Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


piątek, 13 marca 2015

Hydrozagadka - cz. III: Czas pogardy

     Wieść o śmierci Terry'ego Pratchetta nastroiła mnie bardzo minorowo. Gdyby nie fakt, że tekst wpisu miałem przygotowany i wklepany już wcześniej, pewnie nie dałbym rady go napisać. Przeczytałem chyba wszystko jego autorstwa, co było dostępne w bibliotece. Był moim ulubionym pisarzem.
     Zastanawiałem się nawet, czy to publikować. Ale pewnie Terry Pratchett nie chciałby, aby opowieść się urwała w tym miejscu. Więc publikuję ostatnią część opowieści, będąc jednak przekonany, że ludzie, zwłaszcza tacy, nie powinni umierać wiosną. A Śmierć, skoro już nie chciał odwracać tej klepsydry, pewnie potraktuje go ze wszystkimi honorami. Na pewno. Jeśli jest choć w połowie tak sprawiedliwy, jak przedstawił go Terry.




      Czas Pogardy


      Niedzielę, jak Pan Bóg nakazał, spędziłem na gorliwych medytacjach. Przez kilka godzin zastanawiałem się, co zrobiłem nie tak? I odpowiadała mi głucha cisza. Rozpamiętywałem swoją klęskę, coraz bardziej pogrążając się w czarnej rozpaczy. Spoglądałem w lustro i we własnym spojrzeniu dostrzegałem pogardę dla tej namiastki człowieka, która się w nim odbijała. To jest mężczyzna? Który skapitulował przed dwiema rurkami? Został pokonany przez cztery kolanka i dwa wężyki. Wieczna sromota!
    
     Nie mogłem tak żyć dłużej. Nie byłem godzien zużywać powietrza, którym oddychali najwybitniejsi konstruktorzy, jak Archimedes, Leonardo da Vinci, czy profesor Grajdek. Przez myśl przeszło mi jedyne honorowe wyjście: seppuku.
    
     - No tak – pomyślałem. – Ale problem pozostanie! Czy ucieczka przed problemem to najlepsze wyjście?
    
     Zresztą, skąd ja wytrzasnę odpowiednie ostrze?
    
     Jednego byłem pewien – muszę mieć nowe wężyki. Najlepiej nieco dłuższe od oryginalnych. Czy podejmę tę próbę raz jeszcze, nie wiem. Może powierzę to hydraulikowi, ale i on będzie ich potrzebował. Wsiadłem do samochodu i pognałem do galerii. Wrzuciłem rzeczone wężyki do koszyka i rozpocząłem tradycyjny obchód alejek z narzędziami, wyobrażając sobie, co bym mógł zrobić, gdybym je miał. W pewnym momencie zatrzymałem się. Mój wzrok padł na komplet tarników* i coś mi to przypomniało. Aby prawidłowo wkręcić kolanko na pakuły, gwint zewnętrzny musi być szorstki, aby pakuły miały się o co zaczepić. Może to moje kancerowanie gwintu pilnikiem było za delikatne? Pamiętam, że hydraulik używał do tego celu właśnie tarnika!
    
     Komplet trzech tarników był tak zaaferowany dyskusją o pięćdziesięciu twarzach Greya, że przez nieuwagę wlazł mi do koszyka. Sam. No naprawdę! No, a skoro już wlazł…
    
     Wróciłem do domu i odłożyłem zakupy, aby nabrały mocy urzędowej. Zresztą, w niedzielę nie chciałem hałasować. Położyłem tylko fugę między płytki, które założyłem dwa dni wcześniej na miejsca, z których musiałem je odkuć, z powodu cieknącej rury**.
    
     W poniedziałek Koleżanka Małżonka musiała zostać w pracy kilka godzin dłużej. No i dobrze, nie będzie mnie rozpraszać! Postanowiłem jedynie przygotować sobie części do montażu, aby nazajutrz mieć je gotowe. Rozkręciłem wszystko, wyczyściłem gwinty szczotką drucianą. A potem chwyciłem tarnik i pracowicie pokarbowałem je na całym obwodzie. Przejechałem palcem. Szorstkie, jak papier ścierny. O to chodziło!
    
