Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


piątek, 24 stycznia 2014

Pojazd opancerzony

     Koleżanka Małżonka spojrzała na mnie z przestrachem.
     - Po co to?
     Cała sytuacja miała miejsce we wtorek wieczorem. Wybierałem się właśnie odkuć samochód z lodu, jakim pokryła go marznąca mżawka. Idą mroźne dni i jeśli tego nie zrobię teraz, będę musiał czekać do odwilży. A samochód był mi potrzebny. Nie chciało mi się, jak diabli, ale co było robić?
     Koleżanka Małżonka chwyciła skrobaczkę do szyb i płyn do rozmrażania. Uznała, że jest silnie uzbrojona i z ufnością spojrzała w przyszłość. Nie wiedziała, biedulka, z czym przyjdzie jej się zmierzyć. Ja byłem bardziej przewidujący i zamiast tego chwyciłem w rękę młotek. Wyglądało to tak, jakby miał zamiar z wściekłością rozbić rzęcha w drobny mak – i to właśnie spowodowało owo przerażenie, widoczne w jej oczach.
     Tak naprawdę jednak był to jedyny sposób, aby pozbyć się grubej warstwy lodu, starannie otulającej nasz pojazd. I spokojnie, to był drewniany młotek! Służył głównie latem, do wbijania kołków od parawanu na bałtyckich plażach. Jak widać, zimą też miał się przydać.
     Zeszliśmy na dół.
     Pozwoliłem Towarzyszce Życia spróbować jako pierwszej. Nie dlatego, że mnie się nie chciało, ani też nie dlatego, że panie wciąż jeszcze ponoć mają pierwszeństwo, mimo atakującego podobno ze wszystkich stron, groźnego i krwiożerczego genderyzmu . Chciałem po prostu, aby sama, na własnej skórze, przekonała się, z czym przyjdzie nam się zmierzyć. Zaczęła ochoczo. Chwyciła skrobaczkę i próbowała liznąć nią lód, bo skrobaniem tego nazwać nie było można. Widząc, że się nie da, popsikała rozmrażaczem i spróbowała znów. Skrobaczka zaczęła jej się ślizgać tak, że o mało nie uderzyła nosem w samochód.
     Wtedy po raz drugi spojrzała na mnie z przerażeniem i niedowierzaniem. To przecież miał być tylko lód, a nie skała! Jak to ruszyć? Kilofem?
     Posłałem jej pełne pobłażliwości spojrzenie. Tak przynajmniej miałem w planach, ale nie wiem, jak to wyszło. Z wolna podszedłem do samochodu, który w pełni zasługiwał na nazwę opancerzonego pojazdu. Podszedłem, wziąłem rozmach  i… zacząłem walić w niego młotkiem. No, tak to wyglądało! Jakbym w wielkiej złości chciał sklepać go do rozmiarów kostki Rubika. W rzeczywistości opukałem tylko dookoła lewe przednie drzwi. Najpierw lekko, potem  z trochę większą siłą. Lód był naprawdę mocny. Dosłownie, jak skała. Taki lód powstaje w naszym klimacie bardzo rzadko, tylko w specyficznych warunkach, dlatego większość z Was zapewne nie zdaje sobie sprawy, z czym musiałem się zmierzyć . Trzeba było uderzyć z rozmachem, żeby pojawiła się na nim pajęczynka pęknięć. Wyjaśniam tu niezorientowanym, że wcale nie niszczyłem sobie samochodu. Lód, nawet mocny, jest w miarę kruchy, a stalowa blacha sprężysta. Zawsze się trochę podda. Niewiele, ale wystarczy, aby osłabić lodową pokrywę.
     Kilkanaście minut trwało, zanim odsłoniłem wąską szparę dookoła drzwi. Teraz poszedł w ruch rozmrażacz. Popukałem w klamkę, posiłowałem się z nią trochę, po czym przystąpiłem do pierwszej próby otwarcia drzwi. Nic z tego. Pukam dalej, szpary wypełniając rozmrażaczem. Wreszcie, przy którejś próbie, drzwi stęknęły. Nadzieja wlała mi się w serce! Ryzykując złamanie skrobaczki, użyłem ją jak dźwigni, podważając drzwi w kilku miejscach. Powoli, powolutku, stękając i skrzypiąc, zaczęły puszczać. Wreszcie stanęły otworem.
     Gdyby nie było tak ślisko, chyba odtańczyłbym taniec radości.
     Teraz następna faza. Czy samochód zapali? Dotąd zapalał na cyknięcie, ale taki mróz potrafi mu w tym przeszkodzić. Nie wspomniałem, że właśnie zaatakował? A jak, dał w kość! To dodatkowo wzmocniło i tak już solidny lód. Przekręciłem kluczyk. Kontrolka od świec żarowych paliła się niepokojąco długo. Wreszcie zgasła. Przekręciłem kluczyk do oporu. Silnik zarzęził, zakaszlał i… Odpalił! Życie stało się jeszcze piękniejsze niż przed chwilą, Koleżanka Małżonka jeszcze bardziej sexy, ja jeszcze młodszy, wyższy i szczuplejszy, wokół nagle się zazieleniło, przygrzało słoneczko, zaczęły szczebiotać słowiki, wyrosły kwiatki, po trawnikach zaczęły spacerować kolorowe pawie, a w kościelny dzwon strzelił potężny piorun, uciszając go na zawsze.
     Ustawiłem ogrzewanie na obieg wewnętrzy i nadmuch na przednią szybę, włączyłem ogrzewanie tylnej, po czym zamknąłem samochód.
     - Teraz trzeba poczekać, aż się rozgrzeje – oświadczyłem. – To potrwa może z godzinkę…
     Słysząc to, Koleżanka Małżonka załamała ręce, po czym zadziwiająco szybko wróciła do równowagi, oświadczając, że ewakuuje się z tego miejsca do pobliskiego marketu. No cóż, każdy jakieś hobby ma. Ona uwielbia tracić pieniądze… Nie protestowałem, zwłaszcza, że w tym markecie nie było ciuchów. Wlazłem sobie do saochodu, bo tam wiatr nie wieje i jeszcze radio gra. Postanowiłem poczekać, od czasu do czasu delikatnie naciskając pedał gazu, aby zmusić silnik do wyprodukowania większej ilości ciepła. Oczywiście, ostrożnie, bo zgęstniały olej nie zapewnia wystarczającego smarowania – to ku przestrodze tym, którzy lubią robić przegazówki na zimnym silniku.
     Co jakiś czas gramoliłem się na zewnątrz, by sprawdzić, czy na idealnie przezroczystym lodzie pojawiają się już białe plamy. Jako pierwsze zauważyłem je na przedniej szybie. Dobry znak! Świadczy o tym, że lód w tym miejscu odkleił się już od szyby i można go oderwać, aczkolwiek najpierw trzeba się przez niego przewiercić, aby mieć jak go podważyć. Rozbijać młotkiem bym go w tym przypadku nie radził. To byłoby tak, jak próba pozbycia się łupieżu przy pomocy gilotyny na placu de Greve – nikt nie może zaprzeczyć, że skuteczna.
     Zacząłem w innym miejscu, gdzie również pojawiły się plamy – na masce. Tam można było przywalić młotkiem. Zacząłem zsuwać lód po kawałku i w ciągu kilku minut oczyściłem całą. Potem zabrałem się za szybę. Na przemian skrobiąc, podważając i odrywając, udało mi się oczyścić kawał szyby, zanim dołączyła do mnie Towarzyszka Życia.
     Z niektórych szyb szło w miarę łatwo, z bocznych trochę gorzej. Gdy udało mi się otworzyć pozostałe drzwi, otworzyłem okna i zwyczajnie lód wypchnąłem. Wyglądało to, jakbym wypychał szybę…
     Nie wszędzie udało się odbić lód. Karoseria też ma niektóre miejsca bardzo sztywne, które nagrzać się nijak nie chciały. Odrobina lodowego pancerza została w rogach tylnych, bocznych szyb i na tylnej klapie. Ale samochód wyraźnie podniósł się na kołach – nic dziwnego, tyle lodu z niego zjechało. Parking wokół niego wyglądał, jakby jakiś obłąkany miliarder obsypał go dookoła wielkimi diamentami. Popatrzyliśmy sobie na nasze dzieło, potem na siebie i zrozumieliśmy się bez słów.
     - Gorąca herbata z rumem! – o tym właśnie pomyśleliśmy.
     I, chwyciwszy się wzajemnie za mokre szmaty, które jeszcze niedawno były rękawiczkami, pobiegliśmy na górę.


