Na początku było słowo.
Brzmiało… Może darujmy sobie, jak brzmiało. Cokolwiek nieprzyzwoicie, w każdym razie.
Wylazłem z łazienki z zaciśniętymi zębami.
- Jak narozlewacie, to jest tam takie coś, co nazywa się mop! – warknąłem i polazłem do kuchni, napić się soku.
Chłopcy spojrzeli po sobie zdziwieni. Żaden z nich nie korzystał z łazienki w ostatnim czasie. Ale szybko przeszli nad tym do porządku dziennego, stwierdzając, że „stary znowu ma atak gderliwości i czepia się byle czego”. Wybaczyli mi to w swej dobroci, wiedząc, że narobiłem się przed chwilą jak koń, naprawiając stół, który niespodziewanie się rozleciał, a którego konstrukcja była na tyle skomplikowana (ruchomy blat), że wymagała użycia sporej liczby narzędzi i roboczogodzin
Z kuchni wróciłem do łazienki, bo stwierdziłem, że chyba nie domyłem rąk. Rzut oka na posadzkę. Znowu rozlane. Podrapałem się w głowę. Przecież przed chwilą wytarłem! Na kolana i dokładna analiza wykafelkowanej ściany. Wynik ekspertyzy sprawił, że zbladłem.
- Gdzieś cieknie woda! – zawołałem. – Wycieka spod kafelków!
Kochani, nie dziwcie się mojej panice. Mieszkam na czwartym piętrze. Awaria u mnie powoduje zalanie wszystkich łazienek poniżej!
Pierwsze co zrobiłem, to zakręcenie zaworu. Potem rozkręciłem umywalkę, żeby dostać się do miejsca, z którego cieniutką strużką ciekła woda.
Nie remontowaliśmy łazienki po przeprowadzce. Nie mieliśmy na to pieniędzy i przede wszystkim czasu, a pomieszczenie prezentowało się znośnie. Wskutek tego zastaliśmy wszystkie rury wmurowane w ścianę i zasłonięte równo położonymi kafelkami. Nikt nie miał pojęcia, jak przebiegają. Co było robić? Wyjąłem młotek, zapłakałem rzewnymi łzami, przyłożyłem przecinak do kafelka, pociągnąłem nosem i... Znośnie wyglądająca łazienka stała się przeszłością.
Czułem się, jakbym sam sobie na skórze ciął sznyty! Ale okazało się, że to było słuszne, choć bolesne pociągnięcie. Za kafelkiem betonowa ściana była mokra, a gdzieś z góry sączyła się powoli woda. Musiałem poświęcić jeszcze kilka płytek, zanim znalazłem przyczynę. Otóż woda powoli ściekała… Nie, nie z połączenia na kolanku! Ciekła po prostu z rury. Tak, jakby rura była zrobiona z papieru i w pewnym miejscu po prostu przemokła. Spojrzałem na zegar – późno już. Ale co robić? Zadzwoniłem do zaprzyjaźnionego budowlańca. Ten dobry człowiek z kolei, mimo późnej pory, sam przyjechał obejrzeć awarię. Rozkuliśmy jeszcze kawałek, żeby dostać się do baterii, wzbudzając zgrzytanie zębami u wszystkich sąsiadów wokół, do parteru włącznie. Kucie w bloku z wielkiej płyty dotyczy bowiem zawsze wszystkich mieszkańców bloku, a po przekroczeniu pewnej nieprzekraczalnej godziny, może pociągnąć za sobą wiele nieprzyjemnych skutków. Nie miałem jednak wyjścia – musiałem kilka razy uderzyć młotem. Po czym zaprzyjaźniony budowlaniec zbadał sprawę i zadzwonił do zaprzyjaźnionego hydraulika.
Hydraulik odwiedzi nas dziś, w porze Teleexpresu. Do tego czasu musimy żyć bez wody. Nie wiem, czy nie trzeba będzie kuć jeszcze więcej. Naprawdę bym nie chciał. I tak, aż do remontu, będę musiał żyć z dziurawymi ścianami, bo takich płytek, jakie założył mój poprzednik, nigdzie już nie dostanę. Zresztą, do czego je przykleić? Do tych dziur, które musiałem wykuć? Marne szanse.
