Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 8 października 2014

Panna Urojona

     Nie wiem, jak to się stało. Moim zdaniem, to jest zupełnie niemożliwe. Ale stało się i nic na to nie poradzę.
    
     Pisałem ostatnio o pewnej osobie, z którą przyszło mi siedzieć przy ognisku i dokonywać umiarkowanego spożywania. A przy tym wszystkim doznałem dziwnej fascynacji tą osobą. W sumie nie takiej dziwnej, wziąwszy pod uwagę okoliczności. Dla ułatwienia dajmy jej jakieś imię. Może być np. Ania - bo to ładne imię, przypominające mi kogoś niegdyś bardzo bliskiego.
    
     Otóż, od tamtej chwili Ania łazi za mną krok w krok!
    
     Gdy jadę samochodem - siedzi obok mnie. Gdy siedzę przy komputerze - patrzy mi przez ramię, zaciekawiona, co robię. Gdy czytam SMS - pyta, od kogo. Gdy jem obiad, ona obok mnie wiosłuje łyżką i twierdzi, że bardzo jej smakuje. Gdy wyjdę wieczorem trochę pobiegać, ona biegnie obok mnie i śmieje się serdecznie z mojej kiepskiej kondycji.
    
     To nie żart. Tak dzieje się naprawdę. Tyle tylko, że towarzyszy mi nie Ania rzeczywista, ale jej inna wersja - Ania Urojona.
    
     Kim jest Ania Urojona? Wygląda atak samo jak rzeczywista osoba, wręcz do złudzenia ją przypomina. No, może jest miejscami trochę przezroczysta, ale poza tym - jak żywa. Zawsze staram się być uprzejmy, więc nie mogę jej po prostu ignorować. Rozmawiam z nią, śmieję się, opowiadamy sobie nawzajem dowcipy... Jej towarzystwo jest całkiem miłe i gdyby nie strach o mój własny umysł, właściwie nie byłoby powodu do narzekań.
    
     No, może jeden: mogłaby wykazać się pewną delikatnością i nie wchodzić za mną do toalety!
    
     Wytrzymałem tak kilka dni. W końcu jednak strach o własny umysł przeważył. W trakcie wieczornej przebieżki, między jednym a drugim sapnięciem, odważyłem się ją zapytać.
    
     - Aniu, powiedz mi proszę, kim ty właściwie jesteś.
    
     Uniosła brwi w niemym zdziwieniu.
    
     - Przecież wiesz, kim jestem! - odparła. - Mówiłam o tym kilka dni temu, przy ognisku! Cały wieczór mi się buzia nie zamykała.
    
     Pokręciłem głową.
    
     - Nie, nie jesteś nią. Tamta Ania, ta rzeczywista, została tam. A ty jesteś tutaj. Musisz być kimś innym.
    
     - No, oczywiście, przecież jestem urojona! Nie udawaj, że nie wiedziałeś! Jeśli nie wiedziałeś udaj się czym prędzej do psychiatry.
    
     Podrapałem się po głowie, przy okazji wycierając pot. W ten sposób raczej nie dowiem się niczego. Mówi mi tylko to, co już wiem, albo czego się spodziewam. Zupełnie jak we śnie.
    
     - Przecież istnieję tylko w twojej głowie, więc czego się spodziewałeś? - dodała. - Możesz trochę przyspieszyć?
    
     Posłusznie przyspieszyłem kroku, tracąc resztki oddechu.
    
     - Mam prośbę - wysapałem. - Czy mogłabyś nie czytać w moich myślach? Trochę mnie to krępuje.
   
     Uśmiechneła się tym swoim zawadiackim uśmiechem.
   
     - Nie ma sprawy!
    
     - Dzięki... - wysapałem.
    
     Przez chwilę biegliśmy obok siebie w milczeniu. W końcu ona je przerwała.
    
     - Widziałam u ciebie kilka książek Pratchetta - odezwała się cicho. - Skoro go czytujesz, powinieneś dobrze wiedzieć, kim jestem. Jestem tym samym, co Śmierć, Wróżka-Zębuszka, czy Wiedźmikołaj.
   
     Powoli wyszło ze mnie powietrze. Zatrzymałem się, ciężko dysząc i spojrzałem na nią zdziwiony. Uśmiechnęła się ciepło i spojrzała mi prosto w oczy.
    
     - To się nazywa antropomorficzna personifikacja - figlarne ogniki zagrały w jej oczach, gdy to mówiła.
    
     - Personifikacja... - wydyszałem z wysiłkiem. - Ale czego?
    
     - A jak myślisz? - przekrzywiła głowę.
   
     Z wysiłkiem pokręciłem głową. Nie dlatego, że nie wiedziałem. Już się domyślałem. Po prostu, dostałem zadyszki i nie byłem w stanie mówić.
    
     Odczekała chwilę. Jej szept brzmiał ciepło, ale każde słowo raniło do krwi.
    
     - Jestem personifikacją twoich dawnych, nie spełnionych marzeń. Zabiłeś je kiedyś. Przehandlowałeś za bezpieczną egzystencję, w której teraz się dusisz. Jestem emanacją szczęścia, które mogło być twoje, a które już nigdy twoje nie będzie...
    
