Wiem, wiem, trochę mnie teraz mało w sieci. Ale w przyrodzie nic nie ginie i zgodnie z odwiecznym, prawem równowagi, jeśli czegoś jest mniej, to czegoś innego jest więcej. Ta zasada obowiązuje i w moim przypadku.
Owoców jest opór! Grzybów pełno! Czasu, zgodnie z powyższą zasadą, mało.
A tu nie można niczego odłożyć na później. Jabłka zgniją - no, niestety, moje jabłka do przechowywania się nie nadają. Trzeba je szybko przerobić na soki i musy. A i jabłecznik czas zacząć. W domu powstała prawdziwa linia produkcyjna: Starszy tnie na pół i podaje mie, ja wybieram łyżeczką gniazda nasienne i podaję Młodszemu, Młodszy tnie na mniejsze cześci i wrzuca do miski. A Koleżanka Małżonka odwala całą resztę.
Maliny trzeba zaprawić. Zima bez malin to nie zima - to grypa! Żeby grypy nie było, maliny trzeba przjmować pod postacią wszelaką. Część w słoiczki i zagotować. Słoiczki przedtem umyć, bo się w piwnicy zakurzyły. Część do dużego słoja i zasypać cukrem, na nalewkę. Część ususzyć. A to diabelstwo ususzyć się nie chce! Na suszarce robi mi się dżem... Cześć na syrop przerobić.
Grzyby trzeba oprawić od razu. Cześć ususzymy. Cześć ugotujemy na obiad. Małe podgrzybki zamarynujemy w occie. Ale trzeba to zrobić teraz!
Aronia też nie może czekać, bo zajdzie pleśnią. Trzeba przygotować nastaw na korzenną aroniówkę.
Pigwowce obsypane owocami. Trzeba oberwać, zanim oblecą. Poobierać i zalać odpowiednim płynem - pigwówka to przecież rzecz dobra.
Sezon pomidorowy w pełni. Maszynka do przecieru chodzi non stop. Na zupę pomidorową nie mogę już patrzeć, ale przez cały tydzień będę się nią żywił, bo nie ma czasu na przygotowanie niczego innego. A i soki pomidorowe to przecież samo zdrowie. A jaka potem smaczna Krwawa Mary z nich wychodzi!
Śliwki trzeba szybko obrać, bo zaczynają już gnąć za chmurą z muszek-owocówek. Ile to człowiek musi sobie paluchów naciąć, zanim spróbuje porządnych powideł!
Jedyne, co mogę odłożyć na później, to staropolski krupnik. Miód na szczęście mi się nie zepsuje.
Nożesz, psiokrew, chłelera jasna, gływno - jak mawiał mój dziadek, gdy mu się gwóźdź skrzywił w czasie wbijania! Kiedy ja się z tym wszystkim wyrobię?
Jak się wyrobię, dam znać. Teraz muszę lecieć do roboty.
Nara!
Owoców jest opór! Grzybów pełno! Czasu, zgodnie z powyższą zasadą, mało.
A tu nie można niczego odłożyć na później. Jabłka zgniją - no, niestety, moje jabłka do przechowywania się nie nadają. Trzeba je szybko przerobić na soki i musy. A i jabłecznik czas zacząć. W domu powstała prawdziwa linia produkcyjna: Starszy tnie na pół i podaje mie, ja wybieram łyżeczką gniazda nasienne i podaję Młodszemu, Młodszy tnie na mniejsze cześci i wrzuca do miski. A Koleżanka Małżonka odwala całą resztę.
Maliny trzeba zaprawić. Zima bez malin to nie zima - to grypa! Żeby grypy nie było, maliny trzeba przjmować pod postacią wszelaką. Część w słoiczki i zagotować. Słoiczki przedtem umyć, bo się w piwnicy zakurzyły. Część do dużego słoja i zasypać cukrem, na nalewkę. Część ususzyć. A to diabelstwo ususzyć się nie chce! Na suszarce robi mi się dżem... Cześć na syrop przerobić.
Grzyby trzeba oprawić od razu. Cześć ususzymy. Cześć ugotujemy na obiad. Małe podgrzybki zamarynujemy w occie. Ale trzeba to zrobić teraz!
Aronia też nie może czekać, bo zajdzie pleśnią. Trzeba przygotować nastaw na korzenną aroniówkę.
Pigwowce obsypane owocami. Trzeba oberwać, zanim oblecą. Poobierać i zalać odpowiednim płynem - pigwówka to przecież rzecz dobra.
Sezon pomidorowy w pełni. Maszynka do przecieru chodzi non stop. Na zupę pomidorową nie mogę już patrzeć, ale przez cały tydzień będę się nią żywił, bo nie ma czasu na przygotowanie niczego innego. A i soki pomidorowe to przecież samo zdrowie. A jaka potem smaczna Krwawa Mary z nich wychodzi!