Szykuje mi się pracowity weekend, jakkolwiek nie mam jeszcze pojęcia, jak sobie z tym poradzę. Brak mi konkretnego planu działania. Zapewne będę coś improwizował, a skończy się i tak na wezwaniu fachowca. Zapewne znów zaprzyjaźnionego budowlańca, który zrobi to dokładnie, solidnie i na domiar złego nie weźmie ani grosza. Krępujące…
Brzmiało… Może darujmy sobie, jak brzmiało. Cokolwiek nieprzyzwoicie, w każdym razie.
Wylazłem z łazienki z zaciśniętymi zębami.
- Jak narozlewacie, to jest tam takie coś, co nazywa się mop! – warknąłem i polazłem do kuchni, napić się soku.
Chłopcy spojrzeli po sobie zdziwieni. Żaden z nich nie korzystał z łazienki w ostatnim czasie. Ale szybko przeszli nad tym do porządku dziennego, stwierdzając, że „stary znowu ma atak gderliwości i czepia się byle czego”. Wybaczyli mi to w swej dobroci, wiedząc, że narobiłem się przed chwilą jak koń, naprawiając stół, który niespodziewanie się rozleciał, a którego konstrukcja była na tyle skomplikowana (ruchomy blat), że wymagała użycia sporej liczby narzędzi i roboczogodzin
Z kuchni wróciłem do łazienki, bo stwierdziłem, że chyba nie domyłem rąk. Rzut oka na posadzkę. Znowu rozlane. Podrapałem się w głowę. Przecież przed chwilą wytarłem! Na kolana i dokładna analiza wykafelkowanej ściany. Wynik ekspertyzy sprawił, że zbladłem.
- Gdzieś cieknie woda! – zawołałem. – Wycieka spod kafelków!
Kochani, nie dziwcie się mojej panice. Mieszkam na czwartym piętrze. Awaria u mnie powoduje zalanie wszystkich łazienek poniżej!
Pierwsze co zrobiłem, to zakręcenie zaworu. Potem rozkręciłem umywalkę, żeby dostać się do miejsca, z którego cieniutką strużką ciekła woda.
Nie remontowaliśmy łazienki po przeprowadzce. Nie mieliśmy na to pieniędzy i przede wszystkim czasu, a pomieszczenie prezentowało się znośnie. Wskutek tego zastaliśmy wszystkie rury wmurowane w ścianę i zasłonięte równo położonymi kafelkami. Nikt nie miał pojęcia, jak przebiegają. Co było robić? Wyjąłem młotek, zapłakałem rzewnymi łzami, przyłożyłem przecinak do kafelka, pociągnąłem nosem i... Znośnie wyglądająca łazienka stała się przeszłością.
Czułem się, jakbym sam sobie na skórze ciął sznyty! Ale okazało się, że to było słuszne, choć bolesne pociągnięcie. Za kafelkiem betonowa ściana była mokra, a gdzieś z góry sączyła się powoli woda. Musiałem poświęcić jeszcze kilka płytek, zanim znalazłem przyczynę. Otóż woda powoli ściekała… Nie, nie z połączenia na kolanku! Ciekła po prostu z rury. Tak, jakby rura była zrobiona z papieru i w pewnym miejscu po prostu przemokła. Spojrzałem na zegar – późno już. Ale co robić? Zadzwoniłem do zaprzyjaźnionego budowlańca. Ten dobry człowiek z kolei, mimo późnej pory, sam przyjechał obejrzeć awarię. Rozkuliśmy jeszcze kawałek, żeby dostać się do baterii, wzbudzając zgrzytanie zębami u wszystkich sąsiadów wokół, do parteru włącznie. Kucie w bloku z wielkiej płyty dotyczy bowiem zawsze wszystkich mieszkańców bloku, a po przekroczeniu pewnej nieprzekraczalnej godziny, może pociągnąć za sobą wiele nieprzyjemnych skutków. Nie miałem jednak wyjścia – musiałem kilka razy uderzyć młotem. Po czym zaprzyjaźniony budowlaniec zbadał sprawę i zadzwonił do zaprzyjaźnionego hydraulika.
Hydraulik odwiedzi nas dziś, w porze Teleexpresu. Do tego czasu musimy żyć bez wody. Nie wiem, czy nie trzeba będzie kuć jeszcze więcej. Naprawdę bym nie chciał. I tak, aż do remontu, będę musiał żyć z dziurawymi ścianami, bo takich płytek, jakie założył mój poprzednik, nigdzie już nie dostanę. Zresztą, do czego je przykleić? Do tych dziur, które musiałem wykuć? Marne szanse.