     Dolne kolanka i adaptery mogłem sobie przykręcić już dziś. Zabrałem się więc do roboty. Najpierw trochę pasty. Odrobinkę! Potem pakuły. Na pakuły następna porcja pasty. A potem dwie pary szczypiec i wkręcam kolanko.
    
     Kolanko łatwo nakręcało się na pakuły. Podświadomie czułem, że tym razem robię to dobrze. Tak właśnie powinno być: kolanko powinno nakręcać się na pakuły i nie ciągnąć ich za sobą. Przy mocowaniu adaptera postanowiłem zrezygnować z uszczelki i wkręcić je również na pakuły. Skoro tak dobrze mi szło, to dlaczego nie?
    
     Po niedługim czasie, dwa zmontowane podzespoły leżały przede mną na stole, a ja zacząłem bić się z myślami. Godzina osiemnasta. Czy gdybym zabrał się za to teraz, zdążyłbym w rozsądnym czasie? Bałem się, że operacja przedłuży się do późnych godzin nocnych, ale nie mogłem usiedzieć na miejscu. Miałem dziwne przeczucie, graniczące z pewnością, że tym razem się uda. Ele mele dutki, gospodarz malutki - wynik wyliczanki zinterpretowałem jako sygnał do roboty.
    
     Najpierw nurek do szafki pod zlewozmywakiem. Zdemontowałem baterię i starannie wkręciłem nowe wężyki. Nie zapomniałem o posmarowaniu uszczelek i gwintów silikonem. Tak, silikonem! Hydraulicy nie uznają tego środka, ale ja już dawno zauważyłem, że przy połączeniach na gumową uszczelkę, silikon wypełnia wszystkie nierówności, a ciśnienie wody wciska go we wszystkie szczeliny i doskonale doszczelnia połączenie. Potem montaż baterii. Przy tej czynności zastała mnie Koleżanka Małżonka, potykając się o moje nogi, wystające spod zlewu i o mało nie rozbijając sobie nosa i słoika ćwikły z chrzanem. Gdy wyczołgałem się z nieprzytomnym błyskiem w oczach, o nic nie pytała. Wiedziała, że wariaci mogą być niebezpieczni.
    
     Pobiegłem do łazienki, zakręcić główny zawór. Spuściłem wodę z rur i odkręciłem baterię w kuchni, podstawiając dwa małe wiaderka po śledziach pod wyloty rur, z których niemiłosiernie kapało. Chwyciłem za tarnik…
    
     Sąsiadka nazajutrz pytała mnie, co za apokalipsa się u nas odbywała. Te odgłosy, jakby ryczącego smoka, rezonujące na cały blok, podobno były straszne. Dzieci chowały się pod stoły, gospodynie padały na kolana i odmawiały zdrowaśki, a gospodarze zrywali deski z podłóg, sięgając z sekretnych skrytek nielegalnie posiadaną broń, by w razie czego bronić rodzin własną piersią. Gdybym powiedział prawdę, pewnie by nie uwierzyła. Zapewniłem więc, że już nigdy nie będziemy uprawiali seksu w ten sposób. W pąsie było jej do twarzy…
    
     Gdy gwinty przypominały już poszarpane pasma górskie, dodałem im trochę pasty i okręciłem pakułami. Łaps za kolanka! Wchodziły idealnie. Pakuły trzymały się gwintów, jak przyklejone. Nic mi się z nich nie zsunęło. Potem rurki. Ta sama historia. Szło znacznie lepiej niż w sobotę. Potem chwyciłem klucz i zanurkowałem pod szafkę.
    
     - Silikon! – rozdarłem się.
    
     Nie miałem pojęcia, że szafka pod zlewem ma tak wspaniałą akustykę. Metropolitan Opera niech się schowa! Aż mnie głowa rozbolała.
    
     - Co, silikon? – spytał Młodszy.
    
     - No, podaj mi silikon, biegiem, biegiem, ruchy, ruchy, bo mi się woda leje na pysk!
    
     Pół roku później Młody wręczył mi pistolet z pojemnikiem. Zapomniałem powiedzieć, że potrzebuję tylko odrobinę, na koniec palca. Posmarowałem gwinty adapterów i nakręciłem na nie śrubunki wężyków, pilnie uważając, by nie skręcić nadmiernie tych ostatnich. Kapanie ustało…
    
     Głęboki wdech. I zaraz wydech, bo atmosfera w kuchennej szafce nie nastrajała do zachwytów. Wyczołgałem się z niej mokry od potu i lejącej się na mnie wody. Na chwiejnych nogach polazłem do łazienki, odkręcić zawór.
    