Śliwki trzeba szybko obrać, bo zaczynają już gnąć za chmurą z muszek-owocówek. Ile to człowiek musi sobie paluchów naciąć, zanim spróbuje porządnych powideł!
Jedyne, co mogę odłożyć na później, to staropolski krupnik. Miód na szczęście mi się nie zepsuje.
Nożesz, psiokrew, chłelera jasna, gływno - jak mawiał mój dziadek, gdy mu się gwóźdź skrzywił w czasie wbijania! Kiedy ja się z tym wszystkim wyrobię?
Jak się wyrobię, dam znać. Teraz muszę lecieć do roboty.
Nara!
P.S. Kiedyś, dawno temu, pisałem cykl o drinkach. Przyszło mi do głowy, że mógłbym to samo zrobić o nalewkach, ale tu moje doświadczenie nie jest tak wielkie, bo dopiero w tym raczkuję. Zstanowię się jeszcze, zanim zacznę Was rozpijać...
Mniam, paluchy lizać. Ale zadroszczę troszkę tylko tych możliwości, choć uwielbiam robić przetwory. Jestem bowiem w fazie braku motywacji. Chyba przydał by się kieliszeczek naleweczki z zeszłego roku :) Pozdrawiam i zapraszam w wolnej chwili na....herbatkę
OdpowiedzUsuńAle u mnie z zeszłego roku to pozostają tylko te nalewki, których nawet na głodzie wypić się nie dało. No, nie każda się udaje. Za zaproszenie dziękuję, na pewno skorzystam.
Usuńjesooo, Nit, z Ciebie to normalnie perwers... Perfekcyjny Pan Domu ... :)
OdpowiedzUsuńPerfekcyjny pan domu to siedzi w fotelu i pstryka pilotem - stać go na służbę.
Usuńha ha ha, no proszę, co to się marzy..... mam nadzieję, że mówiąc o "służbie" nie masz na myśli reszty rodziny?.. :)
Usuń"Bukszczyk" - jak mawiał jeden mój znajomy. Reszta rodziny miałaby własną służbę!
UsuńMoja spiżarnia już pełna i zamknięta, żebym za szybko nie zaczeła wyjadać ;)
OdpowiedzUsuńPełna na początku września? Gdy połowa plonów jeszcze nie dojrzała?
UsuńCholerny kryzys - co on z nami robi?
Nitagerze, głoszę hasło wręcz leniowskie - Dorosłym cydr, dzieciom - jabłka [śliwki, gruszki etc], Wołodi - ogryzek!
OdpowiedzUsuńhttp://videofonomonoman.blogspot.com/2014/08/jabko-dziecku-wolodi-ogryzek.html#links
W ogryzkach są nasiona, a w nasionach - cyjanek. Ja bym mu tego nie dawał, bo kto wie, jaki on użytek z tego zrobi.
UsuńOjej- aż mi się w głowie zakręciło. Już od kilkunastu lat przestałam szalec z zapasami na zimę.I okazało się, że można przeżyc bez soku z malin i innych przetworów.
OdpowiedzUsuńMilego, ;)
No, ale pozwolić, żeby to wszystko zgniło? Nie jestem skąpy, z osami i mrówkami się podzielę, ale dlaczego osy i mrówki mają dostać wszystko? Żal.
UsuńA poza tym, można oczywiście spędzić zime bez pigwówki, wiśniówki, syropu malinowego własnej roboty i soku z własnych jabłek - ale taka zima pozbawiona jest wszelkiego uroku. U osób wrażliwych na brak światła, jak ja, może skończyć się straszliwą deprechą. Więc lepiej zawczasu zamknąć słońce w słoiku, albo butelce, żeby na całą zimę wystarczyło.
Ja Cię rownież mogę rozpić nalewkami ;)
OdpowiedzUsuńTo od jakiej zaczynamy? Nie bój się, nalewki można mieszać. Niczym złym to nie grozi. W końcu, pijesz wciąż ten sam spirytus, tylko zagryzasz innym owocem...
UsuńBłogosławieństwo urodzaju. A może tylko przekleństwo
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Teraz przekleństwo, ale za parę miesięcy będzie ono błogosławieństwem. Dwa w jednym - takie "łoś and go".
UsuńWitaj ;)
OdpowiedzUsuńA ja się chwalić nie zamierzam, co i ile zrobiłam- sama ! nalewek, likierów, choć w małych ilościach- robię wiele różnych. Na zdrowie, jesień, zimę- w sam raz :)
Robisz, robisz, chwalisz się, ale nigdy Nitagerze nie częstujesz, jak to jest, ładnie to tak?:)
Pozdrawiam serdecznie na spokojniejszy dla Ciebie czas :)
No przyznaję, nie odkryłem jeszcze, jak po światłowodach przesłać karafkę z malinówką ;) Obiecuję, że jak tylko to odkryję, będziesz pierwszą adresatką.
Usuń