26 komentarzy:

  1. Hahaha, dzisiaj właśnie na skrzyżowaniu patrzyliśmy z mężem na parę aut, co to jeszcze wyglądały, jakby się po nich ślimak przeszedł. I zastanawialiśmy się, czy to jeszcze po gołoledzi, czy zamarzło od polewania szyb ciepłą wodą... Nie wiem - jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami garażu i nie mamy potrzeby skrobania auta :D czego nam większość stojących na skrzyżowaniu zazdrości - widać w ich oczach tą żądzę... im większy śnieg, tym bardziej bije po oczach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My, Samorządny, Niezależny Związek Bezgarażowych, żądamy sprawiedliwego podziału garaży! Odebrać garażowym garaże i dać społeczeństwu! Znaczy, nam...

      Usuń
    2. Ha, niech zobaczą, ilu nas jest! To kto będzie prezesem, Ty, czy ja?

      Usuń
  2. Przyszłość leży w psich zaprzęgach i reniferach :)
    Co do tych "przygazówek", ja mam to szczęście, że mój samochód przy złej lubryfikcji od razu zapala czerwoną kontrolkę oleju, więc wyłączam silnik, sprawdzam poziom i jak jest w porządku, to włączam silnik na wolnych obrotach, czekając aż się olej rozgrzeje.
    Cóż..., taka zima jest dla twardzieli: Nie dość, że nie chce się wstać, to jeszcze trzeba to zrobić godzinę wcześniej, by rozmrozić auto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka dni temu w moim mieście, nawet psy nie dały rady! Łapy im się rozjeżdżały we wszystkie strony. A jak żałośnie nimi przebierały, próbując wyhamować, albo skręcić... Reniferów nie było, więc nie wiem, jak sobie radziły :)

      Usuń
  3. Wieeeeelkie gratulacje, Nitager!
    Jednego nie rozumiem - dlaczego przeklinajac mroz I odsylajac go w inne strony przeslales go do mnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdzie go nie wysyslalem! Caly czas tu jest. I coraz silniejszy :(

      Usuń
  4. ze swoim autkiem postąpiłam dokładnie tak jak Ty tyle, że mnie pomagało jeszcze grzejące akurat piękne słońce (zaszło wraz z ostatnim kawałkiem lodu, który zsunął się z karoserii...) ... no i ja nie rozgrzałam się herbatką z rumem lecz ciepłą kawką :)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kawka też była z rumem? Czy z koniakiem?
      Ja słońce zobaczyłem dopiero dziś - musiałem sobie przypomnieć, co to tak błyszczy na niebie i czemu to-to się włącza w dzień - tyle prądu się marnuje!

      Usuń
    2. z mlekiem, bez cukru :)))))

      Usuń
    3. Też nie lubię słodkiej ;)

      Usuń
  5. Na szczęście mój aż tak nie był oblodzony. Ale gdy już musiałam wyjechać, to w pierwszej kolejności (poza kolejnością) pojechałam do supermarketu, który ma bezpłatny garaż podziemny dla swych klientów. Postawiłam gada, sama udałam się na powolny obchód marketu tudzież galerii handlowej, która go półkolem obejmuje. Gdy już padałam ze zmęczenia (cały czas niosłam swą kurtkę), zjechałam do garażu i z radością ujrzałam czyściutki samochodzik- nawet z dachu zlazła lodowo-śniegowa pokrywa.Szyby od środka umyłam jakimś zajzajerem "przeciw roszeniu się szyb", szyby zewnętrzne przetarłam czymś, co było p. ich zamrażaniu a nadmiar tego czegoś ściągnęłam gumową wycieraczką i pełna zadowolenia ruszyłam dalej w świat. Pomimo intensywnego obchodu marketu i galerii nic nie kupiłam - nie było to bohaterstwem, wierz mi.
    Podobno zimą dobrze jest pomazać szyby na zewnątrz mieszanką spirytusu z szamponem. Muszę to kiedyś wypróbować.Jeśli zda egzamin- napiszę.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim mieście nie ma podziemnych garaży. Teren całego miasta i okolic jest płaski i podmokły, o wysokim poziomie wód gruntowych, więc nie ma możliwości zbudowania czegoś takiego, bo bez przerwy zbierałaby się tam woda. Ma to swoje zalety - na przykład, w czasie oblodzenia nie trzeba było nigdzie iść pod górkę ;)

      Usuń
  6. To zdumiewające jak łatwo Wielkopolanie weszli do Europy...:) Przynajmniej w mentalnym sensie, bo jęczą i płaczą na trochę lodu, śniegu i mrozu, niczem Francuzy jakie, co to poniżej zera umierają gromadnie... Iście jakoby zapomnieli, że miewali i mrozy po z górą trzedzieści, śniega na chłopa i lodu na tony... Cóż poczniecie, gdy to wszytko przyjdzie? Strajk? Harakiri jakie? Posty i nabożeństwa przebłagalne?
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, bo na to to narzekaliśmy osobno. Każde takie zjawisko warte jest, by na nie ponarzekać indywidualnie: osobno na metr śniegu (zaliczone), osobno na siarczysty mróz (zaliczone) i specjalne wydanie na przedłużającą się zimę (też zaliczone). Oj, mości Wachmistrzu, w sprawach narzekania to u mnie się nikt z tandetą nie spotka! Każde takie zjawisko jest starannie obgadane, objęczane, opłakane i opisane na tym blogu. Grunt, to solidność!

      Usuń
  7. Niesamowite... czegoś takiego nie miałam okazji widzieć...

    OdpowiedzUsuń
  8. A gdzie mój dłuuugi komentarz? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj... Jakby powiedział mój pradziadek: "Wzion i zginył!".
      Net czasem płata figle. Dlatego ja wszystkie komentarze piszę w notatniku, a dopiero potem kopiuję w sieć. W razie awarii można kopiowanie łatwo powtórzyć.

      Usuń
  9. Już zapomniałam jak to jest. Nie, żebym szczególnie tęskniła, ale deszcze, wietrzysko i ciągłe obiecanki, że no zaraz, już, za chwilę będzie zima stulecia... Kolejna zima stulecia... A tymczasem wszechobecna wilgoć i burze od czasu do czasu. Grzmi, błyska, uderza piorun /dobra kolejność?/, spoglądam na kalendarz i wyrywa mi się "oesuuu".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj... To gdzie Ty mieszkasz? w Californii?

      Usuń
    2. To żart miał być? W Londynie mieszkam.

      Usuń
    3. Nie, po prostu nie wiedziałem, że to Ty. ;)

      Usuń
  10. Trzeba było tylko odkuc z szyb a reszte zostawić, tak zabezpieczonym pojazdem mógłbyś się naprawdę jak czołgiem poruszać ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa... A potem, gdy wóz się nagrzeje i lód przestanie przylegać, gdy zahamije przed przejściem dla pieszych, tafla lodu zsunie się komuś na głowę! Wolę nie ryzykować ;)

      Usuń