Nie mogę niczego napisać!
    
     Zgodnie z powszechnie panującym przekonaniem, komputer powinien był nawalić w piątek, trzynastego. Ale nawalił w sobotę. To najlepszy dowód na niedokładność kalendarza gregoriańskiego. Na początku w dziwny sposób nie chciał mi się załadować system Windows. Inicjacja odbywała się normalnie, pokazywało się logo, przesuwający się pasek, obrazujący ładowanie systemu… I gdy powinien pojawić się ekran logowania, ujrzałem ciemność i… komputer samoczynnie się wyłączył. Tak stało się kilkakrotnie, pomimo prób uruchamiania go w różnych trybach awaryjnych.
    
     Wiedziałem, że coś się stanie. A wiecie dlaczego? Bo w sobotę spotkałem Geniusza Komputerowego, robiącego zakupy w tym samym markecie. I tak mi przyszło do głowy, że dawno się nie widzieliśmy. I pod czaszką pojawiła mi się odpowiedź: bo dawno nie nawalił mi komputer! Wykrakałem, psiakrew!
    
     Najpierw wlazłem do BIOS-u i przejrzałem ustawienia. Nie znam się na tym zupełnie, dlatego wszystko wydawało mi się normalne. Naprawiłem komputer, zmieniając coś na chybił trafił. Naprawiony komputer przestał działać w ogóle. Po uruchomieniu zaczynał piszczeć i straszyć czarnym ekranem. No cóż, jestem mechanikiem, nie informatykiem, więc przyszło mi do głowy, że powinienem używać narzędzi mechanicznych. Złapałem więc wkrętak i otworzyłem pacjenta.
    
     Już po minucie przestałem się krztusić. Kurz komputerowy ma specyficzną strukturę, niepodobną do żadnych innych kurzów. Przez NATO klasyfikowany jest jako forma przejściowa między bronią B i C, z kategorii duszących. W każdym razie, drapie w gardle bez porównania mocniej, niż niewinny, spokojny kurz, zalegający pozostałe zakamarki domostwa. Wyciągnąłem odkurzacz i dokładnie oczyściłem wnętrze. Gdy już było coś widać, rozpocząłem poszukiwania baterii od płyty głównej. Tak, wiedziałem już wtedy, co trzeba zrobić! Podpowiedział mi to mój młodszy syn. Powiedzieć, że ja nie bardzo się w tym orientowałem, to trochę tak, jakby stwierdzić, że Al Capone był łobuziakiem. No, po prostu, nie mam zielonego pojęcia, jak działają te wszystkie robaczki, przylutowane do plastikowej płyty, skoro nic się tam nie rusza! Żadnych kółek zębatych, gwintów pociągowych, nawet głupiego paska klinowego nie uświadczysz. Jedyne, co się rusza, to wentylator, ale nie sądziłem, żeby wszelkie procesy myślowe komputera zachodziły właśnie tam.
    
     Nie mam pojęcia, co to jest płyta główna i jak to wygląda. Szukałem po prostu czegoś z baterią. Znalazłem po krótkich poszukiwaniach, ale bateria była zakryta inną płytą, ustawioną w poprzek. Dostęp był trudny, w dodatku groził uszkodzeniem obu płyt. Podejrzewałem, że to coś, co przeszkadza, to karta graficzna. A wiedziałem to stąd, że gdy Geniusz Komputerowy wymienił mi rzeczoną, oddał mi również starą i wyglądała bardzo podobnie. Zresztą, takiego radiatora to się nie zapomina. Czyli jednak coś wiem! Nie jestem takim idiotą, jak by się mogło zdawać.
    
     Kartę graficzną można wyjąć. Robiłem to kiedyś, więc wystarczyło sobie przypomnieć, jak. Tu jakiś wkręt, tu jakiś zatrzask – proste! Części mechaniczne nie stanowią dla mnie problemu. Minęło pół minuty i karta graficzna leżała obok. I nie, nieprawda, że postanowiłem umyć ją w zlewie, pod bieżącą wodą! Aż takim laikiem nie jestem. Przeleciałem ją odkurzaczem.
    