     Chwila prawdy. Odkręcam baterię – woda leci pięknym strumieniem. Zimna, ciepła – wszystko działa. Latarka w łapę i inspekcja połączeń. Kolanka przy wlocie – suche. Przy wylocie – suche. Nurek pod szafę. Kolanka na wlocie – suche jak pieprz. Połączenie adapterów – pustynia Gobi. Oba końce wężyków spojrzały na siebie ze zdziwieniem i stwierdziły, że nigdy nie słyszały o czymś takim jak przeciek.
    
     - To tylko takie bajki dla małych wężyków – prychnął ten od ciepłej wody.
    
     - Bajanie rządzących węży, żeby zdzierać kasę z naiwnych – dodał zimnowodny.
    
     Wyprostowałem się. Jak urzeczony patrzyłem na nową baterię, bawiąc się puszczaniem wody. Odkręcałem i zakręcałem na przemian. Raz ciepłą, raz zimną…
    
     Działa! Nie cieknie! Udało mi się!
    
     Gdy wreszcie posprzątałem wszystkie narzędzia, nieśmiało zaczepiłem Koleżankę Małżonkę.
    
     - Słuchaj, ten, tego, czy jako ten rozreklamowany polski hydraulik, kręcę cię trochę bardziej?
    
     Odpowiedzi nie zrozumiałem. Koleżanka Małżonka musiała dostać chyba boleści, bo nagle zwinęła się w pół i zaczęła wydawać dziwne dźwięki.
    
     Poczułem się dotknięty i polazłem sobie do Skyrim***. Tam mnie przynajmniej doceniają!
    
    
     __________________
     *Tarnik, to rodzaj pilnika do drewna, o grubych, odpowiednio ukształtowanych zębach.
    
     **Patrz wpis "Kropla drąży ścianę" z 27. lutego
    
     ***Moja ulubiona gra, w której można sobie wędrować po fantastycznym świecie i robić w zasadzie to, na co ma się ochotę. Nie wiecie, co trzeba zrobić, żeby przenieść się tam na stałe?

22 komentarze:

  1. Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść.
    To w końcu facet wymyślił
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. brawo, wierzyłam w Ciebie i mnie nie zawiodłeś... :))))
    ale na tekst o hydrauliku też mogłabym dostać boleści, chociaż niekoniecznie ... :))))))
    aha, chciałam tylko zapytać, kto zapłaci rachunek za tę radośnie puszczaną, po naprawie, wodę?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam. oj tam - tych parę groszy to wyłożę ze swoich zaskórniaków.
      I zupełnie nie rozumiem, co Cię śmieszy w tekście o hydrauliku - to było jasno zadanie pytanie i oczekiwałem jasnej odpowiedzi, choć niekoniecznie precyzyjnej. Zadowoliłoby mnie nawet standardowe "Domyśl się!".

      Usuń
  3. Dzięki Tobie trafiłam na wspaniały blog. Jestem cała happy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bądź żyła, zdradź jaki to. Też chętnie poczytam.

      Usuń
    2. No, Ty to raczej go czytasz. Masz go po lewej stronie:).

      Usuń
  4. Swietna opowiesc - najwazniejsze, ze zwyciezyles!!

    Terry Pratchett - nie czytalam wszystkich jego ksiazek - nawet calego "Swiata Dysku" - ale wiekszosc tak. Terry na pewno teraz siedzi sobie wygodnie u Smierci w ogrodzie, z kotem (kotami?) na kolanach i zajada sie chili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałbym teraz wypiąć pierś i stwierdzić, że Zwycięstwo to moje drugie imię - ale zabrzmiałoby to tak żałośnie, że mogłoby się skończyć deprechą i zalewaniem robaka.

      W bibliotece też wszystkich książek nie mieli, tak więc kilka mi jeszcze zostało. Z samego ŚD jeszcze dwie pozycje. Żal mam straszny, bo oczekiwałem dwu następnych powieści, jakie zapowiadał. I już ich nigdy nie napisze.