Szykuje mi się pracowity weekend, jakkolwiek nie mam jeszcze pojęcia, jak sobie z tym poradzę. Brak mi konkretnego planu działania. Zapewne będę coś improwizował, a skończy się i tak na wezwaniu fachowca. Zapewne znów zaprzyjaźnionego budowlańca, który zrobi to dokładnie, solidnie i na domiar złego nie weźmie ani grosza. Krępujące…
serdecznie współczuję, ale ciesz się, że masz zaprzyjaźnionego fachowca...
OdpowiedzUsuńu mnie (a właściwie w mieszkaniu, w którym mieszkam...) łazienka została stworzona ..... 35 lat temu, po wybudowaniu bloku, i jej wygląd, od tamtej pory, nie uległ zmianie nawet ociupinkę... czasami myślę, że taka awaria byłaby wybawieniem....
Moja łazienka również nie zaznała remontu od "urodzenia". Nabyłam stare kafelki po poprzednich właścicielach. Blok ma ok. 20 lat. Też już mi ciekło spod płytek i spłuczka poszła do wymiany. A teraz nad wanną (zmasakrowana rdzawymi naciekami - nie do usunięcia!) kafle odstały i się wybrzuszyły. Czekam, aż runą i wtedy chyba też nie będzie wyjścia... ;-). Także - łączę się z Wami w łazienkowym bólu.
UsuńPS. Panie Nitager, znalazłam się na Pana czarnej (bynajmniej nie ciemnej!) stronie chyba po nitce od kłębka Anabell. I zamierzam tu bywać! Witam się zatem i pozdrawiam :-).
Frytko, dziękuję Latającemu Potworowi Spaghetti, że to się stało, gdy byłem w domu. Gdyby to pękło podczas mojej nieobecności - może nawet kilkudniowej - musiałbym zaciągnąć kredyt na łazienki wszystkich sąsiadów poniżej, a na moją i tak nie starczyłoby pieniędzy. Jeśli możesz, nie czekaj aż rura pęknie - bo wodaz w rurach jest pod sporym ciśnieniem i zanim znajdziesz zawór odcinający, zdąży zalać Ciebie i wszystkich pod Tobą - na Twój koszt.
UsuńAmisha, pod kaflami możesz mieć grzyb, albo sąsiadowi z góry stało się to, co mnie. A kafle mają to do siebie, że spadają najmniej odpowiednim momencie. Nie czekaj, aż pokaleczą Ciebie, albo kogoś z Twoich bliskich. Jak nie masz za co, to chociaż je ściągnij - wybrzuszone zejdą łatwo. A klej nie jest drogi - da się to zrobić niskim kosztem. Jesli nikt z domowników nie potrafi, to przecież kolegów też się ma.
UsuńA w ogóle to witam w moich skromnych.
Znam ten ból. Nie znam natomiast żadnego budowlańca, z którym mogłabym się zaprzyjaźnić.
OdpowiedzUsuńDasz radę, bo jest Was dwóch:)). A właściwie można doliczyć się paru jeszcze.
Tych paru jeszcze to chyba do przeszkadzania. Zanim moim chłopakom wytłumaczę, co maja mi podać, to prędzej sam to znajdę.
UsuńOd ognia, wody i powietrza uchowaj nas Boże!
OdpowiedzUsuńW naszych domach zywioły wydają się udomowione i na codzień służą ludziom, potrafią jednak ukazać swoją niszczycielską moc.
Słuszna uwaga. Jest tam jeszcze jeden żywioł - pioruny, niby to zamknięte w sieci, ale równie niebezpieczne.
UsuńZnam ten ból, woda przenikając cienką strużką szafkę, spływając niewidzialną linią pod nią i dalej ku stropowi w dół ,dała znać dopiero w kotłowni, ale po nocy było jej już do kostek. Tak sobie śmiało poczynała, dobrze że nie z siłą wodospadu, bo i takie przypadki są mi znane z autopsji, w dopiero co oddanym do użytku m-4, zamieszkałym przez nieposiadającą się ze szczęścia rodzinę, czyli mnie i M. Dobrze,że dzieci wtedy nie było jeszcze w domu, bo by pewnie utknęły pod ciężarem zawalonego stropu. U sąsiada strzeli sławetny wężyk od ciepłej/ tego dnia wyjątkowo gorącej/ wody.A że sąsiadów nie było w domu, to się rozlało po całym ich mieszkaniu, dosięgając nas swym żywiołem, niszcząc świeżutki parkiet, ściany, kafelki no i firany, które byłam już założyłam do ozdoby. Zatem :wiem, czujem, rozumiem. Ha
OdpowiedzUsuńMój problem polega na tym, że nade mną mieszka tylko para nietoperzy i nie mam w razie czego na kogo zwalić.
UsuńW sumie, nie ma tragedii - tylko trochę roboty i niewygody. No, chyba, że okaże się, ze ta woda ciekła już od dawna i zdążyła zalać sąsiadów. Na razie ich nie ma - wyjechali na ferie. Już się boję ich powrotu.
Taaa, to są te ciemne strony mieszkania w bloku. Mieszkam na parterze (sama chciałam) i 2 razy zaleli mnie ci z II piętra, raz kolega mieszkający na IV, ze cztery razy ci z III, i raz sąsiad z I piętra. Jestem już do tego niemal przyzwyczajona. No ale ponieważ u nas w dalszym ciągu funkcjonuje system spółdzielczy (choć ja mam mieszkanie własnościowe) to wszelkie naprawy hydrauliczne robi nam ADM. W naszym bloku już nie ma metalowych rur - kilka lat temu na całym osiedlu wymieniali na te z tworzywa.I pieniądze na to były z Funduszu Remontowego. W tym roku mają nam z urzędu wymieniać kaloryfery - na samą myśl drgawek dostaję.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ci, te domowe awarie to potrafią człowieka zniszczyć- i nerwowo i finansowo.
Miłego, ;)
Taka różnica między parterem a poddaszem - Ty ponosisz skutki, a ja koszty.
Usuńpragnę zaprzyjaźnić się z wszystkoumiejącym pracującym za darmo budowlańcem
OdpowiedzUsuńTo proste - wyjdź za brata jego zięcia
UsuńSkoro nie chce pieniędzy to odpal mu kilka butelek swoich sławetnych nalewek/win. Takim czymś chyba nie pogardzi?
OdpowiedzUsuńPozdro
Jeszcze nigdy nie widziałem, by cokolwiek pił. A spotykamy się czasem przy stole.
UsuńW tym wszystkim pocieszająca jest postawa budowlańca, mój Wiesio też by pomógł.
OdpowiedzUsuńWiesz, jak mi kiedyś kafelki poodpadały i nie mogłam sobie pozwolić na remont, przez jakieś dwa lata żyłam z zaklejonymi w tych miejscach masą szpachlową ze wzorkiem położonym ręcznie wzorkami.
I dało się.
I nawet pomalować można było, żeby było szczelnie.
I do remontów doczekałam :).
W razie co na priv Ci mogę zdjęcia wysłać, jak to robiłam.
A rura jak, Naprawiona?
Rura naprawiona. Spodziewałem się dalszego kucia, cięcia, gwintowania itd - o on po prostu założył opaskę na cieknące miejsce. Opaska solidna, staliwna. Stwierdził, że rury puszczą prędzej niż ta opaska, ale poinformował nas, że rury kwalifikują się już do wymiany. W przyszłym roku obowiązkowy remont łazienki.
UsuńWidziałem taki filmik reklamowy, który tłumaczył mi, że podobne demolki łazienki, to powód do radości, gdyż można wziąć NAJLEPSZY kredyt w Banku Fajnym i zamienić dom w istny pałac.
OdpowiedzUsuńCodziennie rano (przy goleniu słucham wiadomości) muszę kilkakrotnie obejrzeć tę reklamę. Tyle razy ją wyświetlają. Na szczęście, nie mam zdolności kredytowej w żadnym banku i w żadnej opcji - wpadłem w pułapkę kredytową i jestem zadłużony po uszy. Przecież żaden bank nie da mi pieniędzy, skoro ich potrzebuję!
UsuńTeż mieszkam na czwartym piętrze, więc rozumiem Twój ból. ja też już zalałam raz sąsiada, na szczęście tylko tego pode mną, a nie wszystkich do parteru. pękł jakiś wężyk pod wanną, ale jeszcze przed remontem, więc nie było dużego problemu. no i wtedy się przydało ubezpieczenie mieszkania, które posiadałam. sąsiad do dziś mi się uniżenie kłania, bo za tę kasę co dostał z mojego ubezpieczenia nie tylko łazienkę odmalował, ale jeszcze boazerię w przedpokoju założył ;)
OdpowiedzUsuń