     Baterię przytrzymywał jakiś zatrzask. Odchyliłem go i bateria wypadła z hałasem na blaszaną obudowę. Zgasła jakaś lampka w środku, którą zauważyłem dopiero, jak zgasła. Przedtem myślałem, że to taki zielony guzik. I nie mówcie mi, że paląca się dioda ma bardziej jaskrawy kolor, niż guzik! We wnętrzu komputera nie ma jaskrawych elementów – chyba, że to komputer jeszcze nie używany.
   
     Później dowiedziałem się, że istnieje prostszy sposób – można to rozłączyć, naciskając jakąś „zworkę”. Problem w tym, że ja nie wiedziałem, jak owa „zworka” wygląda, bo nazwa nic mi nie mówiła. Dla mnie zwora, to dość potężny element, wykonany z materiału magnetycznie miękkiego, służący do zamykania obwodu magnetycznego – a niczego w środku takiego nie zauważyłem. Bałem się, że nacisnę coś nieodpowiedniego – i przypadkiem zgniotę jakiegoś krasnoludka.
    
     Po krótkim czasie włożyłem baterię z powrotem. Szara lampka znów przybrała szarozielony kolor. Włożyłem kartę graficzną, po czym położyłem w pobliżu wąż od odkurzacza i opuściłem pomieszczenie na kilka minut, starannie zamykając za sobą drzwi. Chodziło mi o to, że jeśli przypadkiem wciągnąłem jakiegoś krasnoludka, trzeba mu dać chwilę na powrót. Nie trzeba długo czekać – one są diabelnie szybkie.
    
     Po złożeniu i uruchomieniu komputera, okazało się, że postąpiłem słusznie – BIOS znów zaczął działać. Windows znów nie…
    
     Postanowiłem poczekać do poniedziałku i w pracy spytać informatyków, czy można to naprawić w jakiś prosty sposób. Poradzili mi załadować system z dysku instalacyjnego. Potem przetłumaczyli mi na polski, że razem z systemem dostałem taką śmieszną płytę CD, która w odtwarzaczu nie chciała grać. Mam ją wetknąć do środka, w BIOS zmienić ustawienie jakiegoś buta i uruchomić komputer. Widząc moje inteligentne spojrzenie, chłopaki zapisali mi na kartce dokładną instrukcję, co mam zrobić. Przy okazji okazało się, że nie chodzi o trzewik, tylko niemiecką łódź. Tak przynajmniej napisali: boot. Zawsze wiedziałem, że komputer jest jak Niewidoczny Uniwersytet: w środku większy niż na zewnątrz. U mnie w mieszkaniu ledwo mieścił się mały ponton i to po spuszczeniu z niego powietrza.
    
     Postąpiłem zgodnie z instrukcją, ale nie zauważyłem, aby miało to jakikolwiek wpływ na działania komputera. Windows uparcie strajkował i nie miał zamiaru podjąć normalnych obowiązków służbowych. Nie było rady: telefon w rękę i łączę się z Geniuszem Komputerowym.
    
     Chcąc nieco zatrzeć pokutujące od dawna wrażenie laika, zacząłem wtrącać nomenklaturę komputerową, w charakterze przecinków. Z pewnością uświadomiło to Geniusza Komputerowego, że kitu mi już nie wciśnie, bo gada z fachowcem, a nie z jakąś frajer-pompką. W sumie, nie wiem po co, bo nigdy nie próbował oszukać ani mnie, ani nikogo innego. Ale przynajmniej moje ego się najadło.
    
     - Cześć, mówi Nit. Słuchaj, mam mały problem, ten tego, suffix domeny upgrade’a prawdopodobnie, ale nie jestem pewien, płyta główna, karta graficzna. Nie uruchamia mi się Windows, wiatraczek, dyskietka. No , czarny ekran i się wyłącza, ten tego, procesor, ROM, RAM, pamięć operacyjna. I nie działa!
    
     Umówiliśmy się, że wieczorem podrzucę mu pacjenta. Przed rozłączeniem się, wrzuciłem do telefonu jeszcze parę fachowych terminów (obudowa, myszka, kabel od klawiatury).
    
     Dostarczyłem go wczoraj, a teraz czekam na diagnozę. Badania zaczną się dziś wieczór i nikt nie wie, jak długo potrwają. A na razie nikomu nie mówcie, że pisałem ten post na raty, w pracy, wykorzystując każdą wolną chwilę – bo mnie szef wprawdzie nie powiesi, ale pokiwa głową z pobłażaniem, co bardzo zaboli moje poczucie misji.
         
     W każdym razie, łażenie po Waszych blogach, albo odpowiadanie na komentarze, to już byłoby lekkie przegięcie – więc proszę o cierpliwość, do czasu, aż pacjent – miejmy nadzieję, cały i zdrowy – powróci na moje biurko.

16 komentarzy:

  1. nie powiem, że znam ten ból, gdyż ja, w momencie kiedy tylko coś się dzieje z moim kompem, wykonuję telefon do zaprzyjaźnionego komputerowca, rzucam kilka fachowych słów: "nie działa, a ja chcę, żeby działał natentychmiast!! to znaczy chce go mieć przed 16-tą, dziś!!", dla podkreślenia powagi sytuacji trzepoczę rzęsami (zna mnie, niech sobie wyobrazi), po czym jadę do pracy, gdzie mam nieograniczony dostęp do kompa służbowego (co właśnie teraz czynię...)...
    trzymaj się dzielnie Nit, i pamiętaj, jesteśmy z Tobą ... cała internetowa brać...
    aha, krasnoludki świetnie sobie radzą, w każdej sytuacji... :))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Pocieszyłam się czytając ten tekst - bo ja też jestem na takim samym poziomie komputerowym co Ty. Ale ten "boot" to chyba idzie o jakieś załadowanie, bo mnie taki komunikat się pokazuje na ekranie odbiornika TV gdy się "ładuje " dekoder. Nie wiem co prawda czym on się ładuje, ale to mało istotne. Z komputerem to jestem na poziomie 0,5, przyjmując skalę znajomości od 0 do 5,0.
    No a jak się coś dzieje dzwonię do profesjonalisty z okrzykiem : "panie Pawle, znów coś jest zle!" I pan Paweł przyjeżdża.
    Trzymaj się, może nie trzeba będzie nowego kompa kupować.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja ma od tych spraw doktora Andrzeja, bo wiem jeszcze mniej niż Ty, a i Ted bardziej zna się na winach niż na tym tam w środku laptopa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam dramaty komputerowe. Zawsze też czuję się jak ich główna bohaterka... Ale tym razem to Ty zagrałeś tu rolę na miano Oscara. Nie jakaś tam Ida ;-). Panie Nit, Pana opowieści są fantastyczne (acz niekoniecznie fantasy ;-)).

    OdpowiedzUsuń
  5. Miewałam też takowe problemy, gdy miałam komputer. Najczęściej pomagał mi mój młodszy, drogą telefoniczną Holandia - Polska, co było widoczne na rachunku telefonicznym z danego miesiąca. To było bardzo stresujące. Potomek krok po kroku, cierpliwie (do pewnego momentu), mówił jaki ruch mam wykonać, a ja oczywiście wykonywałam w przeciwną stronę....Po moim ptaniu: czy to o co ci chodzi to ten rózowy hipek w prawym górnym rogu? - słyszałam w słuchawce: maaaamuś! skup się!...... Ale zawsze jakoś udało się wyjść z problemu. Utrudniałam sobie sprawy komputerowe przez...ambicję...chciałam koniecznie wszystko w niderlandzkim...
    Problemy skończyły się w zasadzie gdy nabyłam laptop. Prosto, łatwo i przyjemnie. A może i też nauczyłam się obchodzić z tym kosmicznym sprzętem. Natomiast moja siostra ma jeszcze inną metodę: Idzie kupić kabelek do laptopa, (bo taka była sugestia w związku z jakimś problemem), i kupuje sobie nowego laptopa :) Może to tez metoda? :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję
    Czytając ten post poczułem się co najmniej jak etatowy pracownik Krzemowej Doliny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie odważyłabym się grzebać w trzewiach komputera, nawet w oprogramowaniu :).
    Mój niedawno tak zwolnił, że musiałam zrobić szaradę, oddać mój na użytek mamy, a sobie kupić używany, ale w dobrym stanie.
    Na szczęście akurat szczęście i zlecenia mi sprzyjały!
    Życzę Ci szybkiej diagnozy i naprawienia pacjenta!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystko jasne: Co prawda, jak napisała Frytka, krasnoludki świetnie sobie radzą w każdej sytuacji, ale przecież wciągnąłeś je do odkurzacza. Odkurzacz pracuje? Pracuje! Masz dowód!!!
    Postaw na noc laptop obok odkurzacza, poodkręcaj im obudowy i włóż do laptopa jakąś krasnoludkową atrakcję (ja, gdy moje się rozbiegną, używam miniaturowej laleczki Królewny Śnieżki, bo moje krasnoludki, to straszne psy na baby i seks grupowy jest dla nich tym, czym dla mnie wychwycenie z szarego tłumu atrakcyjnej pani, czyli odruchem). Może też zadziałać kilka kropel tej Twojej słynnej nalewki, ale wtedy musisz pamiętać, by nie włączać komputera, zanim krasnoludki nie wytrzeźwieją. Wtedy musisz odczekać drugie tyle, aż minie im kac (na kacu mogą być złośliwe a po pijanemu znają tylko jeden termin komputerowy: "zdrowie pań po raz pierwszy").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nic dodać, nic ująć - jak to faceci :)))))))))

      Usuń
  9. Nitagerze, pozwól, aby inni fachowcy mogli popracować. Niech każdy robi to, na czym się najlepiej zna.
    Masz dwu synów, może jeden z nich pójdzie na informatykę? :)
    Pozdrawiam cieplutko, wiosennie, jak lubisz :)

    OdpowiedzUsuń
  10. mnie się też tak robiło. wyczaiłam, że jak zostawię komp włączony na około 3 minuty z takim czarnym ekranem, a potem uruchomię jeszcze raz, to wtedy wyświetlała się cała strona rzeczy niezrozumiałych całkiem ale na dole było napisane, żeby nacisnąć F1. jak naciskałam, to się wszystko uruchamiało. ;) jechałam tak ze dwa miesiące, te ostatnie, bo wiesz, że kupiłam nowy. :)
    będzie dobrze, Geniusz Komputerowy zrobi jakąś defragmentację, zbootuje coś, wymieni zasilacz, zresetuje i będzie dobrze... :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tylko nie mów, że nieoperowalny. Jeśli chodzi o mnie, to mam dobrze, bardzo dobrze, bo mam Wnuka. Zrobię tylko pierogi, koniecznie ruskie, albo sernik, koniecznie bez ciasta i najlepiej kakaowy i komputer działa jakby nic mu się nie stało, nic nie dolegało ;) On potrafi z krasnalami rozmawiać, rozumie ich język :)

    OdpowiedzUsuń
  12. a może po prostu coś się zepsuło?...

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj Nitagerze
    Tak to bywa ze sprzętem informatycznym - też to poczułem,
    bo mam z nim kontakty od 1977 roku, a od 1986, to już bycie razem. Jeden ze wspaniałych profesorów kiedyś nam poradził odnośnie tzw. komputerów osobistych (PC, laptopy, netbooki, tablety itp.), że "trzeba je zmieniać znacznie częściej niż żony i zawsze pamiętać o ich urodzinach". Staram się pamiętać, ale jeden z mojej trójki ma już 11 lat, a maksymalny wiek to ok. 6. Długo mnie wspierał podczas moich belferskich zajęć - jest jak domownik... ;-)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  14. Nitager, to Ty masz komputer napedzany krasnoludkami? Po opisie problemow myslalm, ze to co najmniej Hex z napedem mrowkowym ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń