Tego, czego nie potrafiły dokonać rzesze trenerów, działaczy i tych… (jak to są te kukiełki?)… Animatorów*! Tak więc, czego oni nie potrafili dokonać, dokonał deszcz, do spółki z mrozem. Mianowicie, ci dwaj goście przekonali mnie do jazdy figurowej na lodzie.
Na początku zafundowali nam wszystkim wielkie lodowisko. Obejmowało całe miasto. Tak to się bowiem odbywało: deszczyk, dopadający gruntu, rozpływał się po nim i zamarzał w idealną, gładką taflę, a kolejne krople jeszcze bardziej ją wygładzały, wzmacniały i pokrywały warstewką niezwykle śliskiej cieczy.
Wyszedłem przed dom i stanąłem… Znaczy, taki miałem zamiar, ale powiódł się tylko połowicznie, bowiem siłą bezwładności poruszałem się nadal, choć moje nogi pozostawały nieruchome. Dojechałem tak do trawnika i tam jakaś nierówność spowodowała, że się zatrzymałem, przy okazji wzbudzając mały wietrzyk przy pomocy ramion.
Pokręciłem głową. Zauważyłem przy tym, że moje buty odwzorowały ten ruch w przeciwnym kierunku. Czysta fizyka. To tak jak ze śmigłowcem. Gdyby nie małe śmigiełko obrotowe na końcu ogona, niczym niepodparty w powietrzu śmigłowiec kręciłby się w stronę przeciwną do ruchu głównego wirnika. Tu było podobnie – siła tarcia między butami i podłożem zmalała do tego stopnia, że kręcenie głową wprawiało w obrót resztę ciała, choć nie tak gwałtownie, proporcjonalnie do masy.
- No, nieźle! – pomyślałem. – Jak ja teraz dojdę do sklepu?
Na wszelki wypadek mówiłem to w myślach, bojąc się, że w przypadku wypowiedzenia tych słów, siła odrzutu mogłaby mnie skierować w tył.
Poruszyłem nogami. Postawiłem pierwszy krok, potem drugi, potem trzeci… Nic z tego, ciągle stoję w miejscu! Przelazłem na trawnik. Tam było trochę bardziej chropowato, więc udało mi się ruszyć. Wykorzystując siłę rozpędu, przeszedłem na chodnik i tam już poślizgałem się w kierunku spożywczego. Oczywiście, była to podróż z przygodami, bo nogi mocno mi się rozjeżdżały. Wykonałem kilka całkiem efektownych figur. Ponieważ nie wiedziałem, jak się nazywają, sam nadałem im nazwy.
Zacząłem od podwójnego marsla , zakończonego efektownym ementalerem. Ten płynnie przeszedł w potrójny wihajster, następnie kilka w miarę normalnych kroków, zakończonych czymś, co jak nic zasługuje na nazwę podwójnego Axla, ponieważ czułem się po tym, jakbym stukał do bram nieba**.
- Nic się panu nie stało?! – jakiś starszy pan próbował podbiec do mnie, ale buty tak mu zabuksowały na chodniku, że wylądował w krzakach pigwowca japońskiego (pamiętam, bo jesienią sam obrywałem z niego owoce).
- Nie, nic! – odparłem resztką tchu. – Lubię sobie czasem tak poleżeć, uspokoić się, popatrzeć w gwiazdy… A co u pana?
- W porządku – zabrzmiała odpowiedź. – Te krzaczki są całkiem ładne w tych koszulkach z lodu, prawda?
- Prawda – potwierdziłem. – A jeszcze milsze są drzewa, zwłaszcza, gdy zawieje wiatr. Zauważył pan, jak ładnie wtedy dzwonią?
Potem próbowaliśmy się jakoś pozbierać, co o mało nie skończyło się połamaniem nóg. Jakoś tak, po trosze na czworakach, zbliżyliśmy się do siebie i pomogliśmy sobie wzajemnie stanąć na nogi. Udało się za trzecim razem. Na babę z parteru, która akurat otworzyła okno i rzuciła coś w stylu „Degeneraci! Tak wcześnie, a oni już ledwo łażą!”, w ogóle nie zwróciliśmy uwagi.
- Gdzie dozorca? –dziwił się towarzysz niedoli. – Zwykle o tej porze jest już odkute, posypane solą, odśnieżone, wysypane piaskiem…
- Pewnie też nie może dotrzeć – zauważyłem. – Wyobraża pan sobie ciągnąć wózek z piaskiem na takim lodzie?
Uznaliśmy, że to możliwe, ale okazało się, że oceniliśmy go niesprawiedliwie. Dozorca leżał w krzakach kilkanaście metrów dalej, obok przewróconego wózka z piaskiem. Gdy nas usłyszał, zaczął wzywać pomocy, bo utknął paskudnie i nie mógł się ruszyć. Wyciągnęliśmy go stamtąd, wskutek czego znów leżeliśmy na ziemi. Żmudna procedura wstawania zaczęła się od początku.
- Panie, co ja mam robić? – biadolił dozorca. – Co posypię, to zaraz przykrywa następna warstwa i ślisko jak przedtem.
- Może solą? – podsunąłem. – Temperatura w pobliżu zera, to sól powinna dać radę.
- Panie, na taką warstwę lodu to ja ze dwie przyczepy soli bym musiał wysypać! A i tak prawie cała spłynie na trawnik!
Miał rację. Nikt nie przewidział, że jednocześnie będzie mróz i w miarę ciepły deszcz. Sam widziałem to zjawisko dopiero drugi raz w życiu.
No cóż, nie miałem czasu na pogaduszki, pożegnałem się i poszedłem (że tak umownie to czołganie się nazwę) do sklepu. Co mnie zdziwiło niepomiernie, to fakt, że zarówno sprzedawczyni , jak i zaopatrzenie, dotarły na czas. No cóż, drogi posypano już wcześniej, więc samochodami dało się poruszać. Tylko chodniki zamieniły się w łaminóżki i łamirączki.
Kupiłem, co potrzeba i rozpocząłem mozolną podróż z powrotem. Starałem się iść trawnikiem, gdzie wprawdzie lodu było więcej, ale też był bardziej chropowaty i dało się od biedy iść. Pozdrowiłem sterczące z krzaków stopy dozorcy, zapewniającego mnie, że spoko, da sobie radę i po krótkim**** czasie dotarłem do klatki schodowej.
Rozpoczynał się nowy, piękny dzień…
Na początku zafundowali nam wszystkim wielkie lodowisko. Obejmowało całe miasto. Tak to się bowiem odbywało: deszczyk, dopadający gruntu, rozpływał się po nim i zamarzał w idealną, gładką taflę, a kolejne krople jeszcze bardziej ją wygładzały, wzmacniały i pokrywały warstewką niezwykle śliskiej cieczy.
Wyszedłem przed dom i stanąłem… Znaczy, taki miałem zamiar, ale powiódł się tylko połowicznie, bowiem siłą bezwładności poruszałem się nadal, choć moje nogi pozostawały nieruchome. Dojechałem tak do trawnika i tam jakaś nierówność spowodowała, że się zatrzymałem, przy okazji wzbudzając mały wietrzyk przy pomocy ramion.
Pokręciłem głową. Zauważyłem przy tym, że moje buty odwzorowały ten ruch w przeciwnym kierunku. Czysta fizyka. To tak jak ze śmigłowcem. Gdyby nie małe śmigiełko obrotowe na końcu ogona, niczym niepodparty w powietrzu śmigłowiec kręciłby się w stronę przeciwną do ruchu głównego wirnika. Tu było podobnie – siła tarcia między butami i podłożem zmalała do tego stopnia, że kręcenie głową wprawiało w obrót resztę ciała, choć nie tak gwałtownie, proporcjonalnie do masy.
- No, nieźle! – pomyślałem. – Jak ja teraz dojdę do sklepu?
Na wszelki wypadek mówiłem to w myślach, bojąc się, że w przypadku wypowiedzenia tych słów, siła odrzutu mogłaby mnie skierować w tył.
Poruszyłem nogami. Postawiłem pierwszy krok, potem drugi, potem trzeci… Nic z tego, ciągle stoję w miejscu! Przelazłem na trawnik. Tam było trochę bardziej chropowato, więc udało mi się ruszyć. Wykorzystując siłę rozpędu, przeszedłem na chodnik i tam już poślizgałem się w kierunku spożywczego. Oczywiście, była to podróż z przygodami, bo nogi mocno mi się rozjeżdżały. Wykonałem kilka całkiem efektownych figur. Ponieważ nie wiedziałem, jak się nazywają, sam nadałem im nazwy.
Zacząłem od podwójnego marsla , zakończonego efektownym ementalerem. Ten płynnie przeszedł w potrójny wihajster, następnie kilka w miarę normalnych kroków, zakończonych czymś, co jak nic zasługuje na nazwę podwójnego Axla, ponieważ czułem się po tym, jakbym stukał do bram nieba**.
- Nic się panu nie stało?! – jakiś starszy pan próbował podbiec do mnie, ale buty tak mu zabuksowały na chodniku, że wylądował w krzakach pigwowca japońskiego (pamiętam, bo jesienią sam obrywałem z niego owoce).
- Nie, nic! – odparłem resztką tchu. – Lubię sobie czasem tak poleżeć, uspokoić się, popatrzeć w gwiazdy… A co u pana?
- W porządku – zabrzmiała odpowiedź. – Te krzaczki są całkiem ładne w tych koszulkach z lodu, prawda?
- Prawda – potwierdziłem. – A jeszcze milsze są drzewa, zwłaszcza, gdy zawieje wiatr. Zauważył pan, jak ładnie wtedy dzwonią?
Potem próbowaliśmy się jakoś pozbierać, co o mało nie skończyło się połamaniem nóg. Jakoś tak, po trosze na czworakach, zbliżyliśmy się do siebie i pomogliśmy sobie wzajemnie stanąć na nogi. Udało się za trzecim razem. Na babę z parteru, która akurat otworzyła okno i rzuciła coś w stylu „Degeneraci! Tak wcześnie, a oni już ledwo łażą!”, w ogóle nie zwróciliśmy uwagi.
- Gdzie dozorca? –dziwił się towarzysz niedoli. – Zwykle o tej porze jest już odkute, posypane solą, odśnieżone, wysypane piaskiem…
- Pewnie też nie może dotrzeć – zauważyłem. – Wyobraża pan sobie ciągnąć wózek z piaskiem na takim lodzie?
Uznaliśmy, że to możliwe, ale okazało się, że oceniliśmy go niesprawiedliwie. Dozorca leżał w krzakach kilkanaście metrów dalej, obok przewróconego wózka z piaskiem. Gdy nas usłyszał, zaczął wzywać pomocy, bo utknął paskudnie i nie mógł się ruszyć. Wyciągnęliśmy go stamtąd, wskutek czego znów leżeliśmy na ziemi. Żmudna procedura wstawania zaczęła się od początku.
- Panie, co ja mam robić? – biadolił dozorca. – Co posypię, to zaraz przykrywa następna warstwa i ślisko jak przedtem.
- Może solą? – podsunąłem. – Temperatura w pobliżu zera, to sól powinna dać radę.
- Panie, na taką warstwę lodu to ja ze dwie przyczepy soli bym musiał wysypać! A i tak prawie cała spłynie na trawnik!
Miał rację. Nikt nie przewidział, że jednocześnie będzie mróz i w miarę ciepły deszcz. Sam widziałem to zjawisko dopiero drugi raz w życiu.
No cóż, nie miałem czasu na pogaduszki, pożegnałem się i poszedłem (że tak umownie to czołganie się nazwę) do sklepu. Co mnie zdziwiło niepomiernie, to fakt, że zarówno sprzedawczyni , jak i zaopatrzenie, dotarły na czas. No cóż, drogi posypano już wcześniej, więc samochodami dało się poruszać. Tylko chodniki zamieniły się w łaminóżki i łamirączki.
Kupiłem, co potrzeba i rozpocząłem mozolną podróż z powrotem. Starałem się iść trawnikiem, gdzie wprawdzie lodu było więcej, ale też był bardziej chropowaty i dało się od biedy iść. Pozdrowiłem sterczące z krzaków stopy dozorcy, zapewniającego mnie, że spoko, da sobie radę i po krótkim**** czasie dotarłem do klatki schodowej.
Rozpoczynał się nowy, piękny dzień…
P.S. Wprawdzie obiecałem tutaj opis odkuwania samochodu, przy pomocy młotka, ale trochę mnie poniosło i notka mi się za bardzo rozrosła. Obiecuję zrobić to w następnym wpisie.
* Jak mawiał mistrz Janusz Gajos
** Jak pamiętamy, albo i nie, Axl Rose z grupą Guns n’Roses zrobili z tej piosenki Boba Dylana przebój na skalę światową. Potem wiele osób dziwiło się, że Bob Dylan śpiewa piosenki Gunsów, co skończyło się podejrzeniem o niemoc twórczą i przesądziło o przyznaniu Literackiej Nagrody Nobla Wisławie Szymborskiej. ***
*** No dobra, źródeł brak, ale przyznacie, że brzmi prawdopodobnie!
**** Rzecz względna. Koleżanka Małżonka napadła na mnie z wyrzutem: „Co tak długo!? Spóźnimy się do pracy!”.
**** Rzecz względna. Koleżanka Małżonka napadła na mnie z wyrzutem: „Co tak długo!? Spóźnimy się do pracy!”.
Ten ciepły deszcz padający na warstwę śniegu w takiej postaci widziałam chyba po raz pierwszy w życiu. Nie upadłam tylko dzięki wyjątkowo dobrej wprawie w chodzeniu po moich osiedlowych uliczkach na spacerki w każdą pogodę!
OdpowiedzUsuńAle pies i kot miały naprawdę problem!
Wygnałaś psa i kota na dwór? W taką pogodę? Ty zła kobieto!
Usuń;)
piękny opis, przeżyłam dziś coś podobnego w drodze do samochodu (opisu odkuwania też oszczędzę..) w stronę auta, choć lekko pod górkę, poszło lepiej bo było świeżo posypane piaskiem... z powrotem, po przyjeździe, było już gorzej... świeża warstewka lodu i ..... szusując niczym narciarz w slalomie gigancie, sprawnie wyginając kolana i skręcając stopami, tym sposobem nadając kierunek jeździe, ślizgiem, dojechałam, poprzez parking (o nachyleniu kilkunastu stopni...) do zamarzniętego trawnika... potem już poszło lepiej gdyż do samej klatki chrzęściłam po trawie... ale teraz już będzie tylko lepiej bo już desz nie pada więc nie ma co zamarzać.:)
OdpowiedzUsuńAle mróz ma byc coraz większy. Jeśli coś jest oblodzone, oblodzonym pozostanie!
Usuńale skoro samochód mam "odlodzony" to już może takim pozostanie, co?... a propos, nie mogłam dziś nawet kluczyka w zamek wsadzić, nie mówiąc o przekręceniu... a gdzie odmrażacz?... w samochodzie :) ... miłego wieczoru
UsuńJeśli chodzi tylko o zamek, pomaga zapalniczka. Do zakupienia w najbliższym kiosku. Tylko ostrożnie, żeby nie przesadzić!
Usuńdziś, z racji tego, że pięknie świeciło słońce (wreszcie), skułam calutki lód z mojego auta, nie tylko z szyb ale i z karoserii... teraz jest czysty :)
UsuńZazdroszczę słońca. Do nas nie zawitało, więc w niektórych miejscach wóz wciąż opancerzony.
UsuńNitager - nie zebym byla nieczula jak lod (pardon porownanie) na czyjes krzywdy ale opis przechadzki do sklepu jest kolorowy, rozbrajajacy, technicznie ksztalcacy, smieszny I biorac to wszystko do kupy - rozbudzil mnie w przyjemny sposob!
OdpowiedzUsuńWazne ze kosci niepolamane, kosc ogonowa nie stluczona......
I dobry pretekst by po kazdej tak stresowej przechadzce wesprzec sie rumem.
Zycze odtajenia!
Dobrze, że mi przypomniałaś. Muszę kupić rum, bo w domu tylko na jedną herbatkę starczy.
UsuńPosypane piaskiem. Fajne. :) Słoneczko świeciło, kusiło by na działkę pójść ale piaskiem do przystanku jest a za przystankiem no to jak u Ciebie w opisie. :) Choć niby całe z 5 minut na działki, to jednak się nie odważyłam mimo ze kominek ogienek kusił w wyobraźni. Zostaliśmy z kotkiem doma doceniając emeryturę. O, słyszę mąż odpalił samochód odskrobany widać już. :) Czas zadbać - tłumaczył o akumulator.:)
OdpowiedzUsuńA młotek miał? Bo bez młotka, to ani rusz!
UsuńPadłam :)))) Nie będę się może narażać mówiąc, że u mnie tego zjawiska nie było (przez chwilę, w znikomym stopniu i jedynie punktowo) oraz, że zima na razie przychodzi i ma dopiero 2 cm śniegu :)))) 5 cm, jak się na kupkę śnieg zgarnie
OdpowiedzUsuńNo niestety, moje miasto znalazło się w samym centrum tej anomalii. Śmniegu nie ma, ale lód jest wszechobecny: pode mną, nade mną (drzewa, linie elektryczne), i wszędzie dookoła.
UsuńA ja bym śnieg chciała! Śnieg nie moczy tak jak deszcz. Drzewa oprószone śniegiem wyglądają magicznie, ludzie nogi łamią z mniejszą częstotliwością, dzieci mają frajdę. Zima ma w sobie "coś" - nieuchwytny czar :)
UsuńŚnieg może być, byle bez przesady. Niech w nocy spadnie tak z 10 cm, pługi nad ranem go odgarną, dozorcy odśnieżą chodniki i rankiem nich już będzie można chodzić i jeździć. Oczywiście, niech to się stanie w sobotę, żeby nie trzeba było wczsenym rankiem (w środku nocy!) drałować do roboty...
UsuńNitagerku- skoro wszystkie rady innych I moje nie przydaly Ci sie, to, po glebokim zastanowieniu, przekazuje ostatnia.
OdpowiedzUsuńTa jest niezwykle dramatyczna, taka ostatnia deska ratunku I ostrzegam ze moze spowodowac nieprzyjemne skutki uboczne, jak: pekniete serce, gleboki stress I smutek, moze nawet lzy, uczucie krzywdy, ograbienia I utraty, brak snu I apetytu, tesknote, spowodowac dlugotrwala uraze do klimatu, koszmarne wspomnienia.
Ten sposob jest wiec tylko dla mocnych I odpornych!
Gotowy na wysluchanie?
Na czas epoki lodowej zapomnij ze masz samochod!
Nie da sie to sie nie da, odtaje to bedzie.
Zycze dzielnego zniesienia dni bezsamochodowych ;)
Niewykonalne... Samochód jest mi potrzebny, inaczej nie zdążę się wyrobić. Nie codziennie, to prawda, ale dwa razy w tygodniu muszę go użyć.
UsuńMiałam kiedyś okazję przeżyć coś takiego, przy czym musiałam się dostać do mieszkania na osiedle bardzo oddalone od miejsca mojej pracy. O komunikacji miejskiej nie mogło być oczywiście mowy, własnego wtedy nie miałam, ale ludzie zabierali innych własnymi, sunąć dostojnie i baaaardzo powoli po lodzie. Udało się.
OdpowiedzUsuńMiałam przy tym okazję zobaczyć, jak poradził sobie jakiś uliczny robotnik udający się do kiosku: na szerokiej szufli miał piach i posypywał przed sobą. Przezornie zapas podzielił na pół. Zakupił papierosy i wrócił tą samą drogą, posypując przed sobą tym, co sobie zostawił, bo poprzednia warstwa była już pokryta gładkim lodem.
Niesamowite zjawisko.
U nas (Podlasie) jest konkretna zima, ze śniegiem, zaspami, siarczystym mrozem. Najgorzej, że czasem też bardzo silnie wieje. Szczerze mówiąc wolałam jesienną aurę tej wiosny, ale zima to zima, nie narzekam i tak w tym roku było łaskawie.
...jesienną aurę tej zimy, rzecz jasna...
UsuńWolę juz śnieg, niż deszcz. Śnieg tak nie przemoczy od razu do suchej nitki. A w połączeniu z lodem nie jest tak zabójczy ;)
UsuńZgadza się, zamarzającej na szklankę wody nic nie przebije.
UsuńCo do mrozu: u nas dziś nie mogli wylać lodowiska, bo woda się nie rozlewała - od razu zamarzała;-)
Ale za to mogli ulepić lodową figurkę ;) Grzech nie wykorzystać takiej okazji.
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńWczoraj rano było ślisko i ciemno, jak szłam do pracy, ale "gleby " nie zaliczyłam. A dziś poprószył śnieżek i dało się już przejść.
Faktycznie zamarznięty deszcz urzeźbił kształty cudne.
Pozdrawiam cieplutko :)
Skoro nie przewróciłaś się ani razu, to znaczy, że wcale nie było ślisko! Ja tez myślałem do wczoraj, że ślisko to jest wtedy, gdy się nogi rozjeżdżają, albo trudno jest wyhamować. Ale okazało się, że NAPRAWDĘ slisko to jest wtedy, gdy po kichnięciu odjeżdża się w tył, jak wystrzelona armata. A samochód, który z trudem zatrzymał się przed przejściem dla pieszych, począł zsuwać się ku krawężnikowi jezdni, z powodu wyprofilowania tejże. Na własne oczy to widziałem i nie mogłem uwierzyć!
UsuńKilka lat temu przeżyłam podobny horror - żeby było śmieszniej zupełnie normalnie wyjechałam z domu i wtedy zaczął padać deszcz i zamarzać na podłożu. Jechałam 5 km/godz i raz wykręciłam młynka. Gdy dojechałam na miejsce i wysiadłam z samochodu wypróbowałam z miejsca twardość chodnika, na szczęście bez żadnego złamania. Doczołgałam się do trawnika i nim pokuśtykałam tam, gdzie miałam dojść. Potem znów pokonałam dwa trawniki i niestety musiałam wejść na chodnik, by dotrzeć do samochodu.Posuwałam się krokiem typu biegu narciarskiego stylem klasycznym- na szczęście miałam buty na miękkiej, płaskiej podeszwie. Spocona z wrażenia dotarłam do samochodu i z ulgą zobaczyłam,że piaskarko-solarki już zdążyły się tą trasą przejechać- bok samochodu miałam w piasku i soli.
OdpowiedzUsuńZ tego co słyszałam z mediów to właśnie u Ciebie było najgorzej.
A czekoladę miałam na myśli pitną.
Miłego, ;)
Ten opis przypomina mi historię pewnej staruszki, która prosiła młodą dziewczynę, aby przeprowadziła ją przez jezdnię. Na pytanie, czy mieszka po drugiej stronie ulicy, staruszka odpowiedziała: "Nie, zaparkowałam tam swój motocykl!".
UsuńWybacz, tak mi się skojarzyło, bo ja, gdy jest ślisko, unikam prowadzenia samochodu, jeśli tylko mogę. Wolę już poobijać sobie kolana, niż ryzykować poważny wypadek - zwłaszcza, że zawsze znajdzie się na drodze jakiś kozak, któremu wydaje się, że "świetnie panuje nad pojazdem".
Jeden jedyny raz w życiu udało mi się wykonać pełny szpagat - właśnie z powodu gołoledzi! A tak na serio - polecam nakładki antypoślizgowe bushmen na obuwie! Korzystam drugi rok i żadna ,,szklanka'' mi niestraszna.
OdpowiedzUsuńNie słyszałem nigdy o czyms takim. Zaraz sprawdzę w necie. Dzięki za informację.
UsuńJa kupiłam podobne ojcu w sklepie Tchibo (sklepy są też w internecie chyba, ten był w jednej z galerii). Polecam: ukośne sprężyny, nieduże kolce - skuteczne, wygodne do założenia, w dwóch rozmiarach, jakieś 50 zł.
Usuńhttps://www.tchibo.pl/antyposlizgowe-podkladki-pod-buty-1-para-p400037037.html
UsuńInnymi słowy, to takie łańcuchy na koła, tylko dla pieszych! ;)
Usuń-Prosze pani masakra jest- zaczął od wejścia spóźniony na zajęcia uczeń. - wyjechałem z garażu i gleba, skręciłem w lewo i druga, potem w prawo i trzecia, potem zsiadłem z roweru i trzymając się go przyszedłem pieszo, przepraszam za spóźnienie ;D
OdpowiedzUsuńOpowieści od Ciebie mam teraz z pierwszej ręki, były podobne ;D
Wbrew pozorom, jazda rowerem to bardzo niebezpieczna rzecz w taką pogodę. O wiele niebezpieczniejsza niż samochodem! Roweru nie da się wyhamować i można wjechać prosto pod samochód, który też nie zdoła się zatrzymać. Lepiej iść pieszo.
UsuńU mnie na osiedlu tłumy jeżdżą na łyżwach po sciezce rowerowej :)))
OdpowiedzUsuńI dobrze! Niech wykorzystają okazję. Skoro rowery jeździć nie mogą, to niech pojeżdżą łyżwiarze.
UsuńZnowu mi się upiekło. Co prawda u mnie są takie obrazki:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=sd_oMQ-GKAg
Na szczęście, tylko od czasu do czasu.
Z doświadczenia pamiętam, że w taką pogodę, jaką opisałeś, najlepiej poruszać się krokiem łyżwowym :)
Groźnie wygląda. To gdzieś w Twoich okolicach?
UsuńZawsze dziwiło mnie, dlaczego nadbrzeżnych falochronów nie buduje się zaokrąglonych i mocniej zakręconych - tak, by górna krawędź była mocniej wysunięta w kierunku morza. Takie coś spiętrzałoby fale i kierowało je z powrotem w morze, a w dobie betonu wykonanie tego nie jest żadną sztuką.
To wybrzeże Atlantyku- środkowy zachód. Ja mieszkam dokładnie po przeciwnej stronie, środkowy wschód, nad Morzem Irlandzkim nie ma aż tak wysokich fal, widziałem sporo fal, bo mieszkam 200 metrów od morza, ale tego nie widziałem, chociaż...
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=QHpEuesrDjE
To sfilmowano 40 km w linii prostej ode mnie.
Jeżeli chodzi o nowinki i innowacje, Irlandia jest bardzo oporna. To jeden z tych krajów, gdzie w jednym kranie jest woda gorąca, a w drugim zimna :)