      Usuń
  5. Jednym słowem - Boska komedia! (no, dwoma słowami ;-)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, było piekło (po klęsce sobotniej), był czyściec (pod zlewem, gdy woda lała się na mnie), było i niebo, gdy okazało się, że nic nie cieknie, a bateria działa. Jak myslisz, czy to będzie w porządku, jeśli każę mówić na siebie "Dante"?

      Usuń
    2. Nitager Dante brzmi bardzo medialnie. Zatem każ mówić bez wahania!

      Usuń
  6. Czytalam z zapartym tchem, akcja jak u Hitchcock'a, zaczelo się prawie morderstwem ( baterii i wezykow ) , a potem napiecie zaczelo rosnąć...Odetchnelam z ulga przy ostatnim odcinku, ale ciagle w suspensie, czy aby nie popusci, czy nie strzeli strumieniem, czy nie zaleje , a dla pewności :dziś sprawdzales ??
    W każdym razie uważam, ze pobiles standardowego hyraulika polskiego na glowe, a wlasciwie na kolanka, i o wiele lepiej zuzytkowales te pakuly !
    Ty nawet nie wiesz jakie wrazenie robi na kobietach taka robota - przecież my nie mamy zielonego pojęcia jak się do czegos takiego zabrać, nawet z twoja instrukjca obsługi bylbysmy bezradne jak ciele w jeziorze. Nawet jak się znajdzie pare kobitek, które dalyby rade, to i tak pozostaje te kilkanaście bezradnych milionow .
    Ja naleze do tych ostatnich, wiec dla mnie stales się praktycznie bożyszczem.

    Pozdrawiam Gina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A najbardziej za serce zlapal mnie ten Grigorij! Oj, chyba jesteśmy z tego samego rocznika... az mnie skrecilo na wspomnienie moich bohaterow z dzieciństwa :)
      Porownanie było genialne. :)
      Gina

      Usuń
  7. Tak poważnie, to jestem pod wielkim wrażeniem tej metodyczności, jaką w pracy wykazał się nasz znakomity Kolega.
    Nie jestem pewna, czy przeciętny hydraulik dotrzymałby Ci kroku, przynajmniej gdy idzie o dokładność.
    Zatem Koleżanka Małżonka powinna mieć to na uwadze:)).

    OdpowiedzUsuń
  8. PRZ 16,18 Przed porażką - wyniosłość, duch pyszny poprzedza upadek.

    PRZ 29, 23 Człowieka poniża jego pycha, pokorny zdobędzie uznanie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Taaa- czasami coś się panom domu udaje! Gratulacje!
    Tak prawdę mówiąc zawsze mam wrażenie, że hydraulika nas kiedyś zgubi- zwłaszcza w okresach przejściowych, w których jest wyjątkowo dużo awarii "wodnych" w moim mieście. A może te rury robią teraz z rzadkiej blachy?
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zawsze wierzyłem, że nadajesz się do roli superbohatera. Aż mam ochotę nabyć modny t-shirt z napisem "N-MAN" i przyozdobiony Twoim portretem w stylu Nikifora na tle kolanka uszczelnionego pakułami i silikonem.
    P.S.
    Jeżeli Cię to ucieszy, masz ode mnie nagrodę specjalną w formie pisemnych wyrazów najwyższego uznania za zwięzły i dyskretny komentarz do przybierającej na sile mody na teorie spiskowe zawarty w dialogu wężyków.

    OdpowiedzUsuń
  11. Phi! Z wężykami , to każdy facet potrafi, a spróbuj bez wężyków. Dawniej to byli hydraulicy, co też oni potrafili z rurami wyczyniać. Dostawał taki w ręce prosty kawałek ocynkowanej i działał, a dziś, to zwykłe klocki lego. A jeszcze chwila i całą instalację będzie można sobie wydrukować w 3D. Ha.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale się działo!!! dobrze, że przeczytałam wszystkie trzy części na raz bo oczekiwanie by mnie zabiło. ;)
    wierzyłam od początku, że Ci się uda :)))))
    brawo!!!! :)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Miałam przygotowany wyważony, inteligentny, z aromatyczną szczyptą sarkazmu komentarz, ale...
    "Zapewniłem więc, że już nigdy nie będziemy uprawiali seksu w ten sposób."
    Wieki temu spadłam z krzesła i do tej pory leżę i kwiczę!
    Potrafisz rozbroić!

    OdpowiedzUsuń