     Poczułem, że jej postać trochę się rozmyła. Zupełnie, jakby łzy napłynęły mi do oczu.
   
     - Jestem karą za morderstwo, jakiego dokonałeś na swoich marzeniach - dodała z wyraźnym smutkiem. - Mam nadzieję, że niezbyt dotkliwą...
    
     Musiałem mieć minę, jak osikany pudel. Zapewne to właśnie wzbudziło w niej litość. Dotknęła mojej ręki.
    
     - Biegnijmy dalej - szepnęła. - Biegnij, aż nie będziesz już mógł. A gdy złapiesz oddech, biegnij znów. Ulży ci. To twoja broń...
    
     I po tych słowach odwróciła się i pobiegła. Odruchowo ruszyłem za nią. Ale wiedziałem już, że będzie ze mną długo, bardzo długo. Tak samo jak inne widziadła, które kiedyś mnie prześladowały. Muszę przywyknąć. Aż któregoś dnia po prostu wstanę rano, zajęty czymś innym, nie myśląc o niej - i to będzie początek wyzdrowienia.
   
   

20 komentarzy:

  1. Czy aby wszystkie marzenia zabiłeś? Może jest kilka, które możesz spełnić, nie wzbudzając podejrzeń otoczenia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mogę. Ale to największe, najsilniejsze, które ukazało mi się wtedy, jest juz poza moim zasięgiem.

      Usuń
  2. Dlaczego w końcu nie zacząć realizować tych swoich marzeń? skoro codzienność Cię dusi..Przecież jesteś dojrzałym mężczyzną ,fantazję przednią masz i poczucie bezpieczeństwa też ...Przecież wszystkiego w sobie nie zabiłeś....więc wypnij pierś i do boju marsz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem w tym, że ja ujrzałem wtedy swoje największe marzenie, którego zrealizować już nie mogę. A pozostałe? No cóż, chciałbym, a boję się. Taka ze mnie popierdółka...

      Usuń
  3. Otóż to, Panie N. Nie wymiguj się "morderstwem", jeno walcz!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo minie równe 30 lat od chwili, kiedy należało zacząć, aby je zrealizować. Za późno.

      Usuń
  4. Witaj ;)
    Jesienny, nostalgiczny Nitager, a tak nie lubisz ten pory roku :)
    Lubię Cię takiego rozmarzonego, wiesz?:)
    Pozdrawiam mile na kolejne, słoneczne, barwne dni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozmarzonego? Raczej użalającego się nad sobą samym! Nie sądzisz, że to raczej żałosne?

      Usuń
  5. Personifikacja moich marzeń nazywałby się Walkiria...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, Walkiria! I ta muzyka w tle! zawsze gdy słyszę Wagnera, mam ochotę zbombardować Warszawę!

      Usuń
  6. No cóż. Jak to się mówi mocny tekst. Kto z nas na jakimś etapie nie spaprał sobie marzeń, ale takie powroty w realu najczęściej stają sie jednym wielkim zawodem
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba przeczekać - tylko tyle mogę zrobić. Zajmę się czymś, może przejdzie.

      Usuń
  7. Oj....chyba, kurde mol, rozumiem ten stan.... jesienna melancholia :| Przykro mi, że Cię dopadła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co robić? Październik, parzysty rok, a na dodatek ta zjawa, choć pozornie przesympatyczna, w rzeczywistości jest chyba najmroczniejsza ze wszystkich, które dotąd mi towarzyły. Bo jest jak lustro, w którym widzę prawdziwego siebie - i nie jest to miły widok.

      Usuń
    2. Nie wiem, czy to parzysty rok, czy konkretny miesiąc, czy po prostu upływający czas, zbliżające się urodziny i wiek... moja zjawa nie ma terialnej postaci, a jednak ciągnie się za mną, jak nie powiem co...

      Usuń
    3. Może teraz jest akurat sezon na zjawy? Człowiek boi się zapytać, żeby go nie wzięli za wariata, ale może inni też tak mają? I może jestem normalny!

      Usuń
  8. Aż tak nie tęsknię za moimi marzeniami z dzieciństwa a we wczesnej młodości wymyślałam sobie takie marzenia, że w większości udawało mi się je spełniać.
    Czy któreś zamordowałam?
    Raczej nie pozwoliłam się im narodzić.
    Taka marzeniowa antykoncepcja ....
    Nie wiem, co lepsze. Twoja Ania, czy moja antykoncepcja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynajmniej nie widzisz tego, co mogłaś stracić. Ania to właśnie projekcja tego czegoś.

      Usuń
  9. Też mi się wydawało, że moje największe marzenie jest poza moim zasięgiem. tymczasem zaczeło sie spełniać po 24latach, 10miesiącach, 4dniach,14godzinach i 20minutach oczekiwania. :) czasem się tak dzieje. jestes pewien, że z Twoim marzeniem nic się juz nie da zrobić? a może by je lekko zmodyfikowac i pójdzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewien, niestety. Nawet gdyby znikły pozostałe przeszkody - choć nie wiem jak, bo lat sobie nie odejmę - zawsze pozostanie ta jedna, najbardziej wredna: finansowa.

      